Rodos: wszystko na temat wyspy

Ustawiony na Rodos wielki posąg boga słońca został uznany za jeden z siedmiu cudów świata starożytnego. Dziś po słynnym Kolosie nie ma już śladu, ale i tak nie brak powodów, by odwiedzić tę największą wyspę greckiego Dodekanezu

Słynnego Kolosa wystawiono w 304 r. p.n.e. Był to wyraz radości i wdzięczności wobec Heliosa po skutecznej obronie wyspy przed wojskami jednego z sukcesorów Aleksandra Macedońskiego. Do budowy wykorzystano brąz ze zdobycznego uzbrojenia i dziewięć ton srebra. 32-metrowej wysokości posąg stał tylko 65 lat - zawalił się w wyniku trzęsienia ziemi. Zainteresowano się nim ponownie po prawie dziesięciu wiekach. To, co się dało, pocięto i sprzedano biznesmenowi z Azji Mniejszej, transportując towar najpierw statkami, a potem na grzbietach tysiąca wielbłądów.

Zwyczajowo przyjmuje się, że Kolos Rodyjski stał u wejścia do portu - statki miały jakoby wpływać między jego nogami. Coraz częściej się jednak temu zaprzecza, lokalizując posąg na miejscu górującego nad miastem zamku. Miniaturowe Kolosy można kupić na Rodos w każdym sklepie z pamiątkami. Wejście do portu Mandraki - tam gdzie cumują jachty i wodoloty - zamiast Kolosa wyznaczają dwie kolumny z... koziołkami.

W ramach rekompensaty

Dodekanez to najbardziej wysunięty na wschód archipelag grecki. Nazwa oznacza "dwanaście wysp", odnosząc się do tych, które w 1908 roku zjednoczyły się w opozycji do sułtana tureckiego, wówczas nimi władającego. Największa - Rodos - ma 78 km długości i 38 km szerokości, a zamieszkuje ją 90 tys. ludzi.

Jak przystało na grecką wyspę, historię jej powstania znajdziemy w mitologii. Kiedy Zeus dzielił ziemię między olimpijskich bogów, zapomniano o nieobecnym bogu słońca - Heliosie. Kiedy ten w końcu się zjawił, użalając się na niesprawiedliwość, zaproponował, by dać mu ziemię, która wyrośnie z morza. Mieszkańcy Olimpu zgodzili się, a wtedy z błękitnych fal wyłoniła się piękna, ukwiecona wyspa. Helios oczywiście zadbał, by nie brakowało tu słońca - dni słonecznych w roku jest tu przeciętnie 300.

Joannicka spuścizna

Dla większości turystów zwiedzanie wyspy zaczyna się od jej stolicy - miasta Rodos. Na otoczonej czterokilometrowym obwodem potężnych murów starówce dominuje klimat średniowiecza. Z tego też powodu Stare Rodos wpisano na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Aby docenić urok tego miejsca, trzeba jednak odbić od zatłoczonej tzw. Via Turistica (naprawdę ulica Sokratesa), deptaka pełnego sklepów i restauracji, i pokluczyć brukowanymi zaułkami, na których leniwie przeciągają się koty, pozaglądać na przydomowe dziedzińce ozdobione typowymi dla Dodekanezu mozaikami z otoczaków (tzw. choklakie).

Najważniejszym zabytkiem miasta jest wybudowany przez joannitów Pałac Wielkich Mistrzów. Rycerze Szpitala Jerozolimskiego im. św. Jana Chrzciciela, czyli po prostu joannici, przybyli na Rodos w 1309 roku i władali wyspą przez 213 lat. Zakon powstał w XI wieku, a jego zadaniem była opieka nad pielgrzymami podróżującymi do Ziemi Świętej. Dość szybko bogobojni samarytanie zmilitaryzowali się, równie dobrze jak z pomocą bliźnim dając sobie radę z orężem. Zmuszeni do opuszczenia Jerozolimy w 1291 roku przenieśli się na Cypr, potem na Rodos, a po podbiciu tej wyspy przez Turków schronili się na Krecie, następnie na Sycylii i ostatecznie - na Malcie (stąd kolejna ich nazwa - Zakon Kawalerów Maltańskich).

Joannici pozostawili po sobie na Dodekanezie około 30 zamków, jednak Pałac Wielkich Mistrzów w mieście Rodos jest najbardziej imponujący. Wybudowany w XIV wieku został w 1856 roku zniszczony eksplozją prochu, jednak okupujący od 1912 roku wyspę Włosi postanowili obiekt odbudować i przeznaczyć go na wakacyjną rezydencję Mussoliniego oraz króla Wiktora Emanuela III. Żaden z nich tu nie był, komnaty służą obecnie jako muzeum. Do zamku prowadzi ulica Rycerska otoczona zajazdami, w których spotykali się joannici. Herby na fasadach zdradzają, który z budynków do jakiej prowincji (tzw. języka) należał. Jest wśród nich zajazd francuski, prowansalski, włoski i inne.

Z muzeów warto odwiedzić archeologiczne, zlokalizowane w XV-wiecznym szpitalu. Najsłynniejsze eksponaty to dwie rzeźby Afrodyty. W starszej z nich, z IV w. p.n.e., zakochał się ponoć Lawrence Durrell. Turyści na ogół nie wykazują zrozumienia dla gustu pisarza, ale ten naprawdę musiał być pod wrażeniem, skoro poświęcił marmurowej bogini jeden ze swoich utworów.

Najlepszy widok na starówkę roztacza się z bizantyjskiej wieży zegarowej. Tuż obok niej stoi meczet Sulejmana Wspa-niałego wybudowany dla uczczenia zwycięstwa Turków nad joannitami. Brak minaretu to efekt trzęsienia ziemi w 1989 roku. Naprzeciwko znajduje się biblioteka z cennymi islamskimi manuskryptami. Dla odmiany w pobliżu portu stoi synagoga. Kiedyś Żydzi stanowili spory procent populacji Rodos, ale w czasie wojny wszystkich wywieziono do Oświęcimia.

Cezar na wykładach

Wszystko to, co za murami, to tzw. Nowe Rodos - szerokie, ruchliwe ulice, nowoczesne hotele. Ale tutaj także można znaleźć zabytki. Wystarczy wejść na wzgórze Mt. Smith, dawny akropol, i przeniesiemy się w czasy antyczne. Fragmenty ruin, jakie tam znajdziemy, to kolumny ze świątyni Apollina, pozostałości helleńskiego stadionu, na którym niegdyś przygotowywano się do udziału w igrzyskach olimpijskich (w tych "prawdziwych", w antycznej Olimpii), oraz teatr, w którym na wykładach szkoły retoryki bywał Juliusz Cezar. Najbardziej intensywny rozwój Rodos to jednak nie czasy rzymskie, lecz greckie. Wtedy właśnie Rodos miało największą flotę na Morzu Śródziemnym, było też jednym z głównych ośrodków handlowych. Grecy dbali też o rozwój sztuki - z Rodos wywodziło się wielu artystów, jak np. Pytokritos, autor słynnej rzeźby "Nike z Samotraki" (teraz w paryskim Luwrze). Po włączeniu Rodos do swojego imperium Rzymianie zniszczyli rodyjską flotę, a wiele cennych rzeźb wywieźli do Rzymu.

Skomplikowana historia

Tak naprawdę dopiero od roku 1947 Rodos należy do Grecji. Efektem burzliwej przeszłości wyspy jest kosmopolityczna mieszanka wpływów różnych kultur i nacji

Trudno się dziwić, że położone w strategicznym miejscu Rodos wielokrotnie było okupowane, i to przez bardzo różne wojska. Każdy z okupantów coś po sobie zostawił. Obok bizantyjskich kościółków stoją meczety, zamki joannitów sąsiadują z kolumnami z czasów helleńskich i rzymskich. Nikomu także nie przeszkadza, że akropol miasta Rodos nazywa się Monte Smith (od angielskiego admirała, który w 1802 roku obserwował stąd flotę napoleońską), i nie jest zaskoczeniem, że starsi mieszkańcy często czytają lepiej po włosku niż po grecku, jako że podczas okupacji wyspy przez Włochów używanie języka greckiego było zakazane. Najwyraźniejsze są jednak wpływy tureckie. Turcy władali wyspą od 1522 do 1912 roku, a teraz też uważają, że wyspa powinna należeć do nich, choćby ze względu na położenie (bliżej z Rodos do brzegów Turcji niż na jakąkolwiek większą wyspę grecką). Obydwa narody za sobą nie przepadają, z tego też powodu Grecy starają się zmieniać wszelkie tureckie nazwy. Nie dziwmy się więc, że kawa grecka to naprawdę kawa po turecku. Zresztą wiele greckich potraw ma turecki rodowód (gyros, musaka, baklawy i in.).

Toast z ouzo

Rodos to wyspa w dużej części górzysta. Najwyższy jest porośnięty u dołu gajami oliwkowymi, a na szczycie zupełnie łysy Mt. Attavyros (1215 m n.p.m.).

Zatrzymuję się w słynącym z win Embonas. Na stopniach miejscowego kościoła siedzą ubrane na czarno kobiety i dziergają koronki. To wdowy - według tradycji - powinny nosić czarne szaty przynajmniej przez pięć lat. Dla odmiany panowie po stracie bliskiej osoby przez pewien czas się nie golą.

Grecy, zwłaszcza ci starsi, to ludzie bardzo religijni. Pokryte kopułami kościoły to widok dość powszechny. W ich wnętrzach czeka nas zapach świec, mistyczna cisza, pięknie zdobione ikonostasy. Wiele z kościołów szczyci się cudownymi ikonami. Na przykład Moni Tsambikas, cel pielgrzymek bezdzietnych kobiet. Co roku, 18 sierpnia, pokonują one boso, często na kolanach, strome schody, a jeśli potem doczekają się potomstwa - chrzczą je imionami Tsampikos lub Tsambika (od nazwy świątyni). Z kolei w Moni Skiadi możemy zobaczyć słynną ikonę Panagia, przedstawiającą wizerunek Matki Boskiej z brunatnymi plamami. To ślady po tym, jak w XV w. szalony heretyk uderzył nożem w policzek Maryi i z obrazu popłynęła krew.

Zatrzymuję się na obiad w lokalnej tawernie. Zamawiam swój ulubiony zestaw - musakę (bakłażany z mięsem zapiekane z sosem beszamelowym), do tego tzatziki (jogurt z ogórkiem i czosnkiem), do popicia szklaneczkę retsiny (wino aromatyzowane żywicą). Naprzeciwko grają w tavli (rodzaj warcabów) miejscowi panowie. - Z Polski jesteś? Jak Warzycha - witają mnie, nie kryjąc sympatii do naszego piłkarza z drużyny Panathinaikos Ateny. Zawartą znajomość przy-pieczętowujemy kieliszkiem anyżkowego w smaku ouzo.

Zachodnia część wyspy jest dużo bujniejsza i bardziej zalesiona niż wschodnia. Kiedy w środku upalnego dnia docieram do Petaloudes, czyli Doliny Motyli, czuję się jak w raju. Zacieniony wąwóz, szemrzący potok, pokryty liliami staw... Niestety, chwilę potem czar miejsca pryska, a to za sprawą setek turystów, którzy podobnie jak i ja chcą ten żelazny punkt programu zwiedzania Rodos zaliczyć. Idąc w kolejce, trudno skupić się na przyrodzie. Aż dziw, dlaczego motyle jeszcze stąd nie uciekły. Tysiące owadów, a dokładnie - ciem, oblepiają pnie drzew i kamienie. Zwabia je żywica rosnących tu ambrowców.

Taxi na czterech nogach

Do najczęściej odwiedzanych miejsc na wyspie należy Lindos. Wypełnione białymi domkami miasteczko położone jest u podnóża potężnej skały, w dole zaś kusi szmaragdowe morze. Jedna z tutejszych zatok nosi imię św. Pawła - ponoć apostoł zatrzymał się tu w drodze do Rzymu. W wąskich uliczkach Lindos również trudno się przecisnąć przez tłum turystów. Wśród pamiątek dominują obrusy, koronki, ceramika, pseudoikony, butelki metaxy, czyli greckiej brandy, i wianuszki koralików - komboloi.

Tuż przy parkingu słychać krzyki: "Lindos Taxi!". To osły, na których grzbiecie można wjechać na akropol (3 dol.). Większość turystów mimo upału (a Lindos to najgorętsze miejsce na wyspie) ambitnie wybiera zdobycie 116-metrowej skały o własnych siłach. Na szczycie czekają antyczne kolumny świątyni Ateny, mury bizantyjskiej twierdzy, a przede wszystkim - piękny widok.

Lindos było jednym z trzech starożytnych miast na wyspie. Pozostałe to Kamiros i Ialyssos. Ich nazwy odpowiadały imionom trzech wnuków boga słońca Heliosa, którzy według legendy te miasta założyli. Tak naprawdę to jednak zasługa Dorów, którzy ok. 1100 roku p.n.e. osiedlili się w wymienionych trzech miejscach, z każdego z nich czyniąc niezależne miasto-państwo. W 408 roku p.n.e. wszystkie trzy ośrodki zjednoczyły się, zakładając stolicę - miasto Rodos.

Największe wrażenie robią ruiny Kamiros, którego szczyt świetności przypadał na VI wiek p.n.e. i z tego też okresu pochodzą kolumny świątyni Ateny. Pozostałości trzeciego ze starożytnych miast - Iialyssos - znajdziemy na wzgórzu Filerimos. To zarazem doskonały punkt widokowy, zwłaszcza jeśli wejdziemy na ramię 18-metrowej wysokości krzyża. Podczas oblężenia wyspy przez Turków w 1522 roku tu znajdowała się główna kwatera sułtana Sulejmana Wspaniałego.

Po zwiedzaniu ruin czas na zasłużoną kąpiel w morzu. Na wybór miejsc do kąpieli na Rodos narzekać nie można. Nawet w samej stolicy czekają na nas plaże i czysta, lazurowa woda. Najlepszą opinię mają jednak kuszące drobnym piaskiem plaże Faliraki oraz Kalithea na wschodnim wybrzeżu. Są jednak i tacy, którzy, uciekając od tłumów, wolą kamieniste, ale za to bardziej dzikie wybrzeże zachodnie.

Więcej o: