Złote Jeruszalaim

Miejsca związane z życiem, śmiercią i zmartwychwstaniem Chrystusa można obejść w jeden dzień, zaczynając od Wieczernika, kończąc na Grobie

Nad Ścianą Płaczu, nad Golgotą i Grobem rozbrzmiewa z głośników śpiew muezinów. Rano i wieczorem dźwięk potężnych dzwonów bazyliki unosi się nad połową Jerozolimy. Najcichsi są Żydzi, choć kiedy w święta lamentują, śpiewają czy tańczą pod Ścianą, ich głosy potrafią wzbić się na muzułmańskie Wzgórze Świątynne.

***

Od Bramy Jaffy, głównego wejścia do Starego Miasta od strony zachodniej (tędy wchodzi większość turystów), do Wieczernika idzie się dziesięć minut. Zamiast ją przekroczyć, skręcam w prawo i mijając wznoszącą się wysoko Cytadelę (przypuszczalne miejsce osądzenia Jezusa przez Piłata), dochodzę do góry Syjon. Wzgórze nazwano tak dopiero w IV w. n.e., myląc miejsca, bo starotestamentowy Syjon, pierwsze miejsce przechowywania Arki Przymierza w Jerozolimie, leżał bardziej na wschód. Za czasów Chrystusa był w obrębie miasta. Znalazł się poza nim dopiero po 1542 r., kiedy Turcy, nowi władcy Jerozolimy, otoczyli ją potężnym, do dziś istniejącym murem. Wieczernik, w którym Chrystus miał spożyć z dwunastoma apostołami Ostatnią Wieczerzę, znajduje się - idąc od strony miasta - na końcu góry. Niełatwo go znaleźć. Sala jest na piętrze, a wejście źle oznakowane. Najpierw trafiłem do grobu króla Dawida (tak jest tu wszędzie - jedno z najświętszych miejsc dla żydów sąsiaduje z jednym z najświętszych miejsc dla chrześcijan). Kamienny sarkofag jest tak duży, jakby spoczywał w nim Goliat, którego Dawid zabił z procy. Wciśnięty w niewielkie pomieszczenie, przykryty ozdobną materią sarkofag sprawia wrażenie, jakby je rozpierał. Czy naprawdę kryje szczątki Dawida? Wątpliwości jest dużo, miejsce nie zgadza się z opisem biblijnym - ale tak jest z większością zabytków w Jerozolimie.

Pomieszczenie, które uchodzi za Wieczernik (od XIV w. należy do franciszkanów), to wczesnogotycka sala pozostała z kościoła wzniesionego przez krzyżowców w XII w. To tutaj Chrystus miał ustanowić Eucharystię i tu Duch Święty zstąpił w Pięćdziesiątnicę na apostołów i Maryję. Muzułmanie czczący jako proroków zarówno Chrystusa, jak i Dawida zamienili to miejsce w XV w. na meczet i przez 500 lat (do 1948 r.) nie wpuszczali doń ani chrześcijan, ani żydów. Podziwiając piękne łukowe sklepienie Wieczernika czy dobudowany przez Turków w końcu średniowiecza mihrab (niszę modlitewną), mam poczucie tożsamości miejsca, ale nie autentyzmu. Nie można sobie wyobrazić, jak tu było za czasów Jezusa.

Budynek Wieczernika-grobu Dawida jest jednym z kilku tworzących średniowieczny kompleks z uroczym dziedzińcem. Wypatrzyłem na nim schody, które prowadzą na płaski dach. Widać stąd arabskie wioski na wschodzie i grubą szarą linię muru biegnącego szczytami wzgórz między osiedlami - Izraelczycy odgradzają się nim od terrorystów z Autonomii Palestyńskiej. Odwracam się. Z dachu Wieczernika wyrasta minaret (nieużywany), obok na wyciągnięcie ręki wielka kopuła i dzwonnica kościoła i klasztoru Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny.

***

Kościół zbudowany przez niemieckich benedyktynów w miejscu, w którym według tradycji zmarła matka Chrystusa, powstał w 1906 r. Spodobała mi się jego zróżnicowanry charakter: strzelista dzwonnica, niski budynek klasztoru, wysoka, regularna bryła kościoła. Gorzej z wnętrzem - w detalach ładne i kolorowe (np. mozaika w absydzie przedstawiająca Maryję z Dzieciątkiem), w sumie - atrapa udająca autentyk. Najgorzej jest w krypcie, w której na katafalku "śpi" Matka Boża - i pomysł, i wykonanie rażą dosłownością i kiczem.

Cofam się w stronę miejskich murów. Krótką ulicą zamkniętą z obu stron kamiennymi murami, za którymi leżą chrześcijańskie cmentarze, dochodzę do Bramy Syjońskiej podziurawionej kulami jak rzeszoto. To pozostałość po zażartych walkach między Żydami a Jordańczykami, którzy zajmowali Stare Miasto w 1948 r. Przez bramę wchodzę do żydowskiej dzielnicy Starego Miasta. Tu muszę wybrać - czy kluczyć wąskimi uliczkami odbudowanej po 1967 r. dzielnicy (zburzonej przez Jordańczyków po 1948 r.), czy iść na prawo szczytem murów. Wybieram tę drugą drogę, z widokiem na dolinę Cedronu i arabską wioskę Silwan. Tak czy inaczej dojdzie się do placu przed Ścianą Płaczu i Wzgórzem Świątynnym.

Miejsca te mają związek z Chrystusem o tyle, że Ściana (zwana także Zachodnią) - miejsce, gdzie przychodzą Żydzi, by się modlić i opłakiwać zburzenie Świątyni przez Rzymian w niecałe 40 lat po jego śmierci - to oryginalny mur zbudowany z wielkich głazów przez Heroda Wielkiego w I w. p.n.e. Na nim opierał się dziedziniec Świątyni, dziś jedyna jej pozostałość dostępna religijnym Żydom. Samo Wzgórze Świątynne (Haram el Sharif) z meczetami al Aksa i Kopułą Skały jest muzułmańskie. To na nim stała żydowska świątynia z Arką Przymierza, to tu nauczał Jezus, tu wypędził kupców ze świątyni. Stąd Mahomet wstąpił do nieba. Po przejściu przez punkty kontrolne (sprawdza się zawartość każdej torby) podchodzę do Ściany. Zawsze modlą się pod nią wierni, osobno mężczyźni i kobiety, którym wydzielono niewielki jej kawałek. Dotknąłem wielkich kamieni muru. W szczelinach tkwiły kartki z modlitwami i prośbami do Boga. Z minaretu na Wzgórzu Świątynnym zaczął modły muezin. Jego głos wzmocniony przez głośniki nie przeszkadzał modlącym się Żydom.

***

Przez Bramę Gnojną wychodzę poza mury. Po lewej stronie cmentarz muzułmański, po prawej dolina Cedronu, za nią widać Górę Oliwną. U moich stóp dolina Cedronu przechodzi w część zwaną Doliną Jozafata, miejsce, w którym - jak mówi Stary Testament - odbędzie się Sąd Ostateczny. W dole, wśród ścieżek, skał i kamiennego rumowiska, widać wykute w ścianie wielkie starożytne groby, m.in. proroków Zachariasza i Jozafata. Naprzeciw nich, w murze Wzgórza Świątynnego, pojawia się legendarna Złota Brama z I w. p.n.e. zamurowana przez muzułmanów w VII w. n.e. Żydzi wierzą, że to przez nią wejdzie do miasta Mesjasz, kiedy zstąpi na ziemię.

Kończy się Dolina Jozafata, od drogi pod murami miasta odchodzi w prawo ulica Jericho wiodąca do palestyńskich wiosek. Skręcam w nią i po kilku krokach widzę po lewej stronie niską kamienną budowlę z czasów krzyżowców. To grobowiec Najświętszej Marii Panny, obecnie własność greckiego Kościoła prawosławnego. Długie szerokie stopnie prowadzą w dół, pod ziemię. Wszędzie ikony, płoną lampy oliwne i świece. Rozświetlona ich blaskiem krypta kryje wykuty w skale grób. Przez szybę widać pustą wnękę pełną nierówności i dziur. To tutaj apostołowie mieli pochować Maryję. W grobowcu spoczywają też jej rodzice, Anna i Joachim, oraz św. Józef.

***

Jeszcze 50 metrów i jestem w ogrodzie Getsemani. Wyobrażałem sobie, że leży wyżej, na stoku Góry Oliwnej, a tymczasem znajduje się u jej podstawy. Nie ma już tłoczni oliwy, od której przed paroma tysiącami lat wziął nazwę. Ale nadal rosną kilkusetletnie oliwki, poskręcane, jakby o wielu pniach - jedne z najstarszych na świecie.

Resztki dawnego ogrodu Getsemani są dziś podzielone. Najniżej stoi katolicki kościół Wszystkich Narodów zbudowany na początku XX w. na ruinach dwóch wcześniejszych świątyń. Drzewa rosnące wyżej skrywa mur prawosławnego klasztoru i cerkwi św. Marii Magdaleny, które mija się, idąc pod górę.

Kościół Wszystkich Narodów zbudowali Włosi. Lekka fasada z kolumnami znakomicie wkomponowuje się w zielono-kamienisty krajobraz. Przed ołtarzem okolona metalową koroną skała - to na niej, według tradycji, Chrystus modlił się w noc przed pojmaniem, tutaj pocałował go zdrajca Judasz.

Idę na szczyt Góry Oliwnej. Wznosi się blisko 800 m n.p.m., ale od doliny to tylko 100 metrów w górę. Droga dla pieszych prowadzi między drzewami i kamiennym murem. Po prawej stronie największy i najstarszy (3 tys. lat) cmentarz żydowski na świecie - 70 tys. nagrobków na płowych, pozbawionych zieleni zboczach ciągnie się daleko i wysoko, aż pod grzbiet wzgórza. Można wejść przez kilka bram. Żydzi każą się grzebać właśnie tu (miejsce kosztuje majątek), by - gdy nadejdzie dzień Sądu Ostatecznego - być blisko Mesjasza.

***

Idąc na górę, mijam sanktuarium Dominus Flevit (Pan Zapłakał), niewielki kościół Franciszkanów z 1955 r. kształtem nawiązujący do łzy. Stoi w młodym ogrodzie oliwnym, w którym znajdują się groby chrześcijan z I w. n.e. W Niedzielę Palmową podczas triumfalnego wjazdu na osiołku do Jerozolimy Chrystus miał się tu zatrzymać, by płakać i przepowiedzieć nadchodzące zburzenie miasta. W środku skromny Dominus Flevit słynie z dużego półkolistego okna tuż za ołtarzem, za którym widać starą Jerozolimę.

Za chwilę przepiękną panoramę miasta oglądam też z tarasów widokowych na szczycie Góry Oliwnej (warto było przez cały dzień nosić lornetkę!). Stąd Chrystus wstąpił w niebo. W IV w. powstał tu bizantyjski kościół, który potem zrekonstruowali krzyżowcy. Po ich upadku świątynię zamieniono na meczet Wniebowstąpienia (Islam uznaje Chrystusa za jednego ze swoich proroków) i tak jest do dziś. Niestety, akurat trwały modły, więc go nie obejrzałem.

***

Zapada zmierzch. Słońce rozlewa złoty blask na niebo i na domy z żółtego kamienia. Teraz wiem, dlaczego Jerozolimę nazywa się Złotym Miastem. Wracam na drogę pod Wzgórzem Świątynnym. Przez Bramę Lwów (inaczej św. Szczepana) wchodzę w obręb Starego Miasta do dzielnicy arabskiej. Dwieście metrów dalej rozpoczyna się Via Dolorosa - Droga Krzyżowa. Czy rzeczywiście tędy szedł na śmierć na Kalwarii Jezus? Bardziej prawdopodobna wydaje się dziś inna trasa, ale pielgrzymi muszą poprzestać na tej - pewności nie będzie nigdy. Stacje Drogi usytuowano dowolnie, ostatnie w XIX w. W wąskich uliczkach, wśród sklepików, wyłożonych na ulicę towarów i tłumu ludzi, trzeba uważać, by niektórych nie przeoczyć. Co piątek o godz. 15 Drogę Krzyżową dla wiernych prowadzą tu franciszkanie.

Z minaretu Haram el Sharif rozlega się śpiew muezina, uliczki wyludniają się. Przez otwarte okna dobiega szczęk sztućców. Muzułmanie jedzą obfity wieczorny posiłek po dniu postu - dzień wcześniej rozpoczął się Ramadan. Gdy doszedłem do dzielnicy, gdzie mieszkają Palestyńczycy, chrześcijanie, powrócił zwykły uliczny ruch, choć o tej porze nie tak gwarny jak w dzień, kiedy byłem tu wcześniej.

Pierwsze dziewięć stacji Drogi Krzyżowej to przeważnie małe kaplice (większość zamknięta na głucho), czasami tablice na ścianach lub kamienie. Między II a III stacją nad ulicą jest charakterystyczny łuk nazywany przez pielgrzymów Ecce Homo, dla upamiętnienia słów Piłata "Oto człowiek". Obok, w podziemiach greckiego kościoła prawosławnego wykute w skale więzienie, w którym mieli być trzymani Chrystus i Barabasz. Ostatnie pięć stacji (X-XIV) mieści się w bazylice Grobu Pańskiego.

***

W bazylice mieszają się style Wschodu i Zachodu. Greccy prawosławni i rzymscy katolicy podzielili się Golgotą. Pierwsi zarządzają miejscem, na którym stał krzyż, drudzy tym, w którym Chrystusa do niego przybito. Z kolei Grobem opiekują się prawosławni z udziałem Koptów, którzy władają zewnętrznym fragmentem ściany. Ich maleńka kapliczka, barwna i rozświetlona świecami, jest chyba najpiękniejszym miejscem w całej bazylice. Zawsze modli się w niej lub czyta młody mnich w czarnym spiczastym kapturze.

W IV w. stanęła tu duża świątynia bizantyjska. Na jej ruinach w XII w. zbudowali swój kościół krzyżowcy. Następne pokolenia dobudowywały i remontowały to, co pozostawili krzyżowcy, a co niszczyły pożary i trzęsienia ziemi. Krypta Grobu w pustej i ciemnej romańskiej rotundzie pochodzi z XIX w. Czy naprawdę właśnie w tym miejscu ukrzyżowano i pogrzebano Chrystusa? Wątpliwości jest mnóstwo. Działania ludzi bardzo zmieniły jego topografię. Golgota to dziś goła skała wysokości piętra - wydaje się nieprawdopodobne, by Rzymianie krzyżowali tutaj ludzi. To, że skałę odkopano i odsłonięto, wyjaśnia zagadkę. Teraz całą skałę obejmuje kaplica, a na wysokość dawnego wzgórza wchodzi się po schodach. Podobnie zmieniony jest Grób - bez osłony prawdziwego skalnego grobowca zburzonego w 1009 r. przez muzułmanów.

Wątpliwości mnożą się, gdy oglądamy np. małe więzienie, w którym miał być trzymany Chrystus czy Kamień Namaszczenia ciała po zdjęciu go z krzyża, który pojawił się tu w XII w. (obecny jest z 1810 r.).

Klękam pod ołtarzem w kaplicy i władam rękę w srebrną rozetę z otworem pośrodku - tutaj stał krzyż, na którym umarł Chrystus. Dotykam gładkiej skały wytartej w ciągu wieków przez miliony rąk, całuję marmurowe płyty przykrywające wnętrze grobu. Choć mogą zmieścić się w nim najwyżej trzy osoby, trudno o skupienie - na zewnątrz czeka kolejka, prawosławny mnich ponagla.

Więcej o: