Blekinge, zwane ogrodem Szwecji, stawia na turystykę, a zwłaszcza na propozycje wypoczynku na łonie przyrody. Zanim jednak wyruszymy w tutejsze lasy i nad jeziora, zatrzymajmy się chociaż na parę godzin w położonej na 30 wyspach Karlskronie. Nie bez powodu wpisano ją dwa lata temu na Listę Dziedzictwa Kultury UNESCO. Wybudowana w 1680 roku na rozkaz Karola XI miała być niezdobytą twierdzą, stocznią i portem wojennym. Król wybrał właśnie to miejsce, jako że wody Bałtyku nigdy tu nie zamarzają. Karlskrona rzeczywiście pozostała niezdobyta, dzięki czemu wiele tutejszych obiektów zachowało się do dzisiaj w niemal nienaruszonym stanie. Ulice są tu szerokie, bo wytyczano je tak, by umożliwić łatwe przemieszczanie się wojsk. Nadal mieści się tu główna baza Królewskiej Marynarki Wojennej, dalej funkcjonuje tu stocznia i Szkoła Oficerów Marynarki, ale znaczenie militarne miasta maleje.
Od blisko dziesięciu lat tereny twierdzy dostępne są dla turystów zagranicznych. Główną atrakcją najważniejszej miejskiej wyspy - Trossoe - jest rynek, przy którym oprócz ratusza znajdują się dwa barokowe kościoły i pomnik założyciela miasta. Poza tym odbywają się tu malownicze targi, na których poza owocami i warzywami kupimy stare płyty, książki, fotografie i mnóstwo, wydawałoby się, niepotrzebnych drobiazgów.
Podczas wędrówki po mieście nie powinniśmy pominąć wybudowanego w 1685 roku kościoła Admiralicji, największej drewnianej świątyni w Szwecji. Miała to być budowla tymczasowa, a przetrwała do dziś. Młodzi Szwedzi chętnie biorą tam ślub. Obok stoi figura najsławniejszego szwedzkiego żebraka Matsa Rosenboma. Legenda mówi, że nie doczekawszy się jałmużny, zamarzł właśnie tu, pod kościołem.
Bardzo malownicza jest dzielnica stoczniowców. Oko przyciągają maleńkie drewniane domy w różnych odcieniach zieleni, żółci i brązu. Ich rozmiary są rzeczywiście mikroskopijne, ale nikt ze starych mieszkańców nie chce ich opuścić. Złośliwi mówią, że wybudowano je z wynoszonego ze stoczni drewna przeznaczonego do budowy statków, stąd właśnie niepozorne rozmiary ograniczone do długości kradzionych desek.
Największą i najnowszą dumą Karl-skrony jest, przeniesione parę lat temu do nowej siedziby, Muzeum Marynarki Wojennej. Na otwarcie przyjechał sam król Karol XVI Gustaw. Muzeum wybudowano na półwyspie wydartym morzu. Obejrzymy tu wspaniałe galiony, czyli potężne rzeźby dziobowe, dowiemy się o historii budowy miasta, twierdzy i stoczni, przestudiujemy na mapach i rycinach morskie walki rosyjsko-szwedzkie. Zobaczymy również, jak dawniej wyglądała operacja chirurgiczna, popatrzymy na dawne narzędzia pracy stoczniowców. Przy wyjściu, tuż obok, stoją XVIII-wieczne warsztaty szkutnicze i najstarszy szwedzki okręt podwodny wybudowany w 1904 roku.
Nie tylko Karlskrona warta jest odwiedzenia. Na przykład oddalone od niej o 50 km Karlshamn to niegdyś kupieckie miasto grzechu. Po grzechu śladów pozostało niewiele, najwyżej - fabryka ponczu. Był to 26-procentowy alkohol dla panów, jako że panie w tamtych czasach raczyły się dużo mocniejszym likierem. Warto też zajrzeć do starego kupieckiego domu, który przetrwał w nienaruszonym stanie od 1766 roku. Zachowano w nim autentyczne sprzęty, urządzenia kuchenne, a w mieszczącym się w suterenie sklepiku ustawiono produkty sprzed lat.
Blekinge to najmniejszy region Szwecji. Wśród 152 tys. mieszkańców jest 1,5 tys. Polaków. Polacy są tu również mile widzianymi gośćmi. Wiele prospektów ułatwiających poruszanie się i wybór atrakcji wydanych jest w języku polskim. W niektórych sklepach w Karlskronie ceny podawane są nie tylko w koronach, ale i, specjalnie dla nas, także w złotówkach.
Wybrzeże Bałtyku na południu Szwecji wygląda zupełnie inaczej niż w Polsce. Nie spodziewajmy się szerokich piaszczystych plaż i widoku bezkresnego morza. Zobaczymy raczej coś, co przypomina nasze mazurskie jeziora. Wzdłuż szkierowego, czyli poszarpanego, brzegu rozrzuconych jest mnóstwo wysepek, a wszystko tonie w zieleni. Oczywiście nie ma problemu z pławieniem się w wodzie. W sumie wokół samej tylko Karlskrony jest 30 kąpielisk nad morzem i nad pobliskim jeziorem.
Blekinge to raj dla wędkarzy, ale z konsumpcją naszych trofeów mogą być kłopoty. Szwedzi łowią dla przyjemności, a złapane ryby wypuszczają z powrotem do wody. Polacy, ile by nie złowili, wszystko zabierają
Na wyprawę wędkarską możemy wynająć łódź z przewodnikiem, który wyjaśni nam, gdzie mamy płynąć, by połów uwieńczony był sukcesem. Niestety, w dużej mierze dzięki wizytom naszych rodaków, okoliczne wody zostały nieco przetrzebione i od przyszłego roku obowiązkowe będzie wrzucanie całego połowu z powrotem do morza.
Prawdziwym rajem dla bardziej doświadczonych wędkarzy jest wyprawa nad rzekę Morrumsan. Tu łowi się łososia i troć. Rzeka jest tak sławna, że miejsce i czas połowu trzeba rezerwować z dużym wyprzedzeniem, a i koszt tego jest niemały. Najdroższe są dni na początku sezonu, a więc w kwietniu.
Wędkować można też w jeziorach. Są tu szczupaki, płocie, okonie i leszcze. To, ile zapłacimy za kartę wędkarską i wynajem łodzi, zależy od tego, kiedy, gdzie i co chcemy łowić. W Blekinge można również wybrać się w morze na połów łososia albo dorsza.
Tata łowi, a dzieci się nudzą, zwłaszcza kiedy pogoda nie sprzyja kąpielom. Można je wówczas zabrać na cały dzień do minifarmy Bernens Gard. Maluchy mogą tu samodzielnie poprowadzić miniaturowe, elektryczne traktorki, wejść do pomieszczeń z królikami, kurami czy prosiakami, przejechać się na wozie z sianem lub na małych konikach.
Innego typu atrakcją dla najmłodszych jest Kreativum - ośrodek łączący rozrywkę z nauką. Otwarto go w zeszłym roku w budynkach starej fabryki. Poprzez zabawę poznaje się tu przyrodę i technikę - można sterować nowoczesnymi statkami, obserwując wszystko na ekranach komputerów, dowiedzieć się też, co to jest wir wodny, dlaczego balon unosi się do góry, zmierzyć czas swojej reakcji na dźwięk, światło i dotyk. W Kreativum działa też IMAX - nowoczesne kino z ekranem w kształcie kopuły i dźwiękami dochodzącymi ze wszystkich stron.
Dobrym sposobem na poznawanie Blekinge są rowery. Jeśli nie mamy swoich, pożyczamy je na jeden dzień lub na dłużej - wówczas można zaplanować tygodniową wędrówkę z każdym noclegiem w innym schronisku. Tras rowerowych jest sporo, a widoki są naprawdę ładne. Cały teren jest lekko pofalowany, mijamy lasy pełne grzybów, wsie z drewnianymi domkami, a nad jeziorem lub morzem możemy urządzać pikniki. Ludzi po drodze zbyt wielu nie spotkamy, z rzadka minie nas samochód.
Innym pomysłem na przemierzanie leśnych szlaków jest bryczka z koniem. Bryczkę, tak jak rower, wynajmujemy. Na kilka dni można wynająć też wóz - taki, jakim w XIX wieku ruszali na emigrację do Ameryki ubodzy Szwedzi. Przypomina nieco westernowe wozy, tylko zamiast płóciennej budy ma trójkątny, drewniany domek, w którym można nocować. Jeśli nie umiemy obchodzić się z końmi i wozem, pojedzie z nami przewodnik.
Po drodze warto zatrzymać się w starej odlewni Ebbamala Bruk, gdzie objaśnią nam, jak niegdyś wyglądał przemysł metalurgiczny, i zademonstrują proces wytopu surówki. Może odwiedzimy także Ronneby - kurort, słynący niegdyś z leczniczych źródeł. Teraz poza kompleksem hoteli, basenów, pól golfowych są tam też zakłady specjalizujące się w technologiach informatycznych oraz uniwersytet, który kształci na ich potrzeby fachowców, jako że ambicją rejonu Blekinge jest stworzenie tu szwedzkiej Doliny Krzemowej.
Atrakcją samą w sobie jest też znajdujący się w okolicach Karlskrony Dragso Campingsite. Nie tylko dlatego, że to dobra baza wypadowa, że można tu wynająć łódź czy pograć w golfa, ale ze względu na małe muzeum kempingu, jakie stworzył właściciel. Ustawiono namioty, takie, jakie ciągle można kupić od Rosjan na bazarach, są krzesła i stoliki z lat 50., a na nich wyłożone pisemka dla taty, mamy i dzieci - autentyczne - sprzed kilkudziesięciu lat. Stoją też plastikowe naczynia, dziś nieprzydatne, bo zniszczyłyby się w maszynach do zmywania, w jakie zaopatrzone są już przyczepy kempingowe. Z zabytkowego namiotu dobywa się głos Elvisa Presleya, lśnią amerykańskie krążowniki szos, zaś żywym eksponatem jest uczesany na modłę Presleya mężczyzna doglądający muzeum.
Dotarcie do Blekinge nie stanowi problemu. Wystarczy wsiąść na prom w Gdyni i po dziesięciu godzinach znajdziemy się w Karlskronie. Jeśli nie lubimy przepraw statkiem, wykorzystajmy nowe połączenie z Kopenhagi, dokąd można dotrzeć drogą przez Niemcy. Przerzucony przez Sund most resund ma 16 km długości, a dzięki niemu drogę z lotniska w Kopenhadze do szwedzkiego Malmoe można pokonać teraz w dwadzieścia parę minut. Most otwarto w obecności duńskiej królowej Małgorzaty i króla Szwecji Karola XVI Gustawa. Kosztował 2,57 miliarda dolarów i - jak liczą Skandynawowie - koszty zwrócą się za 29 lat.
Jak na razie ruch na moście jest duży mimo sporych cen, jakie za trzeba zapłacić za przejazd (samochód osobowy - 255 koron, pociąg - 70 koron). Dla wielu osób jest to sama w sobie atrakcja turystyczna i sukces myśli inżynieryjnej, a dla Szwedów - również krótsza droga do Kopen-hagi na dużo tańsze niż u nich zakupy (głównie alkoholowe).
W czasie podróży po Szwecji musimy brać pod uwagę, że jedzenie, zwłaszcza w restauracjach, jest w tym kraju nadal stosunkowo drogie. Warto więc, jeśli zatrzymujemy się w hotelach, zjeść obfite śniadanie, przeważnie wliczone w cenę pokoju. Obowiązuje oczywiście szwedzki stół, a na nim płatki z mlekiem i jogurtem, wędliny, sery, bekony i kiełbaski na gorąco, no i oczywiście śledzie w słodkich sosach. Do tego konfitury, lekko słodzone pieczywo i solone masło.
W godzinach południowych wizyta w restauracji na pewno nas nie zrujnuje, ale wieczorem ceny gwałtownie rosną. Warto, poza śledziami, spróbować łososia przyrządzanego na dziesiątki sposobów, nie tylko w słodkich sosach.
Na przełomie sierpnia i września obchodzone jest uroczyście nadejście nowej dostawy zeszłorocznych śledzi. Sprzedawane są one tylko w puszkach, i to mocno podpuchniętych. Otwieranie ich w domu bywa ryzykowne, ponieważ zapach, jaki się wówczas rozchodzi, może powalić nawet największego niewrażliwca. Zaleca się otwieranie puszki pod wodą, a podobno praktykowane jest też zdalne otwieranie. Żeby móc zjeść owego zepsutego śledzia, kładzie się go między dwie grube pajdy chleba i dodaje bardzo dużo cebuli. Potem konieczny jest tylko głęboki wdech i mocny chwyt zębami. Podobno wyśmienite.
Jak tu dotrzeć: Bilet na prom linii Stena Line z Gdyni do Karlskrony kosztuje dla osoby dorosłej 245 zł (w obie strony). Połączenie szybkim katamaranem Żeglugi Bałtyckiej na trasie Świnoujście - Malmoe to wydatek 410 zł.
Przykładowe ceny (w koronach szwedzkich: 1 SEK = ok. 0,50 zł): skromny obiad - 40-50, pokój dwuosobowy w zajeździe - 425, połów łososia i troci w Morrumsan - 400-800, wejście do Muzeum Marynarki Wojennej - 40, benzyna - 9,40-9,90, tygodniowy pakiet wędkarski na kempingu (mieszkanie dla 4 osób i łodź) - 3500.
internet: www.karlskrona.se, www.stenaline@com.pl
DOROTA SZUSZKIEWICZ