"New York Times" zastanawia się, czy podróżowanie w pandemii jest fair na przykładzie Meksyku, który przeżywa prawdziwe oblężenie. Amerykanie uciekają przed lockdownem i korzystają z luźniejszych zasad obowiązujących u sąsiada. Niektórzy nawet się przeprowadzają i pracują zdalnie, bo na wizie turystycznej można mieszkać tu nawet pół roku. Inni chętnie spędzają tutaj wakacje. Meksyk nie wprowadził żadnych ograniczeń związanych z wjazdem do kraju. Sąsiedzi więc skwapliwie to wykorzystują. "New York Times" podaje, że w sierpniu 2020 roku Meksyk odwiedziło dwa razy więcej Amerykanów niż dwa miesiące wcześniej. W listopadzie przybyło tu blisko pół miliona osób.
W listopadzie do Meksyku przybyło blisko pół miliona osób Eve Orea / shutterstock
"Turyści napływają do Meksyku, aby uniknąć lockdownu" - powiedziała Lauren Cocking, 26-letnia blogerka z Wielkiej Brytanii, która mieszka w Meksyku od około pięciu lat. "Traktują Meksyk jak krainę przygód i bezprawia, w której nie muszą nosić maseczek i siedzieć w domu".
Lauren Cocking znajduje się w grupie mieszkańców Meksyku, którzy krytykują takie nieodpowiedzialne podejście. Tym bardziej, że wirus opanowuje Meksyk, szpitale stają się niewydolne, a turyści też przecież przyczyniają się do transmisji wirusa. Inni negatywnie oceniają działania rządu, który zbyt długo zwlekał z wprowadzeniem restrykcji. "Gdyby życie tutaj było mniej atrakcyjne, przyjeżdżałoby mniej ludzi" - zauważył Xavier Tello, analityk ds. polityki zdrowotnej. "To, co tworzymy, to błędne koło. Przyjeżdżają do nas osoby potencjalnie zakażone, które zakażają innych".
Jeszcze w listopadzie minister turystyki widział same plusy w tej sytuacji. "Już teraz turystów zaczyna stopniowo przybywać, a w 2021 roku sytuacja ma się tylko poprawiać. W optymistycznym wariancie kraj odwiedzi 42,7 mln ludzi, w sceptycznym 26,3 mln. A to przekłada się na solidne wpływy do budżetu. W najlepszym razie będzie to ok. 17,4 mld USD, w najgorszym – 13,8 mld".
George, który korzysta z wizy turystycznej i od kilku miesięcy mieszka i pracuje w Meksyku, powiedział "New York Times", że zdaje sobie sprawę z zagrożeń związanych z podróżowaniem podczas pandemii i pamięta o zachowaniu środków ostrożności, takich jak np. noszenie maski. Podkreślił, że poczucie wolności i ekscytacja związana z życiem w nowym kraju sprawia, że wiele osób podejmuje decyzję o wyjeździe i ryzykuje zdrowiem.
Gdy tymczasem w Meksyku w listopadzie i grudniu drastycznie wzrosła liczba przypadków zakażeń koronawirusem. Niewątpliwie na wzrost wpłynęła popularność tego kierunku wśród turystów, którzy masowo uciekali tu przed lockdownem. Od listopada dzienna liczba przypadków zaczęła przewyższać 5 tys., by w grudniu osiągnąć ok. 12 tys. Amerykańskie Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom zaleciło Amerykanom unikanie wszelkich podróży do Meksyku.
Meksyk dopiero w połowie grudnia zaostrzył restrykcje Eve Orea / shutterstock
W połowie grudnia rząd zdecydował się na ogłoszenie najwyższego ostrzeżenia i wprowadzenie ograniczeń. Władze miasta Meksyk wezwały mieszkańców do unikania imprez i zgromadzeń, zakazano sprzedaży alkoholu w restauracji po godzinie 19. Większość sklepów i usług funkcjonuje z restrykcjami, obowiązują m.in. dezynfekcja rąk i obuwia, pomiar temperatury, maksymalna liczba klientów, wyznaczone zostały specjalne kierunki ruchu, wejścia i wyjścia. W poszczególnych stanach i miastach mogą obowiązywać różne restrykcje w podróży i przemieszczaniu się oraz częstsze kontrole policyjne. Wiele atrakcji turystycznych pozostaje zamkniętych. Obowiązują niejednolite i zmienne przepisy dotyczące korzystania z plaż.
Mimo to obostrzenia te były dalekie od tych wprowadzonych w amerykańskich miastach, takich jak Los Angeles, które pod koniec listopada całkowicie zakazały spożywania posiłków na świeżym powietrzu i organizowania wszelkich publicznych zgromadzeń.
Jedną z osób, które również postanowiły uciec przed pandemią do Meksyku, jest Dua Lipa, która pochwaliła się zdjęciami z Tulum. Piosenkarka za spacerowanie po plaży w środku pandemii i nieprzestrzeganie środków zapobiegających rozprzestrzenianiu się wirusa została mocno skrytykowana przez internautów. "Czy Dua Lipa jest także covidiotką?" - pytali bez ogródek. Inni żartowali, że wybiorą się do Tulum, żeby ją tam spotkać. Celebryci nie mogą zapominać, że dla wielu fanów są idolami, powinni więc dawać dobry przykład swoim zachowaniem.
Termin covidiota, stworzony przez internautów, który jest kombinacją nazwy wirusa COVID-19 i słowa idiota trafił nawet do Słownika Wyrazów Współczesnych (Urban Dictionary), a jego definicja oznacza "kogoś, kto ignoruje ostrzeżenia dotyczące bezpieczeństwa i zdrowia publicznego". To jedno z najczęściej "hasztagowanych" słów w sieci.
Polscy celebryci ciągną do Tanzanii, a szczególnie na Zanzibar, o którym mówi się, że jest "wolny od koronawirusa". Zresztą ten kierunek jest popularny nie tylko wśród osób znanych z pierwszych stron gazet, z tekstu Ewy Jankowskiej wynika, że bardzo chętnie wyjeżdżają tam też zwykli zjadacze chleba.
Gdy w Polsce Zanzibar przedstawia się jako wyspę bezpieczną i wolną od koronawirusa, mieszkańcy borykają się z niedostateczną opieką medyczną, nie są testowani, a ostatni raport dotyczący liczby zakażeń pochodzi z maja. Czy więc na pewno Tanzania jest azylem w świecie ogarniętym pandemią, czy raczej jest to efekt braku raportów dotyczących nowych przypadków? Z tego opublikowanego w maju wynika, że 509 osób zostało zakażonych koronawirusem, 21 umarło, a 183 osoby wyzdrowiały.
Plaże Zanzibaru przyciągają nie tylko celebrytów z Polski Daniele Bardino / shutterstock
Ambasador Krzysztof Buzalski w rozmowie z Onetem studzi jednak optymizm. Zwraca uwagę, że w początkowej fazie epidemii, na przełomie marca i kwietnia, wprowadzono w Tanzanii wiele obostrzeń - ograniczono zgromadzenia publiczne, zamknięto szkoły, wstrzymano prace rządu i administracji. Podjęto nawet próbę testowania, ale okazało się, że dostarczone testy są wadliwe.
"Służby prezydenta Johna Magufuli oddały kilka próbek do zbadania i wyniki testu okazały się pozytywne. Rzecz w tym, że, jak ujawniła administracja prezydenta kilka dni później, były to próbki pobrane m.in. z owocu papai i od kozy, czego nie wyjawiono wcześniej testującemu laboratorium. Wybuchł skandal i prezydent zdecydował, że Tanzania przestanie wykorzystywać testy z zagranicy, a ponieważ nie ma własnych, w ogóle nie będzie prowadzić masowego testowania" - zdradził ambasador.
W rezultacie więc, jeśli mieszkańcy nie są testowani, nie wiadomo, w jakiej fazie jest epidemia. Test można wprawdzie wykonać indywidualnie, na zlecenie lekarza i wyraźne życzenie zainteresowanej osoby, ale wynik jest ujawniany wyłącznie tej osobie.
W Tanzanii więc żyje się z przeświadczeniem, że problem pandemii ich nie dotyczy. Władze zniosły wszelkie ograniczenia, poza lotniskami. Restrykcje dotyczą tylko osób, które przyjeżdżają do kraju z zagranicy. Na lotnisku mierzy się im temperaturę, w przypadku wątpliwości kieruje się je na test na koronawirusa i kwarantannę domową. Wypełnia się stosowny formularz. Ostre przypadki kieruje się do szpitali, które nie mogą zaoferować dostatecznej opieki. Ambasador zdradza, że w całym kraju jest tylko kilkadziesiąt łóżek z respiratorami i aparaturą do podawania tlenu, a i tak dysponują nimi nieliczne szpitale w dużych miastach. "Taki sprzęt jest zbyt drogi, aby można go było w Tanzanii szeroko stosować" - stwierdza Krzysztof Buzalski.
Ostatni raport dotyczący sytuacji epidemicznej w Tanzanii pochodzi z maja DisobeyArt / shutterstock
Wiele osób wierzy, że Tanzanię cudownie pandemia ominęła. Już w lipcu prezydent ogłosił koniec epidemii. Tymczasem ościenne kraje raportują na bieżąco sytuację epidemiczną. W Demokratycznej Republice Konga zanotowano łącznie 18 969 przypadków, 611 osób umarło, a ozdrowiało 14 743. Z danych z 7 stycznia wynika, że przybyło 251 osób zakażonych. W Kenii do tej pory stwierdzono ponad 97 tys. zakażeń, 1702 osoby zmarły, a wyzdrowiało ponad 80 tys. Nowych przypadków stwierdzono 335. W Zambii łącznie stwierdzono 25 326 przypadków, zmarło 441 osób, a wyzdrowiało 20 349. Z danych z 7 stycznia wynika, że jest 802 nowych zakażonych. I choć wydaje się, że liczba nowych przypadków nie jest tak duża jak np. w Europie, to jednak testy pokazują, że wirus jest. W Kenii przeprowadzono ponad milion testów, w Zambii 674 082. W przypadku DRK oraz Tanzanii informacji o przeprowadzonych testach brak.
Problem podróżowania w pandemii, aby uniknąć lockdownu, dostrzegł nawet papież Franciszek, który skrytykował ludzi wyjeżdżających w tych trudnych czasach na wakacje. Podczas cotygodniowego, popołudniowego błogosławieństwa odniósł się do doniesień prasowych na temat osób, które uciekają z krajów dotkniętych obostrzeniami i szukają rozrywki w innych częściach świata.
"Nie myślą o tych, którzy zostają w domach, o problemach ekonomicznych wielu z nich ani o ludziach chorych. Chcą tylko wyjechać na wakacje i dobrze się bawić. To mnie naprawdę zasmuciło" - powiedział papież. "Nie wiemy, jaki będzie dla nas rok 2021, ale to, co wszyscy możemy zrobić, to włożyć trochę więcej wysiłku, aby zadbać nie tylko o siebie, choć pokusa, aby koncentrować się na sobie, jest bardzo silna" - podkreślił. "Powinniśmy się wykazać większą świadomością wobec cierpienia innych" - dodał ojciec święty.
Na całym świecie ponad 84 mln ludzi zostało zakażonych koronawirusem, a 1,9 mln zmarło. Wiele krajów boryka się z drugą falą pandemii, w kilku jak np. w Wielkiej Brytanii wykryto nowy wariant wirusa.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych apeluje o unikanie podróży zagranicznych, które nie są konieczne. Przypomina, że podejmując decyzję o wyjeździe, należy liczyć się z możliwymi trudnościami w powrocie do kraju, ograniczeniami w ruchu lotniczym, obowiązkiem poddania się kwarantannie lub samoizolacji, a także przeprowadzenia dodatkowych badań lekarskich na zlecenie władz miejscowych.