Kreta: W Orino czas biegnie po swojemu

Rano każdy krząta się wokół domu lub na polu, w południe kobiety gotują obiad, mężczyźni grają w kafenionach w karty lub piją raki, o 14 wieś zamiera...

W okolicach Koutsouras, tuż przy morzu, góry rozstępują się, tworząc wąwóz zwany Butterflay (lub po prostu Orino), którym można dojść do wioski Orino. Podczas trzygodzinnego spaceru zobaczymy rzadki gatunek czerwonych motyli (stąd nazwa wąwozu). To jeden z bardziej znanych wąwozów w południowo-wschodniej Krecie. W środkowej części trzeba bardzo uważać, żeby nie zgubić ścieżki (żółte znaki są rzadkie). Najpiękniejsze są ostatnie dwa kilometry - idzie się pod górę, podziwiając krajobrazy. Na końcu wąwozu ze skał bije źródło, tworząc mały wodospad. Wychodzi się przy asfaltowej drodze łączącej Orino z Koutsouras. Niestety, oprócz ładnych widoków oglądamy skutki wielkiego pożaru z 1993 r., który zniszczył 70 proc. sosnowego lasu.

Można też dojechać do Orino samochodem z Irapetry (40 km) dobrą nadmorską drogą Irapetra - Sitia. Między Koutsouras a Mavros Kolimbos po lewej stronie zobaczymy na wzgórzu kościół Agios Panteleimonos, za nim jest znak "Orino". Tu trzeba skręcić, a potem serpentynami 10 km do wioski. Orino leży na północnym-wschodzie Krety na wysokości 600 m n.p.m. w otoczeniu nagich, poszarpanych szczytów gór Thripiti.

***

Ma 140 mieszkańców i jedną długą ulicę. Po obu jej stronach na dole i na górze stoją domy - jedne stare, rozpadające się, inne białe, nowe, jak spod igły. Nie ma tu typowego dla greckich wiosek placu z kafenionem . Stare domy to prawdziwe perełki dawnej architektury kreteńskiej. Prostokątne, jednopiętrowe, kamienne z malutkimi oknami i płaskimi dachami. W rzędzie tych domków są trzy kafeniony , mały sklep, kościół Agios Dimitris z dzwonnicą i freskami z XII w., nieczynny już fryzjer - przez szybę w drzwiach widać stary fotel i porzucone przybory do golenia. Na samej górze wioski znajduje się malutki cmentarz z białymi marmurowymi nagrobkami i kaplicą, otoczony wysokim płotem. Idzie się tu alejką wśród kasztanowców porośniętych bluszczem.

Na końcu Orino obok 100-letniego orzechowca z wielkimi rozłożystymi gałęziami

ma "pracownię" serów Olga. Miejsce to niezwykłe. Wchodzi się po kamiennych schodkach do drewnianej szopy obrośniętej pnącą się winoroślą. W półcieniu w bawełnianych chustach suszą się kozie sery, między durszlakami do odcedzania serwatki a garnkami, w których dojrzewają. W kącie pod ścianą stoją drewniane baryłki z winem. Olga wyjaśniła mi, że mleko kozie najpierw stoi dobę w emaliowanym garnku. Potem dodaje się do niego trochę soli, specjalne bakterie w proszku i wiesza w bawełnianej szmatce, aby ser obciekł. Po wyschnięciu jest gotowy do jedzenia (w smaku trochę przypomina fetę). Olga ma również małą destylarnię, w której późną jesienią pędzi raki - wódkę z resztek winogron.

W Orino czas biegnie swoim rytmem. Rano każdy krząta się wokół domu lub na polu. W południe kobiety gotują obiad, a mężczyźni grają w kafenionach w karty lub piją raki. O 14 wieś zamiera - każdy, kto zakłóci spokój sjesty, uważany jest za barbarzyńcę. Od 17 znowu zapełniają się stoliki w barach. Wieczorami całe rodziny, znajomi, sąsiedzi zasiadają do wspólnej kolacji, jedząc, pijąc i rozmawiając do późna w nocy.

***

W okolicy cmentarza zaczyna się szlak w góry Afentis, pocięte polnymi drogami prowadzącymi wśród winnic i malutkich warzywników (miejscowi starają się zagospodarować każdy skrawek ziemi). Trzeba dojść do rozjazdu z tabliczką "Thripiti", skręcić w lewo, a potem kręte serpentyny zaprowadzą nas na najwyższy szczyt - Stavromenos (1450 m n.p.m.). Jest tam hala, w której można spędzić noc - na podłodze lub na ławce - oraz kościół Profiti Illias wybudowany przez mieszkańców Orino. Tę 11-kilometrową trasę można pokonać samochodem terenowym lub na piechotę (trzy-cztery godziny w jedną stronę). Droga jest warta zachodu - z góry można podziwiać rozległą panoramę okolicy. Dopiero stąd widać, że jesteśmy dokładnie na środku wyspy. Po drodze na szczyt mija się szyld informujący o tawernie w sąsiedniej wiosce Thripiti.

Jadąc do niej, trafiłam na kozią fermę. Gospodarz, czarny, brodaty, krępy Manolis zaprosił nas do stołu. Przyniósł domowej roboty wino, talerz gotowanego koziego mięsa i własnej produkcji sery - twardy kritiko i miękki mizithra , który był jeszcze ciepły (rzadko się zdarza jeść taki przysmak!). Na deser były gruszki i jabłka z sadu. Manolis mieszka tu z żoną i dziesięciorgiem dzieci (dwoje właśnie opuściło dom). Ziemię dzierżawi od ludzi z wioski, a płaci im tym, co wyprodukuje.

Jadąc z Orino w stronę Irapetry, warto zatrzymać się na plaży w Ahlia ((należy zjechać w dół z głównej drogi, kierując się znakami z napisem "Paralia - beach"). Plażę, jedną z ładniejszych w okolicy, otaczają skały. Do wyboru mamy leżak (6 euro za dzień) lub piękny, czysty piasek. Na miejscu tawerna z pysznym jedzeniem i bar (w każdej tawernie czy zwykłym barze na wyspie wszystkie potrawy są zawsze świeże i smaczne). Warto stąd przywieźć oliwę z oliwek - w okolicach Iraperty wytwarza się najlepszą na świecie. Należy się rozejrzeć za pysznym miodem z tymianku i dzikich kwiatów. Wspaniałe są wszystkie sery kozie i owcze oraz gęste, orzeźwiające jogurty. Wszystko to można kupić od gospodarzy na farmach, ale też w każdym sklepie.

Najbliższy nocleg w Mavros Kolimbos (8 km od Orino) - dwójka z łazienką 40 euro; w Makri Gialos apartamenty do wynajęcia (świetnie urządzone obszerne studia w greckim stylu z widokiem na morze) - dwójka 45 euro,

info@asprospotamos.com

wynajęcie samochodu - 125-160 euro za dobę,

kafetzakis@carrentalcrete.gr

Więcej o: