Gdy po minięciu pięknych górzystych lasów wjedziemy do centrum Krumlova, możemy się w pierwszej chwili poczuć trochę zawiedzeni. To ma być miasto wpisane na listę zabytków UNESCO? Jedna szeroka droga, trochę budynków i obstawiony autokarami parking. Nie należy się jednak zrażać. Jeśli przejdziemy kilkadziesiąt metrów, miniemy kamienny mostek i bramę, wejdziemy w znajdującą się za nią uliczkę, to ze szczytu wzniesienia zobaczymy u naszych stóp panoramę wciśniętego w owal rzeki Starego Miasta i górujące nad nim zamczysko.
Pierwsza pisemna wzmianka o Krumlovie pochodzi z 1253 roku. Wtedy to na skalnym ostrogu ród Vitkovców wzniósł niewielki zamek. Jego nazwa pochodziła od niemieckiego "krumme Aue" oznaczającego krzywą łąkę. Po stu latach zamek przeszedł w ręce Rožmberków (gałęzi rodu Vitkovców), którzy uczynili z niego swą główną siedzibę. Rodzinny majątek rozrastał się błyskawicznie i Krumlov stał się wkrótce stolicą jednego z największych w Europie majątków magnackich. Stary zamek szybko przestał wystarczać nowym właścicielom. Już na początku XIV wieku wzniesiono nowy - gotycki, do którego dołączano budynki i kondygnacje pnące się coraz wyżej po skalnych występach. W wyniku tego powstał olbrzymi kompleks fortyfikacyjno-zamkowy ustępujący wielkością tylko królewskim Hradczanom.
Obecny wygląd zamku to połączenie gotyku i renesansu z elementami barokowymi. Kamienne bramy i mosty sąsiadują z misternie wykończonymi renesansowymi fasadami. Niezwykły wygląd nadaje zamkowi kryta galeria prowadząca do jego drugiej części, gdzie znalazły się barokowy pałac i ogrody.
Zwiedzając krumlowski zamek, należy pamiętać o jeszcze jednej jego atrakcji - trzymanych od XVI wieku w zamkowej fosie niedźwiedziach, które z czasem stały się nieoficjalnym symbolem miasta. Cztery brunatne misie, przeważnie śpiące na konarach drzew, stały się ulubieńcami najmłodszych turystów. Ich obecność to nawiązanie do rzymskiego rodowodu rodziny Vitkovców - Rožmberków. Wedle legendy mieli oni wywodzić się z antycznego rodu Orsini, który został zmuszony do opuszczenia Rzymu po najazdach Wizygotów. Aby uczcić swoich pradziadów, Vilem, jeden z właścicieli Krumlova, sprowadził na zamek niedźwiedzie symbolizujące włoskie znaczenie słowa orsini. Dziś dumny ród zamkiem już nie włada, ale Vok, Katerina, Maria Tereza i Hubert, bo takie imiona nosi brunatne stadko, nadal witają wchodzących na most gości.
Bogactwo i spokój, które miasto zawdzięczało swojemu położeniu na skraju czeskich ziem, przyciągały wiele osobistości. Także wielce niezwykłych. Wśród nich znaleźli się najsłynniejsi europejscy alchemicy, którzy tłumnie ciągnęli na dwór Vilema z Rožmberków. Wielmoża ten słynął z fascynacji alchemią i niezwykle wystawnego życia. Jego dwór śmiało mógł konkurować z Pragą, a złośliwi twierdzili wręcz, że każde z jego czterech wesel było o wiele wystawniejsze i droższe od cesarskiego. Również pod względem alchemii Krumlov rywalizował z Pragą. Nie powinno więc dziwić, że zarówno dla wielu sław, jak i zwykłych hochsztaplerów było to często miejsce atrakcyjniejsze nawet od cesarskiej stolicy.
Najsłynniejszymi gośćmi Vilema byli Edward Kelly i John Dee. Ci dwaj angielscy alchemicy przez wiele lat pracowali na dworze znanego ze swych alchemiczno-magicznych upodobań cesarza Rudolfa II. John Dee wsławił się w tym czasie "udaną" transmutacją rtęci w złoto i podarowaniem władcy magicznej kryształowej kuli oraz zwierciadła z antracytu. Po dwóch latach nieoczekiwanie obu alchemików wydalono z Pragi pod zarzutem knucia intryg politycznych. Vilem z Rožmberków szybko zaprosił ich do siebie. Właściciel Krumlova okazał się na tyle szczodrym i dobrym opiekunem, że John Dee zdecydował się osiąść wraz z rodziną w niedalekim Trebonie i często Krumlov odwiedzał.
Po alchemikach pozostały nie tylko opowieści, ale również ślady i pamiątki. Nie lada atrakcją może być spacer ich śladem. Najważniejsza z nich to zamkowa wieża, najstarsza podobno część warowni przebudowana gruntownie w XVI wieku w stylu renesansowym. Stała się ona symbolem alchemicznych marzeń Vilema, choć czy rzeczywiście w jej wnętrzach pracowali zatrudniani przez niego alchemicy, trudno dowieść. Inny trop to narożny dom na Latranie, na którym do dziś zachowały się renesansowe malowidła przedstawiające dziesięć etapów żywota ludzkiego oraz tajemnicze znaki i geometryczne symbole.
Jeśli chcemy urządzić sobie spacer po Krumlovie trasą alchemików, do naszego programu powinniśmy włączyć kamienicę na ulicy Sirokiej. Przez wiele lat mieszkał i pracował w niej Antonin Michael z Ebbersbachu - sprowadzony oczywiście przez Vilema. Uchodził za wtajemniczonego alchemika, a w rzeczywistości był czystej wody szarlatanem. Na tyle jednak przebiegłym i cwanym, że zdołał wmówić swoim pryncypałom, iż jest o krok od wynalezienia eliksiru młodości. Drugim jego pomysłem było rozmnażanie złotych dukatów. Z zamkowego skarbca płynęły do jego pracowni szerokim nurtem monety, które obiecał zasadzić w ziemi i rozmnożyć. Teraz może nam się to wydawać śmieszne, ale właściciele Krumlova stracili na te doświadczenia fortunę. Antonin Michael wylądował w końcu w zamkowej wieży, gdzie wkrótce dokonał żywota, ale rodowego skarbca nie było już czym powtórnie napełnić. Ostatni z rodu Rožmberków - Petr - musiał za długi sprzedać Krumlov cesarzowi Rudolfowi II.
Wraz z wyrosłą w Krumlovie warownią wspaniale rozrastało się też samo miasto. Możni właściciele obsypywali je najrozmaitszymi przywilejami i prawami, które bogaciły Cesky Krumlov i jego mieszkańców. Dwa razy do roku odbywały się jarmarki. Wielki rynek obstawiony był kramami i straganami, na których kupcy oferowali towary z całego ówczesnego świata. Wśród przepięknych mieszczańskich kamienic wyrastały kościoły, wśród nich ufundowany przez Piotra I Rožmberka wspaniały kościół św. Wita, którego smukłe wieże do dziś górują nad całym Starym Miastem.
To, jak miasto wyglądało w okresie swego najbujniejszego rozkwitu, możemy zobaczyć i dziś. Co roku podczas Festiwalu Pięciolistnej Róży cały Krumlov na parę dni przenosi się w epokę renesansu. Po krętych uliczkach i drewnianych mostkach przechadzają się kupcy, rycerze, możnowładcy i mieszczanie. Rynek wypełniony jest pełnymi wszelakich dóbr kramami i straganami. Rzemieślnicy jak kilkaset lat temu tworzą najrozmaitsze cuda i cudeńka, a tuż obok możemy podziwiać kuglarzy. Gdy zmęczy nas uliczny gwar, warto przysiąść w jednej z gospód i karczm, gdzie wśród drewnianych ław i piwnicznych sklepień piwo i wino będą lać się strumieniami. Trzeba nam wiedzieć, że w tym akurat Krumlov ma bardzo bogatą tradycję. Wedle kronik przez połowę roku 1596 tamtejsi karczmarze zapłacili podatek od 19 tysięcy oficjalnie wypitych litrów wina. W mieście stało wtedy 330 domostw. Taka tradycja zobowiązuje. Trzeba tylko pamiętać, że gdy po paru kuflach przysiądzie się do nas zakuty w zbroję rycerz, może to oznaczać, że ciągle trwa festiwal albo, że piwo nazbyt mocno zaczęło działać.
W Ceskym Krumlovie oprócz wspaniałych zabytków czekają na nas też inne atrakcje. Każdy miłośnik sztuki, zwiedzając Stare Miasto, powinien skręcić w ulicę Siroką. Tam pod numerem 70 znajdzie muzeum Egona Schiele, a w nim ponad 200 akwarel tego znanego malarza. Jeśli interesują nas inne doznania, możemy zdecydować się na odwiedzenie podziemnej kopalni grafitu. W centrum miasta na piwoszy czekają wnętrza piwowaru Eggenberg, jedynego, który do dziś się w Krumlovie zachował. Warzone tam piwo jest znakiem firmowym miasta, choć jego ciemna odmiana jest skierowana raczej do wyrafinowanych koneserów lubiących ciężki, palony smak.
Malkontenci, którzy po obejrzeniu Krumlova będą czuli jeszcze niedosyt (choć jest to chyba niemożliwe), mogą udać się w podróż wzdłuż Wełtawy. Jeśli wybiorą trasę na północ, przez pochodzący z XIII wieku olbrzymi kompleks klasztorny w Zlatej Korunie i ruiny twierdzy Divci Kamen, dotrą do Ceskich Budejovic uznawanych za piwną stolicę Czech. Druga trasa - na południe - do źródeł Wełtawy - gwarantuje nam obejrzenie zamku Rožmberk, XIII-wiecznego klasztoru Vyszi Brod i malowniczych zamkowych ruin Vitkuv Kamen. U kresu wędrówki dotrzemy do wijącego się wśród szumawskich wzgórz zalewu Lipno. Po drugiej stronie zalewu jest już Austria.