Z Mrągowa do Mikołajek

To tylko 23 kilometry, ale przejechanie tego odcinka drogi nr 16 może zająć cały dzień

Szosa jest wąska i pełna zakrętów, jak większość na Mazurach. Z rzadka zza gęstwiny drzew wyłaniają się jeziora i wioski. Prawie w każdej z nich znajdziemy coś ciekawego.

***

Kosewo (9 km od Mrągowa) to jedna z wielu wiosek letniskowych, gdzie bez trudu można znaleźć nocleg w kwaterze agroturystycznej lub na polu namiotowym. Wieś wita nas strzelistym budynkiem dworca z czerwonej cegły stojącym na przesmyku między jeziorami Juksty i Probark. Jeżdżą tu dwa pociągi dziennie. A dalej pola namiotowe, kwatery i pensjonaty, czyli mazurski eden. Skręcając w prawo na Kosewo Górne, zobaczymy skromną tablicę Stacji Badawczej Instytutu Parazytologii PAN (Ferma Jeleniowatych). Warto tu zajrzeć, a kto raz to zrobi, będzie chciał wciąż wracać (otwarta 1 maja-31 sierpnia, wstęp 15 zł, ulgowy 7, tel. 089 742 43 81). Kilkaset jeleni, saren, daniele, a nawet łosie przechadzają się tu wolno po malowniczych pagórkowatych pastwiskach. To miejsce pełne naturalnego uroku i rodzinnej atmosfery. Można podpatrywać zwierzęta, słuchając interesujących opowieści przewodników o ich zwyczajach. Wiedzą, do którego (groźnie wyglądającego) daniela można podejść, by spokojnie pogładzić jego sierść i która łania lubi wsadzać wścibski pysk do torby gościa. W muzeum obejrzymy film oraz zbiory poroży i trofeów.

***

Po przejechaniu dalszych 4 km znajdziemy się w Baranowie, wsi, która powstała w XVI w. Przez wiele lat słynęła z baranich szaszłyków (niestety, to już przeszłość). Czy nazwa ma coś wspólnego z lokalnymi przysmakami? Źródła wspominają, że nazwę mogli przynieść osadnicy z Mazowsza. Cicha, spokojna osada, aż dziw, że pochodził stąd człowiek, który pod koniec lat 70. był postrachem kobiet - o wampirze z Baranowa do tej pory wspominają gazety. Warto zatrzymać się tu na krótki odpoczynek w cieniu stojącego na wzgórzu blisko 100-letniego kościoła, zbudowanego na wzór barokowych świątyń południowych Niemiec. Przy głównej ulicy odkryjemy stare mazurskie domy i drzewa z czasów, kiedy mieszkali tu Rogala-Biebersteinowie, właściciele dóbr baranowskich. Zachował się klasycystyczny pałac dworski i park. Obecnie pałac znajduje się w rękach prywatnych, jest remontowany. Można pospacerować ścieżkami wśród starych drzew.

***

Kolejny przystanek w drodze na Mikołajki możemy zrobić w Zełwągach, osadzie (500 mieszkańców) z uliczką wyłożoną kocimi łbami, przy której stoją sczerniałe ze starości drewniane chaty. Kiedyś osada była centrum polskiego mormonizmu. Na początku lat 20. XX w. zełwądzki handlarz Fritz Fischer z wyprawy do Berlina (Zełwągi należały wówczas do Niemiec) powrócił nawrócony na mormonizm, a że miał dar przekonywania, wkrótce przekonał do swojej nowej wiary prawie całą wieś. Musiał mieć silne argumenty, skoro sąsiedzi rzucili alkohol, papierosy, a nawet kawę i herbatę. W 1929 r. mormoni zbudowali tu kaplicę (dziś katolicka). Obecnie nie ma już tu mormonów, ale w Polsce żyje ich ok. 700, czyli niewiele więcej niż wówczas w malutkich Zełwągach.

Niezwykły urok mazurskiej prowincji oraz czyste jezioro Inulec przyciągają tu turystów (prawie w każdym domu są pokoje do wynajęcia), kusi wiejska plaża. Przewodniki wspominają o galerii rzeźby Zdzisława Grunwalda. Pytam o nią w sklepie na zakręcie. - Mietek, powiedz pani, jak jechać do Zdziśka! - krzyczy sklepowa i już wiem, że moje obcowanie ze sztuką będzie swojskie.

Galeria rzeźby mieści się w prywatnym domu, do którego prowadzi brama z wyrytym w drewnie napisem "Kocham Mazury". Na podwórzu stoją smętki, drewniane bociany, święte figury. Oglądam je przez szparę w płocie, bo w niedzielny poranek nie ma gospodarzy (to nie muzeum, nie ma godzin otwarcia).

***

Omijając zatłoczone i głośne w sezonie Mikołajki, można przedłużyć wycieczkę o 5 km, jadąc do Łuknajna. Wraz z ostatnimi zabudowaniami Mikołajek skończy się asfalt. Podskakując na wybojach, dotrzemy do leśnego parkingu, a potem, ścieżką za tablicą informacyjną, do rezerwatu ornitologicznego Łuknajno (część Mazurskiego Parku Krajobrazowego). Błękitno-zielony krajobraz doskonale dopełniają sylwetki białych ptaków na wodzie i wolno kołujące czarne drapieżniki na niebie. W rezerwacie (na liście Rezerwatów Biosfery UNESCO) zaobserwowano ponad 175 gatunków ptaków. Można je podziwiać ze specjalnych wież widokowych. Do pierwszej z nich prowadzi ok. 600-metrowa ścieżka po podmokłej łące. Świerszcze grają przedpołudniowy koncert, muchy brzęczą nad żółtymi kwiatami jaskrów, błękitne motyle bawią się w berka. Długi drewniany pomost przeprowadzi nas nad bagniskiem do drewnianej wieży. Wokół unosi się woń wilgoci i pokrzyw. W dali na szaro-błękitnej wodzie niczym papierowe łódeczki kołyszą się łabędzie. Jezioro Łuknajno, otoczone rozległymi łąkami i bagnami, od dziesiątek lat jest siedliskiem łabędzi niemych. Kiedy na przełomie lipca i sierpnia ptaki zmieniają swe upierzenie, na wodzie niczym biały kobierzec unosi się łabędzi puch. Zdarza się, że równocześnie przebywa ich tu 2500! Łabędzie lubią Łuknajno, bo jest płytkie (średnia głębokość 60 cm), a one budują pływające gniazda i żywią się wodorostami. Po jeziorze, połączonym wąskim kanałem (500 m długości) ze Śniardwami nie wolno pływać nawet kajakiem.

Oddalona o kilometr od parkingu w lesie osada Łuknajno, leżąca między tymi dwoma jeziorami to zaledwie kilka domów, ale znaleźć tu można zarówno nocleg, jak i strawę, o co zadbał Folwark Łuknajno (dwójka we wrześniu i październiku - 150 zł, tel. (087) 42 16 862).

Regionalnych potraw przyrządzonych po domowemu i miodu z tutejszej pasieki spróbujemy w gościńcu Pod Łabędziem (różnego rodzaju pierogi - 10 zł, ryby, np. sandacz - 26 zł, tel. 087 421 68 62).

W czasie wycieczki ornitologicznej (organizuje je m.in. Folwark Łuknajno) z pewnością usłyszymy łopot skrzydeł przelatujących łabędzi, tęskny klangor żurawi i głosy łyski, perkoza lub błotniaka stawowego. Można podziwiać kołujące w chmurach orły bieliki, a jesienią żegnać klucze odlatujących gęsi i kormoranów. Rozległe tereny wokół folwarku to również idealne miejsce do wędkowania i pływania w jeziorze Śniardwy.

Kiedy, wracając z naszej krótkiej wycieczki, spojrzymy na mapę, zdziwi nas, że na tak maleńkim kawałku Mazur może się pomieścić tyle atrakcji. I zaplanujemy kolejną wycieczkę - nie musi być daleko.

Więcej o: