Wiosła w dłoń!

Mamy w Polsce ponad 160 ważniejszych szlaków kajakowych i około 9 tys. jezior. Razem z wariantami bocznymi tworzą sieć kilkunastu tysięcy kilometrów czekających na wiosła. Z wyjątkiem może Finów szlaków wodnych zazdroszczą nam w Europie wszyscy

Wiosła w dłoń!

Mamy w Polsce ponad 160 ważniejszych szlaków kajakowych i około 9 tys. jezior. Razem z wariantami bocznymi tworzą sieć kilkunastu tysięcy kilometrów czekających na wiosła. Z wyjątkiem może Finów szlaków wodnych zazdroszczą nam w Europie wszyscy

Teoretycznie powinniśmy być kajakową potęgą i zarabiać na tym niezłe pieniądze. Tymczasem zaledwie kilka szlaków kajakowych w Polsce jest dobrze przygotowanych do organizowania spływów. Nie martwiąc się o nic, można wypożyczyć kajak, jest zapewniony transport, są stanice i pola biwakowe, niezła informacja i kadra do prowadzenia wycieczek. Do takich miejsc należą szlaki wodne Rospudy, Czarnej Hańczy, Krutyni, Brdy, Wdy, Międzyodrza, Pętli Szczecineckiej, okolic Międzyrzecza i Pojezierza Iławskiego.

Od "tramwaju" po Dunajec

Na wymienionych trasach największe wzięcie mają dziesięciodniowe wczasy kajakowe PTTK zwane popularnie "tramwajami". Organizator zapewnia sprzęt, noclegi, wikt, przewodnika i program krajoznawczy. Kto szuka mocnych wrażeń, jedzie w czerwcu na Tydzień Dzikich Wód, którego kontynuacją jest Międzynarodowy Spływ Kajakowy Popradem i Dunajcem gromadzący wodniaków z całej Europy. Jako czynny wodniak podrzucę kilka innych propozycji na spływy: Rega, Ukleja, Wieprza, Słupia, Zbrzyca, Łobżonka, Rurzyca, którą zachwycał się Karol Wojtyła, niełatwa Gwda i traktowane jako rzeki górskie Radunia, Wel, Łupawa, Wełna i Płociczna. Ciekawy jest także nizinny szlak Pilicy oraz Obra z kanałami i dopływami.

Niektóre rzeki mogą być czasowo zamknięte ze względu na ptasie lęgi albo tarliska ryb - wtedy na spływ potrzebne jest zezwolenie. Dotyczy to np. idealnego dla miłośników ptaków szlaku Jegrzni i Biebrzy wiodącego przez Biebrzański Park Narodowy i "polskiej Amazonii", tj. labiryntów Narwi na odcinku Suraż - Rzędziany, leśnej Narewki w granicach Białowieskiego Parku Narodowego albo niełatwego szlaku Drawy prowadzącego przez park narodowy i częściowo przez największy w Polsce poligon wojskowy.

Zanim ruszysz - poczytaj!

Poza wymienionymi rzekami Polska ma jeszcze dziesiątki szlaków wodnych, które nie są (może na szczęście) powszechnie znane. Co ma zrobić amator wiosła, który nie gustuje w organizowanych spływach, a bardziej od towarzystwa szuka na rzece ciszy i spokoju?

Na początek powinien poszukać natchnienia w literaturze wodniackiej, np. u Wacława Korabiewicza. Ten znany podróżnik zaczął skromnie - przepłynął kajakiem rzeki Podola i skończył w... Indiach. Inna znana postać - Arkady Fiedler - pokonał porohy Dniestru, by później pływać w Kanadzie i po Ukajali. Kto nie zaliczył "Tropami Smętka" mistrza Wańkowicza, nie powinien łapać się za wiosło i pływać po Mazurach. Mówiąc jednak zupełnie serio, z literaturą fachową jest źle. Najbardziej znane rzeki są wielokrotnie opisywane przez przewodniki, o innych - nie mniej atrakcyjnych - głucho. Nierzadko wodniacy posługują się przewodnikami kajakowymi pisanymi pół wieku temu! Klasyka "Turystyczne szlaki wodne polski" B. Jastrzębskiego i "Kajakiem po Warmii i Mazurach" J. Kurana i St. Czajkowskiego były wydane w 1960 r. Niewiele młodszy jest przewodnik kajakowy po jeziorach augustowskich i suwalskich J. Kurana. Z lat 70., czyli sprzed 30 lat, pochodzą dwa tomy bardzo dobrego przewodnika kajakowego po Pomorzu Zachodnim pióra Zygmunta Wrześniowskiego i Marka Sperskiego. Nie licząc rozmaitych wydań folderowych, prawdziwy wyłom w tej wydawniczej pustce poczyniła dopiero Agencja TD z Białegostoku, która wydała przewodnik kajakowy po północno-wschodniej Polsce. Możemy też liczyć na niezłe "Mapy szlaków wodnych" z ich krótką charakterystyką - dostępne są mapy Biebrzy, Brdy, Drwęcy, Krutyni, Czarnej Hańczy, Rospudy, Wdy, Piławy, Gwdy i Drawy. W Warszawie największy wybór map znajdziemy w Sklepie Podróżnika przy ul. Kaliskiej.

Dzięki fachowej lekturze adept kajakarstwa dowie się, że szlaki wodne określamy, podając ich uciążliwość, trudność i malowniczość. Najmniej uciążliwy jest taki, który nie wymaga w ogóle wysiadania z kajaka. Jego przeciwieństwem jest spływ, na którym większość czasu spędzamy, przedzierając się przez krzaki, a zamiast wiosła używamy siekiery. Podobnie jest z trudnością szlaku. Skala jest sześciostopniowa: nr 1 to rzeki i kanały o bardzo powolnym nurcie, słowem czyste nicnieróbstwo i opalanie, zaś szóstka w tej skali to kask, kamizelka i testament. Trzeba powiedzieć, że szlaków w tej skali w Polsce nie ma. Z kolei malowniczość określana jest od jednej do trzech gwiazdek. Tu ocena jest wysoce subiektywna, w każdym razie szlaków trzygwiazdkowych, czyli bardzo malowniczych, jest akurat w naszym kraju pod dostatkiem.

Uwaga na sprzęt

Ambitna przygoda wodna różni się zasadniczo od wczasów z wiosłem: zaczynamy spływ gdzieś w górnym biegu rzeki, zabieramy namiot, pitną wodę, zapasy jedzenia i odrywamy się od cywilizacji. Polska jest całkiem dobrym miejscem dla tego typu turystyki. Schody zaczynają się przy wyborze sprzętu. Na popularnych szlakach wodnych możemy kajak wypożyczyć, choć problem w tym, że wiele wypożyczalni oferuje sprzęt, który w ogóle nie nadaje się do turystyki. Niektóre kajaki plastikowe (z laminatów poliestrowo-szklanych) mają na stałe przymocowane siedzenia przypominające fotele tortur, bez oparcia, a kształt kajaka nie pozwala na zapakowanie bagażu. Kajaki takie nie mają uchwytów do przenoszenia czy do zawiązania cumy. Co to oznacza, przekonamy się, gdy przyjdzie nam spławiać kajak z silnym prądem, np. pod mostem. Trafiają się konstrukcje z płaskim jak naleśnik dnem, nietrzymające się w ogóle kursu, niemające miejsca na zamocowanie steru. Pływanie na nich to mordęga, jeśli więc planujesz prawdziwy spływ, patrz dokładnie, co bierzesz z wypożyczalni.

Coraz więcej wypożyczalni dostarcza kajak w wybrane miejsce i odbiera je w umówionym miejscu. Jest to bardzo wygodne rozwiązanie. Plusem jest też i to, że nie musimy mieć własnego sprzętu ani taszczyć go np. pociągiem. Należy zawsze pamiętać, że przepisy wymagają, aby na kajaku było tyle kamizelek ratunkowych, ile osób w nim płynie. W wypożyczalniach często takie kamizelki dodawane są do łodzi jako nikomu niepotrzebny dodatek i niekiedy lepiej ich w ogóle nie zabierać, bo w razie wywrotki stare, zleżałe kapoki działają podobnie jak worki z piachem. Jeśli traktujemy je jako sprzęt ratunkowy - powinniśmy sprawdzić ich atest i wyporność. Dziecięca kamizelka na pewno nie utrzyma na wodzie stukilogramowego jegomościa. Kapoki mają oczywiście sens tylko wtedy, gdy mamy je rzeczywiście nałożone na siebie, a nie, gdy leżą wciśnięte gdzieś w zakamarki kajaka. Na szybkich i burzliwych rzekach oraz na jeziorach w razie wywrotki uratują życie, ale nałożenie ich w wodzie to marzenie ściętej głowy.

Plastikiem czy składakiem?

Co ma zrobić człowiek, który akurat wybrał szlak bez żadnej wypożyczalni (a takich miejsc jest większość)? Odpowiedź jest prosta: musi kajak kupić albo pożyczyć od znajomych. Mimo wolnego rynku i pozornej mnogości sprzętu turystycznego wcale nie jest łatwo kupić w sklepie coś sensownego. Najlepszy wybór sprzętu w stolicy znalazłem w sklepie Żeglarz przy ul. Waryńskiego.

Obecnie sklepy oferują kajaki plastikowe - jedynki w cenie ok. 1,7 tys. zł i dwójki w cenie 1950 zł. Do turystyki najlepsze są moim zdaniem kajaki składane. Za czasów "dynamicznego rozwoju" Polska produkowała całkiem niezłe składaki z nadmuchiwanymi komorami bocznymi typu Neptun oraz nieco lżejsze kajaki typu Jantar. Sprowadzano również dobre kajaki z NRD. Szczęśliwcy, którzy je posiadają, wiedzą, że przy odpowiednim użytkowaniu i konserwacji mogą one służyć przez dziesiątki lat. Mają przy tym wiele zalet, takich jak waga (ok. 30 kg, co pozwala przewozić je w workach pociągiem i przenieść na początek spływu nawet przez krzaki), dużą wyporność, dobrą ładowność, elastyczność na przeszkodach oraz łatwość przenoszenia. W razie złamania wręgi można płynąć dalej, łatwo też załatać ewentualne dziury w brezentowo-gumowej powłoce. Dużo jednak zależy od sposobu ich przechowywania. Zimą, gdy nie pływamy, powłoka powinna leżeć rozciągnięta. Części drewniane konserwuje się nader prosto wodoodpornym lakierem bezbarwnym.

Jeśli chodzi o składaki, to od kilku lat znowu pojawiły się na naszym rynku. Polski składak dwuosobowy, wypisz, wymaluj dawny solidny Neptun, kosztuje 3200 zł. Na pocieszenie dodam, że podobny zachodni kosztuje trzy razy tyle. Do pływania czysto rekreacyjnego dobre są czeskie kajaki nadmuchiwane za 1700 zł. Nie są to ceny niskie, ale dobrze zadbane kajaki służyć nam będą nawet dziesiątki lat. Używany sprzęt można trafić z ogłoszenia w gazecie nawet za 1000 zł.

Wiosła wybieramy albo drewniane za mniej więcej 100 zł, albo lepiej aluminiowe za 70 zł. Niezbędnym dodatkiem jest atestowany sprzęt ratunkowy. Mamy do wyboru kamizelki asekuracyjne za 140 zł albo lepsze kamizelki ratunkowe za ok. 160 zł. Te ostatnie mają kołnierz i w razie przymusowej kąpieli utrzymują głowę nad powierzchnią wody. Należy je dobierać odpowiednio do wagi ciała.

Ostatnim większym wydatkiem jest zakup wodoszczelnego worka na szczególnie cenny bagaż. Cena zależy od pojemności worka - ok. 90 zł za pojemność 20-40 l. Do zabezpieczenia innych rzeczy wystarczy porządny worek foliowy.

Uprawianie turystyki kajakowej musi być podporządkowane pewnym żelaznym regułom, szczególnie ważnym dla początkujących - na początek wybierajcie zawsze trasy łatwe (co nie znaczy gorsze i mniej atrakcyjne), najlepiej w grupach zorganizowanych. Przed spływem należy przećwiczyć podstawowe zasady manewrowania kajakiem. Nowicjusz powinien płynąć z osobą doświadczoną, która jest sternikiem. Zawsze należy zabierać ze sobą apteczkę i komplet naprawczy. Równie istotne jest poznanie zasad poruszania się po szlakach wodnych, np. jak pływać w szyku i nie blokować innych, jak zachowywać odpowiednią odległość, jak wyprzedzać i kto na szlaku wodnym ma pierwszeństwo. Nie są to rzeczy, które łapie się w ciągu pięciu minut i dlatego tak istotna jest praktyka pod okiem doświadczonego wodniaka.

Więcej o: