Wakacyjna TOP-lista: Cypr. Dziennik z podróży

Szewc siedział przy kopydle wśród ogromnej sterty butów. Obok niego leżało kilkadziesiąt par prostych męskich sandałów - to znak, że zbliża się sezon na Cyprze

Poniedziałek

Pafos, miasto na południowo-zachodnim skraju Cypru. Kiedy w nocy wychodzę na balkon, wyczuwam leciutki zapach morza. Jakby wokół hotelu specjalnie dla gości pryskano perfumami o nazwie "Ciepłe Morze Śródziemne". Jedyne, co widzę, to niebo gwiaździste. Od jutra będę się poruszała na wschód, wzdłuż południowego wybrzeża, aż do Agia Napy, czasem wskakując w głąb wyspy. Dziś idę spać.

Wtorek

Przed śniadaniem spacer nad morzem, błękitnym i przejrzystym. Bardzo słone (próbuję!) i dość ciepłe (18 stopni C). Ale plaża rozczarowuje - brudnoszary piasek, kamienista, trzeba by wynająć leżak, żeby się tu opalać. Nikt się nie kąpał, bo jest wiosna i temperatura powietrza ma "tylko" 20 stopni. Jestem obsesyjną zbieraczką muszelek, więc i stąd zabieram kilka okazów. Małe, rowkowane, brązowe, podobne do muszli, w której Afrodyta niedaleko stąd wyłoniła się z morza.

Pafos jest wpisane na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Za czasów hellenistycznych i rzymskich było stolicą Cypru (zanim w V w. trzęsienie ziemi obróciło je w ruinę). Najważniejszą boginią miasta była Afrodyta. Według mitologii miasto założył Pafos, syn Pigmaliona, króla Cypru i Galatei. Żona króla była początkowo posągiem wyrzeźbionym przez niego w marmurze. Pigmalion zakochał się w rzeźbie do szaleństwa. Wzruszona jego miłością Afrodyta ożywiła Galateę.

Wyspa zawdzięcza nazwę miedzi (łac. cuprum), którą Cypryjczycy eksportowali w starożytności we wszystkie strony ówczesnego świata. Położenie wyspy, jej bogactwa naturalne i uroda sprawiały, że każdy chciał ją mieć dla siebie: Grecy, Fenicjanie, Egipcjanie, Persowie, Rzymianie, Arabowie, Wenecjanie. Bywała centrum politycznym i kulturalnym greckiego świata (około 700-300 lat p.n.e.), bastionem obronnym przed imperium otomańskim (1489-1571), własnością Cesarstwa Otomańskiego (1571-1878) i kolonią brytyjską (1878-1960).

Dziś w wyniku wojny domowej wyspa jest podzielona na część turecką (na wschodzie) i cypryjską. Część cypryjska jest republiką, wstąpiła do Unii Europejskiej razem z nami w maju 2004 r.

Mam niewiele czasu na zwiedzanie miasta, muszę więc coś wybrać. Mogę iść do okazałych Grobów Królewskich (namiestników rządzących wyspą z IV w p.n.e.) lub do zniszczonej bazyliki Panagia Chystopolitissa, gdzie stoi pręgierz, na którym wychłostano św. Pawła. Wybieram się jednak do Domu Dionizosa ze sławnymi mozaikami podłogowymi w willach szlacheckich z III-V w. Mozaiki są trochę "polskie", bo odkrył je w latach 60. prof. Kazimierz Michałowski, i uchodzą za najpiękniejsze we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego. Ze starożytnej willi zostały tylko podłogi, nad nimi zbudowano drewniany barak.

Chodzę nad mozaikami po pomostach i podziwiam kunszt starożytnych rzemieślników. Ile czasu i cierpliwości musiało im zająć ułożenie podłogi jadalni w kwiaty, owoce i sceny z polowań, cieniowane tulipany, sylwetki delfinów, alegorie pór roku!

Mozaiki są w pobliżu przystani. Mała promenada w zachodzącym słońcu, zacumowane jachty, niewielu turystów (tłumy będą w czerwcu), stoiska z kiczem. Nie kupuję koszmarnego zegarka na podstawce z muszelki, kubka z napisem "Pafos", kufla do piwa z Neptunem i długopisu z Afrodytą. Podobają mi się za to haftowane kapcie z filcu z wielkim pomponem na czubku (nawiązanie do stroju ludowego). Ale nie biorę. Kto by je nosił?

W kawiarence pod gołym niebem piję kawę (1 funt). Kelnerka podaje w malutkiej filiżance słodką plujkę z fusami. Okazuje się, że tutaj zawsze słodzą ją jedną łyżeczką cukru. Kto chce gorzką, musi prosić kawę sketo . Kiedy zamawiam mleko, kelnerka robi wielkie oczy: - Mleko do kawy? Widocznie to nie jest przyjęte. Ale przynosi.

Środa

Jeśli Afrodyta wyłoniła się z piany morskiej bosa (jak mówi mit), to nie miała szans stanąć na plaży w miejscu urodzenia, bo pokrywa ją niezliczona ilość małych, białych otoczaków. Podobno wszystkie mają kształt serca na cześć Afrodyty (trochę to naciągane, znajduję też inne). Przewodnicy ostrzegają, żeby nie brać kamieni z plaży, bo bogini karze "złodziei" bezsennością. Wierzyć czy nie? Moja koleżanka od roku źle sypia - w ubiegłe wakacje wyjechała z Cypru z kamieniem z plaży Afrodyty.

Tak czy inaczej plaża jest piękna. Niebo zachmurzone, więc morze, skały i plaża nabrały odcienia eleganckiego błękitu. Jakaś para robi sobie piknik na dużym kamieniu. Piją wino, jedzą pitę, sery i oliwki. Zazdroszczę im.

Mówi się, że jeśli kobieta opłynie skałę Afrodyty, stanie się młoda i piękna na zawsze (nie płynę, bo zimno, moja strata).

A gdy ktoś chce, żeby spełniło się jego najskrytsze marzenie, musi zawiesić białą chustkę na małym krzaku. "Krzak życzeń" na plaży, obwieszony jednorazowymi chusteczkami, wygląda jak wielki śmietnik. Wiatr zrywa papierki i wciska między kamienie.

Czwartek

Trochę już poznałam Cypryjczyków. To bardzo sympatyczny naród, dumny z tradycji cypryjskiej i greckiej. Wieszają przed domami flagi Cypru i Grecji, mówią po grecku, ale nie lubią, żeby ich ciągle porównywać z Grekami. Z każdym można porozmawiać po angielsku - to pozostałości po kolonii brytyjskiej. Wielu, szczególnie kupcy, zna kilka polskich słów.

Na wyspie (trzeciej co do wielkości w basenie Morza Śródziemnego) żyje około 780 tys. ludzi. Niezbyt grzecznie jest zaczynać rozmowę z nieznajomym Cypryjczykiem na temat Turcji. To temat drażliwy, nie istnieje w rozmowach z cudzoziemcami. Co najwyżej można usłyszeć radę, że lepiej nie wybierać się do części tureckiej, bo jest tam bardzo niebezpiecznie. Wiem od kolegi, który był po tamtej stronie granicy, że podobne zdanie wygłaszają Turcy o stronie cypryjskiej.

Po podziale wyspy Turcy przenieśli się do części okupowanej, a Grecy cypryjscy do cypryjskiej. Jednak domów tureckich po tej stronie, gdzie jestem, nikt nie rusza. Dawne wioski tureckie stoją opustoszałe, w miastach tureckie budynki popadają w ruinę. Cypr czeka na ostateczne rozwiązane kwestii podziału wyspy.

Mężczyźni na Cyprze są przeważnie niewysocy, uśmiechnięci, smagli. Oglądają się za każdą dziewczyną. Niemal każdy nosi w ręku sznur krótkich korali zakończonych frędzlą, tzw. komboloi . Paciorki bywają z bursztynu, korali, kamieni półszlachetnych, plastiku, szkła, srebra - mężczyźni przerzucają je między palcami. Myślałam, że to pomaga w modlitwie. Tłumaczyli mi jednak, że w skupieniu, myśleniu i... zabijaniu czasu.

Młode kobiety są piękne, ciemnowłose, lubią się stroić. Cypryjka w sklepie czy biurze, prezenterka w telewizji, recepcjonistka albo kelnerka wyglądają tak, jakby wybierały się na sylwestra. Starsze kobiety noszą czarne sukienki i chusty na głowach.

Życie toczy się na ulicy. Sprzedawcy z warzywniaków siedzą na stołeczkach na progu (warzywa i owoce są wielkie i soczyste) i rozmawiają z przechodniami. Między tawerny i restauracje wciskają się punkty usługowe i warsztaty samochodowe. Szewcy, krawcy, kaletnicy odgradzają się na zimę od ulicy szklaną ścianą. Kiedy przychodzą upały, otwierają okna i drzwi i pracują na zewnątrz. Szewca zobaczyłam przez szybę, jak siedzi przy kopydle wśród ogromnej sterty butów. Pytam, czy mogę go sfotografować. Zgadza się. Zauważyłam, że ma duże zlecenie na wymianę podeszew w butach do kręgli. Obok leży kilkadziesiąt par męskich prostych sandałów. Idzie sezon.

Piątek

Rano wycieczka dżipem (ok. 38 funtów z lunchem) po bezdrożach rejonu Akamas. Panaiotis, przewodnik, wiezie mnie do kanionu Gorge Avakas. Idziemy wzdłuż małego strumienia (latem zamiera) po śliskich kamieniach. Kanion porastają storczyki, zioła, drzewa. Jest coraz chłodniej i ciaśniej, coraz mniej słońca dochodzi między zwężające się ściany z wapienia. Docieramy do miejsca, gdzie beżowe skały niemal stykają się ze sobą. Byłoby magicznie i tajemniczo, gdyby nie angielskie i niemieckie wycieczki, które mijamy po drodze. Wyobrażam sobie, jaki ścisk panuje tu w sezonie!

Potem jazda po okolicy. Soczysta zieleń roślin (latem będą bladozielone), wypalone słońcem dachówki, bielone ściany małych domów, nad wszystkim panuje turkus - nieba, morza, okiennic i drzwi. Bo Cypr błękitem, turkusem i lazurem stoi. Wszyscy, w dużych miastach i małych wioskach, malują stolarkę na takie kolory (podobno muchy nie lubią niebieskiego i rzadziej wlatują do domów). Wygląda to bardzo ładnie i zastanawiam się, czy po powrocie nie pomalować tak swoich okien.

Pijemy kawę (zapomniałam poprosić o sketo ) w małej osadzie po drodze. Właściwie to jedno gospodarstwo na urwistym brzegu, gdzie gospodarze prowadzą bar. Kawa tańsza niż w mieście (pół funta). Przy kawiarence suszą się spodnie gospodarza i halka jego żony. Wszędzie wałęsają się koty. Bezczelnie leniwe, grzeją brzuchy na słońcu, pozwalają się głaskać, domagają się przysmaków. Widziałam kilkadziesiąt kotów na tarasach pięciogwiazdkowego hotelu. Obsiadały gości, którzy opalali się na leżakach. Wchodziły im na głowy, mościły na nogach. Jednak nikt nie narzekał. Sprowadziła je na Cypr w IV w. św. Helena, matka bizantyjskiego cesarza Konstantyna Wielkiego. Miały walczyć z jadowitymi wężami i żmijami, które rozpanoszyły się na wyspie. Przybyły statkiem na południowy kraniec wyspy, który od tamtej pory zwany jest Kocim (Cape Gata). Stoi tam klasztor św. Mikołaja od Kotów (Agios Nikolaos ton Gaton).

Jedziemy na Larę, żółwią plażę. Wąska, brunatna, tuż przy drodze. Trudno uwierzyć, że to miejsce, gdzie co roku wykluwają się żółwie morskie caretta caretta . W czerwcu ekolodzy cypryjscy zamykają plażę dla turystów i do drugiej połowy sierpnia pilnują, żeby małym żółwikom nic nie zagrażało. Gniazda, w których żółwice składają jaja, otaczają siatkami w ochronie przed lisami. Nie pozwalają używać sztucznego światła - żółwie po wykluciu idą do wody, kierując się światłem księżyca (można poprosić ekologów o pozwolenie na obserwowanie narodzin żółwi).

Sobota

Byłam już w kilku tawernach. Zauważyłam, że im prostszy wystrój, zwyklejsze stoły i bielsze obrusy, tym jest smaczniej. A więc wchodzę. Pod nogami plącze się kot. Kelner (czasem sam właściciel) w białym fartuchu sadza mnie przy stole. Wino białe i czerwone, przeważnie w karafce lub glinianym dzbanie. Niektóre tawerny serwują wino własnej produkcji, inne - z prywatnych winiarni albo z KEO (narodowa wytwórnia win, polecam białe Aphrodite).

Zamawiam meze (nazwa oznacza "wiele"). Meze jest podstępne. Najpierw na stole pojawiają się małe miseczki oliwek i sałata grecka. Jestem głodna, więc nakładam wielką porcję (błąd!). Oliwki czarne i zielone mają wydłużony kształt, są bardzo słone i gorzkie. Kolega zdradził mi, jak zwalczyć gorycz oliwek - wystarczy je posolić. Brzmi nonsensownie? Ale działa!

Po sałatkach dostaję trzy gęste, pachnące sosy do następnych dań: talattouri - podobny do greckiego tzatziki, ale zamiast czosnku jest dużo mięty, tahini - sezamowy i houmous - z rozgniecionego grochu włoskiego, oliwy z oliwek, czosnku i pietruszki. Haloumi , twardy ser owczo-kozi, który podają z sosami, jest wspaniały. Kiedy myślę, że już nic więcej nie dam rady zjeść, kelner przynosi kolejne miseczki, a w nich ruloniki z pomidorów i ryżu zawijane w liście winogron, małe szaszłyki z kurczaka, pieczony boczek, rybę z grilla, jagnięce kotlety, pieczone cypryjskie słodkie ziemniaki. I tak bez końca... Każda tawerna ma swój zestaw dań, czasem ich liczba dochodzi do dwudziestu (meze dla dwóch osób 8-12 funtów).

Inną znaną cypryjską potrawą jest kleftiko - jagnięcina albo wieprzowina pieczona w dużych kawałkach w specjalnie zbudowanym na zewnątrz domu kamiennym piecu. Mięso jest zakryte, dusi się bardziej niż piecze. Kleftiko według mojego przewodnika "wynaleźli" złodzieje, którzy kradli jagnięta z pasących się stad i piekli je w górach. Żeby nie było widać ognia i dymu, zasypywali mięso kamieniami. A jeszcze jest deser! Słodkie i klejące się jak syrop ciastka albo owoce.

Oprócz wina mogę napić się ouzo (słodka wódka anyżkowa), commandarii (bardzo słodkie, podobne do porto wino produkowane według starożytnej receptury) lub zivanii (wódka z winogron, w smaku nie różni się od polskiego bimbru).

Niedziela

Najmniej podobają mi się duże miasta na wybrzeżu. Limassol, podobnie jak Larnaka, ciągnie się kilometrami wzdłuż jednej głównej ulicy. Samochody jeżdżą nad samym morzem, brzeg jest wybetonowany.

W Limassol wszędzie są Rosjanie, wystawnie ubrani, czują się jak u siebie w domu. Cypryjczycy starają się im dogodzić, więc szyldy nad sklepami, menu w kawiarniach, listy powitalne w pokojach hotelowych, instrukcje obsługi basenów piszą m.in. po rosyjsku. Są tu rosyjskie restauracje, jak Malenkaja Rassija. Znajomy Cypryjczyk powiedział mi, że mieszkanie w dużym mieście kosztuje ok. 16 tys. zł za metr kwadratowy - Rosjanie coraz częściej zostają właścicielami takich apartamentów. W Limassol jest kilka ekskluzywnych sklepów z futrami. Szyld jest tylko po rosyjsku - "Szuby". Największą grupą turystów są jednak na Cyprze Anglicy. Nie brakuje też Polaków - w każdej restauracji, hotelu czy sklepie pracuje jakiś rodak.

Ponedziałek

Dziś jadę do wioski agroturystycznej Tochni, oddalonej od Limassol o pół godziny (na północ). I znów jest przyjemnie, turkusowo, ceglaście i zielono. Po drodze mijamy gaj mandarynkowy i cytrynowy. Owoce rwane prosto z drzewa mają miękką skórkę, są soczyste i słodkie. Zabieram kilka gruboskórnych, żółtych cytryn. Dodam je w domu do herbaty i będę wspominać ten gaj.

Tochni nie jest wsią jak nasze. To malutkie kamienne miasteczko z wąskimi ulicami, centralnym placem ze studzienką i cerkwią. Od rana przy plastikowych stolikach w kilku kawiarniach siedzą mężczyźni i cmokają na turystki, które jadą na wycieczki wynajętymi we wsi rowerami. Agroturystyką na Cyprze nie zajmują się pojedynczy gospodarze, tylko zorganizowane firmy. W Tochni "rządzi" Cyprus Villages Traditional Houses. Jej szefowa Susane Polemidhioti (Niemka z Hamburga, która poślubiła Cypryjczyka) pokazuje mi wioskę. Goście Susane mieszkają w starych domach, wśród tubylców. Domki są wyposażone w odnowione antyki, na dachach mają baseny. Turyści mogą pojechać do stadniny koni należącej do firmy, wynająć rowery lub zjeść w firmowej tawernie. Nie stać mnie jednak na pobyt w Tochni. Dwuosobowy apartament bez jedzenia kosztuje tu tygodniowo 370 funtów (wliczony jest dojazd z lotniska w Larnace, łóżko dla trzeciej osoby 35 funtów za tydzień).

Dzień kończę we wsi Lefkara w górach. Czekałam na wizytę tutaj, bo miejscowość słynie z koronek i srebra. Niełatwa to wycieczka. Lefkara architekturą przypomina Tochni, ale tu w każdym domu, przy każdej uliczce jest sklep z biżuterią, przed każdym sklepem siedzi sprzedawczyni - haftuje i czyha na turystę. Kilkanaście kobiet niemal siłą wciągnęło mnie do swoich sklepików. Obejrzałam tysiące pierścionków, kolczyków i łańcuszków. Podziwiałam haftowane poduszki, koronkowe obrusy, szydełkowane kapy. Ceny od niskich (1,5 funta za poduszkę) do bardzo wysokich (kilkaset funtów za naszyjnik z granatami). Kicz i sztuka. Mężczyźni z Lefkary siedzą cicho w swoich warsztatach (widać ich świetnie przez okna) i w skupieniu robią kolejne pierścionki.

Wyjeżdżam oczywiście z zakupem - po długim targowaniu za 18 funtów kupiłam srebrną bransoletkę z główkami muflonów (zwierząt dziko żyjących na Cyprze).

Wtorek

Dziś wracam do kraju. Postanowiłam jednak, że bez kąpieli w morzu nie wyjadę. Jadę do Agia Napy (jedna najdalej wysuniętych na wschód), bo słynie z najlepszych plaż na wyspie. Po drodze zahaczam o Larnakę. Zwiedzam kościół św. Łazarza, biskupa i patrona miasta. Święty przeżył tu 30 lat po wskrzeszeniu przez Chrystusa. Pochowano go w kamiennym sarkofagu w podziemiu świątyni. W kościele przyglądam się poważnym postaciom z ikon. Otulone w złote ramy, patrzą na skromną, młodą kobietę w chustce na głowie, która pali przed nimi świeczki, modli się i całuje każdą z nich. Zrobiło mi się głupio, że chodzę po kościele z gołą głową, robię zdjęcia i przeszkadzam wiernym. Zapalam cieniutką, pachnącą miodem świeczkę przed obrazem Matki Boskiej w srebrnej sukni z rubinami.

Potem Agia Napa. W porównaniu z innymi plaże wokół tej miejscowości są piaszczyste (daleko im do białego piasku nad Bałtykiem!). Woda 18 stopni, ale nie ma słońca. Na brzegu stoją ludzie ubrani w ciepłe swetry. Na pewno jestem dla nich czymś w rodzaju niedźwiedzia polarnego, któremu niestraszne lodowate wody.

W Agia Napie zwiedzam wenecki klasztor z XIV w. Rośnie przed nim gigantyczne kilkusetletnie drzewo figowe, jego gałęzie podpierają metalowe konstrukcje. Po dziedzińcu hasają koty.

Odwiedzam jeszcze na rybacką przystań. Turkusowe i niebieskie łodzie rybaków przycumowane do brzegu, sieci na łodziach zwinięte porządnie, liny grzecznie poskręcane. Wzruszył mnie mały, czysty dywanik wyścielający dno jednej z łodzi.

Podobno latem Agia Napa tętni nocnym życiem. Pełno tu dyskotek i nocnych klubów. Jednak wiosną to leniwe, spokojne miasteczko.

Garść cen i rad

Czas na Cyprze biegnie godzinę do przodu

Waluta - funt cypryjski = ok. 7 zł i ok. 2 euro

Prąd 220 V, ale gniazdka są "angielskie", adaptor można wypożyczyć w hotelu lub kupić na miejscu - ok. 2 funtów

Ruch lewostronny

Opłaca się wynajęcie samochodu (8-10 funtów za dobę), bo bilety autobusowe nie są tanie - za 15 min jazdy zwykłą linią miejską zapłaciłam 70 centów

Trochę cen: piwo KEO (0,5 l) - 85 centów, wino w sklepie - od 2 funtów, ser haloumi w sklepie (200 dkg) - 1,5, oliwa z oliwek (0,5 l) - 3-4, woda (1,5 l) - 50 centów

Noclegi - wielki wybór, zróżnicowane cenowo, np. bed & breakfast - ok. 20 funtów za dobę, agroturystyka - 20-30, kemping - 1-2. Najlepiej szukać przez internet:

http://www.agrotourism.com.cy ,

http://www.cyprusvillages.com.cy ; duży wybór na stronie Cypryjskiej Organizacji Turystycznej: http://www.cypr.pl lub http://www.visitcyprus.org.cy

Przed wyjazdem warto odwiedzić stronę CTO - dużo informacji o wyspie i praktycznych rad

Więcej o: