Dźwiganie żony
Zapoczątkowane ponoć przez Finów-osiłków wykradających niewiasty z sąsiednich wiosek, a chętnie przejęte, wraz z sauną, przez dzielny naród amerykański. Dystans to 253 m, żona nie musi być własnością (może być pożyczona), ale musi mieć odpowiedni ciężar gatunkowy, tzn. 49 kg . Lżejsze są obciążane dodatkowym plecaczkiem. Nagrody mają zasięg od zawrotnej ilości piwa odpowiadającej wadze kobiety po 1000 USD. Bieg często obejmuje przeszkody typu płotki czy błotne kałuże, zaś technika udźwigu jest dowolna - ponoć najlepiej, gdy żonka wisi na plecach głową w dół i zawodnik ręce ma wolne. Że Finki i Polki się nadają, to ja nie mam wątpliwości, ale w Ameryce to już chyba lekko ryzykowna dyscyplina sportu.
Beerball, czyli piłka piwna
Politycznie niepoprawna, bo tylko dla facetów - może dlatego, że ubranie jest opcjonalne i w razie drużyn mieszanych cel gry mógłby się gdzieś zagubić. A cel to wygrać... piwo. (Pozostawiam do oceny czytelników czy faceci rzeczywiście zrezygnowaliby z piwa na rzecz faulu na przeciwniczce J). Gra jest dość szybka i bardzo agresywna, z grubsza przypomina baseball, tyle że przy każdej bazie stoi kubeczek z piwem, który trzeba wychylić, aby móc biec do następnej. Rzadko kto dobiega naturalnie do bazy domowej, ale za każde przyłożenie kapitan drużyny zdejmuje jakąś część garderoby. Drużyna musi na bieżąco polewać browar, aby gracze mogli biegać. Zwycięstwo zwykle osiąga się walkoverem - jedna z drużyn poddaje się, bo nie jest w stanie się już przemieszczać wzdłuż linii boiska.
Pogoń za serem
Cheese Rolling Cheese Rolling
Dyscyplina wynaleziona przez ewidentnie znużonych kiepską pogodą Brytyjczyków( Cooper's Hill Cheese Rolling and Wake). Z grubsza chodzi o to, że dwudziestu zawodników wdrapuje się na możliwie najbardziej stromy pagórek i goni spuszczony w dół wielki krążek sera (ponoć Gloucester najlepszy, ale pewnie gouda też się nada). Wygrywa teoretycznie ten, kto złapie ser, albo ponieważ przedmiotowy kawałek nabiału pędzi z szybkością ok. 100 km/h, zwykle rozstrzygająca jest kolejność przekroczenia mety. Kontuzje są liczne i dość bolesne. Skąd ten pomysł? No więc, to dwusetletni pogański zwyczaj... uzdrawiający. No cóż, niby u nas w piecu zamykali dla uzdrowienia...
Nurkowanie błotne na rowerze górskim
Sport znów wynaleziony przez Brytyjczyków, tym razem z Walii. Cała dość ekstrawagancka idea zasadza się na wjechaniu drogim rowerem, w piance i masce z rurką, w pełną błota i niepięknie pachnącą kałużę o głębokości 1,8 m i długości 13 m. Ponoć rytuał zapoczątkowany przez jednego z właścicieli pubów, który wracał do domu po pracy na dwóch kółkach. Uczestnikom, których jest zaskakująco dużo, łącznie z kobietami, mierzy się czas, w którym pokonają bagienko. Wedle reguł, wymiotowanie na skutek nieprzyjemnego odoru nie grozi dyskwalifikacją - jedyne ryzyko to poważne zatrucie pokarmowe.
Wreszcie coś może mniej ekstrawaganckiego, ale trudnego do zrozumienia dla ludzi cieszących się życiem. Free soloing , czyli całkowicie szalona wspinaczka po pionowej skale bez jakiejkolwiek liny, sprzętu czy zabezpieczenia. Śmiałek (wariat, jak kto woli) może polegać tylko na swojej zwinności, zimnej krwi i szczęściu, bardzo dużej dozie szczęścia. Najciekawsza w tym wszystkim jest szybkość, bo tempo, z jakim potencjalni samobójcy pną się w górę zawstydziłoby każdego ściennego insekta. Ze statystyk wynika, że to najpewniejsza droga do śmierci dla wszystkich spragnionych adrenaliny wspinaczy. Do głębokiego rozważenia pozostawiam.
free soloing Shutterstock
A może ktoś słyszał o jeszcze lepszych atrakcjach? Czekamy na letnie pomysły sportowe: bermudy@g.pl
Autor: Agata Chabierska
Zobacz też: