Londyn 3 razy D: Duży, Drogi, Dla każdego

?Look right? (patrz w prawo) to najważniejszy angielski zwrot, jaki musi znać przybysz z kontynentu

Dumni Brytyjczycy nie przyjęli bowiem nowych porządków wprowadzonych w Europie przez Napoleona i pozostali przy lewostronnym ruchu ulicznym. Turysta przyzwyczajony do ruchu prawostronnego łatwo może wejść prosto pod czerwonego piętrusa, który nadjedzie z prawej. Dlatego na wszystkich, nawet najmniejszych ulicach, na jezdni są takie właśnie napisy. To naprawdę pomaga i naprawdę może uratować życie.

Duży

Londyn to największe miasto Europy i jedno z największych na świecie - oficjalnie mieszka w nim 7,2 mln ludzi. W dodatku Anglicy pozostali wierni szeregowym domkom z ogródkami ciągnącym się wzdłuż ulic, co powoduje, że miasto zajmuje ogromny obszar 980 km kw.

Statystyki mówią, że ok. 30 proc. mieszkańców to mniejszości etniczne, ale po kilku dniach pobytu ma się wrażenie, że to Anglicy stanowią tu mniejszość, a raczej zostali zepchnięci do kilku enklaw, jak City, Mayfair czy Notting Hill. Pozostałe dzielnice przejęli przybysze z Afryki, Azji, a ostatnio z naszej części Europy. (Przy okazji dobra rada - nie sądźmy, że kiedy rozmawiamy po polsku, nikt nas nie zrozumie; na każdym kroku natkniemy się na rodaków - sprzedawczynie w sklepach, kelnerki, barmanów, turystów).

Mimo że miasto jest tak wielkie, można się po nim poruszać bez większych problemów. Pierwsza konfrontacja z londyńskimi środkami komunikacji czeka nas po przylocie. Większość samolotów z Polski ląduje na jednym z trzech lotnisk: Heathrow, Gatwick albo Lutton. Bez trudu dojedziemy z nich do centrum (choć leżą znacznie dalej niż Okęcie od centrum Warszawy). W przypadku Heathrow najlepiej wsiąść w linię metra Piccadilly, do której doprowadzą nas czytelne znaki. Z pozostałych lotnisk kursują co 15 minut specjalne pociągi do centrum.

Równie proste jest poruszanie się po samym mieście. Londyn stoi na sieci podziemnych tuneli, w których poprowadzono 12 linii metra. Jest też Docklands Light Railways - naziemna kolejka łączącą dzielnicę Docklands z City. No i słynne londyńskie piętrusy, z których przy okazji można oglądać miasto. Uwaga: metro jest niemiłosiernie zatłoczone w godzinach szczytu, czyli między 7 a 9.30 rano i 16.30 a 19 po południu.

Londyn dzieli się na sześć stref transportowych - ceny biletów komunikacji miejskiej różnią się w zależności od tego, przez ile stref musimy przejechać. Najciekawsze miejsca są w strefie 1, ale aby dojechać na Heathrow, trzeba przejechać przez wszystkie strefy.

Drogi

Londyn to stolica europejskich finansów. Dzienne obroty tutejszych instytucji finansowych to 200 mld funtów, czyli 300 mld euro (dla porównania - warszawska giełda notuje obroty rzędu 125 mln euro). W City i Canary Wharf pracują setki tysięcy najlepiej opłacanych finansistów świata. Nic więc dziwnego, że ceny w Londynie dopasowały się do możliwości jego najbogatszych mieszkańców. Turysty nie zmartwią wysokie ceny nieruchomości, ale (wynikające z nich) szalone ceny noclegów odczuje z pewnością. Przeciętny trzygwiazdkowy hotel będzie tu zawsze droższy niż w dowolnym mieście europejskim, nawet tak drogim jak Paryż. Ceny za dwuosobowy pokój w centrum zaczynają się od 50 funtów. Nieco tańsze są popularne Bed&Breakfast, które jednak mogą różnić się znacznie standardem i ceną - od niewielkich luksusowych pensjonatów położonych wśród starych drzew po prywatne, dość zaniedbane domy ze wspólną łazienką na korytarzu w kiepskich dzielnicach - ceny od 30 funtów za dwójkę. Najtańsze są oczywiście schroniska młodzieżowe, w których przenocujemy (w wieloosobowej sali) za ok.10 funtów.

Należy też przygotować się na spore wydatki jedzeniowe, chociaż przy odrobinie wysiłku można sporo zaoszczędzić, a przy okazji poznać egzotyczne kuchnie z całego świata. 22 proc. wszystkich restauracji w Wielkiej Brytanii znajduje się w stolicy. Oprócz popularnych wszędzie włoskich pizzerii czy tureckich kebabów, specyficznych dla Londynu pubów z rybami i stekami, są też bardziej oryginalne knajpki rodem z Bangladeszu, Karaibów, Indii czy Tajlandii (poza ścisłym centrum). Można w nich zjeść fantastyczny lunch w formie bufetu już za 5 funtów. Uwaga na napoje - za wodę mineralną zapłacimy 1-2 funta, ale już za piwo na pewno ponad 3. Warte specjalnej wizyty jest londyńskie China Town, czyli skupione wokół Gerrard Street w Soho chińskie restauracje i sklepy jak też położona niedaleko City Brick Lane - centrum społeczności Bangladeszu z dziesiątkami restauracji i sklepów oraz przechadzającym się niespiesznie kolorowym tłumem.

W Londynie jest przynajmniej kilka miejsc do robienia zakupów, których odwiedzenie jest po prostu turystycznym obowiązkiem, a nie zwykłą przechadzką po sklepach. Numer 1 to najsłynniejszy dom towarowy świata - Harrods. Wizyta tu to prawdziwa przyjemność, choć dla przeciętnego śmiertelnika może być też nieco frustrująca, albowiem Harrods oferuje wyłącznie dobra luksusowe i takie też obowiązują ceny. Dlatego na piętrach z elegancką konfekcją, butami, dodatkami czy perfumami nie ma tłumów. Za to w części spożywczej (najładniejszej i najbardziej efektownej) panuje nieustanny ścisk, bo niemal każdego stać na angielską herbatę w charakterystycznej ciemnozielonej puszce z emblematem Harrodsa. Można też kupić tradycyjne angielskie herbatniki, cukierki, czekoladki - wszystko w eleganckich opakowaniach.

Dla londyńczyków równie kultowym miejscem jest dom handlowy Liberty. Warto tam pójść choćby po to, aby obejrzeć jego nietypową jak na dom handlowy architekturę. Jest to kilkupiętrowy budynek z tzw. pruskiego muru (w Anglii znanego jako mur angielski). Z Liberty już kilka kroków na Oxford Street - najsłynniejszą londyńską ulicę sklepową. W przeciwieństwie do poprzednich miejsc tu można znaleźć coś w przystępnych cenach.

Podczas weekendu koniecznie należy zobaczyć najsłynniejszy londyński targ przy Portobello Road w dzielnicy Notting Hill. Zapewne nie uda się tam spotkać Hugh Granta, a tym bardziej Julii Roberts (tych lepiej obejrzeć w filmie "Notting Hill"), ale zrekompensuje nam to różnorodność atrakcji - od naprawdę drogich antyków, przez niedrogie grafiki, porcelanę, aż po zupełnie tanią używaną odzież. Do tego dziesiątki stoisk z tanim jedzeniem i różnojęzyczny tłum.

Dla każdego

Na tle drożyzny pozytywnie zaskakują królewskie instytucje kulturalne - do większości najważniejszych galerii i muzeów wstęp jest bezpłatny. A jest w czym wybierać i naprawdę każdy znajdzie coś dla siebie, nawet jeśli organicznie nie znosi muzealnego kurzu. Poziom sztuki wystawienniczej w londyńskich galeriach jest na najwyższym poziomie. Zobaczymy najwspanialsze dzieła z całego świata, w dodatku świetnie pokazane. Obowiązkowo trzeba odwiedzić National Gallery, choćby dla jednej sali, w której wisi "Małżeństwo Arnolfinich" van Eycka, obrazy van der Weydena i Campina. W innych salach Leonardo da Vinci (słynna "Madonna wśród skał"), Rafael, Tycjan, Rembrandt, Van Dyck, Rubens, Vermeer...

Równie obowiązkowa jest Tate Modern - galeria sztuki nowoczesnej w dawnej elektrowni na południowym brzegu Tamizy. Warto tam pójść choćby po to, aby zobaczyć monumentalny przemysłowy budynek przekształcony w nowoczesną galerię.

Dla mnie prawdziwym odkryciem była Tate Britain - część galerii mieszcząca się w starej siedzibie Tate, w której prezentowane są płótna malarzy brytyjskich - od niezwykłych prerafaelitów, przez realistyczne obrazy z czasów wiktoriańskich, aż po prekursora impresjonistów Turnera. Polecam!

Do kategorii osobliwości należy Victoria&Albert Museum. W niezwykłych wnętrzach mieści się kolekcja złożona z obrazów, mebli, strojów, porcelany i tysięcy innych rzeczy. Prawdziwym zaskoczeniem jest muzealna kawiarnia w oryginalnych wnętrzach wyłożonych ozdobną ceramiką, ze stiukowymi sklepieniami ociekającymi złotem i witrażami w wielkich oknach. Nie pasują tu tylko metalowe minimalistyczne stoliki i krzesła oraz automaty z coca-colą.

Dla wytrwałych jest jeszcze British Museum - kolosalna kolekcja wykopalisk z czasów egipskich, greckich, rzymskich, celtyckich ze wszystkich stron świata. Najsłynniejsze są tzw. marmury Elgina, czyli rzeźby z ateńskiego Partenonu, o które do dziś upomina się rząd grecki.

Londyn znakomicie nadaje się na wycieczkę z dziećmi. W każdym muzeum znajduje się część przeznaczona dla dzieci, nawet w Museum of Bank of England mogą kolorować komiksy o narodzinach giełdy, a nieco starsze - zabawić się w maklera na giełdzie walutowej. Oczywiście trzeba znać angielski, ale jeśli się zna, cóż to za satysfakcja w kilka minut zarobić kilkanaście tysięcy funtów (oczywiście wirtualnych)!

Niezależnie od wieku i znajomości języka każde dziecko będzie zachwycone wizytą w Natural History Museum i w Science Museum (obydwa gratis). Ryczące dinozaury, ogromne wieloryby, szkielety prehistorycznych zwierząt, najstarsza lokomotywa świata czy osmalone resztki Apollo 10. A symulator lotów kosmicznych czy wirtualna podróż na Marsa wzbudzą absolutny zachwyt.

Kolejne oblicze Londynu to teatr. Znowu przydaje się znajomość języka, ale nawet bez niej znakomicie można się bawić na przedstawieniach muzycznych, z których miasto słynie. Dla zaawansowanych językowo jest rekonstrukcja Szekspirowskiego teatru Globe, a dla wszystkich są przedstawienia w Theatreland między Oxford Street a Strandem, gdzie mieści się ponad 30 teatrów. Większość wystawia słynne musicale: "Fame", "Phantom of The Opera", "Mary Poppins" czy "Les Miserable". Bilety są oczywiście drogie, ale jeśli nie musimy koniecznie zasiadać w najlepszych galeriach, można dostać bilety po obniżonych cenach w dwóch punktach oznaczonych symbolem tkts - przy Leicester Square i na stacji kolejki Canary Wharf. To drugie miejsce jest nawet lepsze, bo nie będziemy stać w niemiłosiernie długiej kolejce. Bilety w punktach tkts są sprzedawane na przedstawienia w dniu ich zakupu.

***

Londyn nie ma tylu zabytków co Rzym czy Paryż. Powodem tego stanu rzeczy jest wielki pożar z 1666 r., który niemal całkowicie zniszczył miasto. To, co ocalało, i to, co powstało przez następne blisko 300 lat, zniszczyły niemieckie naloty dywanowe podczas II wojny światowej. Dlatego też prawdziwym cudem jest ocalenie Opactwa Westminster, Tower i monumentalnej katedry św. Pawła oraz sporej części wiktoriańskiej zabudowy. Są to jednak zupełnie wyjątkowe ślady wielowiekowej historii miasta. Cała reszta legła w gruzach i dzisiejszy Londyn jest niezwykłą mieszanką XIX-wiecznej zabudowy i wspaniałych przykładów współczesnej architektury, której najważniejszym twórcą jest Sir Norman Foster. Przenikające się światy tradycyjnej wiktoriańskiej Anglii i nowoczesnej metropolii najlepiej widać w City. Tę część Londynu turyści zazwyczaj pomijają, ograniczając się do zwiedzenia Tower i katedry św. Pawła zamykających City od wschodu i od zachodu. A przechadzka ulicami City to przeżycie jedyne w swoim rodzaju. W szklanych taflach biurowców przeglądają się siedziby najstarszych instytucji finansowych, tradycyjne puby ze swoim bogactwem detali i ozdób sąsiadują z ultraminimalistycznymi barami sieciowymi. Tysiące mężczyzn w prawie identycznych garniturach niemal biegiem pędzi po kamiennych ulicach - wyglądają jak współczesna odmiana wojowników. Na szczególną uwagę zasługują dwa słynne wieżowce - jajowata kwatera główna Swiss Re, jeden z symboli miasta, oraz siedziba towarzystwa ubezpieczeniowego Lloydsa - budynek złożony z charakterystycznych stalowych elementów. Miłośnicy współczesnej architektury powinni też przejść najnowszym mostem łączącym katedrę św. Pawła z Tate Modern. Niezwykle elegancką konstrukcję zaprojektował Foster, a elementy stalowe zostały wykonane w Polsce.

Południowym brzegiem Tamizy dojdziemy w pobliże mostu Westminster, gdzie stoi jedna z największych i najmłodszych atrakcji turystycznych - London Eye, która przypomina gigantyczny diabelski młyn. W owalnych wagonikach wynoszonych na wysokość 135 m można podziwiać panoramę miasta. Przyjemność ta jest dość droga (12,5 funta), ale wrażenia niezapomniane. London Eye, podobnie jak most Fostera, zbudowano na powitanie nowego milenium. Z tej samej okazji powstał nowy odcinek metra z Canary Wharf do Lewisham. Każdą stację zaprojektował inny architekt i każda jest warta uwagi.

***

Załóżmy, że kogoś nie interesuje ani sztuka, ani architektura, ani teatr (chociaż w takim przypadku trudno sobie wyobrazić cel turystycznej wizyty w tym mieście), ale nawet wtedy Londyn nie daje za wygraną. Jeśli nie interesuje cię nic, to pewnie masz ochotę wyłącznie na święty spokój? Jeśli tak, to trafiłeś znakomicie. Nawet w samym centrum z łatwością można znaleźć zielony zakątek, ławkę schowaną przed tłumem turystów, a wokół śpiew ptaków i szum wiatru w gałęziach drzew. Z 980 tys. m kw. powierzchni 180 tys. zajmują parki, wśród nich wiele takich, których nie można obejrzeć, bo mieszkańcy chcą je mieć tylko dla siebie. Ale tych publicznych parków w zupełności wystarczy, by poczuć się jak na wsi. Na miłośników ogrodnictwa czekają dziesiątki zielonych oaz ukrytych przed wzrokiem zwykłego turysty. Odkrywanie ich to naprawdę niezwykła przygoda, a często podróż w czasie. Dobrym przykładem jest ogród schowany na tyłach Opactwa Westminster, a oddzielający klasztorne krużganki od Westminster College, elitarnej szkoły dla chłopców. Mimo że opactwo codziennie zwiedzają tłumy turystów, niemal nikt nie trafia do tego zakątka, w którym panuje niezmącona cisza, pachną różane krzaki, a zielone pędy oplatają gotyckie rzeźby i kolumienki - prawdziwy zaczarowany ogród.

Więcej o: