Słowenia: od Planicy do Adriatyku

Kraj trzech klimatów, pięknych krajobrazów i uroczych tras spacerowych. Idealny na wakacje

Do Słowenii wjeżdżam z Austrii długim tunelem Karawanken (ok. 10 km) łączącym St. Jacob z Jesenicą. To najszybszy, choć nie najtańszy (6,50 euro) sposób, by przebić się przez góry w serce słoweńskich Alp. Wąską asfaltową drogą wijącą się między zielonymi łąkami i kolorowymi wioskami docieram niemal do granicy włoskiej. Skręcam w lewo, w ostatnią drogę przed przejściem, którą zdobi kolorowy baner z napisem oznajmiającym światowy rekord w skokach narciarskich.

***

Ta niepozorna droga prowadzi wprost do Planicy, największej na świecie skoczni narciarskiej. Podjeżdża się na parking pod samym zeskokiem - widok zapiera dech w piersiach. Od podstawy do szczytu wieży jest 200 m!

W lecie można ją zwiedzać, i to za darmo. Kamienną ścieżką wzdłuż zeskoku wdrapuję się na górę. Po jego obu stronach, w miejscu, gdzie w 2000 r. Andreas Goldberger pobił rekord świata, są tablice z napisem "225 m - World Ski Jumping Record" (dziś wynik jest nieaktualny - 20 marca 2005 r. Bjoern Einar Romoeren wykonał skok długości 234,5 m). Wokół pachnące, sosnowe lasy. W lecie urządzenia techniczne są zdemontowane, a na trasie zjazdu pozostaje tylko podkład z belek, na którym turyści w miejscu odbicia robią pamiątkowe zdjęcia jako "skoczkowie".

Wdrapuję się na szczyt skoczni, siadam na belce i czuję się jak Adam Małysz, który startując stąd, trzykrotnie zdobył Puchar Świata na słoweńskich nartach Elan.

Podziwiam piękny widok na Alpy Julijskie, ulubione miejsce wypraw alpinistów i grotołazów. Słyną z pionowych, ponadtysiącmetrowych ścian, licznych jaskiń i wewnętrznych rzek.

Poszukiwacze przygód wyruszają tam z uzdrowiska Bled. Ja dojeżdżam z Planicy, m.in. przez Kranjską Gorę, centrum sportów zimowych, które latem zamienia się w miejsce spotkań miłośników pieszych wędrówek.

***

Bled to perła Słowenii. Ta niewielka miejscowość w regionie Gorenjska słynie ze szmaragdowozielonego jeziora (trochę większe od Morskiego Oka) z uroczą wyspą Blejski Otok. Nad taflą wody góruje świetnie zachowany XV-wieczny gotycki kościół Najświętszej Marii Panny, obok XVII-wieczna plebania, dom kapelana i kaplica z herbami biskupów (dziś restauracja). Turyści ciągną za sznur Dzwonu Pragnień, bo ponoć spełnia wszystkie życzenia.

Z powodu gorących źródeł odkrytych w 1855 r. przez szwajcarskiego lekarza Arnolda Rikli Bled stał się ulubionym miejscem władców i prezydentów. Na początku XX w., w okresie Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców, był rezydencją dynastii Karadziordziewiczów, potem wypoczywał tu Josip Broz-Tito, a w 2003 r. spotkali się prezydenci państw Unii Europejskiej.

Warto wybrać się na spacer siedmiokilometrowym szlakiem wokół jeziora. Mijam XIX-wieczne wille w stylu szwajcarskim, średniowieczny zamek na urwistym zboczu, podziwiając wspaniałą panoramę szczytów z najwyższym w Słowenii Triglavem (2864 m n.p.m.). Według legend mieszkał tam trzygłowy władca nieba, ziemi i podziemi. Za panowania Habsburgów pielgrzymki na Triglav były dowodem narodowej tożsamości. Dziś rysunek góry zdobi narodową flagę.

Do wypraw po okolicy zachęca krakowski student Piotr Żerczek, którego spotykam na kempingu: - Samochodem dojedziesz do wąwozu Vintgar (zwiedzanie 300 tolarów). Wędruje się półtorakilometrową trasą pełną drewnianych mostków nad 50-metrowymi przepaściami. Polecam też wypad do Doliny Logarskiej, gdzie jest najwyższy w Słowenii, blisko stumetrowy wodospad Slap Rinka (zwiedzanie 700 tolarów). Wspaniale widać stamtąd Alpy Savinjskie i zawieszony na skałach nad przepaścią bar Orle Gniazdo. Warto też wjechać kolejką linową na Veliką (1666 m n.p.m., w obie strony 1000 tolarów). Piotr przyjechał tu z przyjaciółmi, by wspinać się po górach. Zachwala trasę turystyczną na Prisojnik (2547 m n.p.m.) z ciągami kilkumetrowych drabin, wejście na najwyższy szczyt Alp Kamnickich Grintavec (2558 m n.p.m.), a wytrawnym wspinaczom - sam Triglav. Jako bazę wypadową poleca schronisko Triglav Dom na Kredaricy (2515 m n.p.m.), skąd wędruje się przez Mały Triglav (2725 m n.p.m.) na główny szczyt (2864 m n.p.m.).

***

Słoweńcy przez 1250 lat nie mieli własnej ojczyzny. W 1918 r. stali się częścią Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców przemianowanego w 1929 r. na Królestwo Jugosławii. Rządząca wówczas dynastia Karadziordziewiczów umocniła prawosławnych Serbów, rozpalając żar wrogości wśród muzułmańskich Bośniaków, katolickich Słoweńców i Chorwatów. Po II wojnie światowej tylko pozornie ugasiła je unia o nazwie Federacyjna Republika Jugosławii.

25 czerwca 1991 r. Słowenia jako pierwsza wystąpiła z federacji. Dwa dni później wybuchła dziesięciodniowa wojna z Jugosłowiańską Armią Ludową, która pochłonęła 66 ofiar. Słoweńcy zwyciężyli i w Lublanie ogłosili niepodległość. Od 1 maja 2004 r. są członkami Unii Europejskiej.

Wjeżdżając do stolicy, warto pamiętać, że jej mieszkańcy nie uważają się za obywateli Bałkanów, tylko Europy. Odcinają się od więzów geograficznych i historycznych z półwyspem. To niewielkie, pełne gwarnych kafejek i barokowych kamieniczek miasto można obejść w ciągu jednego dnia. Lublana znaczy "Ukochana". Miasto powstało w 1220 r. za panowania austriackich Habsburgów. W XVI w. było ośrodkiem reformacji, w XVII rządziła tu dynastia książąt Carnioli.

Nad Lublaną góruje zamek z 1511 r. otoczony z trzech stron rzeką Lublanica. W tej obronnej warowni z Wieżą Pięciokątną pozostały płaskorzeźby, freski i herby rodu Carnioli (ich dzieje opisał XVII-wieczny kronikarz Janez Vajkard Vakvasor w liczącym 3,5 tys. stron legendarnym dziele "Chwała Księstwa Carnioli"). Wzgórze Zamkowe to znakomity punkt widokowy: stolica i słynne 14 mostów. Zakochani spotykają się na Moście Westchnień, żartownisie na Smoczym (ponoć kiedy wejdzie dziewica, kamienne smoki zaczynają machać skrzydłami!), a miłośnicy wybitnej architektury na moście Potrójnym. Tu zamiast jednej są trzy promieniście rozchodzące się kładki. Jego projektantem był twórca narodowego stylu Jože Plecnik tworzący w latach 1921-57. Nadał miastu nowy charakter, łącząc styl ludowy z motywami greckimi, rzymskimi, bizantyjskimi, islamskimi i egipskimi. Jego dziełem jest też m.in. Biblioteka Uniwersytecka, kolumnada w parku Tivoli i cmentarz Žale. Muzeum biograficzne architekta mieści się w jego dawnym domu przy ulicy Karunova 4.

Potrójnym mostem dochodzimy do pomnika romantycznego poety France Prešerna, który tłumaczył m.in. wiersze Adama Mickiewicza na słoweński. Jego pomnik postawiony w 1905 r. to ulubione miejsce spotkań młodzieży, a portret zobaczymy na tolarach.

***

Słowenia to kraj trzech klimatów - na północnym zachodzie panuje alpejski, z obfitymi opadami deszczu w lecie, na wschodzie upalny kontynentalny, a na zachodnim wybrzeżu Adriatyku łagodny śródziemnomorski. Po noclegu na kempingu Jezica wyruszam w podróż właśnie na wybrzeże. Podróż samochodem przez Słowenię to wielka przyjemność. Niemal połowę kraju zajmują lasy (to jedno z najbardziej zielonych państw na świecie), we wsiach widzę mnóstwo uli - w Słowenii na bazie mleczka, którym pszczoły karmią królową, produkuje się wiele leków homeopatycznych.

Niedaleko wybrzeża zatrzymuję się w Lipicy, w słynnej stadninie białych koni - lipicanów. Każdy źrebak jest inny - są brązowe, szare, gniade - ale między piątym a dziesiątym rokiem życia ich sierść traci pigment i staje się biała. Stadninę Kobilarna Lipica założył w 1580 r. arcyksiążę Karol. Od kwietnia do października można podziwiać tu pokazy słynnych Tańczących Koni, które przez lata były ozdobą austriackiego dworu cesarskiego i tańczyły dla koronowanych głów (więcej: http://www.lipica.org ).

Słoweńskie wybrzeże ma zaledwie 47 km - być może dlatego omijają je pędzący do Chorwacji turyści. Warto jednak obejrzeć pełne uroku zatoki, plaże i miasteczka, np. kurort Portoroz (Port Róż) w zatoce Piran położony amfiteatralnie na stoku góry Malija, ulubione miejsce wypoczynku austriackiego arcyksięcia i jego rodziny (ich rezydencja Grande Palace istnieje do dziś). Przyjeżdżali tu m.in. na ciepłe kąpiele morskie i solankowe.

Zadbana piaszczysta plaża (ok. 1 km długości, do 100 m szerokości) i czyste morze przyciągają płetwonurków. Portoroz często porównywany jest do Monte Carlo - wypada przypłynąć tu jachtem, pokazać się w eleganckim kasynie (np. w hotelu Metropol), zjeść kolację w jednej z parkowych restauracji. Tutejszym przysmakiem jest skarpina - grillowana czerwona ryba z kolcami podawana z owocami morza - a ozdobą stołów kawałki chleba splatane w warkocz z trzech rodzajów ciasta: gryczanego, kukurydzianego i pszennego. A na trawienie wódka z gruszek.

Okolicę upodobał sobie Josip Broz-Tito - w miejscowości Strunjan między Portoroz a Izolą miał willę Tartini. Dziś miasteczko jest jednym z najmodniejszych morskich kurortów.

Słoweńskie wybrzeże to skupisko włoskiej mniejszości narodowej. Głównym ośrodkiem jest Koper (25 tys. mieszkańców), który do 1945 r. należał do Italii. Jeszcze bardziej włoski jest Piran na wysuniętym w morze cyplu, włączony do Jugosławii w 1954 r. po długotrwałych pertraktacjach z Włochami. Do dziś w tym malowniczym zakątku wszystkie nazwy są dwujęzyczne. Warto obejrzeć gotycki Dom Wenecki, którego czerwoną fasadę zdobi kamienny lew. Mówi się, że właściciel zakochał się w miejscowej dziewczynie, a kiedy miasto zaczęło huczeć od plotek, podarował jej ten dom. Chcąc odzyskać spokój dla siebie i ukochanej, na wstędze, którą trzyma lew, napisał: "Lassa pur dir" (A niech gadają).

W internecie

http://www.slowenia.info.pl

http://www.ljubljana.si

http://www.wczasy-slowenia.tanie-noclegi.com

http://www.slowenia.com.pl

Więcej o: