Rejs przez dżunglę do Iquitos

Iquitos, położone w środku peruwiańskiej dżungli, to jedyne tak duże miasto na świecie, do którego nie prowadzą drogi dojazdowe. Dotrzeć tam można wyłącznie samolotem lub statkiem. My zdecydowaliśmy się na rejs.

Spacerowaliśmy po Pucallpie szukając portu, z którego do Iquitos wypływają duże statki nazywane przez miejscowych Henry . Dosyć szybko znaleźliśmy miejsce ich cumowania. Uliczny handlarz hamakami zaprowadził nas do kapitana, z którym omówiliśmy szczegóły podróży. - Henry 3 opuszcza port jutro o godzinie 17.00. Rejs potrwa trzy dni - wyjaśnił.

PeruPeru Agata Sułkowska

Według naszych wcześniejszych informatorów, podróż statkiem miała trwać od pięciu do siedmiu dni. Ale skoro sam kapitan tak mówi... Któż miałby wiedzieć lepiej niż on?

Na pokładzie do dyspozycji pasażerów jest dziesięć dwuosobowych kabin. Inna możliwość nocowania to wyciągnięcie się w hamaku rozwieszonym na pokładzie. Łącznie wypoczywa tu około dwustu osób. - W cenę biletu wliczone są posiłki, trzy razy dziennie. Dla pasażerów, którzy wykupią kabinę, jedzenie jest serwowane bezpośrednio do kabiny - zachęcał dalej kapitan.

PeruPeru Agata Sułkowska

Nazajutrz czekamy na wyznaczoną przez kapitana godzinę 17.00. O tej porze mamy wyruszyć w stronę Iquitos. Na statek bez przerwy wnoszone są towary: banany, arbuzy, worki z makaronem, stalowe rury, części konstrukcji budowlanych. W dolnej części promu zaparkowano małą ciężarówkę, która, jak się później okazało, służyła jako lodówka...

O 18.00 kapitan ogłosił, że wyruszamy za dwie godziny. Wieczorem zaś, że... wypłyniemy jutro, z samego rana. O godzinie szóstej rano na statku było już tak głośno, a w kabinach gorąco, że nie mogliśmy dłużej pozostać pod pokładem. Dzięki temu na śniadanie "wystaliśmy" sobie garnek tłustej zupy. Nadal nic nie wskazywało na to, że zaraz wyruszymy. Na statek w dalszym ciągu ładowane były towary i wciąż dosiadali się nowi pasażerowie. Uspokoiła nas jednak tabliczka: "Iquitos. Hoy 10 am. Sin falta" ("Iquitos. Dzisiaj o godzinie 10.00. Bez opóźnień").

PeruPeru Agata Sułkowska

Jednak o godz. 10 nadal byliśmy w porcie... Powoli przestaliśmy wierzyć w kolejne obietnice kapitana i całej załogi. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że statki udające się do Iquitos wypływają z regularnym kilkugodzinnym, a nawet kilkudniowym opóźnieniem. Prom musi być najpierw załadowany. Kapitan czeka również, aż zbierze się taka liczba pasażerów, by podróż w ogóle się opłacała.

A jednak! Krótko po godz. 12 pożegnaliśmy port w Pucallpie, a rzeka Ukajali (Rio Ucayali) powoli zaczynała nas kołysać w kierunku Iquitos. Na pokładzie znajdowało się około dwustu pasażerów. Większość z nich to Peruwiańczycy podróżujący z całym dobytkiem m.in. kurami, żółwiami i papugami. Niektórzy udawali się do pracy, inni powracali z zarobku, niektórzy odwiedzali rodzinę. Prawie wszyscy spali w hamakach na głównym pokładzie. Kabiny zajmowali nieliczni turyści.

PeruPeru Agata Sułkowska

Życie na statku miało swój rytm, który wyznaczał wschód i zachód słońca. Większość pasażerów i załogi wstawała przed szóstą rano. Godzinę później do drzwi naszej kabiny pukała pomoc kucharza, który przynosił nam śniadanie. Zazwyczaj był to kawałek kurczaka, ryż, sos i liść sałaty. Pomiędzy godz. 12 - 13 serwowano obiad, a pomiędzy 16 i 17 kolację. Podczas zachodu słońca obserwowaliśmy "tańczące" delfiny. Około godz. 20 na pokładzie robiło się o wiele spokojniej i ciszej. W głównym pomieszczeniu wyłączano telewizor, a na hamakach kołysali się pasażerowie... Statek powoli zasypiał...

PeruPeru Agata Sułkowska

Henry 3 wielokrotnie zatrzymywał się w okolicznych wioskach. Wtedy na statek ładowano kolejne towary. W każdej wiosce na przybycie podróżnych czekali lokalni handlarze. Mieliśmy wrażenie, że to jedno z ważniejszych wydarzeń w wiosce. Do kupienia było dosłownie wszystko: papaje, banany, orzechy kokosowe, arbuzy, ryby, a także papugi, żółwie i gryzonie kapibara...

PeruPeru Agata Sułkowska We wtorek, około godziny 22.00, czyli po czterech dniach, ujrzeliśmy światła miasta Iquitos. Udało się! Miasto w dżungli otwierało przed nami swoje bramy.

TEKST I ZDJĘCIA: AGATA SUŁKOWSKA

Więcej o: