Kuba all inclusive

Jeśli szukamy luksusu, znajdziemy tylko jego imitację, jeśli uciekamy przed zimą na słoneczną plażę, musimy liczyć się z deszczem. Ale jeśli pragniemy przygody, z pewnością ją przeżyjemy - trzeba tylko zabrać wypchany portfel

Kuba jest całkowicie odcięta od realiów XXI wieku. nie tylko dlatego, że po ulicach jeżdżą automobile z lat 40. Elektryfikacja miast i wsi sprzed 50 lat reklamowana jest na wielkich transparentach tak, jakby zdarzyła się wczoraj. Groteskowo wygląda wymalowane na murach zapadających się posesji hasło: "Viva Fidel!". W oczy rzuca się antybushowska propaganda. Banki nie realizują przekazów pieniężnych z USA (co utrudnia emigrantom kubańskim z Florydy i Miami pomaganie rodzinom). Kubańczykom oficjalnie nie wolno posiadać dolarów ani innej obcej waluty. Dewizy, które na wyspę przywożą turyści, stanowią ok. 40 proc. przychodów państwa.

Tuż po przyjeździe na Kubę ma się wrażenie, że trwa tu jakieś szalone przestawienie, które wywołuje jednocześnie śmiech i łzy. Hawana porywa dźwiękami salsy, razi biedą i ludzkim dramatem, rzuca na kolana fascynującą scenografią kolonialnego miasta.

***

Oglądając wyspę z okien zamienionego na taksówkę chevroleta (rocznik '53), szybko zauważymy, że główną rolę w tym przedstawieniu wciąż gra Che Guevara, otoczony kultem jak największa gwiazda popkultury. Jego imię noszą elektrownie (zdobycze rewolucji), stadiony (świątynie baseballu), szkoły (często pod gołym niebem). Che Guevara jest bohaterem popularnych piosenek - zarówno tych płaczliwych, jak i pulsujących rytmem salsy (można je usłyszeć w większości barów).

W Narodowym Muzeum Sztuk Pięknych w Hawanie (Museo Nacional de Bellas Artes, wtorek-sobota 10-18, niedziela 10-14, Ave. de las Missiones, róg Tejadijo) obejrzymy portrety Che w stylu popartu, na których kubański bohater narodowy wygląda jak Marilyn Monroe z obrazów Andy'ego Warhola. Wizerunki Che to najczęściej występujący motyw nie tylko na wielkoformatowych banerach i muralach (malowidła ścienne), ale także na T-shirtach. W kubańskim Peweksie za 20 peso (na straganie za 5) można kupić koszulkę z portretem Che zamyślonego, z cygarem, roześmianego, natchnionego - wszystkie nadrukowane zdjęcia są autorstwa Alberta Cordy, który miał wyłączność na portretowanie El Comandante. Wszechobecne gadżety z Che (breloczki, portfele, czapki, pudełka na cygara) są przeznaczone dla przyjezdnych. Dla mieszkańców Hawany hitem są buty Nike, sądząc po kolejkach przed sklepami z zagraniczną odzieżą sportową (fotografowanie sklepów jest zabronione, czego pilnują liczni policjanci).

W luksusowych enklawach można spotkać młodych Kubańczyków ubranych jak amerykańscy raperzy gangsta. Obserwując kulturę muzyczną i obyczajową młodego pokolenia, widzi się, że bardziej wpływa na nią Eminem niż wszechobecny Che. To jednak tylko przypuszczenie, bowiem Kubańczycy nie rozmawiają o polityce. Pytani o Fidela Castro, wyrażają się o nim z szacunkiem, przypominają zdobycze rewolucji, z których najważniejsze to bezpłatne szkolnictwo, służba zdrowia i elektryfikcja Kuby (problemy z dostawami prądu zdarzają się do dziś). Przypierani do muru, z reguły ucinają: "Información prohibido".

***

Hawanę, ponaddwumilionową stolicę Kuby, ze względu na różnorodność etniczną mieszkańców można nazwać wrzącym tyglem (ang. melting pot ), choć bardziej pasowałoby tu hiszpańskie określenie crisol de las razas (tygiel ras). W żyłach Kubańczyków płynie krew nie tylko brytyjskich, hiszpańskich i portugalskich kolonizatorów, ale także imigrantów z Wysp Kanaryjskich, którzy przywieźli na wyspę trzcinę cukrową, oraz sprowadzonych tu w XVI w. afrykańskich niewolników. Choć przewodniki podają, że większość populacji stanowią biali, to spacerując ulicami Hawany, trudno dać temu wiarę. Najwięcej spotyka się Mulatów i pięknych Mulatek - Kubanki słyną z urody w całej Ameryce Południowej.

Na tym wieloetnicznym tle turysta z Europy bardzo się wyróżnia i natychmiast ściąga na siebie uwagę naciągaczy, którzy oferują różne dziwne usługi lub proszą o pieniądze. Ich nachalność bywa bardzo uciążliwa. Zazwyczaj zaczyna się od niewinnego pytania: "Do you speak English?". Potem pojawiają się następne: "Masz coś dla mojego dziecka?", "Chcesz kupić cygara?", "Nie proszę o pieniądze, kup mi pieluchy!", "Zaprowadzę cię do baru Hemingwaya"... Takie prośby na początku chwytają za serce, ale po kilku dniach łatwo się zorientować, że najaktywniejsi naciągacze z reguły nie należą do najbardziej potrzebujących, lecz są po prostu najsprytniejsi. Najlepiej nie wdawać się w dyskusje - ulegając zaczepkom, możemy w kilka minut stracić kilkanaście euro. Warto natomiast zapłacić za zdjęcie z sobowtórem Fidela Castro czy z elegantami w przedrewolucyjnych frakach (zawodowo pozują do zdjęć zazwyczaj ludzie starsi, dorabiając do emerytur).

W Hawanie możemy czuć się w miarę bezpiecznie, pod warunkiem że zachowamy takie środki ostrożności jak na warszawskim Dworcu Centralnym czy Stadionie Dziesięciolecia. Policyjne patrole, obecne niemal na każdej ulicy starówki (Habana Vieja), skutecznie odstraszają przestępców za dnia. Po zmroku Hawana tonie w ciemnościach, a jej zwiedzanie w blasku księżyca jest raczej ryzykowne.

***

Oldmobile prują z warkotem ulicami Hawany, wyrzucając chmury gryzącego dymu. Odmalowane na wysoki połysk różowym lub turkusowym lakierem najczęściej należą do państwowego przedsiębiorstwa turystycznego. Ale również prywatni właściciele kupują je w celach zarobkowych, zamieniając w nieoficjalne taksówki - za przednią szybą często można zobaczyć kawałek tektury z napisem "taxi". Reszta poruszających się po Hawanie oldmobili jest w opłakanym stanie - bez szyb, z niedomykającymi się, wyklepanymi domowym sposobem drzwiami. Rzadko kiedy mają skompletowane z jednego modelu koła. Na ulicach Hawany dzielnie radzą sobie także polskie "maluchy" i rosyjskie łady. Dla hawańczyka własny samochód to prawdziwy luksus.

Przy niewielkim natężeniu ruchu w Hawanie panuje bałagan transportowy. Przedostanie się z jednego końca miasta na drugi komunikacją publiczną trwa kilka godzin i jest prawdziwą udręką. Autobusy kursują średnio co godzina, nie trzymając się żadnego rozkładu jazdy. Mieści się w nich jednorazowo kilkaset osób! Są to wielkie platformy - naczepy przypominające trzy zespawane autobusy. Hawańczycy nazywają je żartobliwie wielbłądami (camello ). Jednak widok pasażerów walczących o każdy skrawek miejsca po wielogodzinnym czekaniu na przystanku wcale nie jest zabawny. Dlatego zwiedzając miasto, warto wziąć taksówkę (przejażdżka po najważniejszych zabytkach miasta nie powinna kosztować więcej niż 10 peso, trzeba się targować).

***

Choć miasto jest powoli odnawiane z funduszy UNESCO (zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego), to na pierwszy rzut oka jego stan jest opłakany. Grzyb i wilgoć tworzą na fasadach budynków surrealistyczne plamy poprzecinane plątaniną kabli elektrycznych. Wykrzywione balkony tylko gdzieniegdzie podpierają drewniane stemple. Szyby w oknach budynków mieszkalnych to rzadkość, jeśli są, to zwykle popękane. Ze względu na tropikalny klimat i niedostępność szkła wielu mieszkańców rezygnuje z nich, zaciemniając okna drewnianymi żaluzjami. Oko przybysza szybko się do tego przyzwyczaja, tym bardziej że pod zmurszałymi elewacjami można zobaczyć wspaniałe szczegóły architektoniczne.

Mimo zaniedbania Hawana wciąż jest pięknym kolonialnym miastem. W dzielnicy Habana Vieja każdy budynek to zabytek. XVII-wieczna twierdza Castilio de la Real Fuerza u wejścia do portu, której walory obronne podnosiły hodowane w fosie krokodyle. Barokowa katedra pod wezwaniem Dziewicy Maryi Niepokalanie Poczętej (Catedral de la Virgen Maria de la Concepción Inmaculada), pierwsze miejsce spoczynku Krzysztofa Kolumba. Eleganckie XIX-wieczne siedziby hiszpańskiej arystokracji z dziedzińcami wybrukowanymi drewnianymi cegłami, by tłumić stukot końskich kopyt. Hotel Ambos Mundos - to w nim zatrzymywał się Ernest Hemingway, podobno tu rozpoczął pracę nad powieścią "Komu bije dzwon". W udostępnionym do zwiedzania pokoju 511 zachowała się jego maszyna do pisania i... pusta butelka po whisky. Idąc w górę ulicą Obispo, dojdziemy do Floridity - ulubionego baru pisarza, z najdroższym mojito w mieście.

Poza tym Kubańscy przewodnicy najczęściej pokazują turystom: przedrewolucyjny dom Che Guevary obok gigantycznego posągu Chrystusa, plac Rewolucji (tu Fidel Castro przemawia do narodu) oraz Kapitol (Capitolio Nacional), dawną siedzibę parlamentu, która jest wierną kopią Kapitolu w Waszyngtonie.

Spacerując po centrum, zobaczymy wspaniałe dekoracje art déco. Styl ten, popularny w latach 30., był synonimem luksusu i uchodził za szczyt ekstrawagancji. Łączył geometrię kształtu z drogocennym, ekstrawaganckim surowcem (nikiel, barwiona skóra, laka, egzotyczne forniry, włoski marmur, stiuk) i przywożonymi z dalekich krajów unikalnymi pamiątkami (skóry dzikich zwierząt, plemienne rzeźby i maski). Obecnie przeżywa swój renesans, zwłaszcza w architekturze wnętrz, i ma wielkie grono miłośników. Zwiedzanie rezydencji amerykańskich milionerów, którzy po rewolucji musieli porzucić swoje kubańskie majątki, może być źródłem cennych inspiracji.

Jednym z poważniejszych inwestorów był Al Capone, który na malowniczej skarpie (La Rampa) wybudował Hotel Nacional (Calle 21 y O, Vedado), do dziś najbardziej prestiżowy w Hawanie. Do lat 50. był centrum rozrywki i hazardu. W holu galeria portretów słynnych gości - od Rity Hayworth po Naomi Campbell, w ogrodach wspaniały punkt widokowy.

Majstersztykiem stylu art déco jest Edificio Bacardi, okazały wieżowiec należący niegdyś do rodziny Bacardi, potentatów rumu (obecnie biurowiec, Ave. de las Misiones/San Juan de Dios y Empedrado). To tu podobno po raz pierwszy serwowano rum z coca-colą - słynny drink cuba libre . Od kiedy klan Bacardi został wygnany z wyspy za działalność antyrewolucyjną, marka rumu znikła z rynku, a na jej miejscu pojawił się rum Havana club, produkowany w dwóch państwowych destylarniach. Choć hasło reklamowe: "Przyjedź na Kubę i wykąp się w rumie Bacardi" jest już dawno nieaktualne i tak warto przyjechać i odwiedzić ten rzadki zabytek art déco. Wyposażenie wnętrza kosztowało 700 tys. dolarów! Warto wstąpić na drinka do baru na I piętrze i zwiedzić wystawny hol (po negocjacjach z portierem może uda się obejrzeć cały budynek).

Na Casa de Catalina Lasa, Monserrate 261 (między Empedrado i San Juan de Dios) zobaczymy rezydencję największej skandalistki w Hawanie lat 30., synowej wiceprezydenta Kuby, która porzuciła męża dla milionera Juana Pedro Baro, narażając się na towarzyski ostracyzm. Wystawny dom, zaprojektowany przez wybitnego architekta René Lalique'a, jest dowodem miłości jej kochanka

***

Turyści, którzy przyjeżdżają na Kubę w zorganizowanych grupach, najczęściej poświęcają na zwiedzanie Hawany jeden lub dwa dni, a potem wracają do hotelu w kurorcie Varadero (ok. 140 km od stolicy, taksówką ok. 150 peso w obie strony, w przeliczeniu na dwie osoby taniej niż z hotelową wycieczką).

Turystyczny raj znajduje się na 25-kilometrowym cyplu (z odrębnym lotniskiem) i przypomina nasz Półwysep Helski. Z tą różnicą, że na całej jego długości znajdują się hotele, a woda obmywająca złoty piasek jest szmaragdowa. To rzeczywiście jedne z najpiękniejszych plaż na Karaibach - ciągną się ponad 25 km.

Varadero ma jednak niewiele wspólnego z typowymi kurortami turystycznymi znanymi z Dominikany czy Jamajki. To miejsce, w którym rodzima bieda kontrastuje z zagranicznym luksusem, a przedrewolucyjny blichtr z socjalistyczną urawniłowką. Do Varadero ściągają najlepsi artyści z całej Kuby - od baletu na wodzie po zespół Buena Vista Social Club. Kurort jeszcze przed rewolucją cieszył się doskonałą renomą. Pierwsze pensjonaty zakładali tu amerykańscy multimilionerzy oraz przemytnicy związani z Alem Capone. Niektóre z nich warto odwiedzić, np. Mansion Xanadu, choćby po to, by poczuć się jak w czasach amerykańskiej prohibicji.

Od kiedy w latach 90. Fidel Castro postanowił uczynić turystykę najważniejszą gałęzią przemysłu, zainwestował w kurort, który po rewolucji mocno podupadł. W ciągu 15 lat wyremontowano zrujnowane posiadłości, zasypano przepiękne naturalne laguny na końcu półwyspu i wybudowano tam kilkupiętrowe hotele. Najwytworniejsze hacjendy przy głównej ulicy zamieniono na sklepy i urzędy. Za ich fasadami nadal kryją się ubogie podwórka z czworakami o powierzchni 12 m kw., w których gnieżdżą się całe rodziny. Turystyczny high life jest prawie niedostępny dla zwykłych Kubańczyków. Zdarza się, że ochrona usuwa ich z hotelowych plaż. By tego uniknąć, niektórzy zakładają na ręce kolorowe bransoletki, z daleka przypominające te, które noszą goście w hotelach all inclusive . Mieszkańcy nie mogą też korzystać z turystycznych autobusów, które prawie puste kursują po całym półwyspie i zatrzymują się na każde żądanie turystów. A pracownicy hoteli oblegają przystanki transportu publicznego, godzinami czekając na zdezelowane autobusy, by wrócić do domu.

Doskonale pasuje do tej sytuacji określenie "turystyczny apartheid", pochodzące z przewodnika Pascala, w którym znajdziemy szczegółowe opisy wszystkich hoteli w Varadero.

***

Ceny na Kubie są wyśrubowane, porównywalne z europejskimi. Wymienialne kubańskie peso (oznaczane podobnie jak dolar) jest warte nieco więcej niż 1 euro (plus 10 proc.). Za wodę mineralną trzeba zapłacić 3 peso, za płytę z muzyką kubańską (mimo że jest zafoliowana, może okazać się piracka) 10, kostium kąpielowy 40, taksówka 10, obiad w luksusowej restauracji dla dwóch osób ok. 40. Jeśli chcemy zapewnić sobie przyzwoity standard, powinniśmy zatrzymać się w hotelu przynajmniej czterogwiazdkowym (według kategorii kubańskich). Dzięki temu, że placówki te z reguły zarządzane są przez cudzoziemców, gwarantują serwis na odpowiednim poziomie. Hotele trzy- i dwugwiazdkowe nie są bardzo złe, jednak turysta narażony jest na nieudolność lub cwaniactwo obsługi, która nie do końca rozumie ideę wczasów all inclusive . Kelnerzy nie starają się zasłużyć na napiwki, gdyż uważają, że i tak im się należą. W restauracjach naczynia bywają niedomyte, drinki serwuje się w plastikowych kubkach, a toalety sprzątane są o wiele za rzadko. Goście muszą opędzać się od propozycji zakupienia cygar bądź natrętnego wymuszania tzw. tipów (w niektórych autokarach wycieczkowych są nawet tabliczki: "Nie zapomnij dać napiwku kierowcy"). Niektórzy pod koniec wyjazdu są wyraźnie zmęczeni tym natręctwem, inni w ogóle go nie dostrzegają, zachwycając się niepowtarzalnym klimatem wyspy.

Wyjazd na Kubę "jeszcze za życia Fidela" to chyba ostatnia szansa, by odkryć dla siebie tę niezwykłą wyspę, zanim przeistoczy się w typowe turystyczne miasteczko, jakie znamy z katalogów.

Można i z plecakiem

Wczasy all inclusive oferują w Polsce: Tui, Neckermann, Korona Travel, Eximtours i Logostour; lot (w zależności od linii) trwa od 12 (KLM) do 17 godzin (Fischer, Prima Charter). Pobyt w hotelu 3-gwiazdkowym - ok. 6 tys. zł, wyższy standard - ok. 10 tys. (najlepszych nie ma w ofercie polskich agentów). Wybierając hotel z katalogu, warto zweryfikować jego renomę, np. na stronie http://www.wakacje.pl , http://www.tripadvisor.com .

Po Kubie można podróżować na własną rękę - przed wyjazdem trzeba zaopatrzyć się w sprawdzone adresy noclegów, dobre strony: http://www.havanahotelandtravel.info , http://www.hotel-map.us , http://www.cuba-hotelguide.com , http://www.cuba-junky.com (zabierzmy ze sobą wydruki, gdyż na miejscu dostęp do internetu jest ograniczony).

Waluta. Pierwsze kroki należy skierować do kantoru wymiany walut (cadeca) - we wszystkich ten sam kurs. Turyści mogą płacić wyłącznie bonami walutowymi, tzw. peso wymienialnym - 1 peso = niewiele ponad 1 euro. Przy wymianie dolarów naliczany jest podatek, dlatego bardziej opłaca się zabrać euro

Punkty informacyjne dla turystów, przeważnie w hotelach; obsługują je państwowe przedsiębiorstwa turystyczne, więc udzielają informacji głównie w celu sprzedaży firmowych wycieczek i biletów na zorganizowane imprezy. Warto tam zajrzeć, by dowiedzieć się, jakie atrakcje kulturalne są dostępne w danym momencie.

Warto przeczytać: "Kuba", wyd. Pascal 2005 - kultura i historia wyspy, niezastąpione źródło aktualnych informacji; Pedro Juan Gutierrez: "Brudna trylogia o Hawanie", Zysk i S-ka 2004 - dziennikarski zapis tego, co na co dzień dzieje się za drzwiami domów w Miramar, dzielnicy Hawany, która miała być drugim Miami; Martino Fagiuoli: "Habana Deco", CV Export S.a.s, 2003 - pięknie wydany album na temat architektury Hawany (wspaniała pamiątka!), kupimy u hawańskich bukinistów i w księgarniach

Warto zobaczyć

Trinidad - 318 km do Hawany, dojazd autobusem wycieczkowym - świetnie zachowane kolonialne miasto pamiętające czasy Kolumba

Vinales - 140 km od Hawany, dojazd do Pinar del Rio samochodem - unikatowa przyrodniczo dolina z prehistorycznymi jaskiniami

Zatoka Świń - 200 km od Hawany, dojazd samochodem - piękne rafy koralowe, idealne warunki do nurkowania

Półwysep Zapata - 200 km od Hawany, dojazd samochodem - dziewicza tropikalna roślinność, farmy krokodyli

El Yunque - 1061 km od Hawany, samolotem do Baracoa - szczyt porośnięty rzadkimi gatunkami storczyków

W sieci

http://www.cuba-junky.com - strona mieszkających lub pracujących na Kubie cudzoziemców, skarbnica informacji

http://www.cubanet.org - Prensa Independiente de Cuba

http://www.havanahotelandtravel.info - hotele, restauracje, muzea i atrakcje Hawany

http://www.cuba-hotelguide.com - rezerwacja hoteli online

Więcej o: