Bloger metropolii

W ciągu dnia Arzan Sam Wadia jest architektem, wieczorem - webmasterem i projektantem stronon internetowych. W nocy - albo w przerwie na lunch - bloguje. Można go znaleźć w dwóch z 54 miast blogujących na Metroblogging.com

34-letni Arzan Sam Wadia pracuje na Manhattanie w Cook+Fox Architects przy projekcie powstającego Bank of America Tower, który po dodaniu iglicy ma być wyższy niż Chrysler Building, a niższy tylko od Empire State Building. Arzan do pracy z brooklyńskiego Clinton Hill jeździ na motorze - do Szóstej Alei jedzie ok. 20 minut, żona metrem jedzie 30-40. Wyprowadzili się z żoną z Bed-Stuy (Bedford -Stuyvesant), kiedy przed drzwiami mieszkania jakiś małolat wycelował w niego z pistoletu. Gdyby to od niego zależało, nie przenosiłby się z powodu takiego "incydentu", bo do tej pory nie narzekał na sąsiadów, ale żona nalegała. Przy drzwiach w kawiarni Cosi pomiędzy 22. i 23. ulicą przy Szóstej Alei rzędem suszą się parasolki. Arzan pracuje naprzeciwko, ale i tak się spóźnia, bo szefowie przesuwali podsumowanie roku, a następnego dnia zaczynali już ferie świąteczne. Ile blogów prowadzisz? Pięć? - Sporo...

Nowojorski Metroblogging.com, bombajski Metroblogging.com, ParsiKhabar.net o zoroastraińskeij społeczności Parsi, Clintonhill.us o brooklińskim Clinton Hill, osiedlu, na którym mieszkasz, i jeszcze News Views and Analysis - Zacząłem na swoim News Views... Moi znajomi dość już mieli tego, że dziennie wysyłam im po trzy linki ciekawe artykuły do przeczytania. Nie mogłem się powstrzymać. Jak czytałem coś ciekawego wysyłałem do wszystkich znajomych. W końcu zaczęli się pukać w głowę: "Wszystko z tobą w porządku, stary?" Nic dziwnego. - W końcu założyłem pierwszego bloga, a właściwie stronę internetową z linkami do ciekawych artykułów. I zostałem zaproszony do metroblogging.com. Tak cię znalazłam. Przez blog w Nowym Jorku i Bombaju. Ponad 700 blogerów pisze na blogach 54 miast: w Tokio, Dubaju, Montrealu, Paryżu, Dublinie - To świetna sprawa. Mnóstwo informacji pisanych przez miejscowych i dla miejscowych: powstała nowa malutka herbaciarnia, ciężarówka firmy kurierskiej mało nie staranowała mojego motoru, firma dowożąca jedzenie omija moją dzielnicę. To nie są gazetowe newsy. Po miesiącu zauważyłem, że na Metroblogging.com jest 38 miast, ale nie ma żadnego w Indiach. Napisałem do założyciela Metroblogging w Los Angeles, powiedział: znajdź dziesięć osób, które będą pisały i załóżcie bloga. Napisałem do dziesięciu znajomych i pierwszego indyjskiego metrobloga założyliśmy w Bombaju. Po wybuchu bomby w bombajskim pociągu w czerwcu 2006 r., pierwsi o tym informowaliśmy. Ja w Nowym Jorku szukałem informacji w internecie, dwóch kolegów na miejscu zbierało materiał. Dla wielu ludzi byliśmy pierwszym źródłem informacji o wybuchu. Teraz nasi blogerzy w Karachi i Islamabadzie byli cytowani w gazetach. Jakie trzeba spełnić warunki, żeby dołączyć do metroblogerów? - Trzeba być blogerem i znaleźć kilku innych chętnych do pisania blogerów. Nie więcej jednak niż 15. Jeśli autorów zaczyna brakować, wtedy robi się rekrutację. O wszystkim decydują założyciele z LA. W 2003 r. założyli pierwszego metrobloga w Los Angeles, a rok później otworzyli blogi w San Francisco, Nowym Jorku, Chicago i Londynie. Oczywiście mają z tego pieniądze. Znacie się wszyscy? - W Nowym Jorku spotykamy się raz na dwa miesiące - sami metroblogerzy. Są artyści, jest bankier, dziewczyna, która kupuje mieszkania, odnawia i sprzedaje - mama na pełnym etacie. Co tydzień kapitanowie z metromiast spotykają się na chatach. Ja piszę w Nowym Jorku, ale kapitanem jestem w Bombaju. Jak leciałem do Berlina i Paryża, napisałem do tamtejszych metroblogerów, co warto zobaczyć. Miejscowi najlepiej wiedzą, co polecić. Jak długo mieszkasz w Nowym Jorku? - 9,5 roku. Za długo. Dlaczego za długo? - Skończyłem tu studia magisterskie i potem miały być trzy lata pracy przy ciekawych projektach, żeby nabrać doświadczenia. Ale żadnej ciekawej pracy nie mogłem znaleźć, zajmowałem się wystrojem wnętrz. Po 11 września na rynku pracy zrobiło się jeszcze gorzej, ale miasto potrzebowało urbanistów - dołączyłem do zespołu, który miał przedstawić plan zagospodarowania Ground Zero. Ale to była za duża firma - ponad 100 osób na firmę architektoniczną to za dużo. Przeszedłem do mniejszej, 15-sobowej, która przez lata się rozrosła i znów robi się dla mnie za duża - 64 osoby. Od 2003 r. pracuję nad projektem Bank of America Tower przy 24. ulicy, to będzie najbardziej "zielony" budynek na świecie. Na blogu Clinton Hill mocno zwracasz uwagę na ekologię. - To mój konik. W firmie robimy tylko "zielone" projekty. Jeśli ktoś nie chce budować ekologicznie, nie podejmujemy się projektowania. Tym projektem zajmuję się już od 2003 r. Małe otwarcie zrobimy w kwietniu 2008 r. - pierwsze 30 z 54 pięter - i stopniowo będziemy oddawać do użytku kolejne. Otwarcie z pompą planujemy na kwiecień 2009 r. Kiedy z tym skończę, chcę wrócić do Bombaju. Ja nigdy nie chciałem się tu przenieść na stałe. W Bombaju ojciec od 30 lat ma firmę projektowania wnętrz, żona też jest architektem, możemy pracować dla siebie. Poza tym, w Indiach się coraz więcej buduje. W styczniu zacznę urbanarchitechtureindia.com - w Indiach nikt nie mówi o tym, że mamy tam architekturę miejską. Różni architekci będą tam umieszczali swoje opinie na temat powstających czy już istniejących budynków. Indyjscy architekci? - W większości. Po trzy-cztery osoby z sześciu największych miast w Indiach: Bombaju, Delhi, Madrasu, Kalkuty, Bangalore i Hyderabadu. Jest kilku profesorów, którzy wykładają za granicą. Rok temu mój nowojorski szef jechał służbowo do Indii i poprosił, żebym mu podrzucił linki do ciekawych indyjskich budynków. Nic nie było. Żadnego profesjonalnego bloga. Nie mogłem w to uwierzyć. Więc założyłeś swojego bloga. Czego będzie ci brakować jak wrócisz do Bombaju? - Międzynarodowej kuchni. Żona mówi, że zrobiłem się tu trochę snobem. Na chińszczyznę chodzę tylko do China Town, na sushi, kuchnię etiopską czy tajską mam wybrane miejsca. Jak mi się zachce zjeść hamburgera, nie idę do McDonalda, tylko szukam porządnej restauracji z hamburgerami. Ale z drugiej strony, te miasta dość podobnie funkcjonują - w Nowym Jorku wszyscy rano zjeżdżają metrem na wyspę, w Bombaju - pociągami na południe. W Nowym Jorku nie ma imigrantów - wszyscy są nowojorczykami. To samo w Bombaju - jak tam mieszkasz, jesteś po prostu bombajczykiem. Tylko Bombaj zasypia około 2-3 w nocy, a Nowy Jork nigdy nie śpi.

Więcej o: