Tajskie Miasto Aniołów

Gdyby ktoś we śnie przeniósłby mnie do Bangkoku, którego nazwa oznacza Miasto Aniołów i porzucił na przykład gdzieś w okolicach Chinatown, to po przebudzeniu bez wątpienia nie poczułabym się jak w niebie z moich marzeń...

Wyobraźcie sobie chodniki o dwumetrowej szerokości, a po obu ich stronach tysiące straganów, pomiędzy którymi ledwo może przecisnąć się dwoje ludzi. A na straganach rozmaite towary, których przeznaczenia kulinarnego mogę się jedynie domyślać. Przeróżne owoce morza, od potężnych krewetek, krabów, ryb wszelakiej maści, po wymyślne słodycze, orzechy, surowe mięso i stosy najrozmaitszych przypraw. Co krok garkuchnia pod gołym niebem z przyrządzanymi "specjałami", a do tego wszystkiego kilkoro ludzi na metrze kwadratowym, rozgrzanych 35-stopniowym upałem (w cieniu) przy wilgotności ponad 90%.

BangkokBangkok Shutterstock

Po wyjściu z labiryntu tych wąziutkich uliczek i dojściu do głównych arterii miasta, natychmiast wpada się w nieprzerwany sznur samochodów, autobusów i Tuk - tuków , a wszystko to pędzi i trąbi, nie zważając na pieszych. Żadne przepisy drogowe nie obowiązują i każde przejście przez ulicę graniczy z cudem. Jeśli wasza wyobraźnie zdała egzamin - to witajcie w Mieście Aniołów! Następnie czeka nas obowiązkowa przejażdżka po klongach - czyli kanałach. Cały Bangkok był kiedyś poprzecinany setkami kanałów, a życie toczyło się w drewnianych, skleconych na słowo honoru domkach. Właściwie tak jest do dziś i to tuż poza centrum. Trudno sobie wyobrazić jak ludzie mogą żyć w takich warunkach.

Za to przed każdym domem - czy to będzie pięciogwiazdkowy pałac dla turystów, czy rozpadająca się chatka na brzegu rzeki Chao - Praya - obowiązkowo stoi, pięknie udekorowany kolorowymi piórkami, lampionami, wstążkami i złotymi draperiami - domek dla duchów . To tam duchy, którym odebrano ten właśnie kawałek ziemi, mogą spokojnie zamieszkać. Jeśli zawsze rano gospodarz odda im pokłon, postawi miskę ryżu, czy owoc - to będą to duchy życzliwe, strzegące pokoju i zdrowia mieszkańców.

Na klongach toczy się zwyczajne życie. Pływający targ w pobliżu Bangkoku codziennie przyciąga tysiące turystów. Trudno oddać słowami tę nieprawdopodobną atmosferę. Bogactwo zapachów, kolorów, pokrzykiwania sprzedawców, żar niemiłosiernie lejący się z nieba, bez chwili oddechu i to gęste parne powietrze, którego prawie można dotknąć.

BangkokBangkok Shutterstock

W końcu naszym oczom ukazuje się ten wspaniały, bogaty i kapiący złotem Bangkok! Zachwycające świątynie, posągi Buddy spoglądającego nieco pobłażliwie na tych, co u jego stóp, jak choćby wysoki na 3 metry i ważący 5 ton posąg ze szczerego złota w świątyni Wat Trai Mitr, czy też 46-metrowy posąg leżącego Buddy, oczekującego na nirwanę. Największa świętość narodowa - Szmaragdowy Budda ze świątyni Phra Keo, na pierwszy rzut oka jest dość niepozorny, ale dla żadnego Taja nie ma nic ponad niego.

BangkokBangkok Shutterstock

No i oczywiście Pałac Królewski. Wspaniały, potężny i piękny. Dookoła niego rozpościerają się cudowne trawniki, kwiaty i krzewy- mistrzowsko wręcz przystrzyżone, tworzące absolutnie doskonałą całość.

BangkokBangkok Shutterstock

Zresztą przyroda tamtych terenów, począwszy od północnej Tajlandii aż po leżący na równiku Singapur - jest urzekająca. Padające tam tropikalne deszcze, temperatura, wilgotność - to wszystko stwarza idealne wręcz warunki do wegetacji. Zieleń jest tam nieprawdopodobnie soczysta, nie widać kurzu ani żadnych uschniętych roślin. Wszystko aż tętni kolorami, a wokół kwitną egzotyczne dla nas, a tam całkiem zwyczajne orchidee. Podobną roślinność widziałam tylko miejscami na Kubie, aczkolwiek w Bangkoku to wszystko zalało mnie ogromem i tą zwyczajną, wszechogarniającą codziennością.

AUTOR: JOLANTA S.

Zobacz też:

NIESAMOWITE ZDJĘCIA Z TAJLANDII

Więcej o: