Sprzedawca ziemniaków i piosenek

Rozmowa 4. - streszczona. Marc Fichel od 4 rano do 4 po południu pracuje na targu warzywnym, wieczorami koncertuje z ckliwymi piosenkami o miłości, rasowymi francuskimi chansons

Spotkaliśmy się w zatłoczonym ogródku kawiarni przy kinie Odeon na boulevard Saint-Germain. Rozmowa raczej nadawalaby się do publikacji w "Bravie" albo innej "Dziewczynie", bo Marc niestety nie wychodzi poza teksty swoich piosenek. Jego historia jest jednak ciekawa. W czasie krótkiego pobytu w Paryżu spotkałam cztery osoby, zupełnie niepowiązane ze sobą, które próbują śpiewać romantyczne piosenki w kawiarniach, knajpach, ośrodkach turystycznych. W takim prawdziwie stereotypowym paryskim stylu. A 36-letniemu Marcowi zaczyna się to udawać. W październiku daje koncert na 350 osób. 80 proc. biletów wykupiły dziewczyny, które zaczynają powoli zbierać się w jego fan club. Na jego koncerty przychodzą też fani mistrza Marca, Jeana-Jacquesa Goldmana. Targ warzywny

Od 10 lat Marc sprzedaje na targu pod Paryżem czosnek, cebulę, szalotki i ziemniaki. Jest kierownikiem eksportu. Lubi swoją pracę, bo dobrze zarabia, a ludzie są konkretni. Jak im się coś nie podoba, walą prosto z mostu, nie owijają w bawełnę jak w paryskich kawiarniach. Dzięki swojej pracy poznał całkiem sporo Polaków - pracujących dla irlandzkich firm kierowców ciężarówek. Jego firma eksportuje z Polski "dobrą twardą cebulę". Był też w Polsce, w Warszawie i Poznaniu. Zewsząd słyszał, że Polska świetnie się rozwija, ale zupełnie nie zauważył. Zobaczył ludzi albo bardzo biednych, albo bardzo bogatych. Przygnębiły go szare blokowiska i rodzina, która w swoim koszu w supermarkecie miała głównie ziemniaki. Już podczas tej krótkiej biznesowej podróży upewnił się (z napisów na ścianach domów), że tak jak słyszał, Polska jest krajem, gdzie nie ma Żydów, ale jakimś dziwnym zrządzeniem losu antysemityzm jest ciągle żywy. Rodzina

Jego matka uciekła ze swoimi rodzicami z Rumunii, ojciec urodził się w Paryżu w rodzinie niemiecko-litewskiej. Tylko on z rodziny nie został dentystą a zabrał się za biznes ziemniakowo-cebulowy. Wychował się na przedmieściach Paryża w Champigny sur Marne. Jak to na przedmieściach, trzeba było sobie dawać radę z chłopakami silniejszymi od siebie. I czasem się to udawało, a czasem nie. Swoją dziewczynę, sabra, czyli urodzoną w Izraelu poznał przez internetową randkownię dla Żydów. Mówi, że w Paryżu łatwo o dziewczynę na jedną noc, ale znacznie trudniej o taką, z którą można założyć rodzinę, i nie pyta najpierw o zarobki. Nie jest za bardzo religijny, ale wierzy w jednego Boga. Chansons

Na początku tego roku wrzucił na myspace.com swoje piosenki, które, jako samouk, komponuje i pisze od kilkunastu już lat. Podrzucił je klubowi w Brukseli, dostał zaproszenie na kilka koncertów. Potem to samo zrobił w Paryżu i znów dostał zaproszenie. Jak piosenka wpadnie mu do głowy przy ziemniakach, wyciąga komórkę i nagrywa się na swoją pocztę głosową. Oprócz propozycji koncertów, dostał ostatnio propozycję skomponowania muzyki do filmu i pisania tekstów dla francuskich gwiazdeczek pop. Jakich, nie chciał powiedzieć, bo obowiązuje go tajemnica. I oczywiście nie porzuca ziemniaków, bo jeszcze daleka droga do tego, żeby mógł się utrzymywać z muzyki. Swoją pierwszą płytę nazwał "Wytwórca piosenek"(Faiseur de chansons). Do posłuchania na myspace.com

Więcej o: