Valldemossa: co gryzło George Sand?

Miasteczko Valldemossa, 18 km od Palmy, góry Serra de Tramuntana. Strome uliczki i kamienne domy toną w kwiatach i zieleni. Nad nimi sterczy kościół (też kamienny) z wysoką dzwonnicą i przylegającym doń klasztorem Real Cartuja de Jesus de Nazaret.

Valldemossa znana jest z kultu jedynej majorkańskiej świętej - Kataliny (później nazywanej Katarzyną) kanonizowanej w 1792 r. Na każdym domu widnieje ceramiczny obrazek ze scenami z jej życia: na jednym modli się w kościele, na innym nabiera wodę z pobliskiego źródełka albo pomaga staruszkom... W rogu obrazków często widać figurkę szatana, który ucieka wystraszony.

Katalina pochodziła właśnie z Valldemossy, tu miała wizje i czyniła cuda. George Sand pisała, że mieszkańcy "oddają jej fanatyczną cześć".

Pisarka przyjechała na Majorkę późną jesienią 1838 r. Towarzyszył jej Fryderyk Chopin, dwójka dorastających dzieci - Maurice i Annabel - oraz pokojówka. Wprowadzili się do cel klasztornych do niedawna zamieszkanych przez mnichów (dekret o ich wywłaszczeniu wyszedł niecałe trzy lata wcześniej). - Połowa dzieci Valldemossy to ich bękarty - mawiała Sand i mimo że później tłumaczyła to jako "żart podróżnika", ludzie nie mogli go jej zapomnieć.

Mieszkańcy Valldemossy w ogóle mieli z Sand problem. Słynny pisarz Robert Graves (m.in. "Ja, Klaudiusz"), który przetłumaczył na angielski i opatrzył komentarzami jej książkę "Zima na Majorce", zanotował wypowiedź miejscowego księdza: "Ta francuska dama to dziwna osoba. Nie odzywa się do nikogo, nie wychodzi z Cartuja de Jesus, nie pokazuje się w kościele nawet w niedziele i Bóg jeden wie, ile nosi grzechów. W dodatku aptekarz z Cartuja de Jesus powiedział mi, że godzinami pije kawę, śpi całymi dniami, a po nocach pisze i pali papierosy. Zachodzę w głowę, po co też ta dama przyjechała tutaj w środku zimy?".

Rzeczywiście - musiało się to wydać dziwne. Bo sama George Sand też nie była zadowolona. Jej książka o Majorce (po polsku się nie ukazała) pełna jest narzekań i opisów niedogodności. Sama wyspa, owszem, spodobała się, ale - jak pisała - nie ma nawet czasu jej podziwiać. Poza tym nie spodziewała się takiego zimna. Przyjechała, by leczyć syna przed nawrotami reumatyzmu, a Chopinowi zapewnić łagodną południową zimę. Tymczasem cele Real Cartuja były wilgotne i słabo ogrzewane (Graves w przypisach do "Zimy" komentuje: "Valldemossa leży na poziomie chmur i z wyjątkiem letnich upałów jest najzimniejszym miasteczkiem na wyspie").

Doskwierał też brak kontaktu z mieszkańcami. W książce roi się od kąśliwych uwag i złośliwości pod ich adresem. Były i kłopoty z fortepianem Chopina: najpierw zaginął w podróży, potem tygodniami stał w porcie w Palmie, bo trzeba było zapłacić gigantyczny podatek. Chopin grał w tym czasie na "biednym majorkańskim pianinie" (można je obejrzeć w celi klasztornej). Fortepian dotarł do Valldemossy na trzy tygodnie przed odjazdem gości. Gdy okazało się, że równie duży podatek trzeba zapłacić za wywóz instrumentu, zdesperowany Chopin go sprzedał.

Do tego wszystkiego doszły choroby. Chopin po miesiącu pobytu donosił w liście: "Chorowałem przez ostatnie dwa tygodnie jak pies: zaziębiłem się mimo 18 stopni ciepła, róż, pomarańcz, palm i fig. Trzech doktorów z całej wyspy najsławniejszych: jeden wąchał, com pluł, drugi stukał, skądem pluł, trzeci macał i słuchał, jakem pluł. Jeden mówił, żem zdechł, drugi - że zdycham, trzeci - że zdechnę. A dzięki opatrzności dziś jestem po staremu".

A Robert Graves był w Majorce zakochany. W 1932 r. osiadł na stałe w miejscowości Deia, 10 km na północ od Valldemossy, i uważał ją za swój raj. W "Zimie na Majorce" co bardziej złośliwe uwagi Sand stara się usprawiedliwić w przypisach. Gdy ona na kilku stronach rozwodzi się, że słynna majorkańska oliwa to nic nadzwyczajnego, on spieszy z wyjaśnieniem: "Akurat tego lata gaje oliwne dotknęła choroba i zbiory się nie udały. Sand miała pecha". Gdy pisarka zżyma się na niechlujny wystrój domów i dodaje, że nigdzie nie zauważyła książki czy choćby robótki ("mężczyźni nie czytają, a kobiety nawet nie szyją"), Graves ripostuje: "Chyba miała na myśli damy z rodzin arystokratycznych. Kobiety z Majorki słyną z hafciarstwa i w tamtych czasach z pewnością same szyły sobie suknie".

Sama Deia Roberta Gravesa, bardziej wioska niż miasteczko, leży także w górach Serra de Tramuntana. Rozsiadła się malowniczo na zboczu skał opadających wprost do morza. Podobnie jak inne górskie miejscowości na Majorce, ma dużo zieleni, kamienne domy i takiż kościółek (w najwyższym punkcie wsi). Na tyłach świątyni znajduje się niewielki cmentarz. Nagrobki to kamienie wkopane w ziemię lub tabliczki przymocowane do kamiennego murka. Tu w 1985 r. pochowano pisarza, a dwa lata temu jego żonę. W jego domu tworzy się właśnie niewielkie muzeum, będzie je można zwiedzać prawdopodobnie za rok.

A Valldemossa? Do maleńkich cel w klasztorze Real Cartuja de Jesus de Nazaret ustawiają się wycieczki zwiedzających. Nie przeszkadza to, że kolekcja pamiątek po Sand i Chopinie jest niewielka - para spędziła tu przecież tylko trzy miesiące. Zachowało się trochę mebli, portrety, obrazy Maurice'a Sanda, pukiel włosów Chopina i rzecz najcenniejsza - jego manuskrypty. Z cel przechodzimy do pachnącego ogrodu, skąd roztacza się widok na zielone góry.

W innej części klasztoru, po drugiej stronie korytarza, można obejrzeć XVIII-wieczną aptekę mnichów: półki z ciemnego drewna pną się pod sufit, na nich pełno flakonów i słoików z białej emalii, z niebieskimi napisami i obrazkami. Przewodnicy pokazują turystom buteleczkę na górnej półce: tego lekarstwa zażywał Chopin.

Muzeum jest prywatne. Założyła je Anne-Marie Boutroux de Ferra, która od wnuczki George Sand otrzymała pamiątki po pisarce. Rosa, obecna właścicielka cel (i wnuczka Anne-Marie), poświęciła muzeum całe życie. Organizuje Festiwale Chopinowskie, wystawy i koncerty. Odwiedzając to miejsce, warto powiedzieć, że jest się z Polski i poprosić o spotkanie z Rosą. Powie z uroczym akcentem "dzień dobry", wymieni nazwiska wszystkich polskich pianistów, którzy koncertowali w Valldemossie, i oprowadzi po wystawie jak nikt inny.

Książkę George Sand "Un hiver a Majorque", także w angielskiej wersji w tłumaczeniu Roberta Gravesa, można kupić w klasztorze w Valldemossie

Więcej o: