Suwalszczyzna. Kraina, w której ludzie otulają swoją życzliwością. Żyje w cieniu Podlasia i Mazur

Niegdyś panami tych terenów byli Jaćwingowie, to jednak kamedułom Suwalszczyzna zawdzięcza najwięcej. Mnichom, którzy żyli w pustelniach, w surowej regule, za to mieli smykałkę do interesów. Po pierwszych panach zostały kurhany, ozdoby odnajdywane przez archeologów, ale ich obecność można odnaleźć także w języku. Szeleszczące nazwy jezior, wsi, miast czy osób, które przetrwały do dzisiaj mają rodowód jaćwieski. - Lubię dzikość, skóry, nie boję się zimna. Myślę, że płynie we mnie krew Jaćwingów, jak w każdym, który utożsamia się z tym terenem - mówi Daniela Matusiewicz.

Więcej informacji o Polsce i świecie przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.

W cieniu Podlasia, mylona z Mazurami, nazywana polskim biegunem zimna - Suwalszczyzna ma wiele kart do odkrycia. Niegdyś było tu Wielkie Księstwo Litewskie i wciąż miejsce to jest tyglem kulturowym, w którym różnorodność jest podtrzymywana, a serca ludzi są gorące. Tutaj dzieciństwo spędziła Maria Konopnicka. Dziś miasto pielęgnuje pamięć pisarki, znajdziemy tu jej pomnik, muzeum i plac jej imienia, a w różnych częściach Suwałk, ruszając trasą krasnoludków, spotkamy Koszałka Opałka czy Króla Błystka. Z miastem związana była także druga żona marszałka Józefa Piłsudskiego – Aleksandra, do sąsiedniej Krasnogrudy zaglądał Czesław Miłosz. To tutaj urodził się Andrzej Wajda, który krajobrazy Suwalszczyzny unieśmiertelnił w "Panu Tadeuszu". A Wojciech Mann, kiedy prowadził jeszcze piątkowe poranki w radiowej Trójce, czytając pogodę, miał zwyczaj używać zgrubienia, pytając: "A jak tam w Suwałach?". Jednych rozśmieszając, a innych prowokując do sięgnięcia po słuchawkę telefonu i wyrażenia głośno swojego sprzeciwu na temat żartowania z nazwy ich miejscowości.

Pomnik Marii KonopnickiejPomnik Marii Konopnickiej Gazeta.pl

Pod pomnikiem pisarki czekają Król Błystek i Kocie OczkoPod pomnikiem pisarki czekają Król Błystek i Kocie Oczko Gazeta.pl

W Suwałkach, nie mylić z Suwałami, spotykam byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego z małżonką Anną Komorowską. Oboje nie ukrywają swojego przywiązania do tej krainy.

- Jako mały chłopiec przyjeżdżałem na Suwalszczyznę z ojcem i siostrami. Wędrowaliśmy z plecakami i spaliśmy pod namiotami. Pamiętam, że pewnego dnia tato podprowadził nas pod granicę. Nie wiem dokładnie, gdzie. Wtedy to była granica Polski i Związku Radzieckiego, której chroniły zasieki z drutu kolczastego, na wieżach strażniczych byli żołnierze, a przestrzeń wokół była zaorana. Podeszliśmy na odległość 50 metrów do granicy, ojciec kazał nam klęknąć, zmówiliśmy pacierz. Nie rozumieliśmy, co się dzieje, widziałem tylko wzruszone oczy mojego ojca, który, gdy wstaliśmy, wskazując ręką na litewską stronę, powiedział: "Tam jest Litwa, ojczyzna waszych przodków. Macie ją kochać tak jak Polskę". I tak już zostało. I dlatego zawsze ciągnęło mnie tutaj i ciągnie 300 lat obecności polskiej rodziny Komorowskich na Litwie – wspomina Bronisław Komorowski.

- Suwalszczyzna jest dla mnie drugim domem. Zakochałam się w niej w latach 70. i bardzo się cieszę, że spędzam tutaj bardzo dużo czasu. Nasze dzieci i wnuki również bardzo polubiły to miejsce i traktują je jak swoje. Jest tu naprawdę pięknie, a ludzkie serca są gorące – słyszę od byłej pierwszej damy.

I jest coś na rzeczy. Czym byłaby ta kraina niczym z baśni, gdyby nie miejscowi, którzy zachowują się tak, jakby chcieli ci nieba przychylić. W Wiżajnach spotykam Danielę Matusiewicz, ujmującą, pełną ciepła i zrozumienia dla turystów szefową gospody, która nie ukrywa, że lubi ludzi, a jeszcze bardziej miejsce, w którym się urodziła, prowadzi gospodarstwo i wychowuje czwórkę dzieci. Choć miejsce trzeba przyznać do najłatwiejszych nie należy.

- Wiżajny są prawdziwym polskim biegunem zimna – słyszę od Danieli Matusiewicz. – Lubię zimno, codziennie aż do grudnia wchodzę do zimnej wody w jeziorze i pływam. Jestem morsem. A pogoda? W Wiżajnach jest zawsze zimniej niż w okolicy. Gdy jadąc z Suwałk, w Rowelach można poczuć już wiosnę, wjeżdżając na tzw. Górę Rowelską panuje jeszcze mróz, jest ślisko. Ci, którzy o tym nie wiedzą, wypadają z drogi, mimo że położony jest tam szeroki asfalt.

– W swoim archiwum mam zdjęcie z ostatniej srogiej zimy z 2013 roku. Wtedy na jeziorze Hańcza po raz pierwszy kra pękła - 26 kwietnia. Bardzo późno – wtrąca Adam Januszewicz z Wigierskiego Parku Narodowego. – Sformułowanie, że Suwalszczyzna jest polskim biegunem zimna jest prawdziwe, wówczas jeżeli w Polsce panuje zima. Wtedy rzeczywiście tutaj jest dużo zimniej. Ostatnia zima była mroźna, ale wcześniej przez pięć lat jezioro Wigry w ogóle nie zamarzało. Dwadzieścia czy trzydzieści lat temu,to były zimy. Od kiedy w całej Polsce i Europie obserwujemy cieplejsze zimy, a do nas docierają wiatry zachodnie i dużo wilgoci, polski biegun zimna pozostał już tylko z nazwy.

Północną Polskę kojarzymy z jeziorami, to prawda. Na Suwalszczyźnie znajdziemy ich pod dostatkiem. Ponad 40. W tym najgłębsze jezioro w Polsce – Hańcza, które uznawane jest za raj dla płetwonurków. Jednak, czy wiedzieliście o tym, że na planując urlop w tym regionie, będziecie mieli okazję wybrać się także w góry?

- Góry Sudawskie sprawiają, że czujemy się tu trochę jak na Podkarpaciu. A poza tym lasy, rzeki, jeziora i mało turystów – opowiada pani Daniela Matusiewicz. - Wiżajny, Rutka-Tartak czy Smolniki to tereny mało znane i rzadko odwiedzane przez urlopowiczów, dlatego można się tutaj rozkoszować spokojem i błogą ciszą. Ponoć królowa Bona przyjeżdżała tutaj na polowania i tak ukochała sobie Wiżajny, że nadała im prawa miejskie. Wieść niesie, że na jednej z wysp, która znajduje się na jeziorze Wiżajny za czasów królowej pochodzącej z Włoch wieszano skazańców, stąd też jedna z nich nosiła nazwę wyspa wisielców. Szkoda, że nasze tereny są zapomniane, a informacje nie są ogólnodostępne.

Na wzgórzach zwanych Górami Zamkowymi stały niegdyś drewniane grody, zamki lub strażnice obronne z dość szczupłą załogą, w sytuacjach zagrożenia chroniła się w nich ludność z okolicznych osadNa wzgórzach zwanych Górami Zamkowymi stały niegdyś drewniane grody, zamki lub strażnice obronne z dość szczupłą załogą, w sytuacjach zagrożenia chroniła się w nich ludność z okolicznych osad Gazeta.pl

Tym bardziej że kolejna opowieść aż czeka na serial niczym "Vikingowie" czy "Ragnarok". Tereny te niegdyś zamieszkiwali Jaćwingowie, waleczne plemię, które słynęło z szybkiej szarży konnej, napadało, zbierało łupy i szybko się wycofywało. Swe grodziska budowali zazwyczaj w miejscach trudnodostępnych, na wzgórzach, w otoczeniu moczarów i bagien. Ciekawostką jest to, że Wiżajny powstały na miejscu dawnej osady. W miejscu grodziska stoi obecnie kościół.

Izba Pamięci Wikingów w SzurpiłachIzba Pamięci Wikingów w Szurpiłach Gazeta.pl

Jaćwiescy konni wojownicy we wczesnym średniowieczu siali postrach wśród swoich sąsiadów. Gdy powstało Wielkie Księstwo Litewskie wykorzystywano Jaćwingów jako "poborowych" w walce przeciwko mieszkańcom okolicznych ziem, później starszyzna próbowała się dogadać z książętami mazowieckimi, powołano nawet biskupa Jaćwieży. Niestety chrystianizacja nie powiodła się. W XIII w. na skutek zdrady kilku wojów jaćwieskich, dopiero po ośmiu miesiącach oblężenia, zostali pokonani przez Krzyżaków. I wtedy nastąpił upadek Jaćwieży. Ocalałe niedobitki przesiedlono w głąb terenów pruskich, inni uciekli na Ruś, Litwę i na Mazowsze. Resztki Jaćwingów podporządkowały się władzom krzyżackim i powoli traciły swą odrębność kulturową i językową. Mowa o Wigranach, który osiedlili się na wyspie na jeziorze Wigry, na którym teraz wznosi się pokamedulski zespół klasztorny. Zostali z niej wysiedleni dopiero w pierwszej połowie XV wieku.

Dziś o obecności plemion bałtyjskich na Suwalszczyźnie przypomina Izba Pamięci Jaćwieskiej w Szurpiłach. Można tu dowiedzieć się o ich historii, zwyczajach czy podziwiać ozdoby wykopane przez archeologów. Choć Jaćwingowie zostali nieco zapomniani pozostawili swój ślad w języku. Szurpiły, Wiżajny, Wigry, Jezioro Szeszupy to nazwy, które mają rodowód jaćwieski. Według językoznawców niektóre do dziś spotykane na Suwalszczyźnie "egzotycznie" brzmiące nazwiska, takie jak np.: Kolendo, Magalengo, Krejpcio, Skrunda, Waraksa, Możdżer, Skinder mają właśnie pochodzenie jaćwieskie.

Jak się okazuje pamięć o walecznych przodkach wciąż jest żywa na Suwalszczyźnie. - Lubię dzikość, skóry, nie boję się zimna. Myślę, że płynie we mnie krew Jaćwingów, jak w każdym, który utożsamia się z tym terenem – mówi pani Daniela.

Na suchary

Ruszamy więc w teren, by w Wigierskim Parku Narodowym podziwiać... suchary. - To małe śródleśne, dystroficzne jeziora, które lokalnie nazywane są sucharkami – tłumaczy pan Adam. – Geolodzy mówią, że z roztopionej bryły lodowca powstała kałuża wody otoczona wokół pokładami torfu. Zresztą na ich dnie też ten torf spoczywa. Woda w nich jest brązowa, kwaśna, nieodpowiednia dla ryb. Za to tuż przy ich brzegach można napotkać rosiczkę okrągłolistną, bagno zwyczajne czy żurawinę błotną – opowiada.

Jeden z sucharówJeden z sucharów Gazeta.pl

To nie są ule. Tutaj gniazdują różnego rodzaju owadyTo nie są ule. Tutaj gniazdują różnego rodzaju owady Gazeta.pl

Podczas wędrówki po kładkach położonych ponad stawkami i niewielkimi mokradłami, można wsłuchać się i wczytać w otaczającą przyrodę, bo o tym, co mijamy na trasie informują zamontowane tablice.

Suwalszczyznę można przemierzać na piechotę, ale także na dwóch kółkach.

– Przyroda jest tu nie tylko piękna, ale i harmonijna. Myślę, że każdy, i ten, kto lubi wyzwania i ten, który chce poznać naszą krainę w rekreacyjny sposób, znajdzie coś dla siebie – opowiada Adam Januszewicz z Wigierskiego Parku Narodowego. – Północna Suwalszczyzna jest bardziej wymagająca, a to dlatego, że tereny te zostały ukształtowane przez lodowiec. Można oczywiście poznawać je pieszo, w sposób umiarkowany, a można także wsiąść na rower i pokonywać trasy po 40, 50 km. Na rowerzystów czekają tu strome zjazdy czy wymagające wzniesienia, a wszystko to w przepięknej scenerii jezior i wzgórz pokrytych lasem.

ŻurawinaŻurawina Gazeta.pl

Adam JanuszewiczAdam Januszewicz Gazeta.pl

W Wigierskim Parku Narodowym łączna długość szlaków rowerowych i pieszych wynosi blisko 200 kilometrów, mamy więc w czym wybierać.

– Osoby, które nie chcą bić rekordów tylko wolnym rytmem wolą przemierzać Suwalszczyznę powinny wybrać się nad jezioro Wigry i ruszyć w trasę wokół niego. Jest wprawdzie kilka trudniejszych podjazdów, ale ogólnie jest to trasa dosyć łatwa i jednocześnie bardzo ciekawa. Z kładki w Cimochowiźnie można podziwiać widok na klasztor wigierski, z wieży widokowej w Kruszniku rozciąga się najbardziej rozległy widok na południową część jeziora Wigry, a po drodze można wstąpić do Muzeum Wigier. Latem nasz przejazd można uatrakcyjnić, wsiadając do kolejki wąskotorowej, która regularnie trzy razy dziennie kursuje na trasie. Wsiadasz z rowerem do pociągu, przejeżdżasz 10 km, wysiadasz i kontynuujesz jazdę wokół jeziora Wigry – tłumaczy przewodnik.

Jezioro WigryJezioro Wigry Gazeta.pl

Kameduli

Po jeziorze Wigry można również wyruszyć w rejs statkiem. Po akwenie chętnie żeglują miłośnicy żeglarstwa, tutaj rozpoczynają się popularne szlaki kajakowe, ale nie usłyszysz tu skuterów wodnych czy motorówek, bo Wigry to strefa ciszy.

- Statek, którym płyniemy ma napęd elektryczny i oferuje godzinne przejażdżki. Rusza spod klasztoru, wypływa na otwartą przestrzeń, robi rozległą pętlę i wraca do miejsca startu. Podczas rejsu można podziwiać majestatyczną sylwetkę byłego zakonu kamedułów, którzy wywarli ogromny wpływ na te tereny – słyszę od pana Adama.

Jezioro WigryJezioro Wigry Gazeta.pl

Gdy kameduli osiedlili się nad Wigrami (w 1668 roku) wkrótce Pustelnia Wyspy Wigierskiej stała się najbogatszym zakonem w Polsce. Choć mogli się poszczycić ogromnymi dobrami, żyli bardzo skromnie, ograniczając swoje potrzeby życiowe do minimum. Regułą wpisaną w życie zakonne było zachowanie milczenia, odzywano się jedynie w razie konieczności i podczas kapituły zakonnej. Nie spożywali potraw mięsnych i żywili się rybami. Szczególnie jeden gatunek, według legendy, upodobał sobie opat. Wierny kucharz Barnaba gotowy był nawet zaprzedać duszę diabłu, aby zaspokoić jego gusta.

- Pewnego dnia przeor kamedułów zapragnął zjeść na obiad sieję. Wezwał do siebie kucharza Barnabę i obwieścił mu swoją prośbę. Ale spełnienie jej było wówczas niewykonalne, bo w jeziorze Wigry siei nie było. Kucharz więc tak bardzo przejął się życzeniem opata, że zaprzedał duszę diabłu, żeby ten przyniósł rybę w nocy z Włoch z jeziora Como. Czart podjął się zadania, wybrał się do Italii i gdy z obiecaną rybą przyleciał nad jezioro Wigry, rozdzwoniły się dzwony klasztorne, diabeł się wystraszył, wpuścił rybę do jeziora i uciekł. A to przeor dowiedział się o obietnicy kucharza i postanowił uratować jego duszę. Dzięki tej sztuczce i kucharz, i ryba, i przeor zostali na miejscu i od tej pory rzeczywiście sieja zamieszkuje jezioro Wigry. Jest to ryba, która gości na stołach suwalszczan podczas wyjątkowych okazji. Na weselach, komuniach czy chrzcinach. Przede wszystkim w formie wędzonej – mówi Cezary Cieślukowski, prezes Lokalnej Grupy Rybackiej Pojezierze Suwalsko-Augustowskie, która od 11 lat w sąsiedztwie pokamedulskiego klasztoru organizuje Święto Siei.

Święto Siei. Po prawej Cezary Cieślukowski, prezes Lokalnej Grupy Rybackiej Pojezierze Suwalsko-AugustowskieŚwięto Siei. Po prawej Cezary Cieślukowski, prezes Lokalnej Grupy Rybackiej Pojezierze Suwalsko-Augustowskie Gazeta.pl

Legenda piękna, ale ichtiolodzy twierdzą, że w rzeczywistości sieja w jeziorze Wigry występowała zawsze. Mimo wszystko w regionie traktowana jest niemal jak ryba królewska. Święto Siei, które organizowane jest od ponad dekady przyciąga rodziny z dziećmi i miłośników regionalnej kuchni.

Wracając do zakonników. Ich pierwszym przedsięwzięciem było przekształcenie wyspy na półwysep i usypanie 30-metrowej grobli. Wyrównano teren, umocniono brzegi, niewielki płaskowyż podwyższono i usypano dwupoziomowe tarasy. Na górnym w dwóch rzędach wybudowano erem z 10 domkami pustelniczymi. – Dawne pustelnie są udostępniane turystom, to ciekawe miejsce, żeby na jakiś czas odłączyć się od świata – dodaje pan Adam.

EremyEremy Gazeta.pl

Największą zaś i najwyższą budowlą, która dominuje w wigierskim krajobrazie jest kościół pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny. Najciekawsze są podziemia, w których chowano zmarłych kamedułów. Nieboszczyka ubranego w habit kamedulski wsuwano na desce do przygotowanej już niszy w ścianie krypty, po czym otwór zamurowywano. W katakumbie pogrzebano w ten sposób 45 kamedułów. Na niektórych niszach grzebalnych widać resztki napisów można odczytać z nich imię zakonne zmarłego, wiek i liczbę lat spędzonych w zakonie. Ścianę podziemi zdobi personifikacja śmierci.

Malowidło w podziemiach kościołaMalowidło w podziemiach kościoła Gazeta.pl

O kamedułach mówiono różne rzeczy. Jedne były zgodne z prawdą, jak choćby te dotyczące kontaktu z kobietami. Gdy białogłowy raz na rok odwiedzały eremy, żeby je posprzątać i wymyć, zakonnicy, którzy w tym czasie byli zamknięci, po wyjściu niewiast znowu myli podłogi, jakby samą swą obecnością zbrukały ich świat. Inne opowieści tworzyły wokół mnichów aurę grozy. Rozpowiadano, że pozdrawiają się słowami memento mori, a za łóżka służą im trumny, choć przecież nawet po śmierci w nich nie leżeli.

Prawdą jest jednak fakt, że Suwalszczyzna wiele im zawdzięcza. To dzięki nim wokół jeziora Wigry powstały wioski czy miasto Suwałki, które uzyskały prawa miejskie w 1720 roku. Jednak rozległe włości kamedułów w wyniku III rozbioru Polski zostały im odebrane w 1796 roku, a kasacja wigierskiego zakonu nastąpiła w 1800 roku. Zakonnicy udali się do Pustelni Królewskiej Góry na podwarszawskich Bielanach i nigdy już tu nie wrócili.

Po klimaty rodem z baśni

Suwalszczyzna jest krainą jak z bajki. Nie tylko z powodu krajobrazów urozmaiconych jeziorami i rzekami (m.in. Czarna Hańcza, Rospuda, Szeszupa). Wspominaliśmy już, że jest to też miejsce, w którym zagościły krasnoludki i w którym pielęgnuje się pamięć po Marii Konopnickiej.

Ławeczka Marii KonopnickiejŁaweczka Marii Konopnickiej Gazeta.pl

Maria Konopnicka urodziła się w SuwałkachMaria Konopnicka urodziła się w Suwałkach Gazeta.pl

Ozdobą Suwałk są także murale. Można nawet zwiedzać miasto wyznaczonym szlakiem miejskim (w Centrum Informacji Turystycznej czeka specjalna mapka). Szczególnie do jednego z nich podchodzę z sentymentem. Uwieczniono na nim bohatera dobranocek z mojego dzieciństwa – rezolutnego pieska o imieniu Reksio. Postać ta została wymyślona ok. 50 lat temu przez Lechosława Marszałka, reżysera i scenarzystę, który pochodzi z Suwałk. Można go podziwiać na jednym z bloków przy ulicy Emilii Plater.

Na innym dziele uwieczniono marszałka Józefa Piłsudskiego z drugą żoną Aleksandrą. Przy ulicy Teofila Noniewicza można podziwiać mural pt. "Baśniowy Świat". Tak ciekawych malarskich opowieści w tym mieście można znaleźć więcej i będzie ich znacznie więcej, bo od 2014 roku - podczas Dnia Suwałk w sierpniu co roku uroczyście jest odsłaniany nowy mural.

Suwałki wciąż kojarzone są z najzimniejszym miejscem w Polsce. Władze pragną zmienić ten stan rzeczy i reklamują miasto hasłem: "Pogodne Suwałki". Może coś w tym jest, bo gdy nawet minusowe temperatury dadzą w kość, życzliwość suwalszczan potrafi przełamać wszelkie lody.

– Suwalszczyzna jest piękna, przyjazna i ciepła, mimo zimna i długotrwałej zimy, bo ludzie, którzy tu żyją są ciepli i to oni tworzą ten mikroklimat, dzięki któremu warto tu przyjechać i warto tutaj być – mówi Wiesław Anielak, pracownik Podlaskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego, oddziału w Suwałkach.

Więcej o: