Bretania: W krainie ptaków i korsarzy

Bretania przypomina rozległy, tajemniczy ogród, który wciąż nas czymś zaskakuje. Oto kilka jego zakątków

Bretania rozciąga się od swojej historycznej stolicy - 700-tysięcznego Nantes na południu u ujścia Loary - poprzez drugi, równie ważny ośrodek - Rennes - aż po wyniosłe średniowieczne opactwo na skalistej wysepce - Mont Saint-Michel - już na granicy Normandii.

Ma skaliste brzegi, ale i rozległe, piaszczyste plaże (zwłaszcza gdy przychodzi odpływ tak potężny jak nigdzie indziej w Europie). Ma na północy - bo tam najbliżej przepływa Golfstrom - palmowe aleje, drzewa granatu i figowe, ale ma też chłodne zatoki na kształt skandynawskich fiordów. Ma wspaniałą własną historię niepodległego celtyckiego księstwa (jeszcze do dziś w zapadłych wsiach starzy ludzie rozmawiają po bretońsku, a młodzi awanturnicy knują po miastach w separatystycznym Froncie Wyzwolenia Bretanii), jednej z ojczyzn legendarnego króla Artura oraz... krainy Asteriksa i Obeliksa. Zapisała też pamiętne karty w dziejach Francji, że wspomnimy konetabla de Guscelina, legendarnego rycerza czasów wojny stuletniej, Annę Bretońską, której małżeństwo z dwoma kolejnymi królami francuskimi doprowadziło do połączenia obu krajów, czy wojowniczych korsarzy z Saint-Malo, którzy jako jedyni pod flagą francuską skutecznie nękali angielską potęgę na morzu...

Saint-Malo

Dziś 60-tys. (z czego w historycznych murach 5-6 tys.), powstało w połowie XII w. na skalistej wyspie przybrzeżnej. Dopiero później usypano groblę, która połączyła ją ze stałym lądem. Później inna droga w głąb Bretanii pobiegła wąskim pasem ziemi naniesionym przez przypływy.

Nigdy nie zostało zdobyte od strony morza (stanowiło wieczne wyzwanie dla Anglików) i dopiero latem 1944 r. sojusznicza artyleria anglosaska obróciła stare miasto w perzynę (na rozkaz Hitlera Niemcy walczyli tam do ostatniej kropli krwi). Odbudowano je szybko i starannie, trudno odróżnić oryginalne obiekty od zrekonstruowanych. Nie jest w każdym razie rekonstrukcją zarys i główny zrąb potężnych średniowiecznych murów wokół starego Saint-Malo rozbudowanych w pierwszej połowie XVIII w. według projektu sławnego architekta fortyfikacji marszałka Francji Sebastiana de Vaubana. Szczególnie imponujące (i zachęcające do spacerów) są wały od północy - od otwartego brzegu kanału La Manche, który zwęża się dalej na Zachód, ale tutaj jest jeszcze bardzo szeroki.

Zwykle jednak docieramy do Saint-Malo od drugiej strony, czyli od południowego wschodu (dworzec kolejowy, autobusowy i parkingi, wszystko poza obrębem starego miasta). Przez bramę św. Wincentego wkraczamy na plac René de Chateaubrianda (1768-1848), jednego z największych synów Saint-Malo, pisarza i polityka doby romantyzmu, autora słynnych "Pamiętników zza grobu". Trzy wieki wcześniej z tego miejsca - które było wówczas zatoką - wyruszył w podróż ku Nowemu Światu wielki żeglarz Jacques Cartier (1491-1557), który odkrył wybrzeża obecnej Kanady i objął je w panowanie w imieniu króla Franciszka I. Tutejsi żeglarze odkryli również Falklandy na Atlantyku (po francusku zwane Maloins, czyli Malwinami), znano ich zresztą na morzach całego globu (także w Gdańsku i innych portach bałtyckich, z którymi łączyła ich przynależność do Związku Hanzeatyckiego).

Ponad placem wznosi się zamek, z racji kształtu nazywany karocą księżniczki Anny (1477-1514), wspomnianej małżonki dwóch królów Karola VIII i Ludwika XII. Najgrubsza z jego czterech narożnych wież nosi dziwaczne nawet dla Francuzów miano Kikengroń (Quic-en-Groigne), co po bretońsku znaczy: "Tak ma być, tak mi się podoba". Tak zawołała podobno Anna, gdy obywatele miasta wątpili w celowość wznoszenia tej baszty. W nowszych czasach zamek stał się ratuszem Saint-Malo. Obok biur mieści się muzeum historyczne, dość skromne, ale w inteligentnym skrócie ukazujące niezwykłe dzieje miasta.

Do 30 września czynne 10-12.30 i 14-18 codziennie, a poza sezonem z wyjątkiem poniedziałków i wielkich świąt. Bilety 5 euro, bilet łączony do tego i innych muzeów - 12, ulgowe odpowiednio 2,50 i 6, w grupach 4,20 i 9, grupy szkolne gratis

Jeśli pójdziemy wzdłuż miejskich wałów na północ, dotrzemy wkrótce do gotyckiej rezydencji Anny Bretońskiej - mieszkała tu, gdy nieopodal rozbudowywano zamek. Nastrojowy podwórzec zdobi drewniana loża, na której ukazywała się w otoczeniu dam dworu podczas uroczystości, a z wysmukłej ośmiokątnej wieży wypatrywała przyjazdu królewskiego małżonka. Stąd wąskimi uliczkami, przy których zachowało się kilka kamienic o fasadach z pruskiego muru, blisko już do wyniosłej katedry św. Wincentego. Zdruzgotana w 1944, po pieczołowitej odbudowie wciąż pachnie świeżością, lecz nie brak tu autentycznych fragmentów romańskich z XII w. Ocalały kolumny w głównej nawie i w resztkach patio oraz grobowce wybitnych obywateli, m.in. Jacques'a Cartiera.

Krążąc po mieście, zwróćmy uwagę na zachowane dzięki starannej konserwacji fragmenty wystroju rzeźbiarskiego kamienic i kościołów - medaliony, pilastry, figury świętych, piękne portale. Klimat Saint-Malo, jego magię, tworzą bowiem nie tylko wspaniałe nadmorskie fortyfikacje, ale także owe ulice oraz podniesione z gruzów gmachy. Spośród obiektów sakralnych na pewno trzeba zobaczyć kaplicę, a właściwie sporych rozmiarów renesansowo-barokowy kościół St. Sauveur (Zbawiciela). Po odbudowie uczyniono zeń malowniczą halę, w której odbywają się koncerty, przedstawienia teatralne, wystawy. Zobaczymy tu świetną kolekcję zminiaturyzowanych statków i okrętów, które tak rozsławiły Saint-Malo.

Wystawa w kościele St. Sauveur czynna codziennie 10-12.30 i 14-18

Najlepsze widoki morza mamy z północnej części murów. Masywna baszta Bidouane na ich zakręcie służyła kiedyś za prochownię i wyróżnia się osobliwą trójgraniastą nadbudówką, która miała odbijać kule armatnie. U jej stóp figura Roberta Surcoufa (1773-1827), najsłynniejszego z Saintmalowskich korsarzy, który w czasach napoleońskich z poparciem i zachętą samego cesarza napadał na angielskie okręty nawet u brzegów Indii.

Z baszty widać jak na dłoni skaliste przybrzeżne wysepki. Z nich najciekawsze są trzy. Największa, Islot, dźwiga XVII-wieczny, zbudowany przez Vaubana fort - osłaniał miasto przed atakami Anglików, przez długi czas był też ciężkim więzieniem. Na średniej, Grand Bé, leży mniejszy fort, a na najmniejszej, Petit Bé, monumentalny grobowiec Chateaubrianda.

Jeśli w trakcie wędrówek po mieście zechcemy się posilić, czeka na nas ponad sto restauracji i tradycyjnych bretońskich naleśnikarni (creperies). Za najlepszą uchodzi Duchesse Anne de Bretagne niedaleko tzw. Wielkiej Bramy (przy której są dwie następne gotyckie baszty) na południowym odcinku murów miejskich. Jest wymieniana przez wszystkie znane przewodniki kulinarne, ale oczywiście diablo droga. Nic to! Podobne menu i często na nie gorszym poziomie mają inne lokale. Co w nim jest łatwo zgadnąć - głównie owoce morza (Bretania hoduje je i wyławia dla całej Francji). Zatem ryby, homary, ostrygi, langusty i mule, czyli małże, o których wypada pamiętać, że choć pospolite, przyrządzane są na wiele sposobów: w sosie śmietanowym, czosnkowym, w białym winie, w owocach... Do nich koniecznie kieliszek wytrawnego białego wina (najbardziej pasuje Muscadet z okolic Nantes).

Saint-Malo ma piękne plaże i odpowiednie do nich wyposażenie (spacerowe molo dłuższe niż w Sopocie, mnóstwo wypożyczalni sprzętu itp.). Ten fragment północnej Bretanii przewodniki turystyczne określają mianem Szmaragdowego Wybrzeża. Prawdziwe kurorty rozciągają się na zachód od miasta. Z pasażerskiego portu Saint-Malo tramwaj wodny w 20 minut przeniesie nas do znanego wczasowiska po drugiej stronie zatoki...

Dinard

To kurort o wyjątkowo łagodnym klimacie, ciepłe prądy przynoszą bezśnieżne i niezbyt mroźne zimy, ale latem temperatura wody nie jest wysoka - nie przekracza 20-22 stopni. Pełno tu pałacyków, stylowych willi i pawilonów budowanych od połowy XIX w., często przez zamożnych emerytów, w tym wielu zza kanału La Manche. Anglicy upodobali sobie bowiem tę miejscowość - znacznie wpłynęli na jej charakter i od dawna czują się tu jak w ojczyźnie. Dinard uważa się za "najbardziej brytyjskie miasto Bretanii".

Na dachach często przystają (tak, przystają, a nie przysiadają!) mewy, ich ogromna odmiana z rodzaju tych, które zainspirowały Alfreda Hichcocka do nakręcenia filmu "Ptaki". Kamienną mewę zobaczymy w centralnym punkcie Dinard na głowie łysego faceta stojącego na wielkim jaju - to właśnie Hitchcock, patron festiwalu filmów angielskich, który odbywa się tu w pierwszych dniach października (w tym roku od 5 do 8, po raz 17., http://www.festivaldufilm-dinard.com). Laureaci honorowani są Hitchcockami.

Plaże Dinard to piaszczyste kieszenie u podnóża nagich skał. Sercem uzdrowiska jest szeroka de l'Ecluse otoczona jakby deptakiem. Ponad nią wznosi się renomowane kasyno i pałac festiwalowy oraz pawilon z ogrzewanym basenem i klinika thalassoterapii. Wielką atrakcję stanowią zbiegające się do tej plaży, wykute w skale dwie promenady zawieszone kilka metrów nad morzem. Pierwsza zaczyna się parę kilometrów na zachód przy plaży Port Blanc, druga - prowadząca od portu żeglarskiego - słynie jako Księżycowa (od tytułu sonaty Beethovena). W sezonie wieczorem jest iluminowana i rozbrzmiewa na niej łagodna muzyka. Obie promenady miejscami biegną wśród bujnej, przypominającej śródziemnomorską roślinności (prawie jak w Cannes czy Antibes). Goście festiwalu chętnie spacerują nimi nawet w porywach jesiennych atlantyckich sztormów - właśnie wtedy widok potężnych fal rozbijających się o skały u naszych stóp jest najwspanialszy.

Tuż koło plaży Saint-Enogat, o krok od pierwszej z tych promenad, znajduje się niewielka uliczka de la Vistule, czyli Wiślana. Nazwa pochodzi stąd, że niedługo przed wojną znawca i mecenas sztuki Kamil Gronkowski związany z Biblioteką Polską w Paryżu zbudował tu willę Wisła. Dziś należy ona do polskiego Towarzystwa Historyczno-Literackiego we Francji, które administruje Biblioteką. Do zeszłego roku można było w niej urlopować i zdarzało się spotykać wybitne figury polskiej emigracji. Niezamieszkana poza sezonem willa wielokrotnie padała ofiarą rabusiów i chyli się ku upadkowi.

Na zapleczu plaży de l'Ecluse, przy ulicy Yves Verney i bulwarze Feart mamy cały ciąg barów, pizzerii, kafeterii i knajpek, w których dają jeść i pić zwykle niedrogo i na ogół smacznie. W każdą pierwszą niedzielę miesiąca na placu Hal i w jego sąsiedztwie odbywa się wielki jarmark, na który zjeżdżają kupcy i turyści z bliższych i dalszych okolic. Kupimy tu wszystko - od pietruszki po antyki, dzieła sztuki i samochody. Nawet na migi można sporo utargować.

Zatoka Saint-Malo znajduje się u ujścia niedużej, ale malowniczej rzeki Rance. Jeśli jadąc z Saint-Malo do Dinard, wybieramy drogę lądową, musimy tę rzekę przekroczyć na jej końcowym odcinku, za tamą, dzięki której pracuje pierwsza w świecie elektrownia pływowa - wykorzystująca energię przypływów morza (24 turbiny o łącznej mocy 240 megawatów). Po wybudowaniu elektrowni okazało się, że ta technologia ma poważne wady, więc się nie upowszechniła. Kiedyś była jednak niezwykle pionierska, stanowiła chlubę gaullistowskiej Francji i choćby dlatego warto ją zobaczyć z bliska. Trzeba tylko pamiętać, że w sezonie często tworzą się na tym odcinku szosy potężne korki (dlatego my wybieraliśmy już zawsze tramwaj wodny).

Dinan

Kilkanaście kilometrów w górę od ujścia Rance, wśród jej skalistych brzegów leży Dinan. Parę wieków starsze od Saint-Malo i prawie nietknięte przez wojenne zawieruchy, zachowało autentycznie średniowieczny charakter. Docieramy tu statkiem spacerowym z Saint-Malo, lądujemy w gwarnym porcie (muzyka dudni na całego) pełnym motorówek i jachtów. Otaczają go stare domy i nabrzeża, przy których łatwo sobie wyobrazić dawne łodzie. Idziemy w górę, do centrum, hałas narasta. To na stromej ulicy Jerzual odżyły tradycje rękodzieła - za nieduże pieniądze można kupić gustowne pamiątki jak choćby delikatne srebrne siateczki, które mogą służyć jako ozdoba włosów czy salonowej lampy.

Na starym rynku (Place des Merciers) - imponująca XV-wieczna kamienica, dostojna, z wystającym powyżej parteru pruskim murem i bardzo wysokim dachem. Zwą ją domem Saint Dinan - od nabożnej figury w jednym z narożników. W środku znajduje się słynna restauracja Matki Pourcel, ale wstrzymamy się z wejściem do niej, bo jest tam drogo. Nieopodal biegnie ulica Szewska (de la Cordonnerie), gdzie dominują jeszcze starsze pruskie mury i gdzie na krótkim odcinku odkryjemy chyba ze 20 nastrojowych barów, a każdy znajdzie coś na swoją kieszeń i w swoim guście. Proponuję tartę na gorąco z owocami morza, a do tego kieliszek kalwadosu (choć to trunek z sąsiedniej Normandii).

Zrobiło się późno, z przykrytej spiczastym hełmem wieży ratuszowej wybija godzinę zegar - wciąż punktualny, choć pochodzi z 1498 r. Czas ruszać wyżej. Wysoko nad miastem wznosi się gotycki zamek - kogóż by, jak nie księżniczki Anny. Pozostały z niego dwie masywne, złączone ze sobą 34-metrowe wieże. Jego fasadę przecinają dwie ozdobne galerie. W XVIII w. mieściła się w nim loża masońska, a dziś - muzeum. Z górnego piętra zamku mamy niesamowity widok na miasto i na całą dolinę Rance. Pozostaje obejrzeć fragmenty starych murów miejskich i w drogę - czeka już stateczek do Saint-Malo.

Muzeum na zamku Dinan otwarte codziennie oprócz wtorku 13-17, bilety 10 i 5 euro

W sieci

http://www.ville-saint-malo.fr

http://www.dinard-bretagne.com

http://www.dinan-tourisme.com

Więcej o: