Wysiadamy z autobusu, który przywiózł nas z Sofii do Banska (takie bułgarskie Zakopane). Niebo zasnuwają ciężkie chmury spływające z okolicznych gór i siąpiące deszczem. Nie ma sensu iść na piechotę do schroniska - bierzemy taksówkę, która we mgle i strumieniach nasilającej się ulewy pnie się serpentynami wąziutkiej szosy, by po 17 km wyrzucić nas na wysokości 1950 m n.p.m. pod chiżą (schroniskiem) Wichren. W środku pusto i smętnie, kilku turystów z markotnymi minami czeka na poprawę pogody. Nie ma kuchni ani bufetu - na szczęście wiedzieliśmy o tym wcześniej, więc w Bansku kupiliśmy chleb, suchą kiełbasę i konserwy.
Po południu zjawia się nasz znajomy bułgarski alpinista Wasko Karamfiłow, z którym byliśmy umówieni na trekking. Mimo deszczu wszedł dziś na szczyt Kuteło. Choć kompletnie przemoczony, tryska humorem. Chyba cieszy się na myśl o wspólnej wędrówce. Twierdzi, że ulewa to niespotykane we wrześniu zjawisko i że nazajutrz na pewno będzie ładnie.
Budzimy się o wschodzie słońca. Po wczorajszych chmurach ani śladu, wyruszamy więc na Wichren (2914 m n.p.m.) - drugi co do wysokości szczyt Bułgarii, a trzeci Półwyspu Bałkańskiego (wyższe są tylko bułgarski Musała - 2925 m i grecki Olimp - 2917 m). Towarzyszy nam jeszcze młody bułgarski alpinista Kalin Kojuharow. Szybko pokonujemy pierwszy, niezbyt eksponowany odcinek na przełęcz między Wichrenem a Kuteło. Z przełęczy zamiast prosto na wierzchołek Wichrenu, Wasko i Kalin prowadzą nas na Kuteło I (2908 m). Wspinaczka nie jest trudna, ale męcząca. Odpoczywając, podziwiamy sterczącą nad nami groźną grań Strażyte, usłany skalnym rumowiskiem kocioł Goliam Kazan i wznoszącą się nad kilkusetmetrowym urwiskiem marmurową ścianę Wichrenu - to jedna z najtrudniejszych ścian do wspinaczki wysokogórskiej w Bułgarii (zginęło tu wielu alpinistów).
Im wyżej, tym więcej śniegu i lodu. Od zachodu zacina zimny wiatr, nadciągają chmury i widoczność spada do kilku metrów. Z wierzchołka nie widać już nic. Wasko chce jeszcze wejść na Kuteło II (2907 m), ale udaje nam się mu to wyperswadować. Co z tego, że znajdziemy się na szczycie, skoro widoki przysłoni gęsta mgła?
Schodzimy na przełęcz. Widoczność jest znacznie lepsza: wiatr przepędza chmury, a słońce oświetla piramidę Wichrenu lśniącą bielą marmuru, śniegu i lodu. Po krótkim odpoczynku zaczynamy się na nią wspinać. Stok jest dość stromy, pokryty lodem i śniegiem, czuję więc dreszczyk emocji, gdy stawiam pierwsze kroki. Prowadzą nasi bułgarscy przyjaciele. Idziemy po ich śladach, mając znacznie ułatwione zadanie - korzystamy ze stopni wyciętych przez nich w lodzie i z asekuracji w trudniejszych miejscach.
Na sterczący ponad chmurami wierzchołek wchodzimy szybciej, niż się spodziewałem (dwie godziny od przełęczy). Pstrykamy zdjęcia, Wasko z Kalinem zapalają propanową kuchenkę, topią śnieg w kocherze i zaparzają herbatę, oczywiście bałkańską, ziołową, na tej wysokości smakuje niczym nektar bogów.
Nazajutrz zrywamy się z łóżek przed świtem. Czeka nas trudna droga do chiży Tewno przez najwyższe partie gór, chcemy więc mieć na wszelki wypadek duży zapas czasu.
Idziemy przez las, który stopniowo rzednie, ukazując nagie, urwiste ściany. W miarę jak posuwamy się do góry, dorodne sosny ustępują miejsca kosodrzewinie - zrazu gęstej i wysokiej, poprzetykanej jałowcami. Od wysokości 2400 m nie ma już żadnych krzewów, wspinamy się po rumowisku, między skalnymi ścianami.
Prowadzi Wasko, który nie potrzebuje markirowki (oznakowana ścieżka), bo zna góry jak własne podwórko. Niekiedy idzie szlakiem, niekiedy na skróty, a my za nim, nie obawiając się zbłądzenia. Zamiast wypatrywać czerwonych znaków, podziwiamy surowe, polodowcowe pejzaże - dolinne kotły wypełnione często jeziorami i zamykające je rygle skalne oraz moreny. Krajobraz urozmaica różnorodna budowa geologiczna. W marmurach powstałych z wapieni podatnych na działanie wody rozwinęły się formy krasowe - zapadliska, kominy, jaskinie - których nie widać w twardszych granitach. Szczyty marmurowe są wyższe, ostrzej zarysowane, często widać niemal pionowe ściany. Te granitowe są niższe, kopulaste, zwykle porośnięte. Na zboczach dolin i na granitowych szczytach przeważają odcienie szarości, podczas gdy marmurowe piramidy Wichrenu, Kuteły i sąsiednich szczytów lśnią bielą.
Późnym popołudniem docieramy do chiży Tewno (2512 m) na brzegu Tewno Ezero (Ciemne Jezioro), u stóp pięknego granitowego szczytu Kamienicy (2822 m). W kamiennym schronisku pokrytym blaszanym, dwuspadowym dachem sięgającym krawędziami ziemi jest tylko gospodarz. O dziwo przyrządza nam posiłek - podsmażony na oleju owczy ser i sałatkę z pomidorów, ogórków i kapusty. Brakuje tylko butelki wina, ale niespodziewany obiad i tak wprawia nas w radosny nastrój.
Tym razem wstajemy późno, zjadamy solidne śniadanie i wyruszamy na szlak, gdy słońce stoi już wysoko. Trasa jest dość łatwa, prowadzi do chiży Pirin na południowym krańcu masywu.
Tylko na początku czeka nas uciążliwe podejście na Przełęcz Kralewdworską i trudne zejście rumowiskiem do kotła Żeleźniszki z Jeziorem Martwym, a potem już spokojne schodzenie doliną rzeki Żeleziny. Tak jak wczoraj, tyle że w odwrotnej kolejności, przechodzimy przez różne piętra krajobrazowe i roślinne. Na początku naga skała i kamienne piargi, potem małe spłaszczenia i przełęcze z roślinnością typową dla alpejskich łąk, niżej kosodrzewina i jałowce, dalej las iglasty z przeważającą białą sosną (z rzadka świerki, jodły i czarne sosny), a na koniec las dębowo-bukowy. Właśnie tam, wśród strzelistych buków i rozłożystych dębów, na prawym brzegu głośno szumiącej Żeleziny, stoi zbudowana z kamienia chiża Pirin z drewnianym mieszkalnym poddaszem. Docieramy tu jeszcze za dnia. Na kolację przyrządzamy rydze, których wszędzie pełno. Pieczemy je na blacie kuchni ku zdumieniu bułgarskich turystów, którzy uważają je za grzyby trujące.
Opuszczając chiżę , byliśmy pewni, że nie grozi nam już żadne wspinanie się pod górę, a tymczasem dzień znów zaczynamy od podejścia. Wprawdzie niezbyt uciążliwego i długiego, ale jednak... Idziemy zielonym szlakiem przez las i łąki, potem wchodzimy na porośnięte nielicznymi drzewami i kępami krzewów stoki. Pasterze i wyliniałe psiska wypasają stada owiec i kóz. Oznakowana ścieżka prowadzi do polnej drogi obrzeżonej z obu stron gęstymi krzakami malin i jeżyn obsypanych dojrzałymi owocami. Szczególnie jeżyny są kuszące - czarne, wielkie, nabrzmiałe sokiem (a my nie jedliśmy śniadania!). Tempo marszu znacznie spada...
Polna droga rozszerza się na piaszczysto-żwirowym dnie wąwozu wyżłobionego przez wyschniętą już rzekę. Wysokie, żółte, gdzieniegdzie poszarpane, skały ciągną się do wsi Rożen. Tu opuszcza nas Wasko, który łapie autobus do Sandanski, skąd łatwo dostanie się do domu w Perniku. My udajemy się do Mełnika.
Zbaczamy nieco z drogi, dostrzegłszy w dole czerwone dachy monastyru Narodzenia Matki Boskiej z przełomu XII i XIII w. Wysokie zewnętrzne mury pozbawione na dole okien upodabniają go do twierdzy. Wewnętrzny dziedziniec sprawia wrażenie zaniedbanego i opuszczonego. Wrażenie mija przy drzwiach do cerkwi ozdobionych pięknym freskiem z 1597 r. przedstawiającym Chrystusa Pantokratora i 12 apostołów. Wewnętrzne ściany świątyni pokryte są malowidłami z 1732 r. Nieznany artysta stworzył ponad 150 scen, w których występują mnisi i pustelnicy, w tym postacie autentyczne, m.in. mnisi z rożeńskiego klasztoru (to unikatowe dzieło, prawosławni pisarze ikon prawie nigdy nie korzystają z modeli).
W klasztorze od XIV w. działała szkoła kaligrafii - tutaj powstał słynny manuskrypt "Tłumaczenie Jonasza" (w 1674 r. zabrał go patriarcha Konstantynopola, dziś jest przechowywany w Bazylice Grobu Świętego w Jerozolimie). Znajdujące się w cerkwi malowidła i wcześniejsze o 110 lat freski ze scenami z życia św. Jana Chrzciciela oraz bogato rzeźbiony ikonostas świadczą o randze klasztoru. Opuszczając to miejsce, widzimy dwóch mnichów wspinających się kamienistą ścieżką.
Nagrzany południowym słońcem Mełnik zastygł w bezruchu. Rozleniwiło go długie, trwające jeszcze w końcu września lato. Nikomu nie chce się podnosić spadających z drzew dojrzałych brzoskwiń, nikt nie zrywa pękających od nadmiaru soku fig, wielkie grona winorośli zwieszają się do samej ziemi - nie wiadomo, czy jeszcze nie dojrzały, czy tylko czekają cierpliwie na gospodarzy.
Miasteczko leży na dnie malowniczego wąwozu. Wokół skalne ściany - żółte piaskowe i gliniane w kolorze jasnej ochry - sterczą na wysokość ponad stu metrów niczym gigantyczne organy czy kominy. W dole ciemne pinie i cyprysy, jaśniejsze kasztanowce i topole, seledynowe platany i robinie. Tkwią wśród nich biało-czerwone domy - jedne nad samym brzegiem rzeczki Mełniszki, inne nieco wyżej, zasłonięte po dachy koronami drzew, jeszcze inne wysoko, tuż pod stromymi ścianami wąwozu. Kamienne podmurówki z nieregularnie ociosanych głazów połączonych wapienną zaprawą są wysokie na dwa piętra. W środku kuchnie, spiżarnie, pomieszczenia do obróbki wełny i produkcji wina, a także paleniska - specjalne występy w szczytowych ścianach, z zewnętrznymi kominami o dekoracyjnych nadbudówkach. Sypialnie na pierwszym (i najwyższym) piętrze wystają poza obręb domu (konstrukcję podpierają skośne drewniane belki). Biel otynkowanych ścian i wapiennej zaprawy podmurówek żywo kontrastuje z brązem drzwi i okiennic, z czerwienią dachów.
Mełnik od najdawniejszych czasów słynął z wina. W dni targowe ciągnęły stąd karawany koni, mułów, a ponoć i wielbłądów objuczonych beczkami napitku, by dostarczyć go na stoły greckie, tureckie, dalmatyńskie, węgierskie, wiedeńskie, a nawet angielskie. Wytwarzano tu dwa rodzaje wytrawnego czerwonego wina. Jedno powstawało ze świeżych winogron - po fermentacji i krótkim leżakowaniu było gotowe jeszcze w tym samym roku; drugie, bardzo cenione w Europie, wyrabiano z suszonych winogron, leżakowało kilka lat.
Niemal każdy dom w Mełniku miał dużą piwnicę, gdzie w stałej przez cały rok temperaturze wino fermentowało, a potem leżakowało. Jedną z nich można oglądać pod domem kupca Monolisa Kordopulosa z 1758 r. Budynek jest okazały, a podpiwniczenie przypomina zamkowe lochy. Są tu beczki o pojemności 10 tys. litrów.
Dziś Mełnik jest najmniejszym miastem Bułgarii - liczy nieco ponad sto zabudowań. Z reszty pozostały zwietrzałe mury oplecione bujną roślinnością lub tylko kamienne fundamenty. Trudno uwierzyć, iż istniały tu kiedyś 72 cerkwie i ponad półtora tysiąca domów.
Na uliczkach to pnących się, to opadających stromo ku rzece nie widać mieszkańców. Gdzieniegdzie snują się nieliczni letnicy. Przyjeżdżają tu również chętnie pisarze i poeci, w zaułkach rozstawiają sztalugi malarze.
Tawerny (mechany ) zamykają podwoje, nie czekając wieczora, z wyjątkiem tych odwiedzanych przez nas (innych klientów nie ma). Podczas wędrówki po górach marzyliśmy o knajpkach serwujących południowe potrawy i słynne mełnickie wina. Próbujemy więc, jak smakuje kaszkawał z podsmażaną papryką zapijany białą Tamianką, delektujemy się soczystymi kebabczetami (kotleciki z mielonej jagnięciny formowane w wałeczki), popijając je czerwoną siroką mełniszką lozą, zajadamy się parżołami (kotlety schabowe pieczone na ruszcie) i szopską sałatą, do tego cabernet sauvignon. Ostatnią mechanę opuszczamy późno w nocy. Wracając do hoteliku, nie możemy się nadziwić, że światło księżyca wydobywa z cienia wąwozu nie tylko biel ścian, ale i czerwień dachów uśpionych już od paru godzin domów.
Historia Mełnika sięga czasów tracko-rzymskich (I w. p.n.e., przetrwały resztki rzymskiego mostu nad Mełniszką), a pierwszą wzmiankę odnaleziono w pismach z XI w. Położony na ruchliwym szlaku z krain naddunajskich na wybrzeżu Morza Egejskiego rozkwitł we wczesnym średniowieczu. W XII w. odwiedził go słynny geograf arabski Muhhamad al-Idrisi, który zachwycił się "wielkim centrum administracyjnym i gospodarczym".
Zrujnowany "Bizantyjski Dom" z XII w. - z nielicznymi oknami, przypominający pozostałości wieży - uważa się za najstarszy na Półwyspie Bałkańskim dom mieszkalny z tamtej epoki. Niegdyś nazywano go "Czarnym Domem" - był miejscem zesłania niefortunnych pretendentów do konstantynopolitańskiego tronu i członków cesarskiej rodziny, którzy popadli w niełaskę. Przetrwały też ruiny Sławowej Kreposti, fortecy wzniesionej w początkach XIII w. przez bojara Aleksija Sława, jak również XIII-wiecznej Boliarskiej Kyszty, jednego z najstarszych domów w Bułgarii, XV-wiecznej cerkwi św. Barbary, cerkwi św. Mikołaja z 1756 r. i św. św. Piotra i Pawła z 1840 r.
Od 1371 do 1912 r. Mełnikiem władali Turcy (liczył wtedy 14 tys. mieszkańców). Wojny bałkańskie (1912-1913) przyniosły miastu wyzwolenie, ale zapoczątkowały też jego upadek. Uprzemysłowienie produkcji wina w okresie międzywojennym spowodowało katastrofalny spadek dochodów mełniczan i ich masową emigrację. Na domiar złego Phylloxera vastatrix (rodzaj mszycy), doszczętnie zniszczył plantacje winogron. Dziś winnice się odrodziły, Bułgaria spłaca nawet długi mełnickim winem.
Pirin leży w południowo-zachodniej Bułgarii, między dolinami rzek Strumy i Mesty. Ma charakter alpejski. Znajduje się tu ponad 150 jeziorek, 50 szczytów przekracza 2500 m, a trzy - 2900 m n.p.m. Tworzą je skały magmowe, łupki krystaliczne, przekrystalizowane wapienie i marmury prekambryjskie (z tych ostatnich zbudowane są najwyższe granie i szczyty). Od 1964 r. istnieje Park Narodowy Pirin (ponad 400 km kw.). Panuje tu klimat typowo górski, stosunkowo ciepły (dolinami rzek napływa powietrze śródziemnomorskie). Zima jest dość łagodna, z dużą ilością śniegu, wiosna przychodzi wcześnie, lato jest suche i gorące, a jesień ciepła i deszczowa.
Turystów niewielu. Szlaki oznakowano niedbale, ale nie są zbyt długie (dokładne mapy do kupienia w księgarniach i punktach informacji turystycznej). Można wyruszyć na wędrówkę z bułgarskimi turystami poznanymi w schroniskach, te zaś oddalone są od siebie co najmniej o 6 godz. marszu. Jest ich niewiele, w większości nie można kupić nic do jedzenia. Warto zaopatrzyć się jak na kilkudniową wycieczkę w Tatry - ekwipunek najlepiej kupić w Bansku lub Mełniku.
Autobus do Banska z Sofii (Dworzec Południowy - Awtogara Jug) - 5 lew. Nocleg w schronisku w sali wieloosobowej - 10 lew, dla Bułgarów 3,5. 1 lewa = 2 zł.
http://www.bghike.com/pirin.html
http://www.ewpnet.com/bulgados.htm
http://www.travel-bulgaria.com/ptf/nature.html
http://www.geocities.com/siliconvalley/network/9276/mn/pirin_m.htm
http://www.motoroads.com/hiking-pirin-mountains-bulgaria.html