Wyprawiając się do amazońskiej dżungli, dotknęłam innego świata. Była to podróż w krainę zaklęć, snów i duchów.
Dżungla bombarduje przybysza zapachami, kolorami, dźwiękami... Pulsuje milionami istnień, które są równoprawne. Tu człowiek pokonuje węża lub wąż człowieka. Roślina może uzdrowić albo otruć. Poznanie tego świata wymaga pokory, szacunku i czasu. Wiedzą o tym Indianie Yagua żyjący w pobliżu Iquitos - peruwiańskiego miasta w sercu zachodniej Amazonii.
Do ich wioski udajemy się starą barką z upalnego, ryczącego silnikami motorowych riksz Iquitos. Płynie z nami przewodnik Julio, kucharz Richardo i jego żona. Ruch na rzece jest spory. Mijamy łodzie, tratwy i prymitywne stacje benzynowe (paliwo sprzedaje się z przeżartych rdzą beczek). Amazonka rozlewa się tak szeroko, że czasami ginie nam z oczu drugi brzeg. Kiedy znowu się wyłania, widzimy liche chatki kryte palmowymi liśćmi, kobiety przy praniu, bawoły stojące nieruchomo w wodzie i baraszkujące w przybrzeżnych zaroślach dzieci.
Po trzech godzinach docieramy do obozowiska dla turystów. Odpoczywamy chwilę w drewnianym bungalowie (przepędziwszy przedtem jaszczurki i pająki) i płyniemy dalej.
"Nasza" wioska leży tuż przy brzegu jednego z licznych dopływów Amazonki. Nie jest duża - naliczyliśmy zaledwie dziewięć chałup zbudowanych z cienkich palików i wąskich desek. Gdzieniegdzie stoją rachityczne płotki z suszącym się praniem. Okazała polana nad brzegiem rzeki z dwiema bramkami zbitymi z desek i koślawymi ławeczkami dla publiczności służy za boisko do piłki nożnej.
Mieszka tu ok. 150 Indian Yagua (całe plemię liczy ok. 4 tys. osób żyjących w ponad 30 wspólnotach rozrzuconych od Iquitos Loreto w Peru aż do miejscowości Leticia w Kolumbii). W okolicy jest jeszcze kilka takich osad. Ich mieszkańcy odwiedzają się z okazji rocznic, ceremonii i... meczów piłki nożnej. W futbol grają tu wszyscy bez względu na płeć i wiek (widzieliśmy mecz między dwiema osadami - grały drużyny starszych kobiet, młodszych kobiet, chłopców i mężczyzn).
Yagua żyją z połowu ryb, polowań, uprawy zbóż i nielicznych spotkań z turystami, dla których urządzają pokazy strzelania z dmuchawek.
Indianki zaczynają rodzić dzieci w wieku 14-15 lat. 20-latki mają już przy sobie sporą gromadkę. Jak długo będą płodne, tak długo będą się cieszyć względami męża (może sobie wybrać młodszą kobietę).
Gdy zjawiamy się w wiosce, pierwsze wybiegają nam na spotkanie właśnie dzieci. Kobiety i mężczyźni przyglądają się nam z życzliwą ciekawością. Tradycyjne stroje zakładają już tylko na spotkania z turystami. Musieli z daleka dostrzec naszą łódź lub Julio uprzedził ich o wizycie - stoją na brzegu wystrojeni w spódniczki z włókien palmy chambira , z twarzami pomalowanymi czerwoną farbą (w krzakach dostrzegamy porzucone T-shirty i plastikowe klapki).
Udaje nam się podsłuchać, jak Julio negocjuje z przysadzistym wodzem o dumnej twarzy cenę za widowisko. Kończy się na 20 solach (ok. 20 zł). Wódz przechadza się po placu, wypinając okrągły brzuch i łaskawie pozwalając się fotografować. Ma sporą dmuchawkę, z której bezbłędnie trafia strzałą w oddalony o 10 m słupek. My też próbujemy, ale nasze strzały w większości omijają cel. W podzięce dajemy wodzowi czapeczkę, a kobietom i dzieciom - długopisy. Kupujemy też trochę pamiątek - naszyjniki z pestek, torebki z włókien palmy chambira , ostrzałki z zębów piranii.
Na środku wsi stoi okrągła wiata otoczona rowem o głębokości ok. 20 cm. Przewodnik wyjaśnia, że odbywają się tu ceremonie picia ayahuaski z udziałem Augusto, miejscowego szamana. Chętnie nas z nim pozna.
Curandero (uzdrowiciel), na oko 60-latek, mówi trochę po hiszpańsku i w tym języku zaprasza nas w swoje progi. Mieszka z żoną na skraju wsi, w domu zbudowanym jak wszystkie inne na palach (ochrona przed dzikimi zwierzętami i występującą z brzegów w porze deszczowej Amazonką). Przez cienkie ściany prześwituje dżungla, lekki wiatr kołysze palmowymi liśćmi na dachu. W środku palenisko, zapas bananów i manioku, parę zniszczonych garnków, a za przepierzeniem z palików - miejsca do spania. W izbie przycupnęło kilku chorych. Nastolatka o zbolałej twarzy musiała kilka godzin płynąć canoe, nim tu dotarła.
Augusto cieszy się szacunkiem i zaufaniem mieszkańców kilku okolicznych wiosek. Leczy ludzi od ponad 30 lat. Nim zaczął samodzielnie przygotowywać mikstury, praktykował u boku starego szamana (edukacja szamańska jest trudna - należy zachować wstrzemięźliwość seksualną i stosować dietę opartą na ryżu oraz roślinach, których lecznicze i oczyszczające działanie wypróbowuje się na sobie).
Augusto swoje sukcesy w uzdrawianiu i odpędzaniu złych duchów zawdzięcza w dużej mierze ayahuasce (Banisteriopsis caapi ). Ta gigantyczna liana rośnie w deszczowych lasach Ameryki Południowej. Indianie nazywają ją pnączem mądrości. Nazwa wywodzi się z języka keczua i oznacza "lianę ducha" (aya - dusza, huasca - liana). Amazońscy szamani od prawie 2 tys. lat wykorzystują ayahuaskę do osiągania wyższego stanu świadomości, kontaktowania się z duchami i przewidywania przyszłości. Dzięki niej mogą przejrzeć plany wroga, nawiązać trafne sojusze z innymi plemionami, ale też rozwiązywać trudne życiowe dylematy, doradzać w sprawach sercowych, neutralizować złe czary i leczyć chorych (w zachodnich klinikach stosuje się ją w leczeniu narkomanii, alkoholizmu i niektórych chorób psychicznych). W skład wywaru prócz ayahuaski wchodzą dwie inne rośliny - toe (Brugmansia suaveolens ) i chacruna (Psychotria viridis ). Jego skład procentowy ustala curandero w zależności od własnych doświadczeń, upodobań i funkcji, jaką ma spełnić napój. Przygotowanie wywaru to najświętszy rytuał czyniony w stanie głębokiej kontemplacji.
Ayahuasca oczyszcza duszę i ciało - w przenośni i dosłownie. Powoduje silne torsje - stąd rów wokół wiaty. Z konsternacją wpatrujemy się w brunatną ciecz w wielkim słoju. Jednak ciekawość bierze górę nad strachem...
Augusto radzi nam przez najbliższe godziny nic nie jeść i skoncentrować się na swoim wnętrzu. Tylko wtedy nawiążemy transcendentny kontakt z duchami. Umawiamy się na spotkanie w obszernym bungalowie w naszym obozowisku (pół godziny łodzią od wsi). Jest czwartek, według Augusta najlepszy obok wtorku dzień na rytualne oczyszczenie.
O zmroku wracamy do obozu. Pada deszcz, w dżungli słychać nawoływania zwierząt i brzęczenie moskitów. Z lekkim niepokojem obserwujemy krzątaninę Julio, który ściele koce na deskach bungalowu i ustawia obok nich wiadra.
Robi się coraz ciemniej, błyskają tylko świetliki. Wraz z kilkoma Indianami ze wsi czekamy na szamana. Zjawia się po dwóch kwadransach. Jest tak ciemno, że słyszymy tylko jego kroki.
Po chwili czujemy odurzający zapach palonych ziół. Augusto, potrząsając grzechotką, intonuje icaros - modlitwę, której nauczył się od ducha ayahuaski. Odczuwamy lekki zawrót głowy wywołany śpiewem i dymem. Ogarnia nas błogostan. Augusto nalewa do skorupy po orzechu ciemny, gęsty, ostro pachnący wywar. Pijemy. Kładziemy się na ziemi. Szaman zwraca się z pieśnią do mieszkającego w dżungli ptaka huancawi , aby pomógł mu wyciągnąć z nas ból i zło.
Jakby za sprawą jego prośby równocześnie z rozpoczęciem pieśni dopadają nas torsje. Świat zaczyna wirować. Pojawiają się wizje - kolorowe ptaki, zwierzęta, motyle. Pochłania nas dżungla. Stajemy się częścią natury, grudką ziemi, liściem drzewa chlebowego, moskitem. Ciało ogarnia dziwna lekkość, choć w ustach wciąż drapie ayahuasca. Widzimy pochylającą się nad nami zamazaną, zwielokrotnioną sylwetkę szamana. Muska czubki naszych głów palmowym liściem i wdmuchuje nam w złożone dłonie odurzający dym z tytoniu, szepcząc zaklęcie: tabaquito, tabaquito, saca el mal y dolor que tiene esta senorita/este joven * (tytoniu, wyciągnij ból i zło z tej dziewczyny/chłopaka).
Ceremonia trwa około trzech godzin - nam wydaje się, że ledwie kwadrans. Augusto gestem daje znak, że możemy odejść. Ludzie ze wsi wracają do swoich domów, chyba szóstym zmysłem odnajdując drogę w plątaninie wodnych szlaków. Nas odprowadzają do śpiworów koledzy, którzy tylko przyglądali się ceremonii. Wydaje nam się, że lewitujemy. Czujemy się wolni i lżejsi. Świat zewnętrzny dociera do nas jakby zza grubej szyby. W głowach wciąż pobrzmiewa echo pieśni Augusta: ptaku huancawi, w imieniu ayahuaski odpędź zazdrość z tytoniem...
Zapadamy w długi, głęboki sen. Ayahuaska towarzyszy nam jeszcze przez kilka dni. Czujemy w ustach jej gorzko-kwaśny smak, a w nosie ostry zapach. Nasze ciała stają się wrażliwsze na bodźce fizyczne. Zmysły się wyostrzają.
Wierzymy, że dzięki ayahuasce odpędziliśmy złe duchy i wyszliśmy cało z rozmaitych tarapatów podczas długiej podróży przez Peru i Boliwię.
*Podczas ceremonii szaman śpiewał w keczua, nazajutrz Julio przetłumaczył nam pieśni i modlitwy na hiszpański
Do Iquitos można dopłynąć statkiem z Pucallpy (6-8 dni) lub z Yurimaguas (4-6 dni) za ok. 20-30 dol. lub dolecieć samolotem (ok. 1,5 godz.) z Limy za 55-100 dol.
Wyprawa w głąb dżungli z przewodnikiem, jedzeniem, noclegiem w bungalowach - ok. 20-30 dol. za dzień/osobę
Udział w ceremonii picia ayahuaski - 15 soli od osoby (cena do negocjacji, zależy od szamana)
http://www.biopark.org/peru/iquitos.html