Gryfice

W Gryficach warto obejrzeć kolekcję wąskotorowych parowozików, a potem popędzić nad morze Ciuchcią Retro Express

Gryfice słyną z jedynej w Polsce kolekcji 13 zabytkowych wąskotorowych parowozików jeżdżących po torach o szerokości 1000 mm. Niektóre z nich jeszcze w latach 70. kursowały po Pomorzu Zachodnim. Docierały nawet do małych miejscowości, obsługując głównie rolnictwo. Motoryzacja jednak zwyciężyła: z 594 km czynnych po wojnie tras dziś został tylko 42-kilometrowy odcinek z Gryfic nad morze - letnia atrakcja turystyczna.

Najbardziej spodobała mi się najmniejsza (ok. 6 m długości), za to bardzo zgrabna lokomotywka z wysokim lejkowatym kominem, wyprodukowana w Berlinie w 1921 r. Moc miała mniejszą niż niejeden współczesny samochód osobowy - 70 KM. Prędkość - 25 km na godz. też nie robi wrażenia. Ale za to jaka była żywotna, pracowała do 1979 r. - 58 lat!

- Pamiętam, jak dymił jej komin, gdy przetaczała wagony w cukrowni w Gryficach - wspomina kierownik muzeum Bogumiła Szeląg. - Jeździła tylko po cukrowni, więc nie ma w niej siodełka, obsługa pracowała na stojąco.

W pozostałych parowozach zazwyczaj jest tylko jedno miejsce - dla maszynisty. Pomocnik i tak nie miał czasu siedzieć, bo prawie cały czas sypał węgiel do paleniska, a podczas postoju uzupełniał zapasy i dolewał wodę do zbiornika.

Nieco mniej efektowna jest zielona lokomotywa wyprodukowana w 1909 r. w Monachium - najstarsza w muzeum. Też się napracowała, bo na emeryturę przeszła dopiero w 1973 r.

Kilka maszyn powstało w pobliskim Szczecinie. I to nie w zakładach kolejowych, ale w stoczni - niemiecki Vulcan słynął wprawdzie z transatlantyków i okrętów, ale nie gardził też mniej prestiżowymi zleceniami.

Jednak na miejscu są też dzieła polskich inżynierów. Po II wojnie Fabrykę Lokomotyw im. Feliksa Dzierżyńskiego w Chrzanowie opuszczały też parowozy wąskotorowe. Polskie lokomotywy różnią się od niemieckich - wyglądają jak pomniejszone kopie zwyczajnych lokomotyw.

Aby lokomotywa mogła ruszyć na trasę, potrzebna jest woda na parę, węgiel i... piasek. Każda maszyna wyposażona była w tzw. piasecznicę, która sypała drobniutki piasek pod koła, by zapewnić tarcie. Inaczej, zwłaszcza zimą, o ruszeniu nie byłoby mowy. Na każdej stacji był zresztą piec do suszenia piasku.

Ale muzeum to nie tylko parowozy. Jest też wielgachny, obciążany kamieniami i pchany z prędkością 5 km na godz. pług śnieżny, jest podbijarka, czyli wyrafinowania technicznie samojezdna maszyna do naprawy torów, wagon-polewaczka do niszczenia chwastów na torach. Są przedwojenne wagony pasażerskie, wagony towarowe z 1910 i 1917 r., wagon-cysterna z lat 50., drezyna oraz rumuńskie wagony pasażerskie z lat 70. W niewielkim pawilonie obok można się zapoznać z historią wąskotorówek na Pomorzu - są zdjęcia, mapy, dokumenty oraz modele, kolejowe karbidowe lampy i telegraf.

Muzeum Kolejnictwa, Gryfice, ul. Błonie 2, od 8 do zmroku, bilet 6 zł, ulgowy 4, tel. 0 91 384 55 96. Dojazd: z drogi krajowej nr 6 Szczecin - Gdańsk odbijamy na północ w miasteczku Płoty, stąd do Gryfic 13 km

***

Jeździ tylko latem, w weekendy wagoniki ciągnie parowóz, w dni powszednie lokomotywa spalinowa. Ciuchcią Retro Express wyruszyliśmy z Gryfic o 9.10. W wagonach można przebierać - są rumuńskie z lat 70., jest kilka przerobionych węglarek, a tuż za lokomotywą - drewniany wagon sprzed 110 lat! W żadnym nie ma szyb. Gdy pociąg przejeżdża blisko krzaków, gałęzie zaglądają do środka. Lśniąca, opleciona rurami lokomotywa PX wygląda jak nowa. Kto by pomyślał, że wyprodukowano ją w 1950 r. (w fabryce w Chrzanowie)! Jej moc - 90 KM - nie jest może imponująca, ale wystarcza, by ciągnąć wagony ze średnią prędkością ok. 25 km na godz., czasami szybciej. Jak powiedział mi jeden z pasażerów, który specjalnie na tę okazję zabrał aparat GPS, w pewnej chwili pędziliśmy 37 km na godz. Trasa prowadzi przez lasy i pola, nasypy i wykopy - budowniczowie musieli się nieźle natrudzić. W kilku miejscach widziałem rozjazdy wiodące na pola, gdzie kiedyś ładowano płody rolne na wagony. W pewnej chwili widać wielkie stado żurawi. - To nasze pomorskie strusie - żartuje konduktor. W połowie jazdy orientuję się, że na każdej stacji widzę tego samego Niemca ze statywem i aparatem fotograficznym - ścigał nas samochodem i na stacji czekał, by złapać dobre ujęcie.

Po godzinie dojechaliśmy do Trzęsacza, gdzie obsługa doczepiła kolejne wagoniki. Potem na horyzoncie pojawiła się latarnia morska w Niechorzu, jedna z najładniejszych na polskim wybrzeżu. Przez chwilę pociąg jechał nasypem wzdłuż jeziora z kilkoma wysepkami - to rezerwat ptasi Liwia Łuża. O 10.50 dojechaliśmy do ostatniej stacji - Pogorzelicy.

Kolejka kursuje od 1 czerwca do 17 września, pierwszy kurs z Gryfic o 9.10 - w Pogorzelicy 10.55, a następnie cały dzień wahadłowo na odcinku Gryfice - Trzęsacz; dopiero ostatni pociąg wraca z Pogorzelicy do Gryfic o 17.50 - w Gryficach 19.50, bilet 7 zł

Więcej o: