Niesieni wschodnim wiatrem zbliżaliśmy się pod pełnymi żaglami do brzegów Lakonii. Kiedy wpłynęliśmy już do zatoki Epidauros Limera, z przybrzeżnych mgieł wynurzyła się nagle potężna skała. U podnóża jej pionowych ścian, wznoszących się na wysokość 300 m zobaczyliśmy niewielkie miasto. Jego północne krańce przylegały wprost do klifów, z pozostałych trzech stron otaczały je mury obronne. Ponad nimi na spłaszczonym wierzchołku skały widniały jakieś ruiny.
Oglądane z pokładu jachtu urwiste brzegi, żółte w zachodzącym słońcu, kojarzyły nam się ze Skałą Gibraltarską. I nie tylko nam. Już średniowieczni żeglarze dostrzegli łudzące podobieństwo - zarówno pod względem ukształtowania, jak i strategicznego położenia (dało się stąd kontrolować najważniejszą morską drogę średniowiecza z zachodnich wybrzeży Morza Śródziemnego do Lewantu). Nazwali więc skałę "greckim Gibraltarem". Odcisnęli tu swoje piętno Frankowie, Wenecjanie i Turcy.
Zacumowaliśmy w Gefirze (typowe greckie miasteczko portowe, pełne knajpek i sklepików z pamiątkami), by pod wieczór udać się pieszo do Monemwazji. Spacer z jachtowego portu nabrzeżem i groblą do romańskiej bramy w zachodniej części murów obronnych zajął nam pół godziny. Prowadzący przez bramę długi korytarz załamuje się dwukrotnie pod kątem prostym - miał utrudnić napastnikom wdarcie się do miasta.
Po obu stronach głównej ulicy (bez nazwy) Dolnego Miasta, brukowanej i bardzo wąskiej, biegną kamienne ściany piętrowych domów. Ich partery zajmują sklepiki z pamiątkami, restauracyjki na trzy-cztery stoliki i takież kafejki. Mimo późnej pory wszystko otwarte, ale klientów niewielu, przechodniów też nie widać - na początku maja letników jeszcze nie ma, a stałych mieszkańców dzisiejsza Monemwazja liczy zaledwie kilkuset. Większość starych budynków wykupili na letnie siedziby bogaci ateńczycy oraz cudzoziemcy, głównie Niemcy i Skandynawowie (restaurują je zgodnie z przepisami Greckiego Towarzystwa Archeologicznego zabraniającymi jakichkolwiek modernizacji). Nasz kolega, który był tu przed pięcioma laty, nie może się nadziwić zmianom. Większość domów była wtedy niezamieszkana, okna pozabijane deskami, czynne lokale można było policzyć na palcach jednej ręki, boczne uliczki tarasowały sterty gruzu porośnięte krzakami. Wystarczyło pięć lat, by wymarłe miasto ożyło, niewiele tracąc ze swego bizantyjskiego charakteru. Przyczyniły się do tego niewątpliwie fundusze z Unii Europejskiej.
Główna ulica prowadzi na najważniejszy w mieście Platia Dżami - plac Meczetu. Prostokątny budynek z kopułą został wzniesiony w XVI w. jako kościół pod wezwaniem św. Piotra, w latach okupacji tureckiej przebudowano go na meczet (stąd nazwa placu). Dziś znajduje się tu muzeum archeologiczne. Po przeciwnej stronie stoi największy i najstarszy w Dolnym Mieście kościół Christos Elkomenos, czyli Chrystusa Skowanego, z X wieku (niestety, zamknięty). Nazwa pochodzi od ikony przechowywanej tu do końca XII w., kiedy to cesarz Izaak II Angelos wykradł ją i zabrał do Konstantynopola. Kościół był wielokrotnie niszczony i odbudowywany, więc niewiele w nim elementów oryginalnych. Ale nadproże (dwa pilastry z korynckimi kapitelami podpierające marmurową belkę) dekorujące drzwi wejściowe na pewno pochodzi z ok. 1000 r. Podobnie jak widniejący nad wejściem relief (dwa pawie z rozpostartymi ogonami trzymające w pazurach węża i leżąca między nimi krowia głowa) wydobyty z gruzów przez archeologów w XIX w.
Stojąca tuż obok dzwonnica stylizowana na włoską renesansową kampanilę to pamiątka weneckiego okresu w dziejach Monemwazji. Architektonicznie zupełnie nie pasuje ani do Christos Elkomenos, ani sąsiedniego kościoła Panagia Myrtidiotissa wzniesionego we wczesnych latach XVIII w. dla zakonu Marii Dziewicy z Mirtowym Wiankiem z wyspy Kythira.
Panagia Myrtidiotissa to prostokątna hala bez przedsionka zbudowana z kamiennych ciosów. Ze środka kolebkowego sklepienia wyrasta półkolista kopuła ułożona na wysokim bębnie. Łukowate okna zdobią framugi stylizowane na renesansowe. Nad oflankowanym pilastrami wejściem widać tarczę herbową otoczoną dekoracyjnym fryzem. Drzwi, niestety, zamknięte, ale wspiąwszy się na schody zobaczymy przez okno ikonostas.
W dobrym stanie zachowały się jeszcze dwa inne kościoły - Hagios Nicholaos (św. Mikołaja) i Panagia Chrysaphitissa. Ten pierwszy (przy głównej ulicy) zbudowano w 1703 r. na planie łacińskiego krzyża w stylu włoskiego renesansu z bizantyjskimi akcentami - beczułkowate sklepienie z półkolistą kopułą w środku i półkoliste apsydy. Niestety, na dachu nie ma już ani jednej dachówki, a okna zamurowano. Z kolei Panagia Chrysaphitissa z 1562 r. została zniszczona w 1690 r., kiedy wenecki doża Francesco Morosini atakował Monemwazję. Pozostały tylko apsydy, do których dodano później szeroką, nawę przykrytą kopułą i przedsionek. Nazwa kościoła pochodzi od ikony Błogosławionej Dziewicy z Chryzyphy, umieszczonej w małej kaplicy tuż obok, zwanej to jero pigadhi , czyli "święte źródło". Według legendy ikona przyleciała do Monemwazji z Chryzyphy właśnie (kilka kilometrów na wschód od Sparty) i została znaleziona przy źródle, przy którym postawiono później kapliczkę. Świeżo pomalowane na biało ściany zewnętrzne i dach kryty czerwoną dachówką to znak, że kościół jest wciąż czynny. Każdego roku w pierwszy poniedziałek po prawosławnym poniedziałku wielkanocnym od procesji i licznych ceremonii zaczyna się festiwal Panagia Chrysaphitissa, największa uroczystość religijna w miasteczku. Wówczas w kościele trwają długie nabożeństwa i nocne czuwanie.
Wracamy główną ulicą (innej drogi zresztą nie ma), przyglądając się siedzibom dawnych mieszkańców bizantyjskiej Monemwazji. Większość kamiennych domów ma dwie kondygnacje (budowle są wąskie, więc sprawiają wrażenie bardzo wysokich). Czerwone dachówki, prostokątne okna czasem wieńczą kamienne łuki, drzwi często flankują pilastry, niekiedy pojawia się nad nimi marmurowy relief z lwem św. Marka. Odchodzące w bok uliczki kończą się albo na ścianie klifu, albo na obronnym murze. Te krótkie, malownicze zaułki zdobią wąskie, kamienne schodki prowadzące do drzwi umieszczonych tuż pod dachem oraz olbrzymie, gliniane dzbany z kwitnącymi oleandrami. Niektóre domy zamieniły się w kafejki na świeżym powietrzu ocienione pędami winorośli.
Nazwa skały Monemwazja w średniowiecznym języku greckim znaczyła "jedyne wejście" (mone emwasis ). Od strony stałego lądu można się było na nią dostać jedynie po grobli usypanej w miejscu, gdzie niegdyś była wąska łacha piasku. Miasto Monemwazja założył w 583 r. bizantyjski cesarz Maurycjusz, aby statki płynące z Konstantynopola na Sycylię miały gdzie zawinąć na odpoczynek. Początkowo budynki wznoszono na wierzchołku skały stanowiącym plateau, a gdy mieszkańców przybywało, na samym brzegu morza zbudowano Dolne Miasto i otoczono je obronnymi murami wzniesionymi w tzw. drugim okresie bizantyjskim (1263-1459). Rozkwitło w ciągu kilku lat dzięki bezpiecznemu położeniu i dwóm szerokim zatokom, stając się jednym z głównych portów przeładunkowych na trasie do Azji Mniejszej. 150 lat później było już najważniejszym miastem na wschodnim wybrzeżu Peloponezu.
Monemwazyjczycy zasłynęli jako świetni kapitanowie i żeglarze w bizantyjskiej flocie, a także jako kupcy. Spośród towarów, jakie sprzedawali, największym wzięciem, również na królewskich dworach, cieszyło się wino małmazja - jego nazwa to po prostu zniekształcona Monemwazja. Początkowo ten gatunek winorośli uprawiano na niewielkim skrawku stałego lądu na północ od miasta, z czasem rozpowszechnił się na wielu greckich wyspach.
Monemwazji nigdy nie nawiedził zamach stanu ani rebelia, tak częste w bizantyjskim imperium. Leżała daleko od centrum władzy, a dzięki fortyfikacjom mogła bronić się przed atakami arabskich piratów, Awarów czy Normanów z Sycylii. Dopiero w 1249 r. uczestnicy IV wyprawy krzyżowej pod wodzą Guillaume'a de Villehardouina, frankońskiego księcia Achai, wspomagani przez okręty weneckie (zablokowały zaopatrzenie dostarczane drogą morską) po trzyletnim oblężeniu zmusili twierdzę do poddania się. Frankońska dominacja nad "greckim Gibraltarem" skończyła się po 14 latach i nie pozostawiła widocznych śladów.
1263-1460 to "złote stulecia" Monemwazji - wraz z najbliższymi wsiami liczyła bez mała 50 tys. mieszkańców. Prosperowali świetnie - rozwinęli szkolnictwo, mieli zasobne biblioteki, szczycili się posiadaniem ponad 40 kościołów i klasztorów. Kiedy w 1464 r. imperium otomańskie podbiło całe niemal Bizancjum, Monemwazja zwróciła się do potężnej Wenecji o protektorat. Wenecka władza przyniosła prawie 80 lat pokoju i prosperity.
Turcy opanowali jednak w końcu także "grecki Gibraltar", by władać nim aż do 1821 r., z wyjątkiem ćwierćwiecza (1690-1715), kiedy to doża Morosini ponownie odzyskał go dla Wenecji. Okupacja turecka to powolny upadek i wyludnianie się Monemwazji. Zaniechano uprawy winorośli, a handlowa aktywność ograniczała się głównie do eksportu do Aleksandrii czerwonego barwnika (prawdopodobnie z małży) do farbowania tureckich fezów. W 1770 r. w mieście pozostało tylko 150 greckich rodzin, a turecka populacja była niewiele większa.
Pierwsze lata po odzyskaniu przez Grecję niepodległości (1821 r.) wciąż były trudne dla Monemwazji. W 1858 r. mieszkało w niej zaledwie 646 osób i ich liczba wciąż malała. W 1911 r. Górne Miasto opustoszało, a 60 lat później w Dolnym Mieście można się było doliczyć zaledwie 30 osób. Reszta przeniosła się na stały ląd, gdzie w miejscu dawnej wioski Gefira powstał port.
Zapadające ciemności nie pozwalają nam na wspinaczkę po schodach do Górnego Miasta. Poza ruinami dawnych budowli niewiele jest tam jednak do oglądania. Jedynie Hagia Sofia, największy i dość dobrze zachowany kościół Monemwazji, godny byłby osobnej wycieczki. Może następnym razem...
http://www.greecetravel.com/monemvasia