Edynburg

Przejeżdża taksówka pomalowana w kratę, na rogu ulicy przygrywa dudziarz, tu i ówdzie wiszą niebieskie flagi z białym krzyżem świętego Andrzeja - patrona tego kraju. Nie da się ukryć - jestem w stolicy Szkocji

Edynburg

Przejeżdża taksówka pomalowana w kratę, na rogu ulicy przygrywa dudziarz, tu i ówdzie wiszą niebieskie flagi z białym krzyżem świętego Andrzeja - patrona tego kraju. Nie da się ukryć - jestem w stolicy Szkocji

Główny turystyczny szlak Edynburga wyznacza tzw. Królewska Mila, główna ulica średniowiecznego Starego Miasta. Ten prawie półtorakilometrowy trakt łączy dwie bardzo ważne w historii Szkocji budowle - pałac Holyrood i zamek edynburski.

Pałac Holyrood to oficjalna rezydencja brytyjskiej królowej podczas jej wizyt w Edynburgu - w otaczających go rozległych ogrodach urządza ona co roku, w lipcu, wielkie przyjęcie. Nazwa ("Święty Krzyż") nawiązuje do zdarzenia, jakie miało miejsce w 1128 roku - polujący tu wówczas król Dawid I został zaatakowany przez jelenia z krzyżem między rogami ("rood" oznacza krzyż). Kiedy broniący się król złapał za poroże, jeleń zniknął, natomiast w ręku został mu krucyfiks. Wkrótce bogobojny monarcha (notabene syn św. Małgorzaty) wybudował opactwo, z którego do czasów dzisiejszych zostały tylko spektakularne ruiny. Imponująco wygląda za to udostępniona do zwiedzania rezydencja królewska. Jest tu i sala tronowa, i łazienka, w której Maria Stuart ponoć kąpała się w białym winie, jednak największym zainteresowaniem cieszy się zwykle historia o tym, jak to lord Darnley, drugi mąż Marii Stuart, w napadzie zazdrości zasztyletował ulubieńca swojej połowicy - nadwornego sekretarza Rizzio. Biedna ofiara otrzymała ponoć 56 pchnięć nożem, a ślady krwi przez długie lata rzekomo nie dawały się zmyć z podłogi. Swoją drogą, lord Darnley wkrótce zginął, w czym, jak twierdzono, życzliwie pomogła mu małżonka. Jednak ona także tragicznie zakończyła swój żywot - po 19 latach więzienia w Anglii została ścięta.

Mila między zamkami

Edynburg to miasto od wieków słynące jako ośrodek nauki, kultury i sztuki. Właśnie z tego powodu nazywano je "Atenami Północy". Liczne muzea i galerie potwierdzają ten charakter - koniecznie trzeba zobaczyć zwłaszcza Szkocką Galerię Narodową eksponującą dzieła dawnych mistrzów (są tu m.in. Rafel, Tycjan, Tintoretto, Rembrandt, El Greco, Rubens i in.) oraz Szkocką Galerię Narodową Sztuki Nowoczesnej skupiającą się na wieku XX.

Z licznych imprez kulturalnych najsłynniejszy jest odbywający się rokrocznie w końcu sierpnia trzytygodniowy Festiwal Edynburski (najbliższy - od 12 sierpnia do 1 września). Miasto zamienia się wtedy w wielką scenę, a choć znalezienie noclegu graniczy z cudem i ceny wszystkiego idą w górę i tak co roku zjawia się z tej okazji tysiące ludzi z całego świata.

Ma też Edynburg, kim się chlubić. Tu właśnie się urodzili: Robert Louis Stevenson - autor m.in. "Wyspy Skarbów" i "Porwanego za młodu", a także sir Walter Scott - poeta i pisarz, którego ulubionym tłem utworów była Szkocja. W pobliżu Edynburga przyszedł na świat również David Livingstone - misjonarz, lekarz i podróżnik, który podczas swoich wypraw przez Afrykę odkrył m.in. jeziora Niasa i rzekę Zambezi z jej spektakularnymi wodospadami nazwanymi przez niego na cześć królowej wodospadami Wiktorii. Miłośników ekonomii może zainteresuje, iż w Edynburgu mieszkał Adam Smith - ojciec naukowej ekonomii politycznej - i na jednym z miejscowych cmentarzy został pochowany. A co do nauki to właśnie w Edynburgu wydrukowano po raz pierwszy słynną "Encyklopedię Britannica".

Wzgórza i wieże

Nazwa miasta nawiązuje do imienia władcy - Edwina - to on w VII wieku wzniósł na jednym ze wzgórz pierwszą twierdzę. Din Eidyn albo fort Eidyn - tak wówczas mawiano o rozwijającym się szybko grodzie. Dziś Edynburg zamieszkuje blisko pół miliona mieszkańców (jest tu także całkiem liczna Polonia), ale mimo całkiem sporych rozmiarów metropolii turyści nie mają tu raczej problemów z orientacją. Położone wzdłuż Mili Królewskiej średniowieczne Stare Miasto zajmuje podłużne wzgórze, równolegle do niego, w dole, przebiega główna ulica - ruchliwa Princes Street - za nią zaś rozpościera się tzw. Nowe Miasto, w którym wśród klasycystycznych budowli ulokowały się sklepy, banki i biura.

Charakterystyczne punkty orientacyjne stanowią wzgórza. Jedno z nich to wygasły wulkan (247 m n.p.m.) nazwany Siedzeniem Artura (skąd nazwa nie wiadomo, w każdym razie nie ma to nic wspólnego z królem Arturem). Do "zdobywców" jego szczytu należy m.in. słynny kompozytor Feliks Mendelssohn (ponoć wycieczka bardzo mu się podobała). Z kolei bliżej centrum wznosi się Calton Hill, na którym ustawiono przypominający wielką lunetę pomnik Nelsona oraz dość osobliwy "neoantyczny" pomnik Narodu mający być w założeniach wierną repliką ateńskiego Partenonu. Niestety, zabrakło funduszy i skończyło się na postawieniu tylko 12 kolumn.

Nie tylko jednak wzgórza stanowią punkty widokowe. Warto wdrapać się także krętymi schodami na 60-metrowej wysokości wieżę pomnika Scotta. Monument powstał 150 lat temu ze składek społeczeństwa. Figury sir Waltera Scotta, jednego z najznamienitszych szkockich pisarzy, oraz jego ukochanego psa wykuto w 30-tonowym bloku kararyjskiego marmuru.

Splunąć na szczęście

Spacerując Królewską Milą, co krok znajdziemy coś interesującego. Tuż przy zamku stoi Fontanna Czarownic - jakby nie było, w mieście spalono na stosie ponad 300 kobiet oskarżonych o czary. Czarami na pewno nie są doświadczenia prezentowane w tzw. Camera Obscura - manipulacje systemem soczewek i luster można co najwyżej nazwać podglądactwem. Przy okazji warto wejść na szczyt budynku, w którym zagadkowa camera się mieści; oprócz ładnego widoku z góry mamy też ciekawą wystawę hologramów i różnych trików optycznych. Zabawa jest przednia, ale jeśli wolimy ekspozycje związane z typowo szkockim dziedzictwem, po sąsiedzku wstąpmy do Centrum Tkactwa, by zobaczyć, jak się wytwarza tartany (nawet sami możemy zasiąść przy krosnach) i nauczyć się skomplikowanej sztuki ich zawijania (na tradycyjny kilt potrzebny jest aż siedmiometrowy pas tkaniny!). Tu też jest doskonałe miejsce do zakupu szkockich kratek - nie tylko spódniczek, ale i krawatów, kubków, długopisów - wypada jednak wiedzieć, jakiego klanu wzór wybieramy (uwaga! ponoć własny tartan ma nawet CIA!). Tuż obok mamy również Centrum Szkockiej Whisky, w którym poznamy tajniki wyrobu wysokoprocentowego narodowego napoju, a przy okazji podczas jazdy w wózku przypominającym beczkę wraz z zawartością degustacyjnego kieliszka łykniemy też trochę historii tych terenów. Oczywiście jest też możliwość zakupów, w czym może pomóc ładna i sympatyczna Czeszka (o ile w międzyczasie nie zmieniła pracy).

Z licznych kościołów najważniejsza jest stojąca przy Królewskiej Mili katedra St. Giles (po naszemu - św. Idziego). Wybudowana ok. 1120 roku, swego czasu stanowiła centrum szkockiej reformacji. Jedna z tablic we wnętrzu upamiętnia krewką przekupkę, która w 1637 roku sprzeciw przeciwko wprowadzeniu angielskiego modlitewnika wyraziła rzuceniem taboretem w księdza. Na nic się to nie zdało - jest to obecnie świątynia anglikańska i stoi tu nawet królewska ława, z której podczas wizyt w Edynburgu korzysta królowa. Monarchini jest także przewodniczącą prestiżowego zakonu rycerzy ostu - zwiedzając kościół, koniecznie trzeba zobaczyć kaplicę, w której odbywają się ceremonie tego zgromadzenia. Przed kościołem zaś koniecznie odszukajmy zaznaczone na chodniku wejście do nieistniejącego już więzienia. Zgodnie z tradycją nie tylko można, ale i wypada tu splunąć - na szczęście.

Z kolei z drugiej strony katedry mamy Mercant Cross - pomniczek zwieńczony rzeźbą jednorożca wyznaczający niegdyś środek miasta. W miejscu tym ogłaszano wszelkie dekrety, a także wymierzano kary. Dziś o karach przesądza się w stojącym przy tym samym placu budynku sądu, choć dawniej, w latach 1640-1707, w gmachu tym obradował szkocki parlament.

Cała Mila obstawiona jest zabytkowymi kamieniczkami. W jednym z najstarszych domów, z XVII wieku, mieści się muzeum słynnego w dziejach Szkocji reformatora Johna Knoksa. Czy tu naprawdę mieszkał i zmarł, wielu jednak wątpi.

I jeszcze jedno ciekawe muzeum (wstęp darmowy, więc tym bardziej można zajrzeć) - Muzeum Dzieciństwa - założone ćwierć wieku temu przez kontrowersyjnego mężczyznę, który chorobliwie... nie znosił dzieci. Mówiono o nim, że najchętniej pożerałby małolaty na śniadanie, a coś w tym chyba było, skoro swoją niecodzienną placówkę zadedykował... Heroldowi. We wnętrzu zgromadzono różnego rodzaju zabawki: lalki, pluszowe misie, kolejki, oryginalne pozytywki i automaty. Trudno powiedzieć, komu się tu bardziej podoba - dorosłym czy dzieciom. Podobnie jest przy położonym nieco z boku pomniczku czworonożnego ulubieńca XIX-wiecznego Edynburga. Tzw. Greyfriars Bobby - sympatyczny terier będący psem policyjnym - po śmierci swego pana przez 14 lat dzień w dzień warował przy jego grobie. W nagrodę za swoją wierność był systematycznie dokarmiany przez okolicznych mieszkańców, a żeby nie padł ofiarą hycli - oficjalnie go zarejestrowano. Dzielne psisko zostało pochowane na cmentarzu, nieopodal grobu swojego pana.

Armatnie wystrzały

Zakończeniem Królewskiej Mili jest zamek. Właściwie to kompleks budowli z różnorakich okresów - od XII do XX wieku. Ogólnie była to twierdza trudna do zdobycia ze względu na umiejscowienie na szczycie stromej skały oraz baterie dział, wśród których najsłynniejsza jest XV-wieczna kolubryna Mons Meg - ponoć można z niej było wystrzelić na odległość 3 km kamień ważący ponad 200 kg. Nawet obecnie działa nie stanowią tylko eksponatu do fotografii - tak jak i dziesiątki lat temu codziennie o godzinie 13 rozlega się wystrzał - obecnie traktowany przez urzędników jako sygnał przerwy na lunch.

Najstarsza budowla w tym rejonie, a może i w całym mieście, to kaplica św. Małgorzaty. Niegdyś powiadano, że święta wzniosła ją własnymi rękami i w niej umarła w 1093 roku. Bardziej jednak prawdopodobne wydaje się, że to dzieło jej syna Dawida I. Przez wiele lat był tu skład prochu, dopiero 150 lat temu zorientowano się, jakie było prawdziwe przeznaczenie obiektu. Nie ma za to wątpliwości co do wykorzystania lochów - napisy autorstwa francuskich więźniów jednoznacznie wskazują, w jakich warunkach trzymano jeńców.

Przewodnik w kilcie (zdaniem niektórych prawdziwy Szkot nie ma nic pod spódniczką...) zwraca uwagę na piękny widok. Park w dole to osuszony loch (a loch to po szkocku jezioro), dalej rozciąga się ruchliwa Princes Street i Nowe Miasto, a w oddali widać zatokę Forth. Natomiast na pierwszym planie w obrębie zamkowych murów widać ładny skwerek z ładnymi tablicami - to... cmentarz psów służących w królewskiej armii.

Główny plac to tzw. Koronny Skwer. To co wygląda na kościół, to obecnie Narodowy Szkocki Pomnik Wojny upamiętniający 150 tys. Szkotów, którzy zginęli w czasie I wojny. Po drugiej stronie stoi Wielka Sala - początkowo służyła głównie jako miejsce uczt, potem nabrała bardziej oficjalnego charakteru - zbierał się w niej szkocki parlament. Najważniejszy jest jednak sam pałac - był on ulubioną siedzibą szkockich monarchów, do 1603 roku, kiedy to na mocy unii personalnej władzę nad Szkocją przejęli monarchowie z Londynu. Niepozorny z zewnątrz pałac w środku mieści najważniejsze symbole szkockiej tożsamości - regalia królewskie - berło, korona, no i służący jako tron koronacyjny szkockich królów słynny Kamień Przeznaczenia, który powrócił do Edynburga w 1996 roku po 700 latach przetrzymywania go w rękach Anglików (z przerwą w latach 50. XX stulecia, kiedy to szkoccy nacjonaliści kamień wykradli i przez kilka miesięcy przetrzymywali w ukryciu).

Mroczny świat

Zupełnie inny charakter przybiera Edynburg nocą. Nie chodzi bynajmniej o liczne puby, lecz o grupki przemykające mrocznymi zaułkami prowadzone przez wyglądających niczym duchy tajemniczych jegomości. Czasem wieczorną ciszę przeszyje wrzask lub niespodziewany wystrzał - efekty specjalne są już wliczone w cenę. Warto poświęcić sześć funtów i wybrać się na taki półtoragodzinny spacer, by usłyszeć niekiedy mrożące krew w żyłach historie o czarownicach palonych na stosie, bezgłowych psach i różnych duchach, ofiarach epidemii, okrutnych morderstwach, egzekucjach i torturach wykonywanych przy aplauzie gawiedzi - jednym słowem o urokach życia w średniowiecznym mieście. Najciekawszym punktem programu jest jednak wizyta w podziemnym świecie - w wypełnionym zapachem stęchlizny zakamarkach, w których mieszkali ci, dla których nie było miejsca w zwykłych domach.

A jeśli mamy na Edynburg więcej niż jeden dzień (miasto na to zasługuje) warto zrobić sobie wypad również na przedmieścia miasta. Do tutejszych atrakcji należy m.in. Królewski Ogród Botaniczny chlubiący się ponoć największą w świecie kolekcją rododendronów. Nie tylko żeglarzy zainteresuje jeden z najsłynniejszych jachtów świata - "Britannia", który od zwodowania w 1953 roku przez 44 lata woził po najdalszych zakątkach świata Królewską Rodzinę. Teraz już każdy może stanąć na jego mostku, zajrzeć zarówno do maszynowni, jak i do sypialni królowej, a w jadalni zastanawiać się, jak pięknie nakryte stoły wyglądały w czasie sztormu.

Zupełnie inną ciekawostką zatoki Firth of Forth jest słynny most kolejowy. Oddany do użytki w roku 1890 należy do największych osiągnięć inżynieryjnych czasów wiktoriańskich, a przy okazji - do tej pory zachwyca oryginalnością formy. Sąsiedni most drogowy powstał dopiero 70 lat później.

Więcej o: