Zakochani to prawdziwi szczęściarze. Nie dość, że mają siebie, to jeszcze mają Alassio - Miasto Zakochanych, pachnące romantyzmem i ubrane we wszystkie kolory kwiatów Ligurii.
Liguria, jeden z najmniejszych włoskich regionów, wraca ostatnio do łask turystów. Przez swą powściągliwość i oszczędność (zwaną skąpstwem) Liguryjczycy długo uważani byli za włoskich odszczepieńców, burząc stereotyp Włochów szalonych, otwartych i rozśpiewanych. To samo z kulinariami. Liguryjska, prosta, domowa kuchnia przyprawiona jedynie lokalną il pesto spotykała się z lekceważeniem nie tylko turystów, ale i mieszkańców sąsiednich regionów. Wszystko do czasu. Po okresie ignorancji obudził się słuszny entuzjazm dla nikogo nieudających, zwyczajnych Liguryjczyków i ich zwyczajnie smacznych potraw. Przez żołądek do serca turysty, przy czym tajemnica tkwi w dodawanej do wszystkiego lokalnej oliwie zawierającej prawie o 20 proc. tłuszczu roślinnego więcej niż inne gatunki. To oczywiste, że w pierwszej trójce suwenirów z Ligurii są więc wielkie butle oliwne. Najlepiej olio extravergine. Oryginalności przydaje sposób jej tłoczenia - nie przez prasę, ale przez wzajemny nacisk owoców oliwek. Inne specjały - sorbet bazyliowy, wybitne lody czy słynna grappa większej rekomendacji nie potrzebują.
Czym jeszcze czaruje przyjezdnych ta północno-włoska kraina? Ano, takimi urokliwymi miejscami, jak Alassio. Kameralne, wdzięcznie ulokowane, na wybrzeżu noszącym miano Riviera di Ponente, na tzw. Arcobaleno, czyli Łuku Tęczy, ciągnącym się od Ventimiglii aż po Genuę. Nazwa wydumana nie jest, bo wokół pełno egzotycznych, różnokolorowych roślin. Bujna, soczysta flora to podarunek wyjątkowego klimatu. Jest tu słonecznie, ale nie parno.
Tutejsze walory klimatyczne odkrył niemiecki balneolog Schneer, a do pierwszych propagatorów tej części Riwiery należeli Anglicy pod przywództwem sir T. Hanbury. I tak pod koniec XIX w. Alassio znalazło się wśród pierwszych miejscowości regionu znanych obcokrajowcom jako kurorty. Gości przybywało, budowano hoteliki i pensjonaty, a mimo to udało się tu ocalić charakter morskiej osady. Historia całego regionu, w tym i Alassio, sięga bowiem lat o wiele wcześniejszych. Kiedy w roku 27 cesarz Augustus dokonał podziału, Ligurii przypadło miano dziewiątej prowincji państwa. Problemy z niezależnością trwały jednak całe wieki.
A skąd nazwa? Jak wieść niesie, piękna córa niemieckiego cesarza Ottona właśnie tu znalazła schronienie dla siebie i ukochanego. W hołdzie miłości miejsce przyjęło imię Adelasii, które z czasem zaczęło brzmieć bardziej z włoska - Alassio. Nie wiadomo, czy historyjka jest prawdziwa. Pewne jest natomiast, że idealnie pasuje do romantycznego wizerunku słonecznej miejscowości.
Najlepiej przybyć do Alassio pociągiem, bo wjazd na palmowo-oleandrową stację znakomicie wprowadza w nastrój miejsca. Z eleganckiego dworca mamy już tylko kilka kroków do prawdziwej niezwykłości, jaką jest Muretto. "Na murku znajdziesz snobów... są też moderniści i jest mowa o Picasso, jest też Hemingway".
Oto oryginalny chwyt reklamowy prosto z lat 60. Poproszono wówczas znanych bywalców i admiratorów Alassio o pamiątkowe podpisy na kolorowych, ceramicznych płytkach, które następnie umieszczono na kamiennym murku. Niektórzy, zwyczajnie, zapisali swoje imię i nazwisko. Większość, na szczęście, pokusiła się o "coś więcej", dzięki czemu Muretto wygląda, jak ściana wyjęta z galerii sztuki. Małe grafiki, zabawne rysuneczki, wierszyki, żarty słowne i piosenki-peany. "Oto kraina słońca, pełna pagórków, morzem scałowana, raj goździków i fiołków..." De Sica, melancholijny klaun Grock, skrzypek Zacharias. W Alassio bywała prawdziwa śmietanka towarzyska. Prym wiódł wszędobylski Hemingway, który, jako jedyny, ma na Muretto aż dwie płytki - własną i swojej papugi Pedrito. Tradycja podpisów trwa do dziś - A. Tomba, noblista Dario Fo, piłkarze, olimpijczycy i Misski, bo rokrocznie organizowane są tu wybory najpiękniejszej wczasowiczki walczącej o oryginalny tytuł Miss Muretto. Polki też tu wygrywały.
Murek ciągnie się przez całą uliczkę, a poruszająca się wzdłuż niego parada turystów co kilka metrów wydaje z siebie okrzyk radości. Jeden z nich ma miejsce przy siedzących na Muretto figurkach zakochanej pary. Instrukcja umieszczona obok rzeźb głosi: "Pomyśl życzenie i muśnij stopę dziewczyny". Dalej spotykamy skrzynkę pocztową dla nieśmiałych. Można do niej wrzucić miłosny liścik, który zawsze chcieliśmy wysłać, ale zabrakło nam odwagi. Woda ze Źródełka Miłości też służy do spełniania życzeń i zapewnia powrót do Alassio. Zadbano o wszystko. Obok, u stóp murku, znajdziemy Źródełko dla czworonożnych, którzy też mają prawo do miłości i do powrotu do Alassio w towarzystwie swoich pań i panów. Na szlaku Muretto jest też miejsce, gdzie turyści podsadzają jeden drugiego, jak gdyby wszyscy naraz chcieli usiąść na murku, choć ławeczek wokół w bród. "Wilk morski na ryby zmierza, lecz jego sieć pustą zostanie, aż do chwili, gdy ktoś miły na tym murku stanie...". I wszyscy chcą miejscowym rybakom pomóc, bo zapewniam, że każdy by Alassio nieba za jego urok uchylił.
Na koniec stańmy tyłem do włoskiego Sunset Boulevard. Narożna knajpka pamięta czasy stałego jej bywalca Ernesta Hemingwaya. I choć dawna nazwa Cafe Roma już nie istnieje, przed wejściem tkwi pamiątkowa tablica sławiąca tamte czasy. Prostopadła do Muretto alejka prowadzi na Starówkę, na której uliczki tworzą prawdziwy labirynt. Znajdziemy tu kapliczki, rysunki iluzoryczne, okienka wszelkich kształtów. Na zacisznych, zielonych placykach tłoczą się kawiarenki. Nie sposób wybrać najpiękniejszą. Skazani jesteśmy na odwiedzenie wszystkich po kolei. No i jeszcze pachnące gelaterie, które prześcigają się w wymyślnych smakach lodowych. "Specjalność ciotuni", "Brzydkie, ale smaczne" czy obowiązkowy dla zakochanych "Pocałunek z Alassio". Na deser wyjątkowa kolekcja Budelli, czyli uliczek typowych dla starych miejscowości rybackich Riwiery Zachodniej, kryjących się między wysokimi domami, połączonymi łukami lub murami oporowymi. Warto się w tej sprawie udać na piękną Corso Marconi.
W Alassio nie brakuje również wspaniałych zabytków sakralnych. Polecenia godne są choćby kościół Sant'Ambrogio, od 1303 r. w posiadaniu benedyktynów, do którego wiedzie unikalny łupkowy portal z XVI w. Inny historyczny zabytek to romański Santa Croce - znakomity punkt widokowy.
Skoro o tym mowa - wybierzmy się w miejsce, skąd miasteczko wygląda najpiękniej - na molo. Tam spotkamy miejscową bohemę i śmiałków skaczących z wysoka do wody. Wzdłuż morza mamy rząd hoteli przy drobnopiaszczystej plaży, neony i tzw. piano-bary. A w tle - góry porośnięte bujną roślinnością. Żeromski napisał nawet: "Widziałem tu wszelkie drzewa, jakich nazwy słyszałem kiedykolwiek albo o których czytałem...". Zieleń palm, eukaliptusów i cedrów podziwiać można w wielu miejscowych parkach i na skwerkach. Radzę zajrzeć na placyk przed ratuszem rozbrzmiewający muzyką koncertową i do ogródka Chaplina, który spodoba się zwłaszcza małym turystom.
A jeśli potrzebny nam punkt informacyjny i mapki? W Ligurii wstępuje się w tym celu choćby do lodziarni, które dysponują najlepszym przepływem wskazówek turystycznych. Tak zrobiłam, przebywając w miłej, acz nudnawej Andorze. "A była pani w Alassio?"- zapytała lodziarka.