Nie miałem pojęcia o cierpieniach Matki Teresy

Były arcybiskup Kalkuty przez 12 lat trzymał w sejfie listy Matki Teresy do jednego z jej spowiedników. Pisała w nich, że nie czuje obecności Boga, a nawet powątpiewała w Jego istnienie. We wrześniu ukazały się w zbiorze "Mother Teresa: Come, Be My Light?

Książka ukazala sie we wrześniu, w 10. rocznicę śmierci Matki Teresy z Kalkuty. To zbiór listów do jej spowiedników i przełożonych pisanych przez 66 lat. W Kalkucie to teraz delikatny temat. Siostry Misjonarki Miłości odsyłają do postulatora procesu kanonizacyjnego o. Briana Kolodiejchuka - do Nowego Meksyku. Albo do oficjalnego oświadczenia następczyni Matki Teresy, siostry Nirmali. Na rozmowę zgadza się 82-letni były arcybiskup Kalkuty Henry Sebastian D'Souza, który z Matką Teresą współpracował od 1972 r., i który przewodniczył mszy na jej pogrzebie dziesięć lat temu. Czekam na niego 1,5 godz., bo zapomniał o umówionym spotkaniu. Wiatrak mieli powietrze w ciemnym pokoju z drewnianymi kolonialnymi meblami, dużym portretem Matki Teresy, mniejszym Jezusa i Benedykta XVI. Cisza i spokój, chociaż to parę kroków od Park Street, głównej handlowo-restauracyjno-kawiarnianej ulicy Kalkuty. Były arcybiskup mocno ściska dłoń przy powitaniu, jak większość ludzi w Kalkucie. Przyjmuje w ciemnym gabinecie, w którym nawet w samo południe trzeba zapilić świetlówkę, żeby nie siedzieć w półmroku.

Wiedział biskup o tym, że przez 50 lat Matka Teresa męczyła się, że pisała "cisza i pustka jest tak wielka, że patrzę i nie widzę, słucham i nie słyszę "? Albo: "Mówią mi, że Bóg mnie kocha, a w rzeczywistości ciemność, chłód i pustka są tak wielkie, że nic nie trafia do mojej duszy. Czy popełniłam błąd poddając się ślepo wezwaniu Najświętszego Serca?"

- Przeczytałem o tym dopiero w książce. Nigdy mi nie mówiła, że przeżywa "ciemną noc". Zawsze mnie zachęcała do działania, mówiła: "Daj, co możesz, i bierz, co dają". Nie przyszło mi nawet do głowy, że żyje w takiej ciemności.

Do swoich spowiedników pisała, że jej uśmiech to maska, która ukrywa ból i samotność.

- Ale to nie była maska zakładana po to, żeby oszukać ludzi. Ludzie wierzący są czasami samotni, smutni, sfrustrowani, ale kiedy spotykają drugiego człowieka, to się do niego uśmiechają. Mnie zaskoczyło to, że ona tak długo nie miała żadnego znaku od Boga, że tak długo nie czuła jego obecności. Ale sam fakt, że się jednak uśmiechała świadczy o tym, że Bóg z nią był. Przyzwyczaiła się do życia w ciemności i nauczyła pokazywać radość. To dowód, że Jezus jednak był w jej sercu - bez tego nie potrafiłaby okazywać radości. Tego "Time" nie potrafi zrozumieć. Że można nie czuć w sercu Boga, a on jest.

"Time" poświęcił we wrześniu spory artykuł "Come,Be My Light", książka też szerokim echem rozeszła się po świecie. Jaka biskup na nią zareagował?

- To nie był szok, raczej zdziwienie. Mogłem przypuszczać, że osoba obdarzona świętością będzie doświadczać "ciemnej nocy". Ale ona tak długo nie czuła obecności Boga! Dopiero pod koniec życia, już w 1997 r. stała się jakby trochę bardziej radosna, jakby ciemność ją zostawiła, jakby wiedziała, że koniec jest już blisko.

Siostry wiedziały?

- Nie sądzę, żeby o tym opowiadała. Raczej, jak któraś siostra płakała, podchodziła i napominała, że nie można służyć Bogu ze smutkiem w sercu. Że nie można przynosić ciemności ludziom, którzy żyją w ciemności. Nie pozwalała siostrom wychodzić do umierających bez uśmiechu. Piękno jej życia polegało na tym, że pomimo ciemności potrafiła okazywać innym radość. Żaden katolik nie powinien być zaskoczony tymi listami. Dla o. Briana Kolodiejchuka, postulatora jej procesu kanonizacyjnego było jasne, że ona jest święta. Opublikował tylko fakty. Te listy też są dowodem na jej świętość.

Matka Teresa prosiła, żeby je spalić.

- Kardynał Lawrence Picachy, który przekazał mi pakunek z listami do niego, powiedział: "Matka Teresa nie chce, żebym je zatrzymał. Przechowaj je i otwórz po jej śmierci". Wiedział, że będzie święta.

Nie miał biskup pokusy, żeby do nich zajrzeć?

- Nie, to kwestia zaufania. Trzymałem je w sejfie, a kiedy rozpoczęto proces beatyfikacyjny, przekazałem je o. Brianowi. Wtedy też do nich nie zajrzałem. Oddałem wszystkie, tak jak je dostałem.

Do obwołania ją świętą brakuje jednego cudu.

- Ja wiem, że ona jest święta. Nie potrzeba do tego procedur, żeby wstawić ją na "listę świętych". Jest błogosławiona, jest w niebie, to mi wystarczy. Papież Jan Paweł II mógł obwołać ją świętą od razu. Siostra Nirmala pisała do niego, że szkoda marnować pieniądze na proces kanonizacyjny, bo wszyscy wiemy, że ona jest święta. To są zasady Kościoła, nie zasady wiary, papież mógł je obejść. Ale tego nie zrobił. Gdyby zrobił to w przypadku Matki Teresy, pewnie to samo można by było zrobić w jego przypadku.

Więcej o: