Odwiedzając setki miejsc; w każdym zostawiam cząstkę duszy, zabierając w zamian niezapomniane wrażenia. Jednak istnieje to jedno szczególne miejsce - kiedy je odwiedzam, towarzyszy mi dreszcz emocji. Aby tam dotrzeć, muszę dojechać do Kazimierza Dolnego. Znajome mury, kamienne uliczki przesiąknięte wspomnieniami... Dalej idę na południe. Wybieram stary szlak, ulicę Krakowską, czasem uciążliwą, z wąskim chodnikiem, ale jakże urzekającą. Później wyboista droga u podnóża kamieniołomu. Teraz pod górę, przez las, obok ruin domu inżyniera Albrychta i dalej, mijając pensjonaty i wille. Jeszcze tylko gęste, kolczaste zarośla i jestem na miejscu.
Tak, to właśnie tu. Niezbyt obszerny, lekko nachylony taras. Sanktuarium krajobrazu. Przede mną Wisła - potężna, szeroko rozlana, kapryśnie wiodąca swój nurt, ujęty w dzikie brzegi. Poniżej wioska Męćmierz (lub Mięćmierz, w zależności od humoru kartografa). Niegdyś rybacka - w pamięci przesuwają się obrazy rozpiętych na żerdziach sieci i łodzie przewoźników chętnych do przeprawy. Czas nie pozbawił jej malowniczości. Nadal cieszy oko, zwłaszcza gdy chodzimy wśród drewnianych domów, trzcinowych dachów i plecionych wierzbowych płotów. Mój wzrok podąża dalej, wzdłuż drogi prowadzącej w kierunku wsi Dobre. Widoczna na horyzoncie skarpa z tej perspektywy wygląda jak krawędź świata.
Po drugiej stronie rzeki urwiska dawnych kamieniołomów dźwigają potężną budowlę - zamek w Janowcu wzniesiony na początku XVI w. przez Firlejów herbu Lewart, magnacki ród wywodzący się z podlubelskiej Dąbrowicy. Po trzech wiekach świetności popadł w ruinę. W 1928 r. wraz z resztówką parcelowanego majątku kupił go Leon Kozłowski, z zamiarem dokonania "rewitalizacji". Po wojnie mająteczek oparł się reformie rolnej, czyniąc z pana Leona jedynego prywatnego właściciela zamku w Polsce. W 1975 r. sprzedał on posiadłość Muzeum Kazimierza Dolnego (obecnie Nadwiślańskiemu).
U podnóża zamkowej skarpy spośród dachów niskich małomiasteczkowych domków wyłania się malowana jaskrawą farbą (miała być ochra, wyszedł róż) wieża kościoła św. Małgorzaty z początku XVI w., ale (co na Lubelszczyźnie częste) z wykorzystaniem XIV-wiecznych murów. W prezbiterium cenny, manierystyczny nagrobek Andrzeja i Barbary Firlejów autorstwa Santi Gucciego. Pod kościołem krypty (niedostępne) z trumnami Firlejów. Za Janowcem, jak okiem sięgnąć, bezgraniczna równina, zielony ocean.
I znów jestem na swojej skalnej półce, zanurzony w esencji kazimierskiego krajobrazu. Pod stopami kremowa opoka, nade mną lazurowe niebo. Rzeczne łachy, drewniane domy, majestat kamiennych murów. Ptaki nad głową, owady na kwiatach. Splątane zarośla w barwach pór roku. Cisza i niczym niezmącony spokój. I tylko słowa mistrza Jana z pobliskiego Czarnolasu: "Czego chcesz od nas Panie, za twe hojne dary...".
Nadchodzi noc. Wracam do miasta, tym razem koroną wiślanego wału. Nieodległy Kazimierz Dolny tętni odgłosami barwnego, hałaśliwego, czasem irytującego tłumu, szczelnie wypełniającego ulice i zaułki. Nad Wisłą, niczym latarnia, zawisł księżyc. A tak naprawdę dwa księżyce - jeden dla wszystkich, drugi - tylko dla mnie.