Przecież to jest muzułmańskie miejsce święte. I jesteśmy w Kaszmirze, gdzie od lat trwa konflikt między muzułmańską większością a Indiami. A tu, w dardze , czyli mauzoleum Peer Budhana Ali Szacha, tak na oko to muzułmanie są mniejszością. - A widzisz, widzisz - Ranjita, który mnie tu przyprowadził, duma aż rozpiera. - To właśnie jest kaszmirijat , kaszmirskość. My tu wszyscy szanujemy się nawzajem. Hinduiści i sikhowie przychodzą do Peer Baba, bo wiedzą, że to miejsce chroni miasto. A my ich szanujemy, chociaż - dodaje po chwili - oni tam do Bawey Wali Mata nie przychodzą.
O samym świętym niewiele wiadomo. Miał się przyjaźnić z szóstym sikhijskim guru Gobindą Singhiem, żywić jedynie warzywami i mlekiem, i dożyć sędziwego wieku pięciuset lat. Jego mauzoleum - Peer Baba - niewielki, elegancki budynek z jasnego kamienia, było kiedyś na przedpolach Dżammu, dziś, by się tam dostać, trzeba wyminąć miejscowe lotnisko i wejść na jego zaplecze. Kilka lat temu zatrzymano parę pracowników lotniska, którzy na pasie startowym urządzili sobie motocyklową przejażdżkę i spowodowali chwilowe wstrzymanie lotów. Tłumaczyli się, że chcieli podjechać do Peer Baba i złożyć hołd świętemu.
Trudno jednak się dziwić, że w Dżammu panuje podejście tak ekumeniczne. Miasto, samo w sobie niepiękne zresztą i nieciekawe, aż się ugina od ciężaru świętości. W miejscowym rankingu Peer Baba zajmuje miejsce stosunkowo odległe. Według legendy miasto założył król Jambu Lochan w miejscu, gdzie zobaczył tygrysa i łanię pijące obok siebie wodę z rzeki. Wprawdzie złośliwi mówią, że nie łania to była, tylko koza, i że piła, zanim pojawił się tygrys, a potem już nie do picia jej było, ale legenda twierdzi uparcie, że doradcy króla objaśnili mu, iż to miejsce jest tak przepojone cnotą, że żadne stworzenie nie żywi tu do innego wrogości. Na przeciwnym brzegu rzeki Tawi brat króla, Bahu, zbudował zaś fortecę (chyba coś słyszał o alternatywnej legendzie łani), a w niej Bawey Wali Mata, świątynię Wielkiej Kali, czyli Czarnej - hinduskiej bogini zagłady. Przedstawiona tam jest w klasycznej postaci wielorękiej wojowniczki, z mieczem w jednej z dłoni, obwieszonej głowami i kończynami pokonanych wrogów. Ale kapłani nauczają, że Czarna walczy jedynie z ignorancją i pomaga tym, którzy dążą do prawdy.
Dla hinduistów świętsza od Bawey Wali Mata jest jedynie Mata Vaishno Devi położona wysoko w górach 60 km od miasta - najważniejszy chram północnych Indii. Poświęcony jest ludzkiemu wcieleniu bogini Shakti, która 700 lat temu pokonała pragnącego ją usidlić demona, po czym przybrała postać Czarnej. Mając taką legendę, taką patronkę i takiego patrona Dżammu wprost skazane jest na świętość. Nie dziwi więc ani gigantyczny kompleks świątynny Ragunath w śródmieściu poświęcony (rzecz rzadka) całemu hinduskiemu panteonowi, ani tysiące lśniących fallicznych lingamów Śiwy, jakie pomieszcza świątynia Ranbireshwar. Po drodze mijamy liczne meczety i sikhijskie gurudwary . Bogowie, prorocy i święci nauczyli się ze sobą współżyć. Z ich wyznawcami jest trochę gorzej. Wież i minaretów już nie widać zza gęstego lasu wielopiętrowych budynków.
W jednym z nich mieści się hotel KC Residency ze znakomitą restauracją na dachu (świetne ryby!). Restauracja jest obrotowa i nareszcie możemy po kolei zobaczyć wszystkie świątynie Dżammu w całym ich splendorze. Chciałoby się wznieść toast ku czci ich budowniczych, wiernych i kapłanów, ale w restauracji przez wzgląd na muzułmanów alkoholu się nie podaje. Podaje się go natomiast - przez wzgląd na niemuzułmanów - w barze na dole. Ale tam zamiast widoków miasta oglądać można jedynie takich samych ludzi jak w dowolnym barze w dowolnym mieście świata, gdy pod wieczór zaczyna brakować im sił. Wypijamy więc nasze whisky i wracamy na górę - tam, gdzie i bez alkoholu wiruje przed nami świat.
Dogodne połączenia autobusowe, kolejowe i lotnicze z Delhi (590 km). Mnóstwo hoteli, od wspomnianego KC Residency (1700 rupii za noc; 1 złoty = 13 rupii) po bardzo tanie, ale przyzwoite. Ryby w KC tak mnie uwiodły, że w innych restauracjach już nie próbowałem, a podobno też świetne. Na bazarze Ragunath obok świątyni warto kupić znakomite ampapar, kandyzowane skórki mango, o wspaniałej biżuterii w stylu Dogra, w tym ozdobnych pierścieniach i klipsach do noszenia w nosie, już nie wspominając