Wiosną ubiegłego roku jak Polska szeroka przetoczyła się dyskusja, czy kaski rowerowe powinny być obowiązkowe. Chciała tego część posłów przerażonych statystyką ofiar wypadków, w których brali udział rowerzyści.
Podniósł się krzyk, że trudno wyobrazić sobie babulinkę z chustką na głowie, na zabytkowej Ukrainie, na zabitej deskami wsi w kolorowym kasku rowerowym.
Niby racja - wyobrazić sobie trudno. Chyba, że przypomnieć wypadek, kiedy na wiejskiej drodze około północy zderzyło się łbami dwóch chłopów-rowerzystów jadących z naprzeciwka. Jeden zginął, drugi doznał wstrząśnienia mózgu. Jechali bez żadnego oświetlenia.
Podobnie w terenie - Goprowcy potrafią długo opowiadać o nieszczęśnikach, którzy ocalili życie dzięki założonemu na głowę kawałka styropianu i plastiku. I o młodzieńcu bez kasku, który kilka lat temu po uderzeniu w drzewo oskalpował sobie twarz.