Apu prowadzi na przełęcz

Brakowało mi już tylko liści koki... Bez nich trudno jest wędrować w wysokich Andach

Cordillera Blanca w sercu peruwiańskich Andów to wspaniałe miejsce na trekking. W tym niewielkim masywie - długim na 180 km, a szerokim na 20 - mamy aż 50 szczytów wysokich na ponad 5700 m n.p.m. Tu zresztą leży Husacaran, najwyższy szczyt Peru i strefy tropikalnej (6768 m). A do tego lodowce, wartkie potoki, lodowate jeziora, gorące źródła i wioski Indian Keczua, do których dotrzemy na piechotę lub na osiołku. Nad głowami wędrowców kołują kondory. Dla Indian są oznaką życzliwości apu - duchów gór.

Najlepiej wyruszyć z Huaraz. To nowoczesne, 80-tysięczne miasto leży na 3 tys. m n.p.m., nad Rio Santa. W centrum tzw. Callejón de Huaylas - wąskiej doliny pomiędzy Cordillera Blanca a Cordillera Negra (Biała i Czarna Kordyliera - nazwane tak z uwagi na śnieg lub jego brak). Przyjeżdżam tu prosto z oddalonej o 300 km Limy (osiem godzin autobusem - 35 soli). Nocleg znajduję w jednej z licznych kwater prywatnych zwanych casa particular . Mam szczęście - Miriam, Peruwianka z Trujillo, tak jak ja szuka kompana na wyprawę. Razem ruszymy więc na czterodniowy trekking w Parku Narodowym Husacarán (wstęp 65 soli), doliną rzeki Santa Cruz, przez przełęcz Punta Unión (4750 m n.p.m) między Taullirajo (5830 m) a Yanapaqcha (5402 m), by zejść w dolinę Huaripampa.

Wypożyczamy namiot, kupujemy mapę i suchy prowiant i nazajutrz ruszamy autobusem colectivo do miejscowości Cruz (67 km, 2 sole). Stąd taksówką do wsi Cashapampa, 2900 m n.p.m. Rozbijamy biwak na polu namiotowym powyżej wioski. Ciszę rozgwieżdżonej nocy przerywa tylko szczekanie psa.

Pobudka o wpół do szóstej. Miriam, której mama jest Indianką Aymara, przed wędrówką składa górom ofiarę z liści koki - w skupieniu zakopuje kilka listków i ruszamy w drogę, nie oglądając się za siebie. Pierwszy dzień trekkingu nie jest zbyt męczący. Idziemy niespiesznie doliną rzeki Santa Cruz i przyzwyczajamy się do ciężaru plecaków. Na szlaku sporo szkieletów osiołków, które padły w trasie. Po ośmiu godzinach marszu rozbijamy się nieopodal jeziora Ichiqocha, wśród głazów, które osłaniają nas od wiatru. Gotowanie w menażce makaronu z sosem zajmuje wieki. Jest przeraźliwie zimno, ale za to gwiazd co niemiara i niesamowity księżyc.

Budzi nas stukot kopyt. Stado półdzikich osłów panoszy się po biwaku! Chodzą między skałami, zaglądają do plecaków i w garnki. Są tak nachalne, że musimy schronić się na szczycie dużego głazu, by spokojnie zjeść śniadanie. Osły, pozbawione dostępu do menażek z płatkami owsianymi, porykują z niezadowoleniem.

Ruszamy w drogę. Wielkie, omszałe głazy przywodzą na myśl celtycką Bretanię, bezkresne, targane wichrem przestrzenie - Mongolię. Idziemy wzdłuż leniwie płynącej rzeki, która zamienia się nagle w spieniony żywioł. Mijamy ciemnogranatowe oczko wodne porośnięte bordową rzęsą i przepiękne, turkusowe jezioro Jatuncocha. Wokół żywej duszy. Tylko raz spotykamy indiańską rodzinę na osiołkach ze stadkiem krów i koni.

Do bazy namiotowej Taullipampa pod nevado Taullirajo (góra pokryta wiecznym śniegiem, 5830 m) docieramy koło trzeciej po południu. Miejsce na kemping przecudne: wokół majestatyczne skały, słychać huk rzeki. Jemy w ciszy, patrząc, jak zachodzące słońce barwi góry na różowo. Kładziemy się spać tuż po zmroku, by odpocząć przed najtrudniejszym odcinkiem drogi - przełęczą Punta Union.

Budzi nas deszcz i grad. Z namiotu wyrzucamy wielką, brązową ropuchę. Gdy deszcz na chwilę ustaje, zwijamy biwak i ruszamy ostro pod górę. Żeby nie opaść z sił, żujemy liście koki - najlepsze remedium na soroche , chorobę wysokościową (znane już w czasach prekolumbijskich).

Niestety, znów zaczyna lać. Ścieżka zamienia się w potok i kilka godzin upływa nam na wyszukiwaniu najpłytszego miejsca na kolejny krok. Tak nas to zajęcie absorbuje, że nie czujemy nawet zmęczenia. Przez strugi ledwie udaje nam się zobaczyć ciemnogranatowe oczko jeziora. Pod przełęczą spotykamy idących z naprzeciwka turystów. Ich osiołki ślizgają się w błocie popędzane przez bezwzględnego arriero . Wreszcie przełęcz! Tylko z widoków nici - wszystko zasnuwa mgła. No i przeraźliwie zimno...

Schodzimy w pośpiechu. Nie jest łatwo - grzęźniemy w błocie, ślizgamy się na mokrych kamieniach, nieostrożny krok grozi upadkiem albo skręceniem nogi. Czasem dobiega nas huk lawiny. Zmęczone i przemoczone stajemy na pierwszym polu namiotowym, jakieś tysiąc metrów poniżej siodła przełęczy. Mój plecak przemókł całkowicie, na szczęście śpiwór włożyłam do plastikowego worka i jest tylko trochę wilgotny.

Rano wciąż kropi. Idąc bagnistą doliną rzeki Huaripampa, gubimy ścieżkę, ale jakoś wydostajemy się z mokradeł. Wokół zielono i spokojnie. Mijamy maleńkie osady. Ludzie zagadują nas przyjaźnie, dzieci proszą o cukierki. Wreszcie zmęczone, ubłocone, ale zadowolone docieramy do Vaqueria - baru i przystanku autobusowego. Od czasu do czasu przejeżdża tędy colectivo do miasteczka Yungay. Stamtąd łatwo dostać się do Huaraz.

Zdążyłyśmy tylko wypić chłodny sok pomarańczowy, gdy nadjechał nasz minibus. Niestety, po drodze dwa razy złapał gumę. Pierwsza wymiana koła poszła sprawnie, ale za drugim razem nie było już zapasowego (za to z przymusowego postoju roztaczał się przepiękny widok na wodospady). Po dwóch godzinach łapiemy ciężarówkę. Ładujemy się na rozklekotaną pakę i witamy z innymi wędrowcami. Schowane pod plandeką podskakujemy na wertepach i słuchamy, jak deszcz bębni o brezent nad naszymi głowami.

Na trekking najlepiej wybrać się między czerwcem a sierpniem (pora sucha). Maj i wrzesień są dość przyjemne, ale trzeba być przygotowanym na deszcz, śnieg, a nawet grad. Od grudnia do marca trwa pora deszczowa. Szlak Santa Cruz - Llanganuco można przejść samemu lub wynająć przewodnika (30-50 dol./dzień). Wynajęcie osła - 4 dol. dziennie, plus 10 dol. dla arriero, któremu trzeba też zapewnić wyżywienie. Wynajęcie tragarza (cargadores) - ok. 10 dol. dziennie

W sieci

http://huaraz.com - wszystko o Huaraz, okolice, wycieczki, hotele

http://barrioperu.terra.com.pe/drita/pnh.html - park narodowy Huascaran

http://es.wikipedia.org/wiki/Parque_Nacional_Huascar%C3%A1n - park i przydatne linki

Więcej o: