Indie są olbrzymie. Bez względu na długość pobytu nie da się zobaczyć wszystkiego. Trzeba wybrać.
Najświętsze miasto nad najświętszą z rzek - Gangesem. Esencja hinduizmu. Można z bliska obserwować hinduskie rytuały i bezkarnie obcować ze śmiercią. Kiedy słońce wynurza się z wód Gangesu, na schodzących do rzeki platformach zaczyna się codzienny i odwieczny rytuał ablucji. Jedna kąpiel w Gangesie wystarczy, aby oczyścić się z grzechów. Śmierć nigdzie nie jest zdarzeniem tak pomyślnym jak w Benares. Kto umrze w świętym mieście, uwalnia się od konieczności ponownych narodzin. Zwłoki płoną na platformach kremacyjnych, płyną z nurtem rzeki, żywią trupożerne psy... Osobnicy o słabszych nerwach mogą zanurzyć się w labiryncie wąskich uliczek starej części miasta, gdzie staną oko w oko z leniwym bykiem, wdepną w krowi placek i wreszcie zostaną potrąceni przez nieuważnego rikszarza.
Jedno z czterech indyjskich miast-molochów. Kalkuta jest jak jej patronka - bogini Kali - piękna, mimo przerażającego wyglądu. Na pierwszy rzut oka spotyka się tu taką jak wszędzie biedę, tak samo urozmaicone twarze i stroje, a ulice zapełnione są typowymi dla Indii wehikułami o przedpotopowej konstrukcji. Jest jednak coś trudnego do zdefiniowania, co stanowi o szczególnym klimacie tego miasta. Być może to większa niż gdzie indziej liczba żebraków i bezdomnych, których foliowo-tekturowe namioty stoją nie tylko w dzielnicach biedy na przedmieściach, ale śmiało wkraczają do centrum. Albo nie spotykani w innych częściach Indii ludzie-konie, bosonodzy rikszarze, którzy siłą resztek własnych mięśni ciągną wynajęte wózki, pełniąc funkcję najtańszych taksówek. Żeby poznać Kalkutę, nie wystarczy przespacerować się główną ulicą. Trzeba wejść do jednego ze slumsów.
Dawny raj hipisów i jeszcze dawniejsza portugalska kolonia. Długowłosych brodaczy jest już niewielu, ale piękne plaże nadal są godne odwiedzin. Tu da się odpocząć od trudów podróży, od hałasu i smrodu indyjskich miast. Plaż jest kilka. Można wybrać między brzegiem skalistym a płaskim pasem piachu, zdecydować się na hałaśliwe międzynarodowe towarzystwo albo spokój tubylczej wioski. Dobre miejsce zarówno do medytacji, jak i zabawy. Na Goa można kupić najtańszy alkohol w całych Indiach i znakomite morskie jedzenie.
Ostatnia Shangri La - mityczna himalajska utopia. Niczym kapsuła czasu zakopana w ziemi, kraj ten przez wieki chronił się przed chorobami, które niesie ze sobą cywilizacja. Dziś już odkryty przez turystów, którzy w największym mieście - Leh - przewyższają liczebnie tubylców. Ladakh zwany jest Małym Tybetem. Oba kraje dzielą nie tylko wspólne położenie na Wyżynie Tybetańskiej, ale przede wszystkim kulturę i religię. Co krok spotyka się przepiękne buddyjskie świątynie, słupy otoczone kamieniami z tybetańskimi inskrypcjami czy ogromne młynki modlitewne nakryte złoconymi dachami. Można brać udział w meczu polo lub pokazie ludowych tańców, chodzić po górach albo medytować.
Robert Stefanicki