Arles leży na południu Francji, zaledwie 36 km od Awinionu, ale żyje jakby w innym rytmie. Awinion - średniowieczna stolica papieży - pełen jest dziś zgiełku i tłumu turystów. Natomiast Arles, choć także odwiedzane przez turystów, nie straciło urody i spokoju prowincji. W tym 50-tysięcznym mieście nad Rodanem antyk, średniowiecze, wieki XVII-XIX i współczesność łączą się w zdumiewającą całość.
Nazwa miasta wywodzi się z czasów celtyckich z V w. p.n.e. Pierwotne Ar Laith oznaczało po prostu miejsce na mokradłach czy bagnach. Dolina Rodanu od pradawnych czasów była ważnym szlakiem handlowym, a rozwijająca się osada - znaczącym miejscem postoju, najpierw dla Fenicjan i Greków, później także dla Rzymian. To właśnie rzymscy legioniści Juliusza Cezara, którzy osiedlili się tutaj w 47 r. p.n.e., zamienili miasto w port, zwany w tamtych czasach Arelate. W ciągu kolejnych trzech wieków cesarstwa rzymskiego ranga miasta wzrosła do drugiej stolicy. Nazywano je nawet "małym Rzymem Galii".
Najbardziej okazałą rzymską budowlą, która przetrwała w Arles do dnia dzisiejszego, jest położona w centrum miasta Arena. Ten antyczny amfiteatr na 25 tys. widzów, podobny do rzymskiego Koloseum, pamięta panowanie Hadriana, czyli przełom I i II wieku naszej ery. Okolony grubymi murami o dwóch kondygnacjach w czasach rozkwitu cesarstwa był miejscem igrzysk - pojedynków gladiatorów i walk z dzikimi zwierzętami, a u jego schyłku został ufortyfikowany i zamieniony na twierdzę, która miała bronić w razie najazdów barbarzyńców.
Współcześnie przywrócono mu dawną świetność, a po części i funkcję. Na Arenie w Arles w sezonie odbywają się walki byków w stylu hiszpańskiej korridy lub w wersji bezkrwawej - courses Camarguaises - czyli wyścigu po kokardę przywiązaną do rogów byka.
Bardziej wysublimowane rozrywki - spektakle, koncerty i barwne festiwale - odbywają się w scenerii pobliskiego antycznego teatru na 10 tys. widzów. Ten zabytek, starszy od Areny, przetrwał do naszych czasów w gorszej formie. O jego dawnej świetności przypominają dwie kolumny zwane "wdowami" i fragmenty arkadowych ścian z Wieżą Rolanda. Stąd też pochodzi piękna rzeźba "Wenus z Arles", którą miasto w XVII wieku podarowało Ludwikowi XIV. Obecnie, aby ją zobaczyć, trzeba wybrać się do Luwru.
Nad brzegiem Rodanu wznoszą się monumentalne Łaźnie Konstantyna. Jak sama nazwa wskazuje, to fragment rozległych term zbudowanych w IV wieku za panowania Konstantyna Wielkiego. Jednak to jeszcze nie koniec śladów Rzymian w Arles. Dreszczu emocji dostarczają omszałe wilgocią labirynty pod-ziemnych dwupoziomowych galerii - pozostałości rzymskiego forum do których schodzi się poprzez XVII-wieczną kaplicę. Jednak największe wrażenie wywołuje antyczna nekropolia Les Alyscamps. Długa aleja na tych "Polach Elizejskich" ze szpalerem pustych sarkofagów pod wysokimi drzewami kończy się kaplicą św. Honorata z XII wieku. Najpiękniejsze marmurowe sarkofagi z IV w. z bogato rzeźbioną dekoracją trafiły do Muzeum Antycznego Arles.
Alyscamps poruszało wyobraźnię wielu artystów, także Gauguina i van Go- gha. Obaj utrwalili je na płótnie, choć każdy zupełnie inaczej. Miejsce to w ciągu wieków obrosło legendami. Jedna z nich, jeszcze ze średniowiecza, opowiada, że pochowano tu Rolanda - bohatera słynnego rycerskiego eposu.
Do Arles "pielgrzymuje się" w równym stopniu dla antyku, jak i van Gogha. Mimo że van Gogh spędził tu tylko 14 miesięcy - od lutego 1888 r. do maja 1889 r. - był to przełomowy i niezwykle intensywny okres w jego sztuce. W tym czasie namalował około 200 obrazów - nie tylko słoneczników w wazonach, ale także wiele innych wybitnych dzieł przedstawiających ulice, domy, kawiarnie i wspaniałe pejzaże okolicznych winnic, sadów, pól ("Widok Arles z irysami" czy "Most w Arles") oraz portrety (m.in. słynna "Arlezjanka"). W słońcu i świetle Prowansji van Gogh odkrył wibrującą intensywność koloru, która nadała niepowtarzalny ton jego malarstwu. To prawdziwa ironia losu, że dziś jego obrazy biją rekordy cen, a za życia sprzedał ledwie jedno płótno.
Pobyt w Arles, chociaż tak twórczy w życiu artysty, był też bardzo dla niego dramatyczny. To tutaj nasiliła się jego choroba i van Gogh, po kłótni z Gaugui-nem na temat sztuki, obciął sobie ucho. (Gauguin przybył do Arles na zaproszenie van Gogha, który myślał o założeniu kolonii artystów). Po tym wydarzeniu nieszczęsny Vincent trafił do miejskiego szpitala, a następny rok dobrowolnie spędził w zakładzie leczniczym w Saint-Remy, odległym o 30 km od Arles.
Śladów po van Goghu nie zostało wiele. Żółty dom na placu Lamartine, gdzie mieszkał i który utrwalił na obrazach, zmiotła II wojna światowa. Jednak spacerując po mieście, trudno zapomnieć o artyście. Mamy przecież wyjątkową okazję skonfrontowania krajobrazów zapamiętanych z jego płócien z rzeczywistością. W najważniejszych miejscach umieszczono reprodukcje jego dzieł: na Alyscamps, w parku przy bulwarze des Lices, na dziedzińcu dawnego szpitala...
Na rondzie w sąsiedztwie Areny - gęsto obsadzonym sklepami z kolorowymi prowansalskimi pamiątkami - znajduje się Fundacja van Gogha - duże muzeum z dziełami współczesnych artystów światowej sławy, stworzonymi w hołdzie genialnemu malarzowi. Można tu oglądać m.in. prace Francisa Bacona, Davida Hockneya, Roya Lichtensteina, Roberta Rauschenberga, Rolanda Topora. W wielu z nich pojawiają się charakterystyczne motywy obrazów van Gogha: autoportrety, puste krzesło, postać "Siewcy", zniszczone buty... Warto to muzeum odwiedzić, bo jest naprawdę konkurencyjne dla tych bardziej rozreklamowanych: Muzeum Reattu ze sztuką prowansalską i współczesną (m.in. rzeźbami Zadkine'a i rysunkami Picassa) i Muzeum Arlaten, założonego przez poetę noblistę Frederica Mistrala, poświęconego dziejom i folklorowi Prowansji.
Na placu Republiki z oryginalnym egipskim obeliskiem i XVII-wiecznym ratuszem stoi jeszcze jedno romańskie arcydzieło - katedra św. Trofima, w której w 1178 roku koronował się Fryderyk Barbarossa. Fasadę kościoła zdobi piękny rzeźbiarski portal z XII w., którego tematem jest Sąd Ostateczny. Tympanon nad wejściem przedstawia Chrystusa w Majestacie ogłaszającego "koniec czasu". Otaczają go symbole czterech ewangelistów i anielskie zastępy. Na środkowym fryzie towarzyszą mu apostołowie, zaś na bocznych z jednej strony widać zbawionych, spieszących do nieba, a z drugiej potępionych, skutych łańcuchami w piekielnych płomieniach. Niżej, w cieniu kolumnad, stoją figury świętych. Nie brakuje wśród nich oczywiście patrona kościoła - św. Trofima, biskupa Arles z przełomu II i III wieku, którego relikwie znajdują się wewnątrz świątyni.
Do kościoła przylega klasztor, sławny z racji bogato dekorowanych romańsko--gotyckich krużganków. Kolumny i rzeźby przedstawiające świętych i sceny bi-blijne tworzą ażurową galerię wokół średniowiecznego wirydarza - skrawka ogrodu z prześwitem nieba nad klasztornymi murami - miejsca kontemplacji i symbolu raju, który miał wystarczyć za cały świat. Mimo wszystko szkoda byłoby nie spojrzeć więcej na Arles i Prowansję...