W gaju oliwnym zaklęci

Trafiłam tu na Święta Wielkanocne. Wróciłam zachwycona nie tylko świąteczną atmosferą, ale też magią, jakiej nigdy nie zaznałam

Znajoma Greczynka zaprosiła mnie do swojego ogrodu - był piękny, zielony i pomarańczowy, pachnący mandarynkami. Wśród drzew stał stary piec bielony wapnem, z żelaznymi, ozdobnymi drzwiami. Kilka dni przed świętami piecze się w nim wielkanocny chleb z ciasta robionego według tradycyjnej receptury. Kilka kobiet przygotowywało zaczyn. Również ja zostałam wciągnięta do tej przyjemnej pracy, po chwili dołączyła do nas sąsiadka, później następna i następna... Ogród wypełnił się gośćmi, wesołym pokrzykiwaniem i śmiechem. Ktoś przyniósł wino i rozlewał do szklanek.

Katarina zaprosiła nas na kolację - jej mąż prowadzi uroczy pensjonat pod strzelistym cyprysem. Na ten wieczór przygotował dania tradycyjnej kuchni, wino i muzykę. Kolacja był obfita, lecz nie huczna - trwał post, którego mieszkańcy Cypru ściśle przestrzegają. Do złagodzenia postu może ich skłonić tylko chęć ugoszczenia turystów i pokazania im pełnego wachlarza tutejszych tradycji. Rozmowy trwały do późna.

Nazajutrz, kiedy wszyscy jeszcze spali, wyruszyłam na zwiedzanie wyspy. Udałam się do miejsca, w którym rozpoczęła się piękna historia Cypru - na plażę Afrodyty do Pafos. Według mitów o świcie, kiedy nad lądem wiała morska bryza, niosąc krople słonej wody, z morza wyłoniła się bogini miłości. Odziana jedynie w zwiewny szal misternie utkany ze spienionej morskiej fali zrobiła pierwszy krok, później kolejne i upodobała sobie piękną wyspę.

Kiedy wróciłam, Katarina wyjęła z przepastnej, skrzypiącej szafy koronkowe, śnieżnobiałe serwety. Podobne wyrabia się w wioskach rozrzuconych w górach Troodos. Te jednak Katarina przez lata robiła sama nauczona przez babcię i mamę. Udekorowany przepięknymi serwetami stół wyglądał bardzo świątecznie...

Na kilka dni pojechałyśmy w góry Troodos, by błądzić krętymi, wąskimi drogami i zaglądać do ukrytych tu starych klasztorów. Niektóre z nich były tak niskie, że wyglądały, jakby skłoniły się przed potęgą i majestatem gór.

Ścieżkami wśród pól płynęła za nami słodka woń róż. Katarina wyjaśniła mi, że niedaleko znajduje się wytwórnia wody różanej, i obiecała, że któregoś dnia w sezonie zabierze mnie tam na relaksującą kąpiel w płatkach róż (od razu zaczęłam w myślach planować następny przyjazd na Cypr).

Tymczasem trzeba było wracać, by dalej przygotowywać święta, które miały nastać lada dzień. Cypryjczycy podobnie jak Polacy gotują na Wielkanoc jajka. Nie robią jednak pisanek, ale wszystkie jajka barwią na czerwono, by upamiętnić krew Chrystusa. Ostrożnie ułożyłyśmy je w wiklinowym koszu. Zgodnie z tradycją w świąteczny dzień przed posiłkiem odbywa się bitwa - wszyscy stukają się jajkami, a osoba, której jajko pozostanie całe, przez cały rok będzie się cieszyć szczęściem i dobrobytem.

Po zakończeniu świątecznego śniadania stary Grek Evros zaprosił nas na spacer. Kiedy szliśmy przez kwitnący gaj drzew oliwnych, usłyszałam piękną historię. Nie wiem, czy to Grek, czy szumiące na wietrze drobne listki opowiedziały mi o parze starych ludzi, którzy mieszkali w małym bielonym domku na skraju tego niezwykłego gaju. Mieszkali tam chyba ponad sto lat, w wielkiej miłości i wzajemnym szacunku. Czuli się już bardzo starzy, chorzy i zmęczeni, ale żadne nie chciało umrzeć pierwsze, by nie zostawić ukochanego w smutku i rozpaczy. Prosili więc Boga, by wezwał ich do siebie w tym samym czasie. Pewnego poranka Bóg wysłuchał ich modlitw. Kiedy wzeszło słońce, kazał im iść do ogrodu. Poszli tam pełni wiary i nadziei, choć przepełnieni zwykłym ludzkim strachem. Przylgnęli do siebie w głębokim uścisku i wtedy... Bóg przemienił ich w drzewo oliwne. Do dziś, kiedy przyglądam się drzewkom oliwnym splecionym z dwóch obejmujących się pni wyobrażam sobie, że drobne, poskręcane gałązki przeplatają się niczym palce kochanków, a owoce są delikatne niczym pocałunki.

Więcej o: