Saint Rémy: w zapachu lawendy

Do Saint Rémy pojechałam dla van Gogha, który namalował tu swoje najlepsze płótna

Ale wspaniałe krajobrazy z cyprysami i oliwnymi gajami to nie wszystko. To niewielkie miasto, w którym urodził się Nostradamus, ma bogatą historię i wiele uroku

Z Awinionu do Saint Rémy prowadzi szosa obsadzona starymi platanami (autobusem ok. 40 minut). Wysiadam przy placu Republiki, nieopodal bulwaru Marceau z potężną kolegiatą św. Marcina, która z zewnątrz przypomina grecką świątynię. Patronem miasta jest święty wpisany w jego nazwę - średniowieczny biskup z Reims św. Remigiusz, który towarzysząc królowi w podróży do Prowansji, wsławił się cudownymi uzdrowieniami.

Bulwary Marceau, Wictor Hugo, Mirabeau, Gambetta tworzą pierścień wokół starówki. Wystarczy odbić parę kroków do środka zakreślonego przez nie koła, by znaleźć się w plątaninie małych uliczek, przy których stoją mieszczańskie kamienice z błękitnymi okiennicami jak z baśni. Tu można poruszać się tylko pieszo. Sklepiki z pamiątkami wylegają na ulice, ale Saint Rémy nie zadeptali jeszcze turyści. Miasto żyje własnym, niespiesznym rytmem. W porze obiadowej w środku lata ruch spada do zera. Od 12 do 14 wszyscy ukrywają się w domach.

***

Niezależnie od pory dnia na rue Carnot, głównej przecznicy starego miasta, czuwa Nostradamus. Niewielkie popiersie sławnego astrologa dłuta Antoine'a Liotarda wieńczy narożną kamienną fontannę (kiedyś zdobiło ją popiersie Ludwika XVI).

Trafi tu z pewnością każdy. Trudniej znaleźć zaułek przy rue Hoche z domem, gdzie Michele de Nostradame (bo tak się naprawdę nazywał) urodził się 14 grudnia 1503 r. Nostradamus pochodził z zamożnej rodziny, ojciec był kupcem i królewskim notariuszem, matka - córką miejskiego skarbnika. Dziś z jego rodzinnego domu pozostał tylko fragment i to mocno zniszczony. Niemniej i on daje posmak renesansowej przeszłości miasta i czasów Nostradamusa. Kiedy przyszły astrolog skończył 20 lat, pojechał na studia medyczne najpierw do Awinionu, potem do Montpellier i Turynu. Po powrocie osiadł w Salon-de-Provence, gdzie napisał m.in. swą najsławniejszą księgę "Centuries" ("Stulecia") przepowiadającą przyszłość aż do 3797 r., kiedy to miał nastąpić koniec świata.

Saint Rémy chlubi się także innymi sławami. Niegdyś pół miasta należało do rodziny prowansalskiego poety Frédérica Mistrala, noblisty z 1904 r., odnowiciela języka prowansalskiego. Poeta urodził się w rodzinnej posiadłości Maillane, 6 km od miasta (dziś mieści się tu jego muzeum). Ale w Saint Rémy bywał często i spotykał się tu z wieloma artystami, m.in. z kompozytorem Charles'em Gounodem, który skomponował operę "Mireio" według najlepszego poematu noblisty. Prapremiera opery odbyła się w miejscowym hotelu d'Almeran na rue Carnot.

Spacerując dalej po starówce, docieram do jednego z najbardziej reprezentacyjnych budynków miasta - XVIII-wiecznego Hctel Estrine należącego niegdyś do wysokiego urzędnika, przedstawiciela księcia Monako. Obecnie mieści się tutaj Centrum Sztuki im. van Gogha z dziełami współczesnych malarzy i reprodukcjami obrazów Vincenta.

***

Śladów van Gogha należy szukać półtora kilometra za miastem w klasztorze Saint Paul de Mausolée, gdzie artysta spędził rok w zakładzie leczniczym po dramatycznej kłótni z Gauguinem w Arles, po której obciął sobie ucho.

Kieruję się więc na południe do Avenue Vincent van Gogh. Po drodze mijam XVIII-wieczną bramę św. Pawła, jedną z trzech wjazdowych bram do miasta. Ruchliwa komunikacyjna arteria van Gogh nie zachęca do spaceru, wsiadam więc do autobusu przystającego w pobliżu klasztoru Saint Paul de Mausolée. Drugi człon nazwy pochodzi od ruin Glanum, galijsko-rzymskiego miasta pamiętającego czasy Juliusza Cezara.

Niespodziewanie wyrastają przede mną dwa niezwykłe monumenty: łuk triumfalny i mauzoleum z I w. n.e., uważane za najstarsze rzymskie zabytki w Galii (wstęp 6,10 euro ). Łuk był kiedyś bramą prowadzącą do Glanum. Dekorują go reliefy przedstawiające podbój Galii przez Rzymian. Obok wznosi się mauzoleum o nietypowej architekturze, przypominające wieżę zwieńczoną mini-świątynią. Zbudowali je blisko 2000 lat temu potomkowie cesarza Augusta w hołdzie swoim rodzicom. Podstawę mauzoleum zdobią cztery reliefy przedstawiające uczestników wojny trojańskiej, wojowników walczących z amazonkami i polowanie na dzika kaledońskiego pod wodzą Meleagera, Kastora i Polluksa.

Do początku XX w. sądzono, że to jedyne ślady świetności Glanum. Ale w 1921 r. archeolodzy odsłonili duży obszar fundamentów galijsko-rzymskiego miasta datowanych na 30-10 r. p.n.e. Wykopaliska robią podobne wrażenie jak rzymskie Forum, choć w nieco mniejszej skali. Można sobie z łatwością wyobrazić starożytne Glanum leżące u stóp białych wzgórz, podzielone na dolne, średnie i górne miasto. Było centrum religijno-handlowym, miało termy, wodociągi, forum, ulice, domy mieszkalne i świątynie ku czci Herkulesa i bogini Veletudo, która czuwała nad zdrowiem mieszkańców.

Rzeźby, kolumny, reliefy, naczynia i monety, które tutaj odkryto, można obejrzeć w Muzeum Archeologicznym w Saint Rémy (bilet 2,5 euro ), w XV-wiecznym Hctel de Sade, dawnej posiadłości krewnych słynnego markiza, którzy przez trzy wieki należeli do największych miejscowych rodów.

***

Wreszcie staję pod bramą klasztoru Saint Paul (wstęp 3,40 euro ). Naprzeciw niej reprodukcja ze sławnymi "Irysami" oznacza miejsce, w którym Van Gogh malował jeden z pierwszych powstałych tutaj obrazów. Po irysach nie ma śladu, ale rosnące w pobliżu oliwki mogą pamiętać malarza. Za bramą zielona aleja prowadzi najpierw do kościoła z XVIII-wieczną fasadą, wewnątrz romańskiego, który przylega do średniowiecznego klasztoru o grubych murach, zamienionego w szpital. W zakładzie leczniczym malarzowi przydzielono dwa skromne pokoiki, z których jeden służył mu za pracownię (jego "celę" zajmował Albert Schweitzer, internowany podczas I wojny). Z okien widać ogród rozświetlony słońcem, ale kraty przecinające pejzaż budzą dreszcz grozy. W niedostępnym dla turystów skrzydle szpitala nadal leczy się chorych.

Van Gogh mógł jednak malować także poza bramą zakładu pod dozorem strażnika. Przybył do Saint Paul de Mausolée w maju 1989 r., opuścił go rok później. Namalował w tym czasie 150 obrazów, w tym wiele arcydzieł takich jak "Gwiaździsta noc" (z cyprysami), i wykonał 100 rysunków.

Powrotna droga do miasta wśród pól z cyprysami, lasów i ogrodów prowadzi "przez świat van Gogha". Na trasie ustawiono 21 reprodukcji obrazów, można więc skonfrontować malarskie spojrzenie z prawdziwym krajobrazem wokół Saint Rémy. Droga nie jest najlepiej oznakowana. Trochę się gubię i zamiast półtora kilometra wędruję dwa razy tyle w słonecznym skwarze. Nie żałuję.

***

Po powrocie do Saint Rémy zapach lawendy zwabia mnie do tradycyjnej manufaktury.W miedzianym kotle destylują się wonne esencje. Można kupić przeróżne lawendowe produkty: wody toaletowe, mydła, świece, nalewki, miody.

Prowansja nieodłącznie kojarzy mi się z lawendą. Jej aromat unosi się nad lawendowymi polami wokół miasta, na ulicznych targach i w miejskich sklepikach. W lipcu i sierpniu w całej Prowansji trwają lawendowe żniwa.

Saint Rémy w sieci

http://www.saintremy-de-provence.com

http://www.provenceweb.fr

Więcej o: