Pozbywszy się ostatnich reali (przez niektórych rodaków zwanych "brazylami"), chwyciłam pośpiesznie zawiniątko, nie bardzo wiedząc, co zawiera.
Przyjrzałam mu się dopiero w samolocie. Lot nad Atlantykiem trwa ok. 11 godzin, miałam więc sporo czasu na przestudiowanie opakowania. "Ingrediente: Banana, Produto Natural, Valor Energético 300 Kcal/1267 Kj dla 100 g, w tym: proteinas, fósforo, potássio, cálcio, magnésio, vitamina A i vitamina C". Producent, oczywiście Industria Brasileira.
Brazylia należy do ścisłej światowej czołówki eksporterów bananów. Rośnie ich tam mnóstwo odmian, a najprościej podzielić je na spożywane na surowo i przeznaczone do gotowania. Poszczególne odmiany mogą różnić się wielkością (najmniejsze owoce mają kilka centymetrów), kolorem (niektóre mają czerwoną skórkę i miąższ, a pachną podobno jak maliny) i przeznaczeniem (bywają niejadalne dla człowieka, ale świetnie nadające się na paszę dla zwierząt).
Bananowiec (średnia wysokość 3-6 m) jest byliną, nie zaś drzewem. Nie posiada pnia, a liściastą łodygę można ściąć nawet nożem. Przeciętnej długości liść jest wielkości człowieka, a często dużo większy. Ogromne, czerwono-fioletowe kwiaty, rzadko mniejsze niż jednometrowe, zapylają ptaki i nietoperze. Jadalna jest zarówno łodyga, jak i kwiatostan. Owoce można kandyzować, piec, suszyć i gotować, robi się z nich mąkę, dżemy, suchary i chipsy.
W Brazylii jadłam banany pieczone, mus z bananów, ciasto z bananami, banany w naleśniku z mączki maniokowej.
"Banana Passa" zjem sobie teraz!
Banana Passa: paczka 11x8x3 cm, pojedynczy batonik ok. 8 cm długości