Lubowla (Stará Lubovna) leży przy regularnie obsługiwanej tramwajem szynowym linii kolejowej Poprad - Plavec, łatwo więc tu dotrzeć przebywając np. w słowackich Wysokich Tatrach. Z Polski można przyjechać pociągiem przez kolejowe przejście Muszyna - Plavec, ale o wiele szybciej samochodem przez Nowy Sącz i Piwniczną. Od strony Sądecczyzny, przez przejście graniczne Piwniczna - Mniszek w głąb Słowacji prowadzi tylko jedna, kręta górska szosa, ale 16-km odcinek do Lubowli nikogo nie znuży.
Najpierw mijamy - po części łemkowską - miejscowość Graniczne (Hranicne), z drewnianym kościółkiem z końca XVIII w., a później podjeżdżamy na przełęcz Vabec w Górach Lubowelskich, które są przedłużeniem Beskidu Sądeckiego. Tu naprawdę można wpaść w zachwyt, gdy zupełnie nieoczekiwanie po prawej stronie ukażą się ośnieżone wysokie zbocza. Droga z Sądecczyzny w Tatry jest tędy zadziwiająco krótka - w prostej linii to niewiele ponad 30 km!
Teraz szosa prowadzi w dół. Otwierająca się przed nami dolina Popradu jest niestety oszpecona przez przemysł i zabudowę mieszkaniową przypominającą Ursynów. Wjeżdżając do Lubowli, mijamy po lewej stronie zamek, który przez wieki był siedzibą polskiego starostwa.
W późnym średniowieczu Spisz formalnie należał do królestwa Węgier, ale granica z Polską nie była stabilna, szczególnie w rejonie Lubowli. Gdy w 1412 r. król Władysław Jagiełło pożyczył cesarzowi Niemiec (i jednocześnie królowi Węgier) Zygmuntowi Luksemburskiemu 37 tys. kop groszy praskich, Polska otrzymała w zastaw 16 spiskich miast. Wszystkie trwały przy Rzeczypospolitej aż do rozbiorów, ale właśnie Lubowlę, która została stolicą starostwa spiskiego, oraz Podoliniec i Gniazda Polacy prędko przestali traktować jako część zastawu i zamiast o 16, mówiono o 13 miastach spiskich.
W otoczonym niskimi kamieniczkami Rynku w Lubowli uwagę przykuwa stojący pośrodku, prawie tak stary jak sama miejscowość, XIII-wieczny kościół św. Mikołaja. Wnętrze zachowało niewiele śladów gotyku (m.in. cenna rzeźba Madonny z ok. 1300 r. w bocznej kaplicy), ale i dla bogatego, barokowego wystroju warto tu zajrzeć. Do drugiej wojny światowej w Lubowli mieszkali głównie spiscy Niemcy. Dziś, inaczej niż wtedy, kazania wygłaszane są tylko po słowacku. W centralnym punkcie miasteczka zwróćmy uwagę na renesansowy arkadowy Dom Prowincjonalny.
Mimo że Lubowla ma tylko 16 tys. mieszkańców, gwarne restauracje, knajpki i sklepy przy Rynku nadają jej wielkomiejski charakter. Przed zwiedzaniem zamku można nieźle zjeść w restauracji Dukla w rogu Rynku, można też odwiedzić wyborną pizzerię Tiamo przy ul. Popradzkiej. Oprócz pizzy (np. wyśmienita z serem pleśniowym i świeżymi pieczarkami) podają tu miejscowe potrawy, a słynna bardzo ostra zupa czosnkowa z roztopionym serem kosztuje tylko 12 koron (mniej niż 1,5 zł). Z dużym obiadem lepiej się jednak powstrzymać i solidnie zgłodnieć, zwiedzając lubowelski zamek.
Można podeń podjechać samochodem, ale lepszym pomysłem jest półgodzinny spacer na zamkowe wzgórze. Przy odrobinie szczęścia już z daleka powita nas płynąca od murów renesansowa muzyka. Pod murami warowni urządzono Skansen Wsi Spiskiej (bilet do zamku i skansenu 80 koron, studenci 60, dzieci i młodzież 40, z biletem dostaniemy miniprzewodnik, także po polsku). Z terenów północno-wschodniego Spiszu przeniesiono tu ponad 20 zabudowań. Najciekawsza jest łemkowska cerkiewka z pobliskiej Matysowej z ikonostasami nawet z XVI w. (w czasie świąt odbywają się tu nabożeństwa w starocerkiewnym języku liturgicznym).
Fortecę w dolinie Popradu wznieśli Węgrzy w początkach XIII w., ale już w 1412 r. trafiła w ręce Jagiellonów. Z tamtego okresu pozostała mocno zniszczona część gotycka ze strzelistą wieżą, podziemia, brama i fragmenty murów. Po pożarze w 1553 r. powstała renesansowa część budowli. Oprócz nowej części rezydencyjnej wzniesiono obwarowania z dzisiejszą bramą wejściową i barbakanem. W 1591 r. na ponad 150 lat zamek przejęli Lubomirscy i dalej go rozbudowali - powstał pałac barokowy, w pobliżu niego kaplica, rozrosły się mury obronne. W czasie wojen ze Szwecją właśnie tu hetman Jerzy Lubomirski ukrył polskie insygnia koronne. Król Jan Kazimierz złożył wówczas w Lubowli wizytę, a jego podróż w te strony opisuje w "Potopie" Henryk Sienkiewicz. To na drodze do zamku nad Popradem Kmicic z Kiemliczami, a później górale ratowali monarchę.
Jako czwarty polski król (bywał tu jeszcze Jan Olbracht) odwiedził Lubowlę w drodze spod Wiednia Jan III Sobieski. Wizyty koronowanych głów upamiętniono w specjalnej sali barokowego pałacu. W 1769 r. przed oderwaniem od Rzeczypospolitej Spiszu, Sądecczyzny i Podhala (co było wstępem do pierwszego rozbioru Polski) walczyli w tych okolicach konfederaci barscy. Po ucieczce z więzienia na zamku w Lubowli dołączył do nich Maurycy Beniowski. Więzienie w nadpopradzkiej fortecy znajdowało się na trzecim piętrze gotyckiej baszty i dziś w tym miejscu przytwierdzone są stare kajdany, by upamiętnić niewolę słynnego zawadiaki.
Polska historia zamku nie kończy się wraz z rozbiorami. W 1883 r. kupili go Zamoyscy, a państwo czechosłowackie przejęło od nich budowlę dopiero po II drugiej wojnie. Janowi Zamoyskiemu lubowelska warownia zawdzięcza konserwację i częściową rekonstrukcję w latach międzywojennych, a północny Spisz także inne inwestycje. Dziś na zamku hrabiemu i jego żonie, hiszpańskiej księżniczce Izabeli de Bourbon, poświęcona jest spora ekspozycja. Oprócz pamiątek związanych z zamkiem zobaczymy np. zdjęcia hrabiego w sportowym bugatti na ulicach San Remo. Uwaga! W całej warowni są szczegółowe informacje po polsku.
Na koniec obowiązkowo trzeba się wdrapać na szczyt gotyckiej wieży i popatrzeć we wszystkie strony świata. Przy dobrej pogodzie widać najwyższe szczyty Tatr, Pienin, Beskidu Sądeckiego, Gór Lewockich, Czergowa i Gór Lubowelskich. Wspaniały widok, który od wieków rozsławia Lubowlę, trochę psują brzydkie bloki w dolinie wokół miasta.
Po zwiedzeniu można coś zjeść w przyzamkowej restauracji U Księżnej Izabeli, ale lepiej zejść na dół i zamiast wracać do miasta, pójść paręset metrów ulicą Popradzką w drugą stronę. Restauracja Salas u Franka słynie z najlepszego jedzenia na całym, nie tylko północnym, Spiszu. Warto tu wydać kilkaset koron na specjały kuchni słowackiej i spiskiej: różne rodzaje pierogów z owczym serem, kluski ziemniaczane na słodko, słono czy kwaśno, wyborne zupy, a popić słowackim piwem albo winem (część tokajskich winnic leży dziś nie na Węgrzech, tylko na Słowacji!). W supermarkecie Billa możemy tanio kupić Złotego Bażanta albo Tokajske Vybery, a do pogryzienia miejscowy specjał - zawijany ser parenicę.
Kto spędzi w tej okolicy kilka dni, może zanocować w jednym z licznych pensjonatów (200-300 koron od osoby), a potem zwiedzać północny Spisz. Póki trwa sezon narciarski, wypada odwiedzić Wyżne Rużbachy (Vyšné Ružbachy), a po nartach wykąpać się w zbudowanych przez Jana Zamoyskiego basenach termalnych. Warto też pojechać do Czerwonego Klasztoru na dzikim, słowackim brzegu Dunajca. Można obejrzeć łemkowską miejscowość Jarzębina (Jarabina) z malowniczym skalnym wąwozem albo którąś z góralskich wsi Spiskiego Zamagurza, gdzie ludność mówi polską gwarą, podobną do podhalańskiej. Jest jeszcze choćby słynne pijarskie kolegium w Podolińcu, z którym związany był m.in. Stanisław Konarski czy intrygująca wieś Chmelnica (Hopgarten), jedyna miejscowość na Spiszu, gdzie spiscy Niemcy przetrwali powojenne wysiedlenia i do dziś mówią we własnym dialekcie.
Miejskie Informacyjne Centrum, plac św. Mikołaja 12, tel. (0-421 52 432 17 13, e-mail: ic@staralubovna.sk