- W 2004 r. odwiedziło Słowację 550 tys. Polaków, z czego dwie trzecie przyjechało zimą na narty. Średnio spędzili u nas po trzy i pół dnia - mówi Jan Bosnovic, dyrektor Narodowego Centrum Turystyki Słowackiej w Warszawie.
Słowacy chcą nas przekonać, że warto ich odwiedzić także latem. W pobliżu polskiej granicy trwa prawdziwy turystyczny boom inwestycyjny - przybywa pensjonatów o wysokim standardzie, parków wodnych i ośrodków rekreacyjnych.
We wsi Orawice położonej w górskiej dolinie u stóp Tatr Zachodnich powstał właśnie (w dziesięć miesięcy, kosztem 150 mln słowackich koron, czyli ok. 15,5 mln zł) nowoczesny park wodny Meander. To tylko kilkanaście kilometrów od polskiego Chochołowa i kilka kilometrów w linii prostej od samej Doliny Chochołowskiej. Od początku maja 600 osób na raz może kąpać się - pod dachem i pod gołym niebem - w dwóch basenach (większy 512 m kw., mniejszy 80) z widokiem na tatrzańskie szczyty i świerki.
A to dopiero początek. Do 2007 r. zbudowane zostaną w Orawicach kolejne baseny, a potem luksusowy hotel. Na razie noclegi znajdziemy w pobliskich pensjonatach pod samą granią Tatr Zachodnich (polecam prawdziwą górską kolibę "Josu" tuż przy Polanie Zwierówka - można tu dobrze zjeść, posłuchać góralskiej muzyki, a noc spędzić w stylowych pokojach).
- Ośrodek powstał z myślą o polskich turystach - mówi Marek Choma, dyrektor Meander Parku. - Żeby lepiej trafić w gusta klientów, zatrudniliśmy polski personel, m.in. szefa kuchni i kelnerów. Zwłaszcza że nikt nie musi się przeprowadzać na Słowację, granica jest tuż tuż. Sam dojeżdżam codziennie z Nowego Targu.
W wakacje Orawice ma połączyć z Zakopanem linia autobusowa (via przejście graniczne w Chochołowie).
Kto planuje dłuższy pobyt na Słowacji i wybiera się tam z rodziną, może zatrzymać się w Tatralandii na przedmieściach Liptowskiego Mikulasza, ok. 50 km od granicy. To rozbudowujący się z roku na rok duży kompleks wypoczynkowy, którego największym atutem jest położenie pomiędzy pasmem Tatr Wysokich i Niskich. Widok na góry mamy dosłownie zewsząd. Niestety, nie jest to wcale miejsce romantyczne - nastawiona na masową turystykę Tatralandia (pojedynczych noclegów nie oferuje) reklamuje się jako "największy termalny park wodny na Słowacji, w Czechach i w Polsce z zakwaterowaniem". Mamy tu aż 9 basenów z gorącą wodą, 21 rur i zjeżdżalni, kilka rodzajów saun, jednak o ciszy i spokoju nie ma mowy. Są wprawdzie wydzielone "groty" z muzyką relaksacyjną, ale zakłócają ją dobiegające z sąsiedztwa rozmowy. Za to dzieciom Tatralandia z pewnością się spodoba. Na każdym kroku widać kolorowe zjeżdżalnie i place zabaw, nie będą się nudzić.
Miejscowa karczma tylko udaje regionalną - do ścian murowanego pawilonu przytwierdzono deski, na środku stanął drabiniasty wóz, a wieczorem rozbrzmiewa... arabska muzyka (jest i taniec brzucha).
Za to locum w Tatralandii dostaniemy naprawdę wygodne. Kompleks oferuje 155 bungalowów i apartamentów z 700 łóżkami. Jeśli wybierzemy się całą rodziną, dostaniemy na wyłączność niewielki, dobrze wyposażony domek z tarasem i altanką.
Niespełna sto kilometrów od Liptowskiego Mikulasza leży Bańska Bystrzyca. Historia jednego z najstarszych miast Słowacji sięga XIII w. Słynęło z kopalń miedzi i srebra, stąd zresztą nazwa - "banska" znaczy po słowacku "górnicza". I właśnie górnicza sława miasta przywiodła tu w XV w. krakowskiego mieszczanina Jana Thurzo, który wydzierżawił kopalnie, by handlować kruszcem z całą Europą (jak twierdzą słowaccy historycy, nawet statek, na którym Kolumb dopłynął do Ameryki, miał okucia z miedzi wydobytej w Bańskiej Bystrzycy). Na rynku wśród wielu średniowiecznych kamienic można podziwiać jego dom, dziś muzeum historyczne miasta.
9 km na północ od Bańskiej Bystrzycy zachowała się niewielka średniowieczna górnicza osada Spania Dolina z nieczynną kopalnią. W 2006 r. ma być udostępniona turystom.
Warto także wybrać się do odległej o 30 km od Bańskiej Bystrzycy miejscowości Chvatimech, skąd wąskotorową kolejką leśną (Ciernohronska Zeleznica do niedawna służyła drwalom) dojedziemy do miasteczka Cierny Balog i dalej do osady Vydrovo, której główną atrakcją jest... zwiedzanie lasu z przewodnikiem. Na terenie, na którym niegdyś prowadzono przemysłowy wyrąb drzew, urządzono skansen. Można tu poznać tajniki karczowania i ściągania drewna lub odwiedzić leśniczówkę. Przewodnik zaprowadzi nas także do ogrodzonego mrowiska i trzymanych w niewoli dzików. Podczas dwugodzinnej wędrówki mieszczuch może zaznać smaku życia drwali.
Nieopodal rozrzucone po wzniesieniach leżą zagrody wioski Sihla. Jej mieszkańcy hodują hucuły i proponują przejażdżki po górskich polanach. W Sihli usłyszymy gwarę bardziej przypominającą język polski niż słowacki. Używają jej potomkowie kilku góralskich rodzin, które przed laty przybyły z drugiej strony Tatr. Tak więc na Słowacji Polacy mogą poczuć się jak u siebie w domu.
1 zł = 9 słowackich koron
Bilet na 3 godz. 30 min do Meander Parku w Orawicach - 270 koron, 3 godz. w Tatralandii - 290 koron
Domek dla pięciu osób w Tatralandii - 3270 koron za dzień, dla ośmiu - 5160 koron
Całodzienny bilet na wszystkie trasy kolejki Ciernohronska Zeleznica - 340 koron, można też zamówić zbójnicki napad na pociąg - 3000 koron
Godzina jazdy na hucule - 300 koron
Wstęp do leśnego skansenu - 30 koron
http://www.meanderpark.com - Meander Park w Orawicach
http://www.tatralandia.sk - Tatralandia
http://www.chz.sk - Ciernohronska Zeleznica