Byliśmy też w Toskanii, ale zabrakło nam czasu, by zwiedzić Arezzo, więc musimy znów wrócić. Chyba będziemy już tam wracać co roku, bo zawsze jest jeszcze coś do zobaczenia albo coś tak nas urzekło, że chcemy zobaczyć to jeszcze raz. Na razie odwiedziliśmy Włochy cztery razy. Wcześniej głównie jeździłam do Skandynawii, Anglii, Beneluksu. Miałam tam też wystawy i bardzo często zdarzało się, że podchodzili ludzie, którzy patrząc na moje prace, pytali, z jakiej części południa pochodzę. Nie wierzyli, że przyjechałam z Polski, bo ich zdaniem moja ceramika jest odzwierciedleniem wszystkiego, co kojarzy się z ciepłymi miejscami Europy. Musiałam więc pojechać do Włoch, żeby sprawdzić, czy tak jest, i okazało się, że rzeczywiście to moje klimaty, kolory, nasycenie barw. Bardzo lubię siedzieć na ziemi wśród moich turkusowych jaszczurek na piaskowym płomiennym tle. Jestem człowiekiem na baterie słoneczne.
miał miejsce oczywiście we Włoszech. W ubiegłym roku pojechałam tam sama (mąż został z naszymi kotami). Tego dnia najpierw byłam na Capri, a potem pojechałam do Pompei. To dwa odmienne światy. Miałam niesamowite uczucie, jakbym przeniosła się w czasie i przestrzeni. Capri, biało-niebieskie, turkusowe, bajkowe, pełne słońca i ludzi. W Pompejach, w tym odkopanym świecie, poczułam się jak zawieszona w czasie. Uświadomiłam sobie, że znajduję się w miejscu, które przez tyle lat było zakopane i jakby czekało na odkrycie. Gdy stanęłam na głównym placu, zobaczyłam piaszczystą drogę, którą ludzie chodzili przed tysiącami lat. Zostawili ślady, którym zrobiłam zdjęcie. Moje ulubione, chciałabym z niego zrobić fototapetę.
drogi, posadzki, podłogi, ulice. Mówią bardzo dużo o społeczności, kulturze, ale i o nas. Podczas gdy większość turystów patrzyło w górę na błękitne niebo i wieże kościołów, ja patrzyłam pod nogi, na chodniki, ulice i robiłam zdjęcia. Powstała niezwykła kolekcja, którą chcę pokazać w zestawieniu ze zdjęciami znajomego, który fotografował niebo w dalekiej Skandynawii. Muzea nie są najważniejsze. Czasami w małym wiejskim kościółku można zobaczyć cuda, o których w albumach nie ma ani słowa. Najwspanialsze dla mnie jest chodzenie po zakamarkach, gdzie zwykle turyści nie wchodzą. Przewodnicy mają więc ze mną sporo problemów, bo zawsze się zawieruszę w jakimś podwórku, gdzie zauważyłam niezwykły kolor ściany, fragment mozaiki, ciekawe kafelki czy posadzkę. A tego we Włoszech nie brakuje.
Najbardziej jednak urzekła mnie jedna w Pompejach droga - kamienny trakt z koleinami głębokości 25-30 cm. Ile musiało przejechać kół, by wyżłobić te koleiny w twardej skale? To niepojęte. Takie miejsce uświadamia mi moją małość, że nasze życie to chwila. Dlatego postanowiłam, że zacznę zakopywać swoje prace u siebie w ogrodzie. Może kiedyś ktoś je wykopie i w ten sposób przetrwam? (śmiech).
samochodem. Zwykle tak podróżuję, bo najłatwiej wtedy zrealizować założony plan. Nie mogę usiedzieć w jednym miejscu, więc samochód jest niezbędny, by co dzień wyjeżdżać gdzieś indziej. Zawsze mam mapę, wywiad środowiskowy i dokładnie opracowany program wycieczek.
są jeszcze przede mną.
mój gród w podzielonogórskich Cigacicach i Odrę. Urodziłam się we Wrocławiu, który swymi kamienicami i podwórkami urzeka mnie do dziś. Dlatego dla mnie wszystko, co jest nad Odrą, jest najpiękniejsze. Stąd też decyzja, by zamieszkać w nadodrzańskich Cigacicach z widokiem na rzekę. Dom stoi na wysokiej skarpie, skąd spoglądamy na Pradolinę Odry. Kiedyś dom i stodoła były w ruinie. Znajomi przyjeżdżali i udawali, że tego nie widzą. Teraz siadają przed dużym oknem i pieją: "Ale tu macie ładnie!". A jak cudownie się płynie Odrą na tratwie! W ubiegłym roku płynęłam z flisakami, którzy co roku organizują spływy. W Polsce uwielbiam też lasy. Nigdzie indziej w Europie nie ma takiej swobody wchodzenia do lasu, zbierania grzybów.
mężem, bo jest nie tylko świetnym towarzyszem, ale i kierowcą.
to zamek w Macerino (w Umbrii) otoczony metrowej wysokości murem. Trudno tam dojechać, bo wiedzie do niego 6-kilometrowa szutrowa droga. Okien się tam nie otwiera, masa gołębi co jakiś czas zrywa się do lotu, a z tarasu jest przepiękny widok na góry. Nocą w absolutnej ciszy latają świetliki. Cudowne miejsce.
gdy po raz pierwszy jadłam prawdziwą pizzę neapolitańską - cieniutkie, lekko chrupiące ciasto z dodatkiem oliwy, a na nim tylko pomidory i cztery rodzaje sera. Przepis opracowałam, jedząc ją, i teraz podaję ją w domu co tydzień. No i kawa włoska. Cappuccino, które pijemy w Polsce, nawet się nie umywa do tego prawdziwego.
dwa aparaty, szkicownik, ołówki i farby, ale najczęściej nie mam czasu malować, więc kończy się na szkicach. Nie zabieram nigdy lekarstw, więc, jak radziła moja mama, zawsze mam piersiówkę z jakąś ziołową wódką.
nie ma takiego miejsca.
Włoch (śmiech), muszę przecież zobaczyć Arezzo. Przy okazji może uda mi się też dotrzeć do niezwykłego miejsca, o którym wyczytałam w przewodnikach. Na samym końcu "buta" jest taka góra, z którego widać i Morze Jońskie, i Tyrreńskie. Stoi tam też kościół z 20 kolumnami, a każda wykonana jest z innego kamienia. Bardzo bym chciała zobaczyć to na własne oczy.
Hiszpania i Portugalia. Kusi mnie tamtejsze słońce, ceramika i wino, chociaż mąż namawia na Grecję.