Kilka kilometrów na zachód od Antibes leży miasteczko Vallauris. By tu wpaść, wystarczą dwa powody - regionalna ceramika oraz ekspozycja wyjątkowych dzieł Picassa (ten powód obecnie tym ważniejszy, że znane Muzeum Picassa w zamku Grimaldich w Antibes zamknięto na dłużej z powodu remontu).
Ceramika użytkowa i artystyczna ma tu wiekowe tradycje. W drugiej połowie lat 40. Picasso spędzał w pobliżu wakacje. Pewnego dnia pojechał do Vallauris na doroczny kiermasz ceramiki. Zaproszony do pracowni jednego z wystawców ulepił na poczekaniu dwie figurki z gliny. Podobno poczuł wtedy, że rzeźbienie w glinie było od dawna jego wewnętrzną potrzebą. W każdym razie na kilka lat przeniósł się do Vallauris, a później przyjeżdżał tam regularnie, by w tej samej pracowni (Madoura, istnieje do dziś) uczyć się ceramiki i lepić. Stworzył tam około 700 prac.
Miejscowe muzeum daje rzadką okazję do zobaczenia w jednym miejscu tak bogatego zbioru ceramiki Picassa, mniej znanej dziedziny jego twórczości. Mnie najbardziej uderzyła i zachwyciła prostota, wręcz praktyczność wielu eksponatów zaskakująca u jednego z twórców kubizmu. Spora część prac to niemal ceramika użytkowa - półmiski, wazy, dzbanki, wazony. Barwnie malowane, często o zoomorficznych kształtach. W zbiorach są i litografie, których artysta nauczył się także w Vallauris.
Picasso był blisko związany z miastem. Rozsławił je i zostawił w darze wiele dzieł, w tym stojącą przed muzeum rzeźbę "Mężczyzna z jagnięciem". W 1952 r. zaczął tu pracować nad swoim trzecim monumentalnym dziełem antywojennym (po "Guernice" i "Masakrze w Korei") zatytułowanym "Wojna i Pokój". Seria obrazów przedstawiających grozę wojny i idyllę pokoju wypełniła jak fresk ściany i łukowe sklepienie opuszczonej romańskiej kaplicy z XII w. Łącznie zajmują one ok. 100 m kw. "Główna nawa" przedstawia cztery postacie symbolizujące rasy ludzkie - rodzinę, wyciągające ręce do piłki-słońca. Cały obiekt przekształcono w muzeum narodowe zwane Kaplicą Pokoju.
Miasteczko jest ładnie położone na szczycie wzgórza, otoczone gajami piniowymi, po drodze widoki na zatokę canneńską i masyw górski Esterel. Gdy odwiedziłem je w maju, nie było zatłoczone. Mnóstwo tu sklepów z ceramiką artystyczną i użytkową, małych barów i knajpek.
Kogo interesuje rękodzieło artystyczne, może zajrzeć do pobliskiego Biot, również znanego z ceramiki i wyrobów ze szkła (z charakterystycznymi pęcherzykami powietrza). W ostatnich latach życia miał tu swoje atelier Fernand Léger, który na krótko przed śmiercią zakupił też posiadłość na skraju miasta. Jest tam dziś muzeum narodowe Légera (skąd pochodzi część prac pokazywanych obecnie w warszawskiej Zachęcie). Biot ma antyczne tradycje i sporo zabytków z XVI w. (sympatyczny rynek Place des Arcades).
Jadąc dalej w głąb Prowansji, trafimy do Saint-Paul-de-Vence. To podobno najlepiej zachowane średniowieczne miasto w okolicy - stoi na wzniesieniu otoczone starymi murami. Już sam ten widok jest zachwycający. I można by w zasadzie na nim poprzestać, bo Saint-Paul jest strasznie zatłoczone turystami i dość skomercjalizowane. Moim zdaniem największą jego atrakcją jest niezwykłe, może jedyne tego rodzaju muzeum sztuki współczesnej - Fondation Maegh. Usytuowane jest właściwie poza miastem, wręcz ukryte w lesie. Dość trudno tam trafić, choć są znaki, a na decydującym skrzyżowaniu drogę wskazuje nowoczesna rzeźba. Wiedząc, że czeka tam Miró, Arp, Moor, Giacometti, Matisse i inne sławy, łatwiej przezwyciężyć przeszkody...
Położenie muzeum odgrywa ważną rolę w ekspozycji. Część dzieł wkomponowano w otoczenie, tak by współgrały z naturalnym światłem, perspektywą, fakturą muru. Jedna z przestrzennych kompozycji Miró stoi np. na skraju skarpy, przez otwór w rzeźbie widać wielokilometrowy pejzaż ze schodzącą do morza doliną. Muzeum i eksponaty ufundował w latach 60. właściciel galerii i kolekcjoner sztuki Aimé Maegh. Architektura głównego budynku przypominającego wschodnią świątynię kiedyś supernowoczesna, dziś nie jest już może szokująca. Rozwiązania przestrzenne, w tym wykorzystanie naturalnego światła w oświetlaniu eksponatów, wytrzymały jednak próbę czasu. Niektóre dzieła powstały specjalnie dla muzeum, np. wielki obraz Chagalla przedstawiający najważniejsze momenty jego życia lub sadzawka wyłożona mozaiką przez Braque'a.
Z Saint-Paul można pojechać 3 km dalej na północ do Vence. Miasto wygląda jak kurort. Tonie w zieleni i zapachach (pinie, pomarańcze, kwiaty), wiele tu eleganckich domów, ale i średniowiecznych zabytków (bramy miejskie, rynek). Nazywane jest miastem artystów. Od zawsze mieszkali tu i tworzyli pisarze (m.in. D.H. Lawrence), malarze (Matisse zaprojektował i udekorował kaplicę na skraju miasta). Ja pojechałem tam, by pooddychać choć chwilę atmosferą miejsca, w którym ostatnie pięć lat życia spędził Witold Gombrowicz.
Pisarz przeniósł się do Vence z Paryża ze względów zdrowotnych (astma). Zajmował mieszkanie na piętrze przy placu du Grand-Jardin. Oto, co zanotował w 1967 r. w dzienniku: "Osiedliłem się w Vence, o dwadzieścia kilometrów od Nicei, na zboczu Alpes Maritimes - miejscowość szykowna, nie brak rezydencji wykwintnie ukrytych w kępach palmowych, za murami z róż, w gęstwinie mimoz. Mieszkanko przyjemne, pięć balkonów, cztery widoki, trzy kominki. Pomiędzy Alpami, wrącymi od światła, morzem niebieszczącym się w dali, oraz starożytnymi uliczkami ujmującej mieściny z resztką zamku baronów de Villeneuve et de Vence" ("Vence", w: "Biografia pośmiertna", Czytelnik 2003).
Witold Gombrowicz spoczywa na cmentarzu w Vence, zmarł w 1969 r.
Kończąc wypad, można zrobić pętlę i skierować się na zachód do Grasse, światowej stolicy perfum. Historia miasta sięga wczesnego średniowiecza. Najstarsze zachowane dokumenty i zabytki pochodzą z X-XI w. Z tego okresu pochodzi katedra Notre Dame du Puy (przebudowana w XVII w.) kryjąca we wnętrzu trzy obrazy Rubensa i jeden Jean-Honoré Fragonarda z połowy XVIII w. Architektura starówki jest dużo późniejsza, ale wąskie uliczki z łukowatymi podcieniami, choć nie zawsze najczystsze, warte są spaceru.
Okres największej świetności miasto, które jeszcze w czasach Wielkiej Rewolucji Francuskiej było stolicą departamentu Var, ma za sobą. Teraz najważniejsze są jego okolice - ogromne połacie upraw kwiatów i ziół, w tym róż, jaśminu, lawendy - z których pozyskuje się olejki eteryczne do produkcji perfum.
Ciekawa jest historia początków tego przemysłu. Grasse było w XVI w. ośrodkiem produkcji skórzanych rękawiczek. Kiedy w XVII w. nastała moda na rękawiczki pachnące, zaczęto na miejscu produkować perfumy do nich. Z czasem nowa branża wyparła galanterię skórzaną. Sprzyjał temu poza koniunkturą dobry klimat w dosłownym znaczeniu - dużo słońca i odpowiednia wilgotność, które służą rozwojowi delikatnych kwiatów. W ostatnich latach znaczenie przemysłu naturalnych olejków nieco spadło, wytwarza się mnóstwo syntetycznych substancji zapachowych. Okolice Grasse nadal jednak otaczają wonne uprawy i "fabryki zapachów" (z bardziej znanych Fragonard, Galimard, Molinard). Można je odwiedzić, przyjrzeć się produkcji i zajrzeć do przyfabrycznego muzeum albo sklepiku z próbkami olejków i perfum (drogowskazy przy drogach). Międzynarodowe muzeum perfum jest też w samym Grasse.
Stąd można już kierować się prosto do autostrady A8 prowadzącej wzdłuż Riviery czy do Cannes. Po drodze można jeszcze wstąpić do Mougins - miniaturowego Hollywood, ale z francuskim flair . Ma tu podobno swoje domy wielu artystów, w tym gwiazdy filmowe.
http://www.fondation-maeght.com - muzeum Fundacji Maeght
http://www.vallauris-golfe-juan.fr/Musee/LeMusee/Infos.asp - muzeum Picassa w Vallauris