Daria Pawęda, dziennikarka, podróżniczka*

Serce zostało na wyspie Bequia na Grenadynach, archipelagu zwanym ?ukrytym skarbem Karaibów?

To raj dla żeglarzy i nurków oraz osób szukających miejsc nieodkrytych przez rzesze turystów. Łańcuch ponad 30 wysp lub raczej wysepek i atoli ciągnie się przez ok. 60 km, od St. Vincent do Grenady; od wschodu obmywają je fale Atlantyku, od zachodu - Morze Karaibskie. Otoczone rafami koralowymi i lazurową wodą posiadają najpiękniejsze plaże na Karaibach. Żeglując 14-metrowym jachtem razem z przyjaciółmi z Holandii natrafiliśmy na najcudowniejszą z nich - Bequię. Zauroczyła mnie od pierwszego wejrzenia. Stała się dla nas główną przystanią podczas rejsu po Grenadynach: mała (ok. 15 km kw.), a zarazem największa z Grenadyn, pełno na niej kwitnących kolorowo krzewów, drzew cynamonowych, dzikich plaż ze złotym piaskiem i mnóstwem palm kokosowych.

Niezapomniany dzień...

miał miejsce na wyspie Phu Quoc w Zatoce Tajlandzkiej, która bywa nazywana perłą Wietnamu - i to nie tylko ze względu na tutejsze hodowle pereł, ale głównie z uwagi na niezwykłe walory przyrodnicze. Dociera na nią niewielu turystów, można tam znaleźć miejsca zupełnie bezludne. Ów dzień spędziłam na dzikiej, rajskiej plaży, podziwiając biały piasek i krystalicznie czystą wodę - prócz mnie nie było nikogo. Phu Quoc słynie też z wytwórni sosu rybnego, który ma wyjątkowo intensywny zapach, ale jego smak sprawia, że stał się jedną z ulubionych przypraw na wielu wytwornych stołach zachodniej Azji.

Najlepsze wakacje spędziłam w...

Jericoacoara, którą uważam za ukryty przed światem raj na brazylijskiej ziemi. To zagubiona wśród żółtych wydm rybacka wioska nad Atlantykiem, według "The Washington Post" właśnie tam znajduje się jedna z dziesięciu najpiękniejszych plaż na świecie. W 2002 r. okolice uznano za Park Narodowy, nie wolno tu budować dróg, zanieczyszczać terenu czy polować, a w samej wiosce nie wznosi się już nowych budynków (ma to powstrzymać rosnącą falę podróżników z Brazylii i ze świata). W Jericoacoara nie ma hoteli tylko pousadas , czyli pensjonaty. Na ich dziedzińcach wiszą kolorowe, haftowane hamaki - każdy inny. Czy może być coś przyjemniejszego niż popołudniowa drzemka w takim hamaku w cieniu drzew caj ?

Dojechałam tam...

vanem, a później ciężarówką. Tak naprawdę to najpierw musiałam spędzić prawie dwie godziny w samolocie z Warszawy do Frankfurtu, następnie dwanaście - z Frankfurtu do Sao Paulo, a potem jeszcze ok. trzy i pół - z Sao Paulo do Fortalezy. Stąd do Jeri (tak zdrobniale nazywa się Jericoacoara) jest ok. 300 km. Blisko pięć godzin jechaliśmy vanem, a ostatni, ok. 20-kilometrowy odcinek pokonaliśmy już ciężarówką. Nie prowadzą tam żadne "prawdziwe" drogi i spory odcinek biegnie przez wydmowy region Ceara, wzdłuż wybrzeża Atlantyku - trzeba wybrać porę odpływu, by trasa była przejezdna.

W Polsce lubię...

miejsca niezwykłe, których mamy mnóstwo. Jak choćby Zalipie, wieś słynna z domów malowanych w kolorowe kwiaty, czy Biskupin z jego rezerwatem archeologicznym z pozostałościami osiedla sprzed 2700 lat (przed wojną zwany Polskimi Pompejami). Będąc w Zalipiu ze wzruszeniem myślę o pani Felicji Curyłowej: patrząc na swój pociemniały od sadzy sufit (było to na początku XX wieku), namalowała na nim wapnem białe kwiaty. Później ozdobiła kwiatami dom, a nawet budę dla psa. Jej zagroda to dziś filia Muzeum Okręgowego w Tarnowie.

Mój ulubiony hotel...

to Green Palace w Varkali, w indyjskim stanie Kerala, malowniczo usytuowany na czerwonym klifie, znakomity przystanek przed wyprawą na rozlewiska Kerali czy romantyczne Lakszadiwy. Z jego okien rozpościera się wspaniały widok na bezkresne Morze Arabskie. Udało mi się tam wspaniale zrelaksować po bardzo męczących warsztatach z klasycznego tańca hinduskiego (Bharatanatyam) oraz południowohinduskiej muzyki klasycznej (Carnatic music). W Green Palace miałam wrażenie, że czas zatrzymał się, a ja jestem zagubiona gdzieś między rzeczywistością a fantazją.

Niebo w gębie poczułam w...

Chorwacji. Wracając z Jezior Plitwickich zatrzymaliśmy się przed domem, gdzie gospodyni sprzedawała miody, wina, śliwowicę i sery własnego wyrobu. Kupiliśmy ogromny, wędzony biały ser - spróbowałam go i poczułam, że to najwspanialszy smak na świecie (kupuję dużo serów, ale żaden nie jest w stanie dorównać tamtemu). Wyjątkowo też smakowały mi potrawy na Grenadzie, leżącej w archipelagu Wysp Zawietrznych, ok. 150 km na północ od Wenezueli. Szczególny smak zawdzięczają przyprawom, głównie gałce muszkatołowej (Grenada to drugi na świecie producent muszkatołowca, a jego owoc znajduje się nawet na fladze tego państwa), ale także goździkom, cynamonowi, kakaowcowi, imbirowi, kurkumie. Tradycyjnym daniem jest mocno przyprawiony oil-down - jego główne składniki to owoc drzewa chlebowego i mięso z kurczaka.

Na wyprawę zawsze zabieram...

przewodniki Lonely Planet (z nimi nie zgubię się na bezdrożach świata) oraz małą Biblię (pomaga mi nie zgubić się w najważniejszej podróży, zwanej życiem), którą dostałam dawno temu na plaży we włoskim Marina di Massa. Od jakiegoś czasu zabieram też różaniec misyjny - jego kolory symbolizujące pięć kontynentów przypominają mi o tych wszystkich miejscach na świecie, które odwiedzam, podróżując.

Nigdy więcej nie powrócę...

do Wietnamu. Chociaż są tam wspaniałe miejsca, jak Chua Huong - Perfumowa Pagoda (kompleks wielu pagód i sanktuariów wśród wapiennych klifów Huong Son - Perfumowej Góry), Hanoi czy wyspa Phu Quock, to jednak nie odpowiada mi mentalność Wietnamczyków. To chyba jedyny kraj, w którym całkiem straciłam apetyt - po spacerze wśród rozwieszonych na sznurkach zwierząt, obejrzawszy na wystawach wielkie słoje z wężami i ptakami, nie miałam ochoty na nic poza jaśminową herbatą. Nawiasem mówiąc miała ona tam zawsze fantastyczny smak.

Wkrótce będę w drodze do...

Australii, gdzie odwiedzę rodzinę. Prosto z Sydney polecę na Wyspy Marshalla, w zachodniej części Oceanu Spokojnego. Mój znajomy z Włoch wybiera się tam na nurkowanie, więc postanowiliśmy spotkać się w tym niezwykłym miejscu. Archipelag tworzą dwa ciągi wysp - Ralik i Ratak - powstałe wokół podwodnych wulkanów, z lagunami pośrodku. Największe atole, Kwajalein i Jaluit, mają ponad 100 km średnicy.

Wymarzony cel podróży:

Wyspa Wielkanocna. Należąca do Chile wyspa słynie z ok. 900 posągów, tzw. Moai, ustawianych na kamiennych platformach zwanych ahu . Większość została wykuta w czarnym bazalcie. Do tej pory nie udało się jednoznacznie ustalić, jakie było ich przeznaczenie. Znaleziono tam również tabliczki z pismem rongorongo, które wciąż nie zostało odczytane. Mottem moich podróży jest zasłyszane kiedyś zdanie: "Happiness is journey, not destination".

*Daria Pawęda jest pasjonatką muzyki etnicznej i tańca, zwłaszcza południowoindyjskiego Bharatanatyam, niegdyś pilot wycieczek, obecnie prowadzi projekty związane z bankowością elektroniczną

Więcej o: