Na liczniku miałem ok. 85 km/h, z kasety leciał rytmiczny kawałek w wykonaniu Hoola Bandoola Band. Stało się to na prostym odcinku, przy wspaniałej widoczności i w prawie niezalesionym terenie. Zza jedynej w okolicy przydrożnej kępy liściastych zarośli wyskoczyły nagle na drogę trzy łosie. Nie miałem szans na jakąkolwiek reakcję i to mnie prawdopodobnie uratowało. Wielkiemu bykowi, który pędził pierwszy, otarłem pewnie zad lewym lusterkiem, a klępa podążająca za samcem mogła poczuć zapach rozgrzanej opony prawego, tylnego koła. Gdy przerażony zatrzymałem się po kilkudziesięciu metrach, w nienaruszonym bocznym lusterku zobaczyłem trzeciego osobnika goniącego za poprzednią dwójką. Po chwili ruszyłem dalej, lecz jazda okazała się psychiczną mordęgą. Zatrzymałem się na pierwszym napotkanym parkingu obok rzepakowego ścierniska i piaszczystą dróżką poszedłem na spacer, rozmyślając o zderzeniach cywilizacji ze światem przyrody. Błądząc po małym dębowym lasku, znajdowałem dorodne grzyby - prawie nikt ich w Szwecji nie zbiera i ja też nie zamierzałem tego robić. Wracając, zauważyłem wyjątkowo dorodnego prawdziwka i zapragnąłem go zerwać, by zaskoczyć moich szwedzkich przyjaciół typowo polską niespodzianką kulinarną. Schylając się po główny składnik przyszłego dania, sam przeżyłem sporą niespodziankę. Gdy odsłoniłem z trawy kapelusz borowika, zobaczyłem łopatę łosia - połowę poroża dorodnego byka. Jej wypukła część wystająca ponad leśne runo kolorem i kształtem do złudzenia przypominała szlachetnego grzyba, powszechnego także w Skandynawii (w sklepach pamiątkarskich Saamów łopata łosia kosztuje 60-180 koron, całe poroże nawet 600).
W czasie następnych pobytów u naszych północnych sąsiadów znalazłem w tamtejszych lasach, w tajdze i w tundrze wiele innych poroży łosi, reniferów, czerwonych jeleni i saren. Łopata z Tiomila Skogen jest jednak wyjątkowa. Zawsze będzie mi przypominać przygodę, jaka spotkała mnie w najmniej oczekiwanym momencie.