Sylwester w górach. Noc pod szczytem Diablaka

Koniec roku pod namiotem? Czemu nie? Zwłaszcza na Babiej Górze

Góra Diabła, Matka Niepogody, Królowa Beskidów - to tylko niektóre określenia najwyższego szczytu polskiej części Beskidów. Przewyższająca okoliczne wzniesienia średnio o 500 m Babia Góra ma w sobie coś złowrogiego i fascynującego, zarazem. Często spoglądałam na nią z okien mojego mieszkania w Krakowie. Przy dobrej widoczności wyraźnie było widać jej kształt - przypominała grzbiet potężnego niedźwiedzia, który zapadł w wieczny sen. Gdy na nizinach dawno już gościła wiosna, w partiach szczytowych Babiej nadal leżał śnieg.

***

Wreszcie wybraliśmy się tam tuż przed sylwestrem 2005 (okres świąteczno-noworoczny zazwyczaj spędzamy w górach, lubimy wędrówki w zimowych warunkach - mało ludzi, a obcowanie z naturą dostarcza przeżyć niemal metafizycznych). Postanowiliśmy spędzić choć jedną noc w namiocie rozbitym na śniegu, przywołując wspomnienia śnieżnych przełęczy Kaukazu i Pamiru, gdzie jeździliśmy w czasach studenckich...

Autobus PKS zawiózł nas do Zawoi Markowej, pod sam szlaban Babiogórskiego Parku Narodowego (kursują tu również busy z pobliskich miejscowości). Czekała nas kilkugodzinna droga zielonym szlakiem w kierunku schroniska Markowe Szczawiny na 1180 m n.p.m. i dalej przez przełęcz Brona, czerwonym, pod szczyt Diablaka (1725 m), najwyższego wzniesienia Babiej (szlak żółty wiodący Akademicką Percią zimą jest zamknięty). Pod schroniskiem zrobiliśmy krótką przerwę na herbatę. Uspokoiliśmy dyżurnego goprowca, mówiąc, że mamy odpowiedni sprzęt biwakowy, doskonałe śpiwory puchowe, solidne buty z membraną i ciepłą odzież termoaktywną, i że nie grozi nam przemarznięcie, choć temperatura w nocy spadała grubo poniżej zera.

***

Marsz z Zawoi rozpoczęliśmy około południa. Latem w trzy godziny dotarlibyśmy na sam szczyt Babiej, ale zimą śnieg skutecznie spowalnia wędrówkę. Brnęliśmy w nim niemal po pas, a nogi grzęzły nam w kosodrzewinie przysypanej białym puchem. Zapadał zmrok, robiło się coraz zimnej, więc koło 16 postanowiliśmy rozbić namiot. Biwak wypadł jeszcze w granicach lasu, co zapewniało ochronę przed wiatrem. Przygotowany na maszynce gazowej w przedsionku namiotu ciepły posiłek skutecznie nas rozgrzał (nie ma jak chińska zupka z paczki popijana herbatą). Tego dnia szorowałam zęby szczoteczką maczaną w śniegu, a obmycie twarzy musiało starczyć za całą toaletę. Zasypialiśmy, słysząc płatki śniegu opadające na tropik.

Na szczyt ruszyliśmy nazajutrz. Trochę obawialiśmy się o warunki, na szczęście rano inni przecierali szlak w kierunku Diablaka (ale chyba tylko my spędziliśmy noc w namiocie w masywie Babiej).

Wędrówka grzbietem dostarczyła nam niezwykłych wrażeń: silny wiatr, słaba widoczność, zacinający śnieg, zmaganie się z własną słabością i zmęczeniem (to zresztą w górach lubię najbardziej). Wcale nie szło się źle, bo śnieg wywiały silne podmuchy. Ale trzeba się było nieźle pilnować, by z Diablaka zejść we właściwym kierunku - wszystko spowijała zasłona mgły.

***

Droga w dół minęła bardzo szybko. Plecak już tak nie ciążył i na sylwestra zameldowaliśmy się w Stryszawie, w domku wynajętym wraz z przyjaciółmi. Szampan pity z kubka od termosu w pobliżu ciepłego kominka miał niezapomniany smak...

Uwaga, wiosną 2007 powstałe w 1906 r. schronisko na Markowych Szczawinach rozebrano, a nowe ma być gotowe dopiero za kilka lat. Nadal działa GOPR-ówka, w której można znaleźć nocleg. Jeśli wybieramy się na szlak powyżej hali Markowe Szczawiny, warto to zgłosić ratownikom, www.markowe.wierch.pl .

Ostatni raport GOPR o warunkach pogodowych na Babiej Górze: http://tinyurl.com/2p9ps4

Zalecenia GOPR dotyczące bezpieczeństwa turystów: www.gopr.pl