Mołdawia

Chociaż natura nie poskąpiła jej urody, a sława pochodzącego stąd wina sięga daleko poza granice kraju, Republika Mołdowy wygląda na miejsce zapomniane przez Boga i ludzi

Mołdawia

Chociaż natura nie poskąpiła jej urody, a sława pochodzącego stąd wina sięga daleko poza granice kraju, Republika Mołdowy wygląda na miejsce zapomniane przez Boga i ludzi

Między Dniestrem a Prutem

Zwana niegdyś Księstwem Mołdawskim albo Besarabią Mołdawia jest od 1991 roku niepodległym państwem. Jednak jak wszystkie republiki byłego Związku nie może znaleźć jeszcze swego miejsca na mapie turystycznej Europy. Mołdawia to niewielka republika o powierzchni nieznacznie większej niż 10 proc. Polski. Kraina ta prawie w całości wciśnięta jest pomiędzy dwie wielkie rzeki - na zachodzie Prut, na północy i wschodzie majestatyczny Dniestr. Stanowi ona równinę pociętą głębokimi dolinami rzecznymi, w których poukrywały się malow-nicze wioski. Podróż po szosach Mołdawii daje wrażenia zupełnie odmienne od jakiegokolwiek kraju Europy - poza okolicami Kiszyniowa i większych miast drogi są kompletnie puste. Przyczyną jest cena paliwa. Dlatego na wsiach popularne są małe furmanki zaprzężone w koniki, które wyglądają niczym kiepskie pomniejszenie naszych perszeronów.

Śladami hetmana

Z historii wiadomo, że tzw. hospodarstwo mołdawskie było niegdyś lennem Rzeczypospolitej i miejscem nieustannego ścierania się wpływów Polski i Turcji. Na początku września 1620 r. hetman Stefan Żółkiewski przekroczył Dniestr, by kilkanaście dni później zetrzeć się pod Cecorą z wojskami tureckimi i Tatarami. Dla starego wojownika fortuna nie była tym razem łaskawa - pobite wojska polskie uchodziły z pola bitwy w kierunku Mohylewa nad Dniestrem. Płonął mołdawski step podpalany przez wroga, ludzie byli wykończeni głodem i pragnieniem. W nocy 6 października wybuchła w naszym obozie panika. Na własną rękę żołnierze jęli uciekać do zbawczego Dniestru. Hetman bronił się do końca wraz z garstką żołnierzy. Zginął parę kilometrów od rzeki. Następnego dnia jego głowę zatkniętą na spisie umieszczono w obozie tureckim. Zaraz po tym pojechała do Konstantynopola. Śmierć dosięgła hetmana koło miasta Otaci nad Dniestrem. Po drugiej stronie rzeki leży w głębokim jarze rzeki miasto Mohylew Podolski. Wiedzieliśmy, że gdzieś niedaleko powinien stać jeszcze pomnik wystawiony przez żonę Żółkiewskiego, a potem remontowany przez naszych rodaków. Tymczasem pytani o pomnik sławnego polskiego wodza nawet najstarsi mieszkańcy mają niewiele do powiedzenia. Już chcieliśmy dać za wygraną, gdy pewien osobnik oświadczył, że wie z całą pewnością, gdzie stoi poszukiwany monument - na honorowym miejscu, naprzeciwko Rajkomu! Pomnik stał, a jakże, wielki, z białego piaskowca i przedstawiał... bojownika Armii Czerwonej z pepeszą w dłoni! Ten, o który nam chodziło, odnaleźliśmy w sadach za niedaleką wioską Sawki. Był remontowany przed I wojną światową, przetrwał wojny i panowanie władzy radzieckiej.

Pośród winnic i sadów

Im bliżej stolicy kraju Kiszyniowa, tym więcej przy drodze sprzedawców owoców. Nikt tutaj nie bawi się w odważanie na kilogramy - miarę stanowi wiadro. Wiadrami kupuje się wiśnie, morele i brzoskwinie. Przy drodze można kupić też niezłe wino domowej roboty. Na koneserów w "alimentarze" czeka znany koniak Biełyj Aist. Natura hojnie obdarzyła tę część Mołdawii - Kiszyniow leży pośród winnic i sadów.

Kiszyniów

Trzeba przyznać, że młody poeta Aleksander Siergiejewicz Puszkin mógł trafić znacznie gorzej. Gdy podpadł carowi, miał trafić na Syberię, ale pomogli mu wpływowi przyjaciele i w rezultacie spędził trzy lata w położonym nad Bykiem Kiszyniowie. Śladem jego pobytu jest poczesne miejsce w tzw. Alei Klasyków w parku, oczywiście imienia Puszkina.

Zwiedzanie stolicy

Park ten stanowi serce stolicy. Główna ulica, dawny prospekt Lenina, nosi teraz nazwę Stefana Wielkiego i jest to ładna, elegancka arteria z wieloma "gubernialnymi" kamienicami, ocieniona starymi drzewami. Centrum stanowi przedziwny konglomerat nowoczesnej architektury, XIX-wiecznych monumentalnych budowli i małych, chylących się ze starości domków ze studniami na podwórkach i wałęsającymi się kotami. Tak właśnie położona jest np. ambasada amerykańska. Zabytki Kiszyniowa nie zwalają bynajmniej z nóg. Jest kilka podobnych do siebie soborów z XIX w. i tzw. Brama Zwycięstwa, czyli coś w rodzaju łuku triumfalnego upamiętniającego zwycięstwo Rosji nad Turcją w kolejnej wojnie.

Muzeum Krajoznawcze

Zdecydowanie najbardziej godnym polecenia miejscem jest niezwykle ciekawe i dobrze urządzone Muzeum Krajoznawcze. Zabytkowy sobór katedralny, który za władzy radzieckiej pełnił funkcję filii Muzeum Historycznego, służy znowu celom religijnym.

Cerkwie, twierdze, klasztory

Jak rodzynki w cieście tkwią na ziemi mołdawskiej ciekawe cerkwie, twierdze i klasztory. Może daleko im do okrzyczanych monasterów rumuńskiej Bukowiny, ale zagubione gdzieś w wioskach lub głębokich jarach Dniestru mają naprawdę wiele uroku Ryzykując połamanie resorów, szukaliśmy drewnianych, "chłopskich" cerkiewek - a to w Sudarca (pudło! - rozebrana kilka lat temu), a to w Girbovej (jak wyżej). Nagroda za wytrwałość spotkała nas we wsi Tirnova, gdzie na małym cmentarzu obfotografowaliśmy starą cerkiewkę całkiem podobną do wiejskiej chałupy krytej gontem. Jedynie piękne kute krzyże, które zdobiły jej szczyty, wskazywały na przeznaczenie budowli.

Forteca w Soroce

Generalnie zdecydowaną większość najciekawszych zabytków Mołdawii spotkamy w jej północnej i wschodniej części. Tam też natkniemy się na kapitalnie zachowaną fortecę w Soroce. Zamczysko powstało w XVI w. na samym brzegu Dniestru. Zbudowano je na planie koła z czterema doskonale zachowanymi basztami i wielką wieżą bramną. Z jego murów obronnych rozciąga się niezły widok na rzekę i sąsiedni ukraiński brzeg.

Skalne klasztory

Podróżując przez Mołdawię, nie można pominąć najciekawszych moim zdaniem obiektów, jakimi są skalne klasztory w dolinie Dniestru oraz jego dopływach. Szczególnie polecam odwiedziny w skalnych cerkwiach w wioskach Tipova i Butuceny. Ta pierwsza miejscowość leży około 20 kilometrów na wschód od drogi Rybnica - Kiszyniów. Wychodzący z niej szlak do pieczar i dawnych cerkwi sprowadza nas na stromy i niesłychanie malowniczy brzeg Dniestru. Urwisko liczy blisko o 50 metrów wysokości. Mniej więcej w połowie jego wysokości, w wapiennych wychodniach skalnych, znajdują się pozostałości cerkwi Uspieńskiej i klasztoru z XV-XVI w. Rzeka płynie tutaj zakolami w otoczeniu lasów i wiosek. Widok jest zachwycający.

Kodry, czyli lesiste hełmy

Jak wyspa wśród stepów Mołdawii leżą Kodry. Jest to najwyższa, sięgająca 429 m n.p.m., i najbardziej zalesiona część tego kraju. Nazwa Kodry oznacza właśnie hełmy, bo budowa tej wyżyny tworzy łagodne kopulaste wzniesienia.

Rezerwat

50 kilometrów na zachód od Kiszyniowa znajdziemy się w zupełnie nietypowym dla Mołdawii otoczeniu. Zbocza wzgórz pokrywają gęste lasy liściaste. Można spotkać wiewiórki, dziki i jelenie. Już 30 lat temu utworzono tu zapowiednik, czyli park narodowy, w którym pod ochroną są trzy rodzaje lasu: bukowe, grabowe i dąbrowy. Dla nas, nawykłych do karpackich kniei, taki rezerwat nie stanowi sensacji, ale trzeba pamiętać, że tu, w Mołdawii, gdzie tylko 9 proc. powierzchni kraju pokrywają lasy, taka roślinna czapa jest tym, czym w Polsce Puszcza Białowieska. Setki hektarów stanowi strefa ścisła, gdzie zwykłemu śmiertelnikowi wejść nie wolno.

Najważniejszą wioską na terenie rezerwatu jest wieś Łozowa, gdzie mieści się dyrekcja i muzeum przyrodnicze. Z kolei w okolicach Kodr leżą ciekawe wsie, jak chociażby Kapriany z kompleksem soboru Uspieńskiego i Vorniceny, gdzie na starym cmentarzu w górze wsi zobaczycie bardzo ciekawą drewnianą cerkiew w otoczeniu dziesiątków drewnianych krzyży. Każdy z nich to dzieło sztuki ludowych rzeźbiarzy. Gęste lasy Kodr otaczają od południa wielkie winnice. Na wysokich grzbietach dojrzewają najlepsze lokalne gatunki winogron, ale już u ich podnóży rozpościera się mało gościnny step.

Tajemnicza kraina

Dlaczego zdecydowaliśmy się na eskapadę do Mołdawii? Po latach eksploracji Podola, Wołynia i Huculszczyzny zapragnęliśmy jechać jeszcze dalej i przekonać się, ile jest prawdy w opowieściach o niebezpieczeństwach i pułapkach tej tajemniczej krainy. Dramatyczne pogłoski rozsiewają przeważnie ludzie, którzy nigdy w takich miejscach nie byli i nie będą, a opinię o kraju urabiają sobie na podstawie obserwacji żebrzących dzieci mołdawskich na Marszałkowskiej... Przejechaliśmy Mołdawię po jej południowe krańce i nie mieliśmy najmniejszych problemów ani przykrych niespodzianek. Na nas, zaprawionych w bojach za wschodnią granicą, nie wywarło szczególnego wrażenia to, że w Lipcani, pierwszej większej miejscowości po przejechaniu granicy, nie mogliśmy wymienić dolarów na mołdawskie leje. Powód był bardzo prozaiczny - miejscowy bank miał w kasie wymiany równowartość... 10 dolarów. Nigdzie indziej tego typu problemów już nie było.

W Mołdawii da się przeżyć na różne sposoby. Zaopatrzenie sklepów jest w dużych miastach zupełnie dobre, a ceny niższe niż w Polsce, jakkolwiek wyższe niż na Ukrainie. W małych wioskach sklepy oferują tylko podstawowe produkty. Restauracje i "kafe" serwują przyzwoite dania po równie przyzwoitych cenach, ale trudno trafić na lokalne przysmaki. Najłatwiej na obiad dostać "otbiwną", czyli.. schabowy z ziemniakami. Ku mojemu zdumieniu były trudności ze znalezieniem w knajpie mamałygi. Łatwo natomiast kupić kukurydzę - choć wszędzie była to kukurydza w puszce... prosto z Polski!

Więcej o: