- Uwaga! Uwaga! - krzyczy sternik. Siadam w ostatniej chwili. Niewiele brakowało, bym, stojąc na górnym pokładzie, wyrżnął głową w przęsło mostu - statek ledwo się pod nim zmieścił. Rejs po Berlinie to wygodna metoda zwiedzania miasta, zwłaszcza że sporo jego zakątków da się zobaczyć tylko od wody. Ale bądźmy czujni.
Czego jak czego, ale wody w Berlinie nie brakuje. Miasto przecinają rzeki Hawela (Havel) i Sprewa (Spree), dziesiątki kanałów, pełno tu jezior. Wody zajmują 7 proc. obszaru miasta, a szlaki wodne liczą 200 km. Berlińczycy chwalą się, że mają więcej mostów niż Wenecja - jest tu ich prawie dwa tysiące. Białe wycieczkowe statki zabierają po 100-200 pasażerów. Po raz pierwszy zobaczyłem je w kanale w parku Tiergarten i od razu chciałem zapragnąłem popłynąć. Z rejsem nie było kłopotu - w Berlinie jest kilku armatorów wycieczkowców, statki kursują od rana do wieczora przez cały rok, a przystanie rozsiane są po całym mieście. Największy wybór wycieczek jest od marca do października. Na "Kreuzberg" (tak nazywa się też jedna z dzielnic Berlina) wsiadłem prawie w centrum miasta, przy moście Hansy (Hansabrücke) na Sprewie.
Od czasu do czasu pada, więc na górnym pokładzie została tylko garstka pasażerów oraz długowłosy sternik i przewodnik w jednej osobie. Przez głośnik opowiada po niemiecku, co widzimy (ale można podejść do niego i pytać). Reszta towarzystwa schroniła się w restauracji na dole.
Odbijamy. Sprewa ma 382 km i łączy się z Hawelą w dzielnicy Spandau. Hawela zaś (343 km) wpada do Łaby (Elbe). Obie rzeki są ważnymi szlakami żeglugowymi i łączą się kanałami z Odrą. Po prawej mijamy ładne, secesyjne kamienice, potem park z XVIII-wiecznym klasycystycznym zamkiem Bellevue (siedziba prezydenta). Po lewej niezwykły budynek z klinkierowej cegły - nieprawdopodobnie długi, powyginany w falistą linię niczym sinusoida. Ukończony przed kilkoma laty zespół mieszkaniowy Am Moabiter Werder to ciekawy przykład współczesnej architektury.
W oddali, za rufą wyłania się Nike - pozłacana bogini zwycięstwa wieńczy 67-metrową Kolumnę Zwycięstwa (Siegessäule), którą Niemcy upamiętnili wojnę z Francją w latach 1870-71. Kolumna zdobi rondo przy głównej alei Berlina Des 17 Juni Strasse i można się na nią wdrapać.
Przepływamy pod jednym z ładniejszych mostów Berlina. Wyłożony czerwonym piaskowcem most Moltkego z 1891 r. (Moltkebrücke) pokrywają motywy militarne: orły, armaty, wieńce. Nazwano go na cześć genialnego sztabowca, zwycięzcy w wojnach z Danią, Austrią i Francją w II poł. XIX w.
Wpływamy w rejon gmachów rządowych wzniesionych niedawno po obu stronach rzeki obok siedziby parlamentu Niemiec, Reichstagu. Białe, ascetyczne ściany, wysmukłe kolumny, ogromne przeszklone powierzchnie - miłośnicy współczesnej architektury będą zachwyceni. Od pewnego czasu Berlin uchodzi za mekkę nowoczesnego budownictwa. Po zburzeniu muru berlińskiego w samym środku miasta powstały ogromne puste powierzchnie. Ich zabudowę powierzono wybitnym architektom, np. gmachy rządowe zaprojektował Axel Schulte. Jest też autorem uchodzącego za arcydzieło architektoniczne krematorium w dzielnicy Treptow. Ze statku widać przeszkloną kopułę Reichstagu z tarasami widokowymi - dzieło brytyjskiego architekta Normana Fostera (czynna 8-22, wejście bezpłatne, prawie zawsze gigantyczna kolejka ).
Opływamy od północy słynną Wyspę Muzeów (Muzeuminsel). W XIX w. wzniesiono tu monumentalne gmachy najważniejszych muzeów Berlina: Muzeum Pergamońskie (Pergamonmuzeum), Stare Muzeum (Altes Muzeum), Stara Galeria Narodowa (Alte Nationalgalerie) i Muzeum im. W. Bodego (Bode Muzeum), którego mury wychodzą prosto z wody - niczym weneckich pałaców. Styl tych pompatycznych budowli nawiązuje do architektury greckiej, barokowej i innych.
Za muzeami widać wielką kopułę katedry (Berliner Dom). Napuszoną, neobarokową budowlę wzniesiono na przełomie XVIII i XIX w. Był to rodzinny kościół dynastii Hohenzollernów, których chowano w nawie świątyni. Obok brzydki pałac Republiki (Palast der Republik) z lat 70. - wygląda jak fabryka. Po zjednoczeniu Niemiec siedziba parlamentu NRD nafaszerowana azbestem została zamknięta na głucho i teraz niszczeje.
Na rzece spory ruch, co chwila mijamy wycieczkowce i jachty. Za nami kolejka innych statków, a przed nami śluza. Podnosimy się ok. 1,5 metra i płyniemy na wschód.
Teraz Berlin pokazuje nam swoje drugie oblicze: obskurne, zniszczone budynki, place składowe, fabryki dawnego wschodniego Berlina, po lewej zachował się kawałek muru berlińskiego. Smutno tu jakoś... W oddali widać dumę NRD, 365-metrową wieżę telewizyjną (Fernsehturm) na Alexanderplatz, którą berlińczycy nazwali Teleszparagiem (Telespargel). W pogodne dni z jej tarasu widokowego widoczność sięga nawet 40 km.
Z daleka widać wielki ceglany most z 1897 r., wygląda jak bajkowa dekoracja. Zdobią go mozaiki, arkady, wieże i wieżyczki podobne do kremlowskich.
Za mostem skręcamy prawo w kanał Landwehry (Landwehrkanal) - ma 10 km i jest niewiele szerszy niż nasz statek. Kolejne śluzowanie, tym razem opuszczamy się blisko pół metra.
- Alternatywna kultura mieszkaniowa - śmieje się nasz przewodnik, wskazując jakieś dzikie osiedle z bud i namiotów. Mijamy parki i kamienice Kreuzbergu, dzielnicy zamieszkałej głównie przez Turków, modnej wśród artystów, hipisów i punków. Cicho tu, pływają kaczki, ktoś łowi ryby. W dzień spokojnie, w nocy niekoniecznie - Kreuzberg znany jest z intensywnego życia nocnego w licznych lokalach i klubach. Co rusz mijamy mosty, tak niskie, że przęsła mamy tuż nad głową - nie sposób stać na pokładzie. Cały czas dwóch marynarzy pilnuje, by nikt nie wstał za wcześnie. Mijamy skromny budynek z 1901 r., w którym pobierano niegdyś cło (Altes Zoolhaus), mieszczący obecnie restaurację, a potem Niemieckie Muzeum Techniki (Deutsches Technikmuseum) ze sterczącym w powietrzu prawdziwym samolotem. Wpływamy w rejon placu Poczdamskiego (Potsdamer Platz) zabudowanego nowoczesnymi gmachami koncernu DaimlerBenz autorstwa m.in. Renzo Piano i Richardsa Rogersa. Najszybszą windą w Europie dostaniemy się na platformę widokową w budynku Kohlhoff-Hochhaus, skąd widać cały plac. Największe wrażenie robi, niestety niewidoczny z wody, kompleks handlowy Sony Center projektu Helmuta Jahna z okrągłym dziedzińcem przykrytym gigantycznym szklanym "parasolem", w dodatku krzywym. Mijamy wielką, pudełkowatą siedzibę partii chadeckiej. Po chwili widzę pasące się lamy, a potem stado hien - przepływamy obok berlińskiego zoo, jednego z najstarszych (1843 r.) i najwspanialszych w Europie. Jest ogromne, trzeba w nim spędzić co najmniej pół dnia. Szczególnie polecam ptaki - setki gatunków o nieprawdopodobnych kształtach i kolorach. Zobaczymy też okapi - afrykańskiego dziwaka, ni to antylopę, ni żyrafę, za którym uganiał się bohater "Tomka na Czarnym Lądzie" Szklarskiego.
Za zoo jeszcze jedna śluza. Po chwili znów wpływamy na Sprewę i skręcamy w prawo. Po lewej nowoczesne biurowce Mercedesa, i jesteśmy znów przy Hansabrücke - w trzy godziny i kwadrans przepłynęliśmy 20 km.
Czas na Berlin od lądu...
Ze Szczecina do centrum Berlina (ok. 170 km) dojedziemy w niecałe dwie godziny (remont autostrady właśnie się kończy), z Poznania (ok. 290 km) - cztery godziny
Ulotki armatorów dostaniemy w punktach informacji turystycznej, np. przy Bramie Brandenburskiej czy nieopodal Dworca ZOO (Bahnhof Zoologischer Garten), ul. Budapestertrasse
Firmy żeglugowe : http://www.berlin-tourist-information.de/english/sightseeing/e_si_stadterkundungen_schiff.php
Bilet na trzygodzinną trasę 12-14 euro, pięciogodzinną - ok. 32 euro. Na życzenie można płynąć z anglojęzycznym przewodnikiem
http://www.berlin.de/tourismus/index.html
http://www.berlin-tourist-information.de/polski/pl_familien.php