Katedra z olśniewającymi mozaikami Capella Palatina , przypominające meczet kopuły kościoła San Giovanni degli Eremiti , egzotyczny ogród botaniczny, a nawet tętniący życiem arabski bazar Vucciria nie są w stanie w pełni zaspokoić żądzy wrażeń podróżników przybywających do Palermo. Kulminacyjnym punktem zwiedzania miasta jest dopiero zejście do korytarzy katakumb Kapucynów. Wizyta w podziemnym cmentarzysku z całą pewnością dostarcza silnych emocji, warto się jednak zastanowić, czy na pewno jesteśmy na nie gotowi... Nikt dokładnie nie policzył ile zwłok kryją labirynty zakonu kapucynów, ale szacuje się, że znajduje się w nich około 8 tys. zmumifikowanych ciał. Idąc posępnymi korytarzami trudno nie poczuć się osaczonym. Zabalsamowane zwłoki, ułożone w niszach w pozycji stojącej lub leżącej, znajdują się po obu stronach przejść. Jest ich tak dużo, że nie sposób odwrócić od nich wzroku. Francuski pisarz Guy de Maupassant tak relacjonował swoją wizytę w katakumbach: Czasem zdarza się, opowiadają, że jakaś głowa toczy się korytarzem, bo wiązadła szyi zostały wyżarte przez myszy. Początkowo chowano tu wyłącznie mnichów, z czasem katakumby stały się miejscem spoczynku słynnych i zamożnych mieszkańców miasta. W Palermo stosowano różne metody mumifikacji. Najpopularniejsza polegała na wysuszaniu zwłok przez okres około ośmiu miesięcy. Kiedy ciało było wystarczająco wyschnięte moczono je w occie i aromatycznych ziołach, suszono na słońcu, wypełniano słomą i ubierano. Inną metodą wykorzystywaną zwłaszcza w okresie epidemii, było moczenie ciał w arszeniku lub roztworze wapiennym. Proceder preparacji zwłok uprawiano od 1599 do 1881 roku, kiedy został zakazany przez rząd włoski. TADEUSZ ROLKE / Agencja Wyborcza.pl Zmumifikowane ciała są kompletnie ubrane i pogrupowane według płci i pozycji społecznej (chociaż większość pochodzi z zamożniejszej klasy, gdyż proces balsamowania zwłok był kosztowny i wymagał wspierania finansowego zakonu). W poszczególnych salach znajdują się prałaci, kupcy, profesorowie, mieszczanie w swoich "niedzielnych" ubraniach, dziewice, które nie zdążyły wyjść za mąż, ubrane w suknie ślubne, całe rodziny. Największe wrażenie robi sala poświęcona małym dzieciom oraz kobietom ubranym w doskonale zachowane stroje z epoki.
Główną "atrakcją" katakumb jest bambina (dziewczynka) - nazywana też "śpiącą pięknością". Dwuletnia Rosalia Lombardio, zmarła w 6 grudnia 1920 roku. Została doskonale zabalsamowana. Do dzisiaj wygląda jak żywe, pogrążone we śnie dziecko. Bambina była jedną z ostatnich osób pochowanych w katakumbach. Tajemnicy jej mumifikacji strzegł do własnej śmierci doktor Alfredo Solafia. Prawdopodobnie zastosował technikę, którą poznał od innych balsamistów, ale udoskonalił ją dzięki swojej medycznej wiedzy. W Palermo krążą o małej różne historie. Ponoć zachorowała na bronchit i została otruta, by spokojnie zasnąć na wieki... Jej ciałko umieszczone jest w szklanej trumnie na marmurowym podeście, w kapliczce na końcu jednego z korytarzy. Każdy sam oceni, czy rzeczywiście zachwyca, czy straszy swym nieprzemijającym pięknem.
Na koniec zwiedzania, przy wyjściu z katakumb, można kupić niecodzienne pocztówki. Prezentują małą Rosalię sfotografowaną z bliska, tak, jakby miała zaraz otworzyć oczy oraz innych powykrzywianych w konwulsjach nieboszczyków w przeróżnych konfiguracjach. Pozostaje tylko pytanie: po co? Czy granica dobrego smaku i szacunku do zmarłych nie została przekroczona? Po opuszczeniu tego, jednak zdecydowanie makabrycznego miejsca, warto wstąpić na pobliski, spokojny cmentarz, i odwiedzić skromny grób słynnego pisarza Giuseppe Tomasi di Lampedusa. TEKST: AGNIESZKA FUNDOWICZ
ZOBACZ TEŻ:
Murale i pikantne papryczki - więcej o Włoszech w serwisie BERMUDY