Czarują kolory. Błękit nieba odbija się w wodach Rodanu i Saony, wyżej, na zboczach starówki, ochra i róż kamieniczek siedzących jakby jedna na drugiej, kaskadowo. Przy ulicach Saint Georges, Saint Jean i Juiverie stoją najpiękniejsze renesansowe domy z misternymi fasadami, podcieniami i arkadowymi podwórzami.
Rue de la Republique w połączeniu z rue Victor Hugo od placu Carnot do opery to najdłuższy deptak w Europie. Po obu stronach banki, butiki, kina, kawiarnie i restauracje. Miałem szczęście, bo podczas całego pobytu słońce podbarwiało ciepłe kolory miasta. A wieczorami ujawniała się jego nowa twarz. Widać, że nie oszczędza się tu na elektryczności, iluminując wszystko, co na to zasługuje.
Zwiedzanie najlepiej zacząć od "spojrzenia z góry", czyli z tarasu Esplanade na wzgórzu Fourviere. Można się tu wspiąć (mozolnie) schodkowymi uliczkami. Jedna z nich - Montée Nicolas de Lange - ma 560 stopni. Ale to nie wystarczy, by znaleźć się na górze, radzę więc na Fourviere wjechać kolejką - stacja Vieux Lyon. W jej bliskim sąsiedztwie stoi katedra św. Jana, siedziba biskupów Lyonu wznoszona przez ponad 300 lat (XII-XV w.). Pyszni się arcydziełem sztuki zegarmistrzowskiej - czasomierzem, który przez 600 lat (aż do 2000 r.) wskazywał dni świąt ruchomych. Teraz wybija godziny oszczędnie, cztery razy na dobę (12, 14, 15, 16). Kiedy już wjedziemy na wzgórze, możemy wejść jeszcze wyżej - na wieżę obserwacyjną Bazyliki Notre Dame de Fourviere. Nad nami będzie już tylko Michał Archanioł spoglądający na miasto z kopuły bazyliki (jako posiadacz karty LCC wycieczkę na wzgórze i wieżę obserwacyjną miałem gratis).
Na Fourviere wznosi się, podobna do wieży Eiffle'a, Tour Metallique z 1893 r., ale nie można powiedzieć, by wzgórze zdobiła. Odwracamy się więc do niej plecami i z tarasu wypatrujemy w panoramie miasta obiekty do obejrzenia z bliska. Wzrok kieruje się przede wszystkim na 142-metrowy "Crayon" (Ołówek), jak nazywają ten wieżowiec liończycy, którego właścicielem jest bank Credit Lyonnais. Wieńcząca go szklana piramida jest dziełem urodzonego na Syberii syna polskich zesłańców z francuskim rodowodem - Stefana du Chateau (1908-99), absolwenta politechniki lwowskiej.
Łatwo wypatrzyć z tarasu charakterystyczny gmach opery z 1829 r. przykryty dachem przez światowej sławy architekta Jeana Nouvela w 1990 r. ( http://www.opera-lyon.com ). Opera jest dumą miasta, podobnie jak występujący na jej scenie awangardowy zespół baletowy. Skoro już jesteśmy na wzgórzu Fourviere, warto zobaczyć także teatr z 15 r. p.n.e. oraz Muzeum Cywilizacji Galijsko-Romańskiej ( http://www.musees-gallo-romains.com ), w którym zgromadzono liczne pamiątki z czasów rzymskiej przeszłości Lyonu: posągi, miecze, monety, mozaiki, pierścienie.
Widok na miasto z tarasu Esplanade na wzgórzu Fourviere, choć ekscytujący, nie wszystko nam odsłoni. Z tej odległości umyka naszej uwadze dzielnica Part-Dieu. W średniowieczu obszar ten nazywano "własnością Pana Boga". I zapewne z szacunku dla Stwórcy nie był urbanizowany aż do połowy XIX w., kiedy zbudowano tu koszary. Istniały aż do 1967 r. Wówczas podjęto decyzję o stworzeniu w tym miejscu nowego centrum miasta. Wzniesiono ratusz aglomeracji Wielki Lyon, największe w Europie centrum handlowe, hotele, biurowce, wspaniały gmach w kształcie muszli (siedziba orkiestry symfonicznej), bibliotekę miejską, drugi dworzec kolejowy.
Z góry nie zobaczymy też w dzielnicy Croix-Rousse wąziutkich przesmyków między domami, niemal legendarnych trabul (la traboule , od łacińskiego trans ambulare - przechodzić przez), którymi podczas okupacji przemykali członkowie ruchu oporu z Resistance, a wcześniej służyły w niepogodę tkaczom do transportu bel cennego jedwabiu (w XVIII w. Lyon był największym w Europie ośrodkiem jedwabnictwa z 28 tys. warsztatów tkackich). Nie można ominąć olśniewającego jedwabiami, tkaninami i dywanami muzeum tkactwa - Musee Historique des Tissus.
Trabuli jest w Lyonie aż 230, ale nie ufajmy ich planom opublikowanym w internecie ( http://www.lyontraboules.net ). Idąc z wydrukowanym planem w ręku, możemy się nagle natknąć na zamkniętą furtkę - podobno miasto nie chciało zwracać właścicielom domów kosztów oświetlenia tych przejść.
Ze wzgórza Fourviere nie zobaczymy też murali zdobiących miasto dzięki istniejącej od 1978 r. grupie artystycznej Cité de la Création (pracuje również za granicą, w Jerozolimie stworzyła cykl fresków "Dzieci Pokoju"). Na skrzyżowaniu rue de la Martinier i quai de la Pecherie zwraca uwagę ogromne malowidło upamiętniające 25 wybitnych mieszkańców, do których zaliczono także Małego Księcia, bohatera książki Antoine'a de Saint-Exupéry. Trudno przejść obojętnie obok "Wieży Babel", malowidła na rogu avenue Berthelot i boulevard des Etats-Unis.
Kiedy znajdziemy się na dole, nie odmówmy sobie wizyty w Muzeum Marionetek, które jest częścią muzeum historii miasta (metro Vieux Lyon, http://www.museegadagne.com ). Króluje w nim Guignol, jedna z najsłynniejszych kukiełek świata, chłopek roztropek, dobroduszny, ale i przebiegły, wychodzący z każdej opresji w stylu "moje na wierzchu". Trzeba też zajrzeć do muzeum braci Lumiere (metro Montplaisir-Lumiere, http://www.institut-lumiere.org ), które mieści się w domu ojca utalentowanych wynalazców kinematografu. Obok stoi Hangar Pierwszego Filmu, gdzie obecnie w odbywają się pokazy klasyki filmowej.
Sercem miasta jest Presqu'ile. To ogromny półwysep zrodzony przez kaprys Rodanu i Saony, które w tym miejscu się spotkały - od 1999 r. na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Centrum Presqu'ile zajmuje plac Bellecour (62 tys. m kw.) przypominający gigantyczne boisko do gry w tenisa z powodu czerwonego żwirku, jakim został wysypany (z nieznanych powodów). Spogląda na to, jakby nieco zdziwiony, z siodła rumaka Ludwik XIV w stroju rzymskiego cesarza. Liończycy pozostawili w spokoju króla na cokole, ale np. ulicę Cesarską zmienili na Republikańską. Na placu przybył mu do towarzystwa pomnik Saint-Exupéry'ego, którego nazwisko dodano do nazwy miejscowego międzynarodowego portu lotniczego. Na innym placu Półwyspu Presqu'ile - place des Terreaux, podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej wzniesiono gilotynę, której ostrze spadło 2 tys. razy. Teraz 69 strumieni bijących z fontann symbolicznie zmywa tamten grzech historii. Zwracają uwagę cztery spienione konie ciągnące rydwan. Autor tej rzeźby-fontanny, Frederic Auguste Bartholdi, zaprojektował nowojorską Statuę Wolności. Przy placu des Terreaux wznosi się również renesansowy ratusz oraz Pałac św. Piotra (dawne opactwo benedyktyńskie), mieszczący Muzeum Sztuk Pięknych, chlubiące się mianem małego Luwru. I nie ma w tym zbyt wielkiej przesady. Czy można przejść obojętnie obok rzeźb Rodina, obrazów Veronesego, El Greca, Rubensa, Maneta, Moneta, Matisse'a, Gauguina i Picassa?
Choć Lyon jest miastem sztuki, są podobno i tacy turyści, którzy przyjeżdżają tu jedynie po to, by ucztować. Twierdzą, że tylko tu zjedzą tak smakowitą zupę z kraba z szafranem, ravioli nadziewane ślimakami czy szparagi z musem z ostryg. Tak czy inaczej, dosyć powszechna jest opinia, że w tym mieście sztuka kulinarna jest sztuką życia.
A wszystko zaczęło się od tego, że przed laty słynny smakosz Curnonsky, zwany księciem kucharzy, oświadczył po bankiecie: "To miasto stało się światową stolicą gastronomii!". I tak już zostało. Wysiłek niezliczonych pokoleń liońskich mistrzów warząchwi, rzeźników, kiełbaśników i cukierników zakończył się wielkim triumfem. Znajduje on potwierdzenie każdego dnia w każdej restauracji, barze, a zwłaszcza w istniejących tylko w Lyonie knajpkach nazywanych bouchon . Słowo to znaczy "korek", ten od butelki i uliczny, oraz - o czym zapominają nawet liończycy - wiechę z gałązek, jaką niegdyś nad drzwiami znaczono gospody. W bouchon można odzyskać wiarę nawet w pospolitą skądinąd kiełbaskę, pod warunkiem że będzie to kiełbaska gnafron w sosie śmietanowym.
Siedzę w buchon Le Garet. Ze ściany spogląda na mnie bystrym okiem zagadkowy brunet. Duże litery na fotografii nie budzą wątpliwości: "WANTED" (poszukiwany). - Któż to taki? - pytam kelnera. Uśmiecha się - To szef kuchni Julien Emanuelli. Czyżby monsieur Emanuelli coś przeskrobał? Ja mógłbym mu co najwyżej pogratulować jagnięciny a la Curnonsky.
A propos Curnonsky'ego... Wymyślił sobie to niby-nazwisko z dwu łacińskich słów cur i non (dlaczego nie) + sufiks sky Maurice Edmond Sailland. "A dlaczego nie Curnonsky?" - pytał ów książę kucharzy, łakomczuch i dziennikarz, którego korzenie rozsiane są po wschodniej Europie, i dodawał: żaden ze mnie Rosjanin, ani Polak, ani Żyd, ani też Ukrainiec, ale przeciętny Francuz, czyli facet uwielbiający wino. Jego ulubione powiedzonko: "Aby człowiek był szczęśliwy, wystarczy dobre legowisko i smacznie zastawiony stół" - docenił Larousse - z tekstów Curnonsky'ego drukowanych w czasopiśmie "Kuchnia i wina Francji" powstała ponad 800-stronicowa książka.
Historia Lyonu jest nieporównanie grubsza. Liczy ponad 2 tys. lat. Najpierw powstała tu w 43 r. p.n.e. - proklamowana przez Juliusza Cezara - rzymska osada wojskowa Lugdunum, która z czasem stała się najważniejszym miastem trzech galijskich prowincji cesarstwa rzymskiego. Dopiero jednak po kilkunastu wiekach można było mówić o nowożytnym francuskim mieście Lyon. Dziś ta wielka, druga po Paryżu aglomeracja jest do tego stopnia przytulna, że na dobrą sprawę - jak się przekonaliśmy - można po niej poruszać się pieszo.
Tu 1 sierpnia 10 r. p.n.e. urodził się cesarz rzymski Klaudiusz, tu w 1532 r. ukazała się pierwsza część dzieła Françoisa Rabelais "Gargantua i Pantagruel", tu narodził się Guignol, przyszli na świat wynalazcy kina bracia Lumiere (Auguste Marie Louis 19 października 1862, Louis Jean 5 paździrnika 1864), najsłynniejszy kucharz świata Paul Bocuse (1926), Saint-Exupéry (1900), piosenkarz i kompozytor Jean Michel Jarre (1948). To wiem na pewno. Lecz ciągle nie wiem, kto byłby lepszym przewodnikiem po Lyonie - Guignol czy Mały Książę?
Z Warszawy LOT-em codziennie (z wyjątkiem sobót); autobus z lotniska Saint-Exupéry do centrum (25 km) co 20 min - 8,40 euro
LCC (Lyon City Card) kupimy w Pavillon du Touriste na Place Bellecour, 1-dniowa 18 euro, 2 - 28, 3 - 38, młodzież 50 proc. taniej; LCC zapewnia bezpłatne przejazdy, muzea, wystawy, koncerty. Bilet jednorazowy komunikacji miejskiej - 1,50, 1-dniowy - 4,30