Olimp - ten właściwy - to masyw o długości 28 km i szerokości 25 km, uwieńczony aż ośmioma szczytami, z których najwyższy Mitikas (w tłumaczeniu na język polski - nos) liczy 2917 m n.p.m. W czasach starożytnych był on uważany za siedzibę bogów, z których najważniejszym był Zeus Gromowładny. Olimp, otoczony aurą tajemniczości, był niedostępny dla śmiertelników, którzy, chcąc sobie zjednać przychylność bogów, składali swoje dary na sąsiednich szczytach - Stefanim (2909 m) i Skalii (2866 m). Mimo upływu lat jego tajemniczość nie przeminęła, a zjawiska atmosferyczne pozwalają odczuć ducha czasów antycznych. Szczyt Olimpu, doskonale widoczny rano, wieczorem ukrywa się za mgłą, która jest wynikiem cyrkulacji powietrza. Specyficznym zjawiskiem, które pozostawia niezatarte wrażenie, jest burza nad Olimpem, kiedy to niebieskie i złote pioruny, uderzając o szczyt, tworzą niezapomniane widowisko.
Masyw Olimpu, oddalony w linii prostej od morskich wybrzeży o mniej więcej 18 km, jest wspaniałym miejscem do pieszych wędrówek i stanowi znakomite rozwiązanie w odwiecznym sporze, dokąd pojechać na wakacje - nad morze czy w góry?
Kraina, w której sercu położona jest ta święta góra, nosi nazwę Pieria, a głównym miastem regionu jest Katerini, oddalone zaledwie o 10 km od wybrzeża Morza Egejskiego i leżących nad jego brzegami wielu miast wypoczynkowych, z których największym jest Paralia. Położenie w centralnej części regionu sprawia, że miasto to jest bazą administracyjną i handlową, która łączy ten obszar z dużymi miastami, Atenami (450 km) i Salonikami (80 km). Niedaleko stąd znajdują się także godne obejrzenia miejsca sięgające czasów starożytnych, m.in. miejscowość Dion, której nazwa oznacza miejsce należące do Zeusa.
Dion, święte miasto Macedończyków, stanowiło miejsce kultu Zeusa, ku czci którego król Archealos (414-399 p.n.e.) zorganizował zawody sportowe. Również inni bogowie, a wśród nich Dionizos, Demeter i Izis, byli obiektami kultu, o czym świadczą ruiny świątyń znajdujące się obecnie w parku archeologicznym. Na jego terenie znajdują się również łaźnie z bardzo dobrze zaplanowaną siecią wodno-kanalizacyjną, starożytne miasto oraz dwa teatry - grecki i rzymski. Na zwiedzanie tych obiektów należy poświęcić ok. półtorej godziny. Koniecznie należy wziąć wodę i nakrycie głowy, ponieważ obszar jest silnie nasłoneczniony, a temperatury w sierpniu dochodzą do 45 stopni C. Godne zwiedzenia jest również muzeum znajdujące się w Dion, którego zbiory są stale wzbogacane o nowe wykopaliska, takie jak monety, posągi, przedmioty codziennego użytku.
Olimp, góra bogów, wart jest długiej wycieczki. Najlepszą bazą wypadową jest leżące na wysokości 315 m n.p.m. miasteczko Litochoro, słynące z silnego oporu, jaki stawiali jego mieszkańcy wrogim wojskom, czy to podczas okupacji tureckiej, która trwała prawie pięćset lat, czy też w czasie II wojny światowej wojskom niemieckim. W Litochoro biorą początek dwa z trzech szlaków wiodących na wierzchołek Olimpu. Pierwszy z nich prowadzi na szczyt od strony wschodniej, biegnąc doliną rzeki Enipeas (trasa turystyczna E4). Na początku tej trasy znajduje się wodospad, w którym ponoć kąpał się Zeus, by obmyć się po ziemskich uciechach. Druga prowadzi na szczyt również od wschodu, jednak nie doliną, tylko stopniowo pnie się w górę po zboczach Olimpu i okrąża lekko wierzchołek od północy. Trzecia, najłatwiejsza trasa, prowadzi na szczyt od południa, biorąc swój początek nieopodal bazy wojskowej, koło miasta Olimpiada.
Ja postanowiłem wspinać się drugą z wymienionych tras, natomiast schodzić pierwszą. Przewodniki podają, że przeciętnemu turyście wejście na szczyt powinno zająć od dwóch do trzech dni, łącznie z noclegami w jednym z trzech tutejszych schronisk górskich.
Wyruszyłem wcześnie rano z Litochoro asfaltową drogą do schroniska Stavros (944 m), które znajduje się już na terenie parku narodowego. UNESCO uznało go za zabytek międzynarodowej biosfery ze względu na niespotykaną gdzie indziej faunę i florę, w tym szczególnie godną uwagi sosnę kefalońską występującą jedynie tutaj. Dwa kilometry za schroniskiem rozpoczyna się droga szutrowa, od której odchodzi polna ścieżka rozpoczynająca właściwą wędrówkę na Olimp. Rozpoczęcie wędrówki wskazane jest wczesnym rankiem, gdyż temperatury około południa są ciężkie do zniesienia. Początkowo droga wiodła przez las i przypominała trasy w Tatrach, z tą jednak różnicą, że pod nogami unosił się przez cały czas pył, co wynika z niewielkiej ilości cieków wodnych.
Po drodze mijałem szałasy tutejszych pasterzy kóz. W porównaniu z nimi drewniane wiaty ich tatrzańskich kolegów to prawdziwy luksus. Tutejsze były owiniętymi folią szopami z desek. Po prawie czterech godzinach marszu od Stavros, na wysokości 2000 m, zmieniła się szata roślinna i las ustąpił miejsca trawiastej roślinności hal. Po następnej godzinie - na wysokości 2500 m - osiągnąłem wzniesienie Lemos i oczom moim ukazały się wierzchołki Olimpu - na pierwszym planie stożkowaty Ilias (2803 m); w tle majestatyczny, przypominający trochę swoim kształtem muszlę - Stefani, a za nim, w chmurach, cel mojej wyprawy - Mitikas.
Podczas wędrówki granią, obfitującej w przepiękne widoki - również na morze - zbliżałem się do rozległego płaskowyżu Muses Plateau, na którym znajdują się dwa schroniska. Pierwsze z nich nosi nazwę Christos Kakalos (jest tu 18 miejsc noclegowych) i jest położone na wysokości 2650 m. Nazwa tego schroniska pochodzi od greckiego alpinisty Kakalosa, który w 1916 r. jako pierwszy zdobył szczyt Mitikas. Drugie (80 miejsc) to Yiosos Apostolides, najwyżej położone (2720 m) schronisko w Grecji. Rozpościera się stąd przepiękny widok na pionową ścianę Stefaniego.
Przed wyruszeniem na podbój twierdzy bogów postanowiłem odwiedzić szczyt Ilias. Jest on wśród wszystkich szczytów najbardziej wysunięty na wschód i dlatego obserwowany z poziomu morza wygląda, jakby był najwyższym wzniesieniem masywu. W rzeczywistości jednak jest on dość niski w porównaniu ze swymi towarzyszami, lecz niezmiernie ciekawy ze względu na znajdujący się na jego szczycie monastyr, który został zbudowany w całości z kamieni. W środku znajdują się liczne ikony oraz palą się cieniutkie świeczki, tzw. lambady, które zgodnie z grecką tradycją zapalane są w intencji bliskich.
Po zejściu z Iliasa byłem już gotowy aby stawić czoło Mitikasowi. By tego dokonać, strawersowałem wschodnią ścianę Stefaniego i już miałem ruszać w stronę jego wyższego sąsiada, gdy coś mnie skłoniło, by jednak spróbować wspinaczki na ten trzeci pod względem wysokości szczyt Grecji. Ze wszystkich wierzchołków Olimpu ten jest zdecydowanie najtrudniejszy. Szlak na jego szczyt nie jest zaznaczony na mapach, trzeba podążać za znakami namalowanymi na kamieniach czerwoną farbą. Wspinaczka odbywała się czasami w pionie, a otaczające chmury stwarzały wokół nastrój niezwykłej tajemniczości. Do pokonania miałem prawie 200 m. Po wejściu na grań osiągnięcie szczytu też nie było łatwe ze względu na uskoki skalne, które przy szerokości grzbietu ok. 50 cm i trzystumetrowych przepaściach po obu stronach przyprawiały o dużo mocniejsze bicie serca. Wspinaczkę tę z powodzeniem można porównać do wspinaczki we włoskich Dolomitach, tutaj jednak nie było asekuracji spotykanej na tamtejszych ferratach.
Wreszcie stanąłem na szczycie. Zewsząd otaczała mnie mgła. Nagle jednak rozstąpiła się i w odległości ok. 200 m ukazał się posępny i niedostępny Mitikas. Na jego szczycie byli ludzie. Natychmiast i ja postanowiłem się tam znaleźć, ale żeby się tam dostać, musiałem najpierw zejść ze Stefaniego. Tak jak się spodziewałem, zejście było dość trudne, schodziłem tyłem, stale mając się na baczności. Po pewnym czasie byłem już na dole i mogłem rozpocząć wspinaczkę na Mitikasa.
Teraz szło mi już o wiele łatwiej, mimo iż droga nie jest prosta. W końcu stanąłem na najwyższym szczycie Olimpu Mitikasie. Powiewała na nim grecka flaga. Była też zamknięta w blaszanej puszce księga pamiątkowa. Z wierzchołka rozciągał się rewelacyjny widok na otaczające szczyty, Morze Egejskie oraz drugi niższy masyw, przypominający trochę Tatry Zachodnie.
Schodząc ze szczytu, spotkałem przewodnika z trzema Amerykanami połączonych liną asekuracyjną. Widać więc, że w górach trzeba być zawsze ostrożnym. Żony owych śmiałków czekały na nich na pobliskim szczycie Skala (2866 m). Ja przed zejściem na dół zdobyłem jeszcze drugi pod względem wysokości po Mitikasie szczyt Olimpu Skolio (2911m), z którego znakomicie była widoczna trasa, którą szedłem, oraz zdobyte dotychczas cztery szczyty.
Była już 7 wieczorem, więc noc postanowiłem spędzić w schronisku Spilios Agapios (2100 m - 100 łóżek), zdecydowanie najbardziej komfortowym ze wszystkich wcześniej spotkanych. Gośćmi tutaj byli przede wszystkim Amerykanie, Niemcy i Francuzi, jak również kilku Polaków. Schronisko otwarte jest w godz. 6.30-21.30. Mimo że nie są tu serwowane tradycyjne greckie potrawy, można dobrze zjeść.
Rano ruszyłem w drogę powrotną i na wysokości 1100 metrów osiągnąłem miejsce zwane Prionią. Znajduje się tutaj tylko parking i parę wiat, w których sprzedawane są napoje. Prionia znajduje się na końcu szutrowej drogi z Litochoro (17 km), tej samej, którą dostałem się do leżącego niżej schroniska Stavros. Jest ona również dobrym miejscem do rozpoczęcia wędrówki na Olimp. Można tutaj dojechać własnym samochodem lub taksówką. Ja natomiast udałem się w dół do Litochoro, mijając po drodze m.in. monastyr Świętego Dionizego, spalony przez hitlerowców w czasie II wojny światowej za udzielanie pomocy partyzantom przez tutejszych mnichów.
Grecja, która w 2004 r. będzie gospodarzem igrzysk olimpijskich, których idea narodziła się w tym kraju, jest niewątpliwie godnym uwagi celem podróży, spełniającym różne oczekiwania turystów. Tak jak i Olimp ma ona niejedno oblicze, zatem warto ją odwiedzić niezależnie od pory roku, jeśli nie ze względu na tradycyjne potrawy z ryb i owoców morza, to na pewno ze względu na słoneczne dni spędzone na piaszczystych plażach lub w górach oraz na ludzi, których otwartość napełnia optymizmem potrzebnym każdemu człowiekowi przez cały rok.
KRZYSZTOF MATUSZEWSKI