Viva Palermo!

Bazary są jak otwarta księga żywej historii miasta. Jeśli chcemy zobaczyć, jak żyło się w Palermo przed wiekami - idźmy na bazar

Palermo to niemal mój drugi dom. Kilka lat temu wybrałam się na Sycylię w odwiedziny do przyjaciółki. Był początek marca. Pamiętam, jak wczesnym rankiem brnęłam w świeżym śniegu na dworzec autobusowy. Jak co roku miałam dość ciągnącej się zimy i nie posiadałam się z radości na myśl o cudnej śródziemnomorskiej wiośnie, która, jak donosiła przyjaciółka, na dobre zagościła na Sycylii. Do głowy mi jednak nie przyszło, że zostanę tam na blisko trzy lata!

***

Dziś jestem w Palermo służbowo i tylko na kilka dni. W ciepłe kwietniowe popołudnie popijam cappuccino w Caffe Opera na piazza Verdi i wertuję kupione przed chwilą opowiastki o stolicy Sycylii "Viva Palermo. Memoria di una citta". Autor Gaetano Basile to znany palermiański dziennikarz, wielki miłośnik i popularyzator rodzinnego miasta. Jego historyjki są lepsze od najlepszego przewodnika. Z nim Palermo od razu nabiera kolorów! U Basile szukam inspiracji. Mam kilka godzin wolnego i zastanawiam się, jak je ciekawie wypełnić. Trafiam na rozdział o bazarach. "Wędrując po Ballaro, Capo i Vuccirii, czuję się w pełni palermianinem. Ich dźwięki, kolory i zapachy dają mi poczucie, że jestem w domu" - wyznaje Basile. Ujęła mnie czułość i wdzięk, z jakimi opisuje bazarową rzeczywistość. Pod jego piórem wydała mi się niemal baśniowa - kolorowe piramidy warzyw i owoców, zapachy wanilii i cynamonu

I choć myślę, że wszystko to istnieje bardziej w sercu Gaetano, to podpisałabym się pod każdym jego słowem. Smakowity, choć nieco przesadzony opis podziałał na mnie jak syreni śpiew. A więc - na bazar! Oczywiście tak jak lubię, czyli na piechotę.

***

Ale na razie jestem jeszcze na piazza Verdi. Nieco upraszczając, można powiedzieć, że biegnie tędy niewidzialna granica dzieląca Palermo na połowę. Idąc ulicą Ruggero Settimo na północ, dojdziemy do pięknego placu Politeama (warto wpaść tu wieczorem, kiedy zapalają się maleńkie lampki wmontowane w płyty chodnika, a plac wygląda jak rozgwieżdżone niebo). Za placem via Ruggero Settimo przechodzi w viale della Liberta, zwaną przez palermiańczyków via Liberta - szeroką, jasną arterię z eleganckimi kamienicami, drogimi butikami i ukrytymi w zieleni kawiarniami. To nowe Palermo.

Zaś na południe od piazza Verdi via Ruggero Settimo, zmieniając nazwę na via Maqueda, wyraźnie zwęża się i mrocznieje. Via Maqueda to brama do starej części miasta. Zamiast eleganckich butików znajdziemy tu sklepiki z tanimi ubraniami, pamiątkami, mydłem i powidłem, należące w większości do przybyszów z krajów Maghrebu. Podążając dalej na południe, dojdziemy do niewielkiego placyku (na skrzyżowaniu z corso Vittorio Emmanuele) zwanego Quattro Canti. To historyczne serce miasta, wokół którego skupiają się najstarsze dzielnice: Kalsa, Albergheria, Capo i Vucciria, wytyczone przez arabskich urbanistów ponad tysiąc lat temu. Są niczym miasta w mieście, żyjące własnym życiem, hermetyczne, niepodatne na wpływy z zewnątrz. Ich mieszkańcy mogą nawet nie znać włoskiego, jedynie sycylijski (nie mówiąc o licznych enklawach etnicznych, gdzie słychać tylko arabski czy bengalski). Wąskie uliczki, ślepe zaułki, poczerniałe mury, wszechobecny półmrok. Wędrowca opuszcza tu pewność siebie (wszystkie przewodniki zalecają ostrożność). To miejsca straszne i piękne jednocześnie. Wśród ogólnego zaniedbania widać ślady dawnej świetności. W okaleczonych murach zachowały się cudowne, kunsztownie zdobione portale, balkony z finezyjnymi balustradami, arkadowe okna (zazwyczaj w strasznym stanie). Niektóre zaułki jeszcze tętnią życiem, inne zostały już opuszczone. Bardzo lubię tu przychodzić. Mroczna, "trudna" uroda starego Palermo wydawała mi się zawsze bardziej pociągająca od najwspanialszych zabytków.

Albergheria, Capo i Vucciria mają swoje bazary, prawie równie stare jak same te dzielnice. Bazary są jak otwarta księga historii miasta, co najważniejsze, historii wciąż żywej. Jeśli chcemy zobaczyć, jak żyło się w Palermo przed wiekami - idźmy na bazar.

***

A ja wciąż tkwię na piazza Verdi! Dopijam kawę i ruszam via Cavour w kierunku via Roma - jednej z głównych arterii Palermo (równoległej do via Maqueda). Via Roma prowadzi do dworca kolejowego i autobusowego, więc ruch nie ustaje tu nigdy. Żeby przejść na drugą stronę ulicy, trzeba przedrzeć się przez niekończący się potok trąbiących pojazdów, co wcale nie jest łatwe nawet na pasach i zielonym świetle. Kierowcy zazwyczaj zatrzymują się z piskiem opon dopiero w połowie pasów. Dzisiaj jednak wcale mnie to nie złości, przeciwnie - rozczula i bawi.

Ciąg sklepów na via Roma przerywa piazza San Domenico z barokowym kościołem św. Dominika o pięknej biało-miodowej fasadzie. Labirynt uliczek i zaułków na tyłach kościoła to Vucciria ze słynnym bazarem o tej samej nazwie.

Vucciria powstała w XIII w. za panowania Andegawenów i przez wiele stuleci była najważniejszym bazarem w Palermo. Na początku sprzedawano tu tylko mięso (nazwa wywodzi się z francuskiego boucherie - rzeźnia). Z czasem słowo "vucciria" stało się tak nośne i wyraziste, że zaczęto definiować nim rozmaite zjawiska. Było np. synonimem używanego dzisiaj "casino", co oznacza zgiełk, wrzawę, rozgardiasz, zamieszanie. Rosario La Duca, znawca historii Palermo, w trzytomowej "La citta "passegiata" " pisze, że sprzedawcy nieustannie spryskiwali ryby i warzywa wodą, dlatego balate, czyli płyty z wapienia, którymi wyłożony był bazar, nigdy nie wysychały. Tak powstało popularne powiedzonko Quannu asciucanu 'i balati d'a Vucciria - kiedy wyschną balate Vuccirii, czyli nigdy. Mawiano tak na określenie czegoś niemożliwego. Vucciria wydawała się nieśmiertelna. Po wojnie dzielnica zaczęła się wyludniać, a bazar - powolutku podupadać. Balate na piazza Caracciolo wyschły. Jak stwierdza ze smutkiem Gaetano Basile, współczesna Vucciria jest już tylko cieniem tej dawnej, mitem i legendą istniejącą już tylko we wspomnieniach. Na szczęście, pociesza się, wciąż żyje inny bazar - Ballaro.

***

Południowy kraniec via Roma otwiera się na rozległy plac Giulio Cesare i dworzec kolejowy. Okolice stacji to palermiańskie Chinatown. Nie ma tu ulicy bez szyldów po chińsku i wiszących u drzwi czerwonych lampionów.

Z piazza Giulio Cesare skręcam na zachód w corso Tukory. Tutaj czuję już przedsmak Ballaro. Chodnik zastawiony jest straganami, a dominujący towar to - jak przystało na okolice dworca - torby i walizki porozwieszane na gałęziach drzew. Dzielnica, która rozciąga się po mojej prawej stronie, to Albergheria. Często chodziłam piechotą z dworca do swojego mieszkania przy corso Calatafimi (choć to kawałek drogi) tylko po to, żeby zgubić się w jej zaułkach. Albergheria to jeden z najbardziej zrujnowanych rejonów miasta. Tylko bazar nie stracił dynamiki i witalności.

Dla Sycylijczyka bazar jest czymś więcej niż miejscem, w którym robi się zakupy. Przychodzi się tu, by dopełnić codziennych rytuałów: zapytać znajomych o zdrowie, wspólnie zjeść i wypić, poszukać najlepszych i najtańszych towarów Kupowanie i sprzedawanie jest nie tylko transakcją, jest ceremonią. Ten rodzaj handlu ponad tysiąc lat temu zaszczepili na Sycylii Arabowie (w Palermo panowali od 831 do 1072 r.). Nie zachował się ani jeden zbudowany przez nich meczet, za to na bazarach ocalało mnóstwo niematerialnych śladów ich bytności - w języku, gestach, rytuałach. Ballaro to przecież nic innego jak dawny arabski suq al Balharâ (Balharâ - wioska pod Palermo, skąd pochodzili kupcy).

Na bazar można trafić... na słuch. W pewnej chwili słyszę w ulicznym szumie coraz mocniejsze i wyraźniejsze: - Tre pacchetti un euro! Tre pacchetti un euro! Tre pacchetti un euro! (Trzy paczki za euro!). Szeroką via Birago wchodzę na targ. Ulicę zacieniają wielkie kolorowe parasole i markizy. Pod nimi stosy warzyw i owoców, ryby, przyprawy. Nie brak prowizorycznych, skleconych ze skrzynek stoisk z jednym rodzajem towaru. Z tyłu parkują trzykołowe, charakterystycznie terkoczące pojazdy sprzedawców wyposażone w pakę zwane lapa albo lambretta . Między stoiskami przechadzają się klienci i - nim kupią siateczkę cytryn albo wiązkę karczochów - w skupieniu oglądają, dotykają, porównują.

Sprzedawcy, zwykle przyjezdni z okolicznych wsi, z ogorzałymi twarzami i uwalanymi ziemią rękami wychodzą ze skóry, żeby zwrócić na siebie uwagę. Zapamiętują się w głośnym zachwalaniu towaru. - Vuole fragole, signora? (Chce pani truskawki?) - pyta jeden z nich, a po chwili powietrze przeszywa jego potężny, czysty głos: - Fragole! Fragole! Fragoleee! Ooouuu! Ni to lament, ni śpiew - a jaki głos! Ten człowiek mógłby śpiewać arie operowe! - Poi? (Co jeszcze?) - pyta dalej, po czym z czerwoną twarzą i nabrzmiałymi na skroniach żyłami wyrzuca z siebie ostre, brzmiące jak wystrzały z pistoletu: - Poi! poi! poi! poi! poi!, zakończone przeciągłym, opadającym: - Poooiii! Jego konkurenci nie zasypiają gruszek w popiele: - Lattuga! Melanzane! Carciofi! Co za spektakl!

W dialekcie sycylijskim formułka wykrzykiwana w celu przyciągnięcia klientów to abbanniata - popis wokalny i oratorski. Wyśpiewywana na charakterystyczną lamentującą nutę może być np. zabawnym wierszykiem. Sprzedawca kusi klienta, podejmuje z nim przekorną grę. W słowniku sycylijsko-włoskim znajduję abbaniatę sprzedawcy wody z ubiegłego wieku: Ch'e bella quann'e frisca! S'un e frisca, 'u nni vuogghiu 'ranu! (...). W wolnym tłumaczeniu, które nie oddaje urody tej frazy, brzmi to: "Dobra, świeża woda! A jeśli kłamię, to mi za nią nie płaćcie!".

***

Trochę błądzę, zanim udaje mi się wyjść na corso Vittorio Emmanuele, główną ulicę starego Palermo. Chcę zdążyć jeszcze na trzeci bazar, więc znów wchodzę w labirynt zaułków na tyłach monumentalnej katedry. Ta część starego miasta to Capo, dawne Seralcadio (od arabskiego Sari al Qadi), do XIII w. dzielnica prawie wyłącznie muzułmańska. Capo to również najstarszy bazar w Palermo - działa nieprzerwanie od 1100 lat!

Na pierwszy rzut oka panuje tu wielki chaos. Sprzedawcy krzyczą, pod nogami walają się odpadki, wszędzie piętrzą się drewniane skrzynki. Ale to tylko pozory. Wystarczy popatrzeć uważniej. Cukinie i bakłażany leżą w równiutkich rządkach. Z pomarańczy, karczochów, bulw finocchio (koper włoski), czarnych i zielonych oliwek, suszonych pomidorów usypano kopczyki, murki, piramidki. Sałata nieustannie spryskiwana wodą jest świeża nawet pod koniec dnia. Frutti di mare tworzą kolorowe desenie na pokruszonym lodzie, ryby połyskują kusząco w świetle wielkich żarówek (obowiązkowo włączonych również za dnia). Jak na wystawie! "Kocham Capo, bo wciąż jest prawdziwy i można tu jeść rękami" - pisze Gaetano Basile.

Na via Porta Carini kupimy gotowane ziemniaki i karczochy albo paprykę i cebulkę z grilla, zjemy talerz makaronu albo bułkę z wołową śledzioną (panino con milza ) z garkuchni na kółkach.

Ja kupuję garść oliwek w papierowej tutce. Gaetano ma rację - tego smaku i zapachu już się nie zapomni.

Arrivederci, Palermo. A presto...

Bazary w sieci

http://www.sicilyland.it/palermo_mercati.htm

http://www.press.sicilia.it/mercati_sicilia.cfm

Palermo w sieci

http://www.aapit.pa.it

http://www.palermoweb.com

http://www.palermo24h.com

Od kwietnia do października do Palermo można dolecieć bezpośrednio tanimi liniami Centralwings. Bilety: http://www.centralwings.com lub call center 0 801 45 45 45, (0 22) 558 00 45

Więcej o: