Lwy z brodą

?Pamiętaj! Tytoń i narkotyki w żadnej formie nie mogą być wniesione na teren świątyni. Buty, używane skarpetki, laski i parasole zostaw w przechowalni. Zanim wkroczysz na świętą ziemię, nie zapomnij o umyciu stóp i nakryciu głowy" - informuje tablica przed wejściem do najświętszego miejsca Sikhów w Amritsarze

Centrum religii sikhijskiej to miasto Amritsar (czyli zbiornik nektaru) w Pendżabie w północnych Indiach. Każdy Sikh pragnie przynajmniej raz w życiu odwiedzić Złotą Świątynię i odbyć oczyszczającą kąpiel w otaczającym ją basenie. Wierni po wejściu przez bramę klękają pobożnie i z namaszczeniem całują czystą marmurową posadzkę. Potem zdejmują ubranie i zanurzają się w świętej wodzie. Część korzysta z okazji i szoruje mydłem zakurzone w podróży ciało, inni po prostu pływają.

Imponująca budowla z białego marmuru stoi na wysepce pośrodku zbiornika, jej dach i ściany pokrywają złocone miedziane blachy. Drzwi ze wszystkich czterech stron symbolizują otwarcie świątyni dla każdego, bez względu na wiek, płeć czy kastę. Wewnątrz przechowywana jest święta księga Sikhów, w której spisane są prace dziesięciu guru (duchowych przewodników, odpowiednik naszych świętych). Kapłani siedzący we wschodniej części budynku bez przerwy na głos odczytują jej treść, a zebrani dookoła ludzie śpiewają hymny. Dwukrotnie w ciągu doby, o świcie i późnym wieczorem, oryginał świętej księgi jest niesiony w malowniczej procesji. Poza tym nie odbywa się żadna formalna msza.

***

Sikhowie są najłatwiejszą do rozpoznania grupą wyznaniową wśród mieszanki etniczno-religijnej Indii. To potężni mężczyźni o śniadej cerze, z długimi czarnymi brodami, noszący na głowach starannie udrapowane jednobarwne turbany. Kiedy pojawiają się w Polsce, zwykle brani są za Hindusów. Najprawdopodobniej byliby obrażeni taką pomyłką. Sikhowie, jako jedyni w Indiach, wyróżniają się nieprzeciętną tuszą - duży brzuch i okrągłe policzki są w tamtejszej kulturze oznaką powodzenia i obiektem zazdrości chudzielców.

Istnieje pięć symboli pozwalających Sikhom bez trudu i wątpliwości rozpoznać się w dowolnym miejscu na ziemi. Pierwszy i najbardziej widoczny to długa broda oraz włosy upięte w kok i schowane pod turbanem. Brody na ogół się nie strzyże, tylko zwija w kształt wałka i upina pod szyją przy pomocy specjalnej siatki zaczepianej o uszy. Dzieci nie noszą turbanów, jedynie kok na czubku głowy owinięty chustką nadaje im nieco nieziemski wygląd. Aby utrzymać brody i włosy w czystości, każdy Sikh ma grzebień, drewniany lub z kości słoniowej.

Kolejnym religijnym znakiem jest sztylet, symbol siły i godności, noszony najczęściej na długim pasku przewieszonym przez ramię (coraz częściej jest to tylko imitacja sztyletu w postaci zaostrzonej rączki grzebienia).

Wszyscy sikhijscy mężczyźni mają nosić spodnie. Pozornie nie ma w tym nic nadzwyczajnego, trzeba jednak pamiętać, że w Indiach chodzi się zwykle w dhoti lub lungi (kawałek materiału zawinięty wokół bioder i ud). Wymóg noszenia sztyletu i spodni bierze się z militarnych tradycji Sikhów, którzy na przestrzeni wieków wielokrotnie musieli walczyć o swoje życie i niepodległość, nie mogąc sobie pozwolić na chwilę bezbronności czy zaplątanie się w luźne dhoti .

Dziś Sikhowie stanowią trzon indyjskiej armii zawodowej. Przywiązanie Sikhów do białej broni jest tak silne, że linie lotnicze pozwalają im jako jedynym na wnoszenie jej na pokład samolotu. W przypadku sztyletu nie budzi to sensacji, ale co z tymi, którzy noszą wyjątkowo długie szable?

Ostatnim z pięciu znaków jest metalowa bransoleta na ręku, która symbolizuje wierność wobec religii (współcześnie służy do otwierania butelek, najczęściej piwa). W stosunku do wyglądu kobiet nie ma tak ścisłych reguł. Noszą luźne spodnie związane w kostkach i koszulę po kolana.

Od końca XV w. religię sikhijską tworzyło dziesięciu guru. Pierwszy z nich guru Nanak w nowym wyznaniu próbował połączyć zalety islamu i hinduizmu. Sikhowie wierzą w jednego Boga, sprzeciwiają się oddawaniu czci bożkom, pielgrzymkom do rzek i systemowi kast. Mają być tolerancyjni i gościnni. Modlą się w świątyniach zwanych gurdwara , palą swoich zmarłych, a chrztu udzielają dzieciom dopiero, gdy są one wystarczająco duże, by zrozumieć znaczenie tego obrzędu. Od XVI w., kiedy do religii wprowadzono akcenty militarne, każdy sikh mężczyzna nosi nazwisko Singh czyli Lew, a kobieta Kaur - Księżniczka. 14 milionów Lwów, nie licząc Singhów niesikhijskich, powoduje, że jest to najpopularniejsze nazwisko w Indiach.

***

Brodatych mężczyzn w turbanach można spotkać na całym świecie, ale ich historyczna siedziba to Pendżab, niewielki stan na północy Indii, często w centrum wojen i zamieszek. Największa tragedia dokonała się tu po podziale kraju na Indie i Pakistan w 1947 r., kiedy nowa granica wyrysowana przez Brytyjczyków przecięła Pendżab na pół. Miliony ludzi - Hindusi i Sikhowie przemieszczający się na wschód oraz Muzułmanie podążający na zachód - wyrzynały się nawzajem. Później o Pendżabie było głośno w związku z pojawiającymi się od początku lat 80. żądaniami autonomii, a nawet niepodległości. Towarzyszyły im zamachy terrorystyczne, w tym ten najsłynniejszy - na Indirę Gandhi.

Trudno się dziwić niechęci Sikhów do utrzymywania setek milionów indyjskich obywateli. Pendżab to najbogatsza część kraju, dochód na głowę jest tu o połowę wyższy niż w pozostałych regionach, a przeciętna długość życia większa o blisko 20 lat.

W Amritsarze turyści są mile widziani. Darmowy przewodnik oprowadzi po terenie świątynnego kompleksu i udzieli wszelkich informacji (o ile ktoś zrozumie jego angielski). Później wrażenia można zanotować w pamiątkowej księdze. Znalazłem w niej takie zdanie: "Naprawdę, BARDZO złota!".

***

Gościnność, choć wymuszona nakazem religijnym, ma swój wymiar praktyczny. Tuż obok Złotej Świątyni jest darmowy hotel z 288 pokojami, o każdej porze dnia i nocy gotowy na przyjęcie pielgrzymów i turystów. Można się tu zatrzymać najwyżej na trzy dni, choć to ograniczenie nie dotyczy gości z zagranicy. Jedynym warunkiem otrzymania noclegu jest powstrzymanie się od palenia (czegokolwiek). Oczywiście młodzi zachodni globtroterzy nic sobie z tego zakazu nie robią i pewnie dlatego upycha się ich w jednej dużej sali. W ten sposób zło nie rozejdzie się dalej. Złapani na paleniu nieszczęśnicy są przed eksmisją fotografowani, a ich portrety umieszczane na wiszącej u wejścia "tablicy przestępców".

W świątynnym hotelu panują raczej prymitywne warunki. Zbiorowa umywalnia na środku dziedzińca, duszno, głośno. Odpocząć tu niełatwo, ale wszak darowanemu koniowi...

Atrakcją nie do przeoczenia jest jadłodajnia, też darmowa. Posiłki wydaje się dwa razy dziennie w turach - prawie jak na wczasach. Sala jest ogromna. Po odczekaniu swojej kolejki kilka setek ludzi siada na podłodze wzdłuż wąskich dywaników. Kiedy pomieszczenie się zapełni, drzwi zostają zamknięte, a kapłan intonuje modły. Tłum głodnych pielgrzymów odpowiada zgodnym chórem. Po chwili na brzmienie pieśni nakłada się łomot naczyń. To młody chłopak biega z wózkiem między rzędami i rozrzuca metalowe miski oraz tace z szybkością krupiera rozdającego karty.

Na napełnienie naczyń nie trzeba długo czekać. Wkrótce pojawia się drugi kelner, rozlewając do misek wodę, a za nim następny rozdający chleb, i ostatni, który serwuje danie główne - coś, co wygląda jak rozwodniony szpinak (smakuje nieco gorzej). Nie warto czekać na sztućce, należy wziąć przykład z sąsiadów i łyżkę zrobić z własnej dłoni. Jeść można do woli, dokładki bez ograniczeń. Po skończonym posiłku każdy myje naczynia w specjalnych kadziach na zewnątrz. A jeśli jakiś turysta o delikatnym europejskim żołądku niebacznie objadł się tym specjałem, do końca dnia czeka go już tylko jedna atrakcja - wielokrotny pobyt w toalecie.

Więcej o: